Powrót dzieci do szkoły dla wielu rodzin oznacza duże wydatki. Szczególnie dotkliwe dla uczniów i rodziców niezamożnych, zwłaszcza będących w szkole średniej. Miniona dekada przyniosła nowe narzędzia zmniejszające ciężar kosztów związanych z rokiem szkolnym – dziś to jednak za mało.
Wyposażenie uczących się dzieci i młodzieży w materiały niezbędne do szkoły zawsze generuje wydatki w budżecie domowym: chodzi nie tylko o podręczniki, ale także zeszyty i przybory szkolne, ubiór i obuwie na zajęcia sportowe i masę innych, jak np. nowy tornister. Ten rok – w obliczu inflacji – będzie szczególnie ciężki, zwłaszcza dla rodzin z trudem wiążących koniec z końcem.
Po pierwsze, bo niemiłosiernie rosną wciąż inne wydatki – w tym na żywność i inne podstawowe potrzeby, a po drugie, bo drożeją same materiały edukacyjne. Komponenty do ich produkcji, energia oraz transport drożeją błyskawicznie, co przekłada się na cenę produktu, a czego nie zrekompensuje refundacja ze środków publicznych. Koszt wyprawki na nowy rok może wynieść – jak wynika z badania Nationale-Nederlanden około 500 złotych dla uczniów szkół podstawowych i około tysiąca w przypadku szkół średnich. To dużo na płytką kieszeń.
czytaj także
Bezpłatne podręczniki (nie dla wszystkich) i 300+
Szczęśliwie, w minionej dekadzie wmontowano w system bezpieczniki amortyzujące koszty dla rodzinnych portfeli, choć dziś wymagałyby one modyfikacji. Najpierw rząd PO-PSL wprowadził darmowe podręczniki. Początkowo jedynie bezpłatny elementarz dla pierwszaków, ale w kolejnych latach publiczną refundację rozciągnięto na starszych uczniów wszystkich klas, ale bez szkół średnich. Do dziś uczniowie liceów, techników i szkół zawodowych są z tego wsparcia wyłączeni, zatem koszt podręczników pokrywają z własnej i rodziców kieszeni. Jeśli chodzi o młodsze dzieci, to państwo zapewnia podręczniki i pomoce naukowe do obowiązkowych przedmiotów, ale już np. podręczniki i zeszyty ćwiczeń do pozostałych (np. drugiego języka) czy repetytoria trzeba sfinansować sobie samodzielnie.
Szerszy zasięg ma przyjęty już za rządów Zjednoczonej Prawicy i również działający do dziś program Dobry Start. Środki w wysokości 300 złotych przyznawane są – po złożeniu stosownego wniosku – wszystkim uczniom jednorazowo z samego tytułu rozpoczęcia roku szkolnego.
Warto podkreślić, że obydwa typy wsparcia, tzn. i darmowe podręczniki, i Dobry Start przyznawane są niezależnie od kryteriów dochodowych i ogólnej sytuacji socjalnej rodziny. To istotna zmiana wobec stanu rzeczy sprzed dekady, kiedy wsparcie publiczne w ponoszeniu kosztów było selektywne, zależne od niskiego dochodu – z wyłączeniem dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, które otrzymywały pomoc niezależnie od sytuacji ekonomicznej. Do dziś zresztą dzieci z niepełnosprawnościami uczące się w wybranych typach szkół (ponadpodstawowych, artystycznych, branżowych) mogą po złożeniu wniosku (termin do 9 września!) otrzymać – poza tymi mechanizmami wsparcia – jeszcze dodatkową pomoc w ramach programu Wyprawka szkolna + na zakup książek i innych pomocy edukacyjnych. Wysokość wsparcia różni się zależnie od stopnia niepełnosprawności – najwyższa stawka wynosi do 445 złotych.
Nieobjęci wsparciem
Skoro istnieją różne narzędzia pomocy i coraz więcej jest do nich uprawnionych, to w czym problem? Po pierwsze, jak już była mowa, bezpłatne podręczniki kończą się na etapie szkoły podstawowej. Starsza młodzież jest z nich wykluczona, a to właśnie w tej grupie koszty mogą być największe ze względu na rosnącą liczbę przedmiotów i coraz obszerniejsze podręczniki. Nieraz też młodzież zmuszona jest do zakupu dodatkowych materiałów edukacyjnych, np. w związku z przygotowaniem do matury. W szczególnie trudnej sytuacji muszą być uczniowie szkół średnich nieogólnokształcących. Oprócz ogólnych materiałów dydaktycznych muszą bowiem kupować jeszcze podręczniki do kierunkowych przedmiotów zawodowych i nieraz inne akcesoria, związane z profilem danej szkoły lub klasy. Jeśli dodamy do tego fakt, że do szkół nielicealnych trafia statystycznie częściej młodzież o niższym statusie społeczno-ekonomicznym, to okaże się, że z kluczowych instrumentów pomocy wyłączeni są ci, dla których bariery uczestnictwa w systemie edukacyjnym są najwyższe.
HiT i podręcznik prof. Roszkowskiego to nie problem, tylko symptom
czytaj także
Program Dobry Start (potocznie: 300+) obejmuje na szczęście już wszystkich uczniów, w tym szkół średnich wszelkich rodzajów (do 20. roku życia, a w przypadku uczniów z niepełnosprawnościami – do 24. roku życia). W tym roku wniosek można niestety złożyć tylko online, co może stanowić barierę dla niektórych osób wykluczonych cyfrowo, gorzej wykształconych czy słabo zorientowanych w biurokracji. Do tego na wypłatę świadczenia trzeba nieraz poczekać nawet parę tygodni od momentu złożenia wniosku – a wymagane zakupy szkolne trzeba zrobić już teraz. Wreszcie, realna wartość świadczenia (tzn. jego siła nabywcza) spadła od czasu jego przyjęcia przed kilkoma laty – kwota 300 złotych może tylko częściowo i w coraz mniejszym stopniu rekompensować wydatki na potrzebne materiały. Dla rodzin biednych te dodatkowe kilkaset złotych, jakie trzeba i tak wydać, to nadal finansowe wyzwanie.
Trzeba przy tym pamiętać, że część rodzin z dziećmi wciąż jest zagrożona ubóstwem skrajnym (w 2021 roku dotyczyło to 5,3 proc. gospodarstw z osobami do 17. roku życia). Do tego mniejszy lub większy niedostatek dotyka też wielu tych, którzy nie mieszczą się w grupie skrajnie ubogich, przekraczają bowiem linię tzw. minimum egzystencji. Zarazem część niezamożnych rodzin z uczącą się młodzieżą wykracza poza progi uprawniające czy to do świadczeń pieniężnych z pomocy społecznej, czy to zasiłku rodzinnego, niepodnoszonych od lat lub tylko o niewielkie kwoty. I tak np. próg uprawniający do świadczeń z pomocy społecznej to od stycznia 2022 roku (w przypadku wieloosobowych gospodarstw) zaledwie 600 złotych netto na osobę, co wyklucza z tego świadczenia np. pracującą za najniższą płacę krajową matkę dwójki dzieci.
To istotne również dlatego, że od wysokości progu w pomocy społecznej zależne są uprawnienia także do innych okołoszkolnych programów, np. dożywiania, obecnie działającego pod nazwą Posiłek w Domu i w Szkole. Wśród uprawnionych są dzieci z gospodarstw domowych, w których dochód na osobę nie przekracza 150 proc. kryterium dochodowego z pomocy społecznej. Istnieje, co prawda, możliwość objęcia na życzenie programem także osób niespełniających kryterium dochodowego, ale w wielu przypadkach takie potrzeby nie zostaną zidentyfikowane, zgłoszone ani tym bardziej zaspokojone. Niski próg sprawia zaś, że część dzieci szczególnie zagrożonych niedożywieniem z programu nie skorzysta – a to wszystko w warunkach rosnących cen żywności.
Młodzież mówi, jak powinna wyglądać szkoła. Minister Czarnek wybiera wojnę
czytaj także
Problematyczny jest także dostęp do zasiłku rodzinnego, adresowanego właśnie do niezamożnych rodzin z dziećmi. Próg uprawniający do skorzystania z niego to 674 złote netto na osobę (a 764 w przypadku rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym). Szczęśliwie ten akurat próg nie jest sztywny, lecz objęty mechanizmem „złotówki za złotówkę”, dzięki czemu po przekroczeniu progu można otrzymać pomoc, ale pomniejszoną o kwotę jego przekroczenia. Sama bazowa kwota zasiłku jest jednak niewielka – to zaledwie 95 złotych na dziecko do 5. roku życia, 124 – między 5. a 18. rokiem życia i 135 złotych między 18. a 24. rokiem życia. Mimo elastyczności progu tak niska (i od lat niepodnoszona) kwota sprawia, że w ostatnich latach zmalała liczba pobierających ów zasiłek.
Uprawnieni do niego mogą otrzymać jeszcze dodatki, w zależności od pojawienia się szczególnych okoliczności w cyklu życia, z czego część powiązana jest z systemem edukacji. To dodatek z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego w wysokości 100 złotych; z tytułu kształcenia i rehabilitacji dziecka niepełnosprawnego, a także z tytułu kształcenia poza miejscem zamieszkania. Ten ostatni wynosi, w przypadku dzieci dojeżdżających do szkoły znajdującej się poza miejscem zamieszkania – 69 miesięcznie i dla dzieci mieszkających w internacie, na stancji czy w bursie – 113 złotych miesięcznie przez okres roku szkolnego. To wszystko niewielkie sumy, ale dla rodzin ubogich istotne – tymczasem brak prawa do zasiłku pozbawia je automatycznie prawa do tychże dodatków.
Lekcje dla polityki publicznej – co poprawić?
Wyzwania, także finansowe, jakie stoją przed rodzicami, nie kończą się wraz z początkiem roku szkolnego – sezon grzewczy jeszcze je wzmocni. Dzieci rosną, czasem gubią zakupione rzeczy, te ostatnie się zużywają. Ponadto dzieci, ale i rodzice chorują, popadają też w kryzysy zdrowia psychicznego. Sama rzeczywistość szkolna zapowiada się niejasno – nie wiadomo np., czy nie wróci tryb zdalny nauczania, jak nie przez pandemię, to przez problemy z ogrzewaniem budynków. Wszystko to sprawia, że trzeba ze szczególnym wyczuleniem obserwować, czy ktoś nie wypada właśnie za edukacyjną burtę. Obciążenia i bariery finansowe mogą być jednym ze źródeł takiego zagrożenia.
Aktualne trudności finansowe należy jednak widzieć także w perspektywie (nie)równości szans edukacyjnych. Przywoływane już badanie Nationale-Nederlanden pokazało, że znaczny odsetek rodzin planuje ograniczenie zajęć pozalekcyjnych. A to między innymi tu, na rynku (a często też w szarej strefie) korepetycji reprodukują się nierówne szanse edukacyjne młodego pokolenia. Dlatego właśnie tak wielkim wyzwaniem jest zapewnienie bezpłatnych lub niskopłatnych zajęć publicznych lub publicznie dotowanych dla dzieci i młodzieży. Tych wyrównawczych, jak i tych służących rozwojowi zainteresowań, uzdolnień czy zdrowia fizycznego i psychicznego. Dodatkową trudność w sprostaniu temu wyzwaniu może stanowić sytuacja kadrowa – już dziś mówi się o ponad 17 tys. wakatów w polskich szkołach.
Co zrobić?
Od kilku tygodni czytamy w mediach o tym, że koszty edukacyjne i okołoedukacyjne wyjątkowo srogo uderzą nas po kieszeniach. Co zrobić w tej sytuacji? Jak pomóc tym, którym już teraz jest najtrudniej?
Po pierwsze, warto rozważyć objęcie wsparciem w zakupie podręczników i pomocy naukowych uczniów szkół średnich. Docelowo powinien to być mechanizm uniwersalny – jak w przypadku młodszych roczników – ale już objęcie pomocą uczniów mniej zamożnych, w tym uczących się w szkołach zawodowych i technicznych, byłoby krokiem w dobrym kierunku. Oczywiście pod warunkiem, że selektywnemu wsparciu nie towarzyszyłaby stygmatyzacja jego odbiorców.
Po drugie, można skorygować konstrukcję programu Dobry Start. Dla uczniów mniej zamożnych (ale nie tylko tych ewidentnie biednych) można np. świadczenie 300+ nieco podnieść i poddać mechanizmowi waloryzacji choćby o wskaźnik rocznej inflacji, tak by przynajmniej w części niwelowało to rosnący koszt zakupu pomocy naukowych. Dobrze byłoby przywrócić – równoległą do formuły online – tradycyjną ścieżkę składania wniosków.
Po trzecie, należy podnieść progi uprawniające do świadczeń z pomocy społecznej, a także zasiłku rodzinnego, co otworzy drogę do uzyskania dodatków „okołoedukacyjnych” dla większej liczby niezamożnych rodzin. Sama wysokość poszczególnych dodatków, np. z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego również mogłaby wzrosnąć – z obecnych 100 złotych – przynajmniej o wskaźnik inflacji.
Po czwarte, należy popularyzować wiedzę o istniejących kanałach wsparcia pozapublicznego w zakresie wydatków i możliwości edukacyjnych. Istnieją fundacje, które w swojej działalności przekazują środki na wyprawki dla biednych lub potrzebujących rodzin. Niekiedy także firmy prywatne przeznaczają na te cele fundusze – czy to na rzecz dzieci swoich niezamożnych pracowników, czy na rzecz potrzebujących spoza firmowego otoczenia. Trzeba jednak pamiętać, że tego typu mechanizmy, choć godne uznania, powinny jedynie uzupełniać lub wzmacniać publiczne polityki wsparcia. Wsparcie tą drogą bywa bowiem uznaniowe, ograniczone w zasięgu lub też dedykowane jest ściśle określonym grupom.
czytaj także
Po piąte, należy wprowadzić i poszerzyć ofertę zajęć pozalekcyjnych (pełniących różne funkcje) na warunkach pozakomercyjnych, choć z poszanowaniem indywidualnego wyboru. W obliczu wzrostu kosztów nie tylko edukacji, sportu czy rekreacji, ale i w ogóle życia codziennego, dla wielu ludzi płatne zajęcia pozalekcyjne mogą być niedostępne. To z kolei może pogłębiać problem nierówności szans, ale też ograniczać jakość życia i możliwości rozwojowe wielu młodych ludzi. Warto zainwestować w przeciwdziałanie temu scenariuszowi.