Być może teraz jest odpowiedni moment, by jeszcze raz, w nowych okolicznościach zawalczyć o radykalny wzrost zasiłku rodzinnego i podniesienie progu dochodowego? Pozwoliłoby to osłonić te rodziny, którym najtrudniej jest wiązać koniec z końcem w warunkach postępującej drożyzny.
W obliczu szalejącej drożyzny padają propozycje, by podnieść świadczenie wychowawcze Rodzina 500+, które od 2017 roku, kiedy je wprowadzono, pozostaje nominalnie na tym samym poziomie. Jego realna wartość nabywcza oczywiście spada, a gdy inflacja osiąga rekordowe poziomy, głosy za podwyżką świadczenia znajdują podatny grunt. Nie wiadomo wciąż, jakie stanowisko zajmą w tej sprawie rządzący. Waloryzację świadczenia – i to znaczną – postulują jednak politycy partii Razem. Proponują, by 500+ podnieść aż do poziomu 700+. Czy to dobry kierunek?
Rozumiem i podzielam intencję stojącą za tym pomysłem, ale nie jest to najbardziej fortunny pomysł, by ulżyć finansowo polskim rodzinom. Opowiadałbym się za innym rozwiązaniem: znacznym podniesieniem wciąż istniejącego w polskim systemie wsparcia zasiłku rodzinnego, jak również progu dochodowego uprawniającego do jego pobierania.
Usługi publiczne zamiast 500+, czyli o progresywnej niby-sprawiedliwości
czytaj także
Dlaczego nie 700+?
Dlaczego podniesienie świadczenia 500+ do wysokości 700 złotych nie jest optymalnym rozwiązaniem? Po pierwsze dlatego, że bardzo szeroki krąg beneficjentów przemnożony przez znaczną kwotę podwyżki oznacza bardzo pokaźny wydatek dla finansów publicznych. Centrum Analiz Ekonomicznych szacuje koszt takiego rozwiązania na około 16 dodatkowych miliardów rocznie.
Tymczasem koszt – zwłaszcza w czasie, gdy mamy tak wiele nowych wyzwań społecznych – można by rozłożyć na inne działania i zadania. Choćby te związane ze wsparciem różnych grup w trudnej sytuacji życiowej (nie tylko rodzin z dziećmi), w tym uchodźców zza wschodnich granic, ich wsparcie, integrację czy pomoc humanitarną; wyzwania związane z obronnością; radzenie sobie z wielorakimi skutkami pandemii i przygotowanie na ewentualność jej kolejnych śmiercionośnych fal itd.
Również potrzeby polskich rodzin – wymagające nakładów – są liczne. Ot, choćby rozszerzenie sieci centrów interwencji kryzysowej, bo jak pokazała kontrola NIK, na terenie ponad połowy powiatów nie ma ani jednej takiej instytucji! Podobnie rozbudowa infrastruktury wsparcia wobec rodzin z dzieckiem głęboko niepełnosprawnym, którą przewiduje znowelizowana w tym roku ustawa „Za życiem”.
Dalej, zwiększenie wciąż ograniczonego i nierównomiernego dostępu do formalnej opieki nad małym dzieckiem do lat trzech, co – zwłaszcza w sytuacji napływu kobiet z małymi dziećmi z Ukrainy oraz potrzeby umożliwienia im aktywności zawodowej – staje się kwestią pilniejszą niż kiedykolwiek. Wszystko to musi kosztować. Tak znaczne podniesienie świadczenie 500+ dla ogółu odbiorców może utrudnić zmierzenie się z tymi problemami.
Po drugie, odbiorcami 500+ i potencjalnymi beneficjentami podwyżki świadczenia są rodziny o bardzo różnej sytuacji ekonomicznej. Gros odbiorców programu to rodziny zamożne, a nawet bardzo zamożne. Wspomniane Centrum Analiz Ekonomicznych wyliczało, że do rodzin z dwóch górnych decyli dochodowych wypłacano z tego programu prawie 10 mld rocznie (z 40 mld łącznie), a do tego grupa beneficjentów z górnego decyla była liczniejsza niż odbiorcy z dolnych dwóch decyli dochodowych (im w ramach programu przekazywano łącznie 4,7 mld).
Czy wobec wyzwań, o których mowa powyżej, możemy sobie pozwolić na jeszcze większe zasilanie strumieniem dochodu ludzi zasobnych? Czy na pewno byłoby to solidarne i sprawiedliwe, gdyby w sytuacji braku podwyżek świadczeń (np. dla opiekunów niepełnosprawnych dorosłych, których wsparcie jest od lat na stałym i bardzo niskim poziomie 620 złotych miesięcznie, i to za cenę pełnej rezygnacji z pracy) państwo lekką ręką transferowało dodatkowe środki również do ewidentnie zamożnych grup? Rodzi to wątpliwości nie tylko ekonomicznej, ale i etycznej natury.
Oczywiście, także zamożne rodziny ponoszą koszty towarzyszące wychowaniu dzieci i jakoś odczuwają skutki inflacji. Korzystają już one jednak ze wsparcia w formie 500+, jak również z ulgi na dziecko w systemie podatkowym, i tak już w polskich realiach łagodnym dla grup dobrze zarabiających. Sprawiedliwiej i bardziej solidarnie byłoby dodatkowe środki, jakie państwo jest gotowe wydać, przeznaczyć na działania wobec grup najsłabszych i najbardziej zagrożonych.
Z kolei inne wymiary ryzyka i sytuacje kryzysowe dotykające także tych lepiej sytuowanych – np. w obszarze zdrowia (w tym psychicznego) czy zapotrzebowania na opiekę – wymagać mogą publicznych działań, ale realizowanych najlepiej poprzez rozwój instytucji i usług. I tu, gdyby tak ogromne środki poszły na podwyższenie 500+, pole manewru się zawęzi.
Równiej już było. Nierówności w Polsce znów gwałtownie rosną
czytaj także
Po trzecie, podniesione do wysokości 700 złotych świadczenie 500+ mogłoby być jednym z kolejnych czynników inflacjogennych. Tak szeroki strumień dodatkowego pieniądza na rynku może zadziałać jak dolanie oliwy do ognia inflacji. Także dlatego kolejne wydatki o charakterze transferowym powinny być ostrożne i skoncentrowane bardziej na osłonie grup potrzebujących niż bardzo szerokich programach pieniężnych.
Pamiętajmy, że istnieją w Polsce grupy, które nie otrzymują 500+, a również są w trudnej sytuacji. To np. osoby bez dzieci na utrzymaniu, korzystające ze świadczeń z pomocy społecznej, osoby korzystające ze świadczeń opiekuńczych czy zasiłków dla bezrobotnych. Jeśli za sprawą radykalnej podwyżki 500+ przyczynimy się (oczywiście obok wielu innych czynników, które się na to składają) do dalszej eskalacji cen, rykoszetem uderzy to właśnie w te grupy – ubogie lub potrzebujące, których świadczenia nie ulegają waloryzacji.
Można i należy oczywiście i te świadczenia odpowiednio waloryzować. Tylko czy skoro państwo zdecydowałoby się na niebagatelny koszt znacznego podniesienia 500+, będą jeszcze środki i wola polityczna oraz społeczna, by podnosić również inne świadczenia? W głównym nurcie dyskursu publicznego nie słychać ani nie widać wyraźnych dążeń w tym kierunku. Oddając sprawiedliwość, trzeba dodać, że np. wspomniana partia Razem zabiegała także o podniesienie świadczeń finansowych dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych. Posłanka Marcelina Zawisza w imieniu Klubu Lewicy złożyła w tej sprawie projekt w ostatnim kwartale. Tak czy inaczej, potencjalny wpływ znacznego podniesienia 500+ na poziom inflacji także trzeba uwzględnić.
Po czwarte wreszcie, znaczne podniesienie świadczenia wychowawczego niekoniecznie wydaje mi się dobre z punktu widzenia całościowej kondycji i struktury polityki rodzinnej czy nawet szerzej: polityki społecznej. Ta w ostatnich latach rozwija się mocno w cieniu Rodziny 500+, który to program zarówno pod względem nakładów, jak i publicznej uwagi zdominował resztę polityki społecznej i dyskusji o niej. Dalsze rozszerzanie programu pogłębia ten stan rzeczy.
Tymczasem polityka społeczna, w tym rodzinna, potrzebowałaby większego zrównoważenia i położenia mocniejszego nacisku na inne formy wsparcia, których albo w ogóle brakuje, albo na razie nie dość rozwinęły swoje skrzydła i nie zawsze są dostępne tam, gdzie występuje potrzeba. Tym bardziej że program 500+ przy wszystkich swoich zaletach i korzyściach, jakie wniósł dla życia konkretnych ludzi, ma postać, której skuteczność i efektywność w realizacji poszczególnych celów społeczno-demograficznych jest dyskusyjna.
czytaj także
Dlaczego zasiłek rodzinny
To wszystko nie znaczy, że nie należy szukać sposobu złagodzenia finansowych trudności, z jakimi mierzy się dziś wiele rodzin, nie tylko najbiedniejszych. Wydaje się jednak, że lepiej posłużyłyby temu waloryzowanie zasiłku rodzinnego i wyższe kryterium dochodowe, które uprawnia do korzystania z niego.
Taki kierunek wskazuje też jako zasadny – w wypowiedzi dla portalu OKO.press – prof. Ryszard Szarfenberg: „Przede wszystkim należało znacząco podnieść i zwaloryzować zasiłki rodzinne w 2021 roku (przy okazji weryfikacji co trzy lata), co równoważyłoby dla uboższej części rodzin to, że w 2019 na zniesieniu kryterium w 500 plus skorzystały głównie rodziny z klasy średniej i zamożne […]. Obecnie nadal uważam, że przede wszystkim należy skupić uwagę na zasiłkach rodzinnych, tyle że ich waloryzacja poza okresem trzyletnim wymagałaby zmian ustawowych. Jest po temu dobra okazja, bo przy zwiększonej inflacji okresy trzyletnie zupełnie się nie sprawdzają, choć widzieliśmy, jak spektakularnie zawiodła ta metoda już w latach 2009−2011. Dotyczy to również kryteriów dochodowych z pomocy społecznej […]”. A zatem, rozszerzenie dostępu i podniesienie wysokości zasiłku rodzinnego przyniosłyby mniej negatywnych skutków ubocznych, jakie nakreśliłem powyżej.
Przypomnijmy, czym jest zasiłek rodzinny i jaką pełni funkcję. To świadczenie na dziecko dla rodzin, w których dochód na osobę nie przekracza 674 złotych lub 764 złotych (w przypadku zasiłku na dziecko z niepełnosprawnością). Dodajmy, że za rządów premier Ewy Kopacz wprowadzono elastyczność progu, czyli tzw. zasadę złotówka za złotówkę. Osoby, które nieznacznie przekraczają próg, nie zostają bez wsparcia, ale jest ono pomniejszone o kwotę przekroczenia progu. Wysokość zasiłku jest też zależna od wieku dziecka. W przypadku rodzin z dzieckiem do lat pięciu jest to kwota 95 złotych, między 5. a 18. rokiem życia dziecka – 124 złote, a między 18. a 24. – 135 złotych.
Co więcej, uprawnieni do zasiłku mogą starać się o rozmaite dodatki zależne od występowania określonych okoliczności życiowych. Te okoliczności to samodzielne wychowanie dziecka, urodzenie dziecka, rozpoczęcie roku szkolnego, rehabilitacja dziecka z niepełnosprawnością, przebywanie rodzica na urlopie wychowawczym, wychowywanie dziecka w rodzinie wielodzietnej czy podjęcie nauki poza miejscem zamieszkania. Co ciekawe, niektóre dodatki są istotnie wyższe niż sam zasiłek. Przykładowo, dodatek z tytułu urodzenia dziecka to 1000 złotych (i nie jest to słynne becikowe, ale dodatkowe świadczenie, które uprawnione rodziny mogą otrzymać obok becikowego).
Matyja: Rząd, którego ambicją są lepsze szpitale i szkoły, to nośna alternatywa dla obecnego
czytaj także
Zanim wprowadzono program Rodzina 500+, było to główne świadczenie finansowe dla rodzin, przewidziane w Ustawie o świadczeniach rodzinnych, tyle że adresowane do tych rodzin z dziećmi, których sytuacja ekonomiczna jest trudna. Dziś świadczenie nadal funkcjonuje, choć jego rola jest jeszcze bardziej marginalna. Nie tylko dlatego, że został przyćmiony przez 500+, które także pełni m.in. funkcje socjalne i wspierające wobec rodzin niezamożnych. Także dlatego, że wysokość tego zasiłku pozostała na bardzo niskim poziomie (a jego siła nabywcza również spada), a w związku z niepodnoszeniem od lat progu uprawniającego do jego pobierania, coraz mniej rodzin może z niego skorzystać. Z tego względu w latach 2016−2021 nastąpił spadek liczby miesięcznie wypłacanych zasiłków rodzinnych z 2,206 mln do 1,456 mln. Na marginesie dodajmy, że podobny trend odnotowujemy, jeśli chodzi o świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego. W 2016 roku miesięczna liczba wypłacanych z niego świadczeń wynosiła 307 tys, a w roku 2021 – tylko około 207 tys.
Liczne środowiska – a w nich także niżej podpisany – od co najmniej dekady postulowały podniesienie zarówno samego zasiłku, jak i bardzo niskiego progu dochodowego. Dość przypomnieć, że Zjednoczona Lewica jeszcze w kampanii wyborczej z 2015 roku miała w swoim programie właśnie postulat podniesienia zasiłku rodzinnego do wysokości 300 złotych, a także podniesienie progu. W czasach Rodziny 500+ siłą rzeczy to nawoływanie straciło swoją nośność.
Być może teraz jest odpowiedni moment, by jeszcze raz, w nowych okolicznościach zawalczyć o radykalny wzrost zasiłku rodzinnego i podniesienie progu dochodowego? Pozwoliłoby to osłonić te rodziny, którym najtrudniej jest wiązać koniec z końcem w warunkach postępującej drożyzny.
Skutki uboczne takiego rozwiązania byłyby znacząco mniejsze niż w przypadku 500, względnie 700+.
Po pierwsze, jego koszt byłby istotnie mniejszy – nawet przy znacznym podniesieniu i samego zasiłku, i progu. Można byłoby zatem albo te środki budżetowe zaoszczędzić, albo też – czego najbardziej bym sobie życzył – zgromadzić rezerwy na inne działania wspierające rodziny czy po prostu ludzi w potrzebie. Choćby na upowszechnienie centrów interwencji kryzysowej, centrów zdrowia psychicznego czy placówek świadczących opiekę wytchnieniową dla rodzin osób ze znacznymi niepełnosprawnościami, przewlekle chorych czy wymagających opieki w związku z podeszłym wiekiem. Z wszystkich tych form mogliby korzystać ludzie znajdujący się w kryzysie, bez względu na sytuację ekonomiczną.
Po drugie, byłoby to według mnie sprawiedliwsze, gdyż dodatkowe zasoby publiczne byłyby kierowane ku grupom szczególnie wymagającym działań osłonowych. Ponieważ mowa tu zarówno o podniesieniu zasiłku, jak i rozszerzeniu grupy odbiorców, skorzystaliby nie tylko najbiedniejsi, ale też wiele mniej zamożnych rodzin, których dochody, choć skromne, sytuują się powyżej progu ubóstwa. Rodziny z klasy średniej i wyższej nie były stratne wobec status quo, a więc dalej korzystałyby z 500+, ulg rodzinnych czy innych form wsparcia usługowego (które powinno być rozbudowywane). Jeśli chodzi o oddziaływanie na inflację, pewnie i to rozwiązanie miałoby swoje konsekwencje, choć zapewne mniejsze niż przy podniesieniu 500+ o 200 złotych.
Wreszcie po trzecie, dałoby to szanse na zrównoważenie dwóch filarów wsparcia finansowego rodzin: uniwersalnego (500+), skierowanego do rodzin z dziećmi ogółem, i selektywnego (zasiłek rodzinny wraz z dodatkami), adresowanego do grup w trudniejszej sytuacji.
czytaj także
Oczywiście możliwe są także warianty mieszane – np. trochę podnieść 500+ (choćby o wskaźnik inflacji lub podwyżki ograniczyć do mniej zamożnych beneficjentów), a trochę inne świadczenia. Rzecz w tym, że słychać dziś przede wszystkim głosy o potrzebie waloryzacji świadczenia wychowawczego (oraz głosy sceptyczne czy wręcz krytyczne wobec tego pomysłu), podczas gdy inne instrumenty wsparcia i ich wysokość są w tej dyskusji słabo wyartykułowane. Tymczasem to właśnie od nich zależą nieraz byt, bezpieczeństwo socjalne i częściowo jakość życia różnych grup wymagających społecznej i publicznej troski.