Rok indolencji: rząd maskuje bierność hałaśliwym soundtrackiem

To nawet pocieszające, że rząd ma na tyle odpowiedzialności, by nie demolować finansów państwa w imię realizacji swoich lekkomyślnych obietnic, chociaż lepiej byłoby, gdyby wcześniej ich nie składał.
Donald Tusk w sejmie. Fot. Kancelaria Premiera

Jeśli spełnią się pogłoski, że ceną za rentę wdowią będzie obniżka składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, będzie to najgłupszy deal polityczny w historii III RP.

Chociaż od roku obserwujemy w Polsce nieustanną awanturę polityczną, której skala przestała już nawet niepokoić i obecnie budzi głównie zażenowanie, to w kwestii systemu ekonomiczno-społecznego mamy największą flautę w historii III RP.

Praktycznie nic się nie zmieniło. To doprawdy niesamowite, szczególnie na tle zarówno wcześniejszych trzech dekad ciągłego reformowania Polski – zwykle zresztą nieudanego – przez kolejne ekipy rządzące, jak i wyżej wymienionej brutalnej rywalizacji politycznej – okrzyków, prób aresztowań, demonstracji, płomiennych wpisów na portalu X, grożenia pozasystemowym przejęciem władzy i tak dalej.

Ukryty kryzys władzy [nowy raport Sierakowskiego i Sadury]

Ta skrajnie przesadzona artykulacja polityczna właściwie wszystkich podmiotów na scenie parlamentarnej przykrywa znacznie poważniejszy fakt, że straciliśmy rok na wprowadzenie potrzebnych zmian.

Systemowa stabilność sama w sobie nie byłaby nawet szczególnie niepokojąca, gdyby w Polsce nie było tyle do zrobienia. Całe obszary domeny publicznej wołają o pomoc, wymagają natychmiastowej rozbudowy lub po prostu nie domagają – ochrona zdrowia, mieszkalnictwo, transport, energetyka, szkolnictwo wyższe, edukacja publiczna czy wojsko.

Nauki nie wymieniam, bo jej nad Wisłą praktycznie nie ma, a nasze szkoły wyższe, błędnie zwane czasem uniwersytetami, po prostu zapewniają wykształcenie – i tak przynajmniej nie najgorsze – rezygnując z realnej pracy badawczej.

Oficjalne uzasadnienie tej niezwykłej bierności można streścić krótkim zdaniem: „Duda nie podpisze”. To jest oczywiste mydlenie oczu. Niewątpliwie znajdziemy potencjalne projekty ustaw, o których można z całą pewnością stwierdzić, że prezydent je zawetuje – to odkręcanie tzw. reform wymiaru sprawiedliwości, liberalizacja aborcji, ustawowe zmiany w mediach publicznych, różne kwestie zmian personalnych oraz czysto polityczne.

Jest jednak znacznie więcej obszarów, w których blokowaniu prezydent nie miałby żadnego celu. Wielu z takich ustaw w kancelarii prezydenta nawet by niespecjalnie zauważyli, a Duda potraktowałby je jak zwyczajne papiery podpisania. Przecież na większości polityk publicznych prezydent się kompletnie nie zna, więc nawet by się nie zorientował, że powinien je zawetować – do tego potrzebna jest podstawowa wiedza.

Siegień: Przeciwko fikcji, czyli o co powinniśmy pytać Tuska

Zresztą Duda regularnie podpisuje ustawy, bo coś tam się przecież z tego Sejmu wydobywa. Ostatnio podpisał na przykład ustawę ułatwiającą absolwentom szkół mundurowych wstępowanie do policji i straży granicznej oraz podwyższenie sum gwarancyjnych w ubezpieczeniach.

Problem w tym, że trafiają do niego trzeciorzędne kwestie, jak te wyżej wymienione. Fundamentalne zmiany systemowe, z którymi do wyborów szły partie tworzące dziś rząd, nie zostały przegłosowane z dwóch głównych powodów – nie ma na nie zgody w koalicji oraz/lub rząd zorientował się (na szczęście), że nie ma na nie pieniędzy.

Przyjrzyjmy się więc kilku kwestiom, które miały zostać wprowadzone już zaraz, ale z różnych względów okazało się, że to zaraz nie będzie jeszcze teraz.

Podwyższenie kwoty wolnej

Wymieniam to na pierwszym miejscu nie dlatego, że tego wyczekuję. Chociaż w połączeniu z wprowadzeniem wysokiej progresji podatkowej teoretycznie mogłoby to być okej. Jednak podwyższenie kwoty wolnej do 60 tys. było jedną z obietnic wymienianych do realizacji w pierwszej kolejności jeszcze przed oficjalnym powołaniem rządu, gdy pod koniec zeszłego roku trwała jeszcze dyskusja nad ustawą budżetową.

Izabela Leszczyna kilka dni po wyborach zapowiadała rządowe autopoprawki do budżetu, wprowadzające między innymi podwyżki dla nauczycieli i sfery budżetowej oraz kwotę wolną na poziomie 60 tys. zł. To pierwsze zostało na szczęście finalnie zrealizowane, ale za cenę głodzenia budżetówki w przyszłym roku.

To drugie nie zostało zainstalowane nawet w przyszłorocznym w budżecie. Po prostu zorientowano się, że doprowadzi to do powstania dziury budżetowej, niemożliwej do zasypania bez podwyżek innych podatków – mowa o ok. 40 mld złotych. I to jest nawet pocieszające, że rząd ma na tyle odpowiedzialności, by nie demolować finansów państwa w imię realizacji swoich lekkomyślnych obietnic, chociaż lepiej byłoby, gdyby wcześniej ich nie składał.

Polityka mieszkaniowa

Także w tym przypadku trudno powiedzieć, czy indolencją rządu należy się cieszyć, czy martwić. A to dlatego, że planowana polityka mieszkaniowa ma się składać z dwóch odnóg – mieszkalnictwa społecznego oraz instrumentu powszechnie nazywanego Kredytem 0 procent.

Ten drugi byłby szkodliwy, ale to pierwsze byłoby potrzebne. W przyszłorocznym budżecie zostało zarezerwowane ponad 4 mld złotych na politykę mieszkaniową, jednak żaden konkretny program wciąż nie został uchwalony.

Januszewska: Halo? Policja? Rząd ukradł mi marzenia

Szczególnie w kontekście Kredytu 0 procent ta epopeja staje się już męcząca. Będzie, nie będzie, będzie, ale nie do końca na zero procent, będzie w ograniczonej formie, bo część pójdzie na powodzian, o nie, nie, wcale nie pójdzie na powodzian – można dostać zawrotu głowy. Chociaż jestem tego zdecydowanym przeciwnikiem, to po kolejnych informacjach coraz częściej łapię się na myśli „dobra, już to wprowadźcie, tylko skończcie o tym pie…..ć”.

W tym przypadku nie ma jednak zgody w koalicji. Przeciw jest Lewica i Polska 2050, więc kierujący Ministerstwem Rozwoju PSL blokuje również dofinansowanie mieszkalnictwa społecznego i komunalnego. Ponieważ oba instrumenty – z powodów czysto politycznych – „muszą” iść w pakiecie. W ten sposób prawdopodobnie nie będzie żadnej polityki mieszkaniowej.

Zmiany w finansowaniu ochrony zdrowia

Chociaż zwiększenie finansowania ochrony zdrowia znalazło się w programach właściwie wszystkich ugrupowań tworzących koalicję (w KO obiecywano „tylko” zwiększenie dostępności świadczeń i zniesienie limitów, ale to na jedno wychodzi), to z niewiadomych względów za sztandarową obietnicę nowej większości uchodzi obniżenie składki dla przedsiębiorców. Dlatego też punkt ten nazwałem „zmiany w finansowaniu”, a nie „dofinansowanie”.

Znów więc bezradność rządu nie jest najgorszym scenariuszem, jaki można sobie wyobrazić. Teoretycznie mogłoby być gorzej niż w przypadku nicnierobienia, ale teoretycznie mogłoby też być przecież lepiej. W końcu poprawę jakości i dostępności opieki medycznej obiecywali wszystkim Polkom i Polakom, a obniżenie składki tylko jakimś dwóm milionom samozatrudnionych.

Także w tym przypadku mamy do czynienia z kompletnym chaosem, sytuacją zmieniającą się jak w kalejdoskopie i sprzecznymi informacjami. Dość powiedzieć, że w kręgach rządowych pojawiły się trzy, a właściwie nawet cztery, projekty ustaw reformujących składkę zdrowotną – rządowy (autoryzowany przez ministrów finansów i zdrowia), dwa Trzeciej Drogi (pierwszy zupełnie kompromitujący i drugi mający troszkę obniżyć skalę tej kompromitacji) i jeden Lewicy (fajny, ale zupełnie nieprawdopodobny).

Tymczasem w tle tych koalicyjnych przepychanek mamy właśnie do czynienia z najpoważniejszym od lat kryzysem w szpitalach, które muszą czekać na przelewy za nadwykonanie świadczeń nielimitowanych, a na pieniądze za nadwykonania limitowanych nawet nie liczą.

Reforma prawa pracy

Skoro ministrą pracy i polityki społecznej została posłanka Lewicy, która postulaty skierowane do pracowników wzięła sztandary w kampanii wyborczej, można było liczyć, że przynajmniej tutaj coś się wydarzy.

Tymczasem jak na razie największym sukcesem jest opóźnianie zniesienia ograniczenia niedzielnego handlu. Lewica za swój sukces uznaje wprowadzenie renty wdowiej, ale to nie dotyczy bezpośrednio rynku pracy, tylko stricte ubezpieczeń społecznych, poza tym jest zupełnie niezrozumiałe, dlaczego akurat o tę kwestię Lewica postanowiła powalczyć. Chyba tylko dlatego, że była najłatwiejsza do przepchania. Jeśli spełnią się pogłoski, że ceną za rentę wdowią będzie obniżka składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, będzie to najgłupszy deal polityczny w historii III RP.

Markiewka: Rok w rządzie i w opozycji. Gdzie jest miejsce dla lewicy?

Oczywiście o flagowym projekcie Lewicy, czyli obniżeniu czasu pracy, w ogóle nie ma co marzyć. Prędzej peeselowcy zagłosują na Czarnka albo Nawrockiego w wyborach prezydenckich, niż zgodzą się na skrócenie tygodnia pracy. Właśnie okazało się jednak, że nie ma co liczyć nawet na poszerzenie kompetencji inspektorów PIP o wydawanie decyzji przeobrażających umowy cywilnoprawne w etaty, co dostało negatywną rekomendację rządu.

Jakby tego było mało, opóźniane jest także oskładkowanie umów-zleceń i dzieł, chociaż według KPO powinno zostać to wprowadzone już w 2023 roku. Oczywiście najpierw spóźnili się z tym pisowcy, ale że super proeuropejski rząd z ministrą pracy z Lewicy nie wprowadzi oczekiwanych przez UE propracowniczych zmian, to już powinno być traktowane jako informacja rodem z jakiegoś surrealistycznego uniwersum.

Mamy więc do czynienia z najbardziej biernym, a przy tym najbardziej hałaśliwym, rządem w historii III RP. Co gorsza, obecny rząd jest indolentny na własne życzenie. Ta bierność nie jest uwarunkowana żadnymi czynnikami politycznymi, na które większość rządowa nie ma wpływu – na przykład sprzeciwem prezydenta albo zabetonowaniem systemu przez poprzedników – ponieważ te pierwsze dotyczą tylko niektórych kwestii.

Bierność jest wygodna dla partii tworzących koalicję, bo nie muszą iść ze sobą na kompromisy i nie muszą się przyznawać do opowiadania kompletnych głupot podczas kampanii wyborczej. A po co robić sobie nieprzyjemności, skoro nicnierobienie zawsze można zamaskować sztucznie wykreowanym hałasem?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij