Niedawny sondaż pracowni Opinia 24 pokazał, że gdyby wybory odbywały się obecnie, do parlamentu weszłyby tylko KO, PiS i Konfederacja. Donald Tusk ogromnie się ucieszył. Być może czuje już smak przeżuwanych kości swoich niedawnych koalicjantów. Ta satysfakcja może jednak nie przełożyć się na samodzielny rząd.
Wobec bezsilnych Lewicy i Polski 2050, którym nie udało się w ramach Koalicji 15 października obronić swoich najważniejszych postulatów (aborcji, związków partnerskich, rozdziału państwa od Kościoła i zatrzymania wycinek w lasach) i którym nie udaje się skonstruować nowej oferty dla młodych i kobiet (Lewica) ani klasy średniej ze średnich miast (Polska 2050) – ci, co nie chcą wzrostu poparcia dla Konfederacji, mogą liczyć już tylko na Stanowskiego.
Stanowskiemu udało się stworzyć dobrą atmosferę do dłuższej i szczerej rozmowy, w czasie której Mentzen pokazał to, czego rynsztok jest pełen, a co na trotuarze nie wygląda najlepiej. Gwałt to według niego zaledwie nieprzyjemność, studia powinny być dostępne tylko dla dzieci z bogatych domów oraz wybitnie uzdolnionych, wyłącznie zamożnym należy się dostęp do lekarza, biedak niech idzie do znachora, za to nawoływanie do nienawiści nie powinno napotykać żadnych przeszkód.
czytaj także
Zwykła pani na Marszałkowskiej, kupująca szynkę z groszkiem, spojrzy na to ohydztwo i zakrzyknie Gałczyńskim: Menzu, och, och, popats, jaka strasna zaba! Pod warunkiem że ogląda Stanowskiego i nie wpadnie w sidła polaryzacji, w której każdy, ale to każdy, będzie lepszy niż ten drugi.
Konfederacja w kampanii prezydenckiej wygrywa z PiS. Mentzen okazuje się ciekawszym politykiem od Nawrockiego. Już dawno przebił pułap własnego bazowego elektoratu, podczas gdy za Nawrockim wciąż nie stoją wszyscy zwolennicy PiS. Oczywiście trzeba zważyć proporcje – bazowy elektorat Konfederacji to jakieś 7 proc., każdy punkt więcej to już zwycięstwo, a PiS oddał władzę, mając 35 proc.
Nawrocki jedzie na wyższym koniu, ale to Mentzen jest na fali wznoszącej i nikt nie rzuca mu wyzwania. Konfederacja wygrzebuje się z prawicowego rynsztoka, zostawiając tam Brauna i Korwina-Mikkego, na trotuar, gdzie każdemu potrafi powiedzieć coś miłego: że da się bez podatków, że chodzi o wolność, że w tej chwili Unia Europejska jest nam potrzebna, zdarza się nawet pochwała regulacji w trosce o środowisko. Nie jest to wcale spójne, czytane razem nie ma sensu, ale jako hasła kierowane do różnych grup na Instagramie czy TikToku – sprawdza się. Nie ma paragrafu na kłamstwa wygłaszane publicznie.
Jeśli Mentzen nie potknie się o własne nogi, to tylko nalot czarnych łabędzi będzie mógł go powstrzymać. A jeśli przejdzie do drugiej tury, jeszcze przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi w 2027 roku sytuacja w polskim parlamencie może się znacząco zmienić.
czytaj także
Ze środka na prawą stronę trotuaru stacza się bowiem Koalicja Obywatelska. Przepychająca przez Sejm i Senat łamiącą konstytucję, konwencje i traktaty międzynarodowe ustawę azylową, nawołuje ustami posła Zembaczyńskiego do strzelania do ludzi, miesiącami pozwala rolnikom blokować strategiczną granicę z Ukrainą, odbiera ukraińskim dzieciom 800 plus i spycha kwestie klimatu z pozycji oczywistych wyzwań na listę roszczeń niepraktycznych pięknoduchów.
Niedawny sondaż pracowni Opinia 24 pokazał, że gdyby wybory odbywały się w tej chwili, do parlamentu weszłyby tylko KO, PiS i Konfederacja. Donald Tusk ogromnie się ucieszył. Być może czuje już smak przeżuwanych kości swoich niedawnych koalicjantów. Ta satysfakcja może jednak nie przełożyć się na samodzielny rząd.
Wtedy rozgrywającym okaże się Konfederacja. A mniejszym złem wobec koalicji Konfederacji z PiS – koalicja Konfederacji z KO. Posypią się głosy Silnych Razem, że konfederatów da się ucywilizować, że jeśli Mentzen będzie chciał zostać wicepremierem, to będzie musiał obiecać, że nie zagłosuje przeciw aborcji. Że w gruncie rzeczy to liberałowie, więc w kwestiach gospodarczych będzie się można dogadać. Leszczynę wymieni się na kogoś, kto nie chce uderzać składką NFZ w przedsiębiorców i kogo w sumie byłoby dobrze wsadzić na minę, bo za bardzo podskakuje.
Ukłonem w stronę Konfederacji może okazać się z kolei jakaś ustawa o wrogach narodu, którzy utrudniają ochronę granic i obniżenie minimalnego wieku zatrudniania dzieci, tak jak to jest teraz w USA, byle gospodarce dostarczyć tanich – choć białych – rąk do pracy. Umówmy się, dzieci to dopiero przyszli ludzie (chyba że płody), nie mają przecież jeszcze wolności sumienia, więc można im płacić mniej. Na początek niech te ukraińskie odpracują 800 plus.
Majmurek: Czy powinniśmy trzymać kciuki, by Mentzen rozbił duopol?
czytaj także
Edukacja i tak się w Polsce prywatyzuje. Jako kraj pogranicza nie możemy w obywatelach rozpalać zbyt wielkich ambicji – musimy dostarczać taniego życia, na potrzeby fabryk broni i na 300-tysięczną armię, która śni się Kosiniakowi-Kamyszowi. Jeśli do zaniżonego w ten sposób poziomu skomplikowania systemu dołożymy permanentny stan wyjątkowy, wynikający z bezpośredniego zagrożenia agresją Rosji, to rządzenie bez oglądania się na regulacje będzie całkiem przyjemne.
Zaraz ktoś powie, że nie powinnam tak ostro atakować rządu Donalda Tuska przed wyborami, bo pomagam PiS. Ale sami przyznajcie, że im bardziej lewa strona czuje się dotknięta, im głośniej piszczy ze swoich biednych, „skrajnie proczłowieczych” pozycji, że na granicy nie ma żadnego Boga, a honoru to już na pewno, tym bardziej uwiarygadnia woltę Platformy.