Maszyna legislacyjna PiS-u ledwo zipię i trzyma się już tylko na polityczny sznurek. Wystarczą dwa głosy i każda PiS-owska ustawa ląduje w koszu. Kiedy ostatnio opozycja miała tak wielką szansę?
Wbrew wielu komentatorom i kibicom politycznym dokonana przez PiS reasumpcja głosowania w sprawie Lex TVN nie wywołała u mnie oburzenia, a wręcz przeciwnie – na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Tak, wiem, że Lex TVN jest typową próbą orbanizacji i przejęcia niezależnych od rządu mediów. Kaczyński chce zmusić Amerykanów do odsprzedania spółkom skarbu państwa naziemnego TVN. Ale moim zdaniem to mu się nie uda. W przypadku TVN24 stacja właśnie uzyskała licencję holenderską, a w przypadku TVN naziemnego myślę, że miliardowa korporacja ma już kilka prawnych przekształceń w zanadrzu.
Ruch Kaczyńskiego i jego straceńcza szarża raczej przypominają desperację, zwłaszcza w obliczu tego, jak wygląda reszta rynku medialnego w kraju – od opozycyjnych gazet, radia po przede wszystkim portale internetowe. A i Polsat trudno nazwać stacją wprost PiS-owską.
czytaj także
Rozumiem też wściekłość odnośnie reasumpcji na bezczelność i bezprawność PiS. Ale Kaczyński za kilka tygodni znowu by to przegłosował, więc wydaje mi się, że okrzyki o końcu demokracji są nieco przestrzelone. W końcu ten rząd potrafił w sali kolumnowej prawdopodobnie nie mając większości przegłosować nawet budżet Polski.
To, co wywołuje więc uśmiech na mojej twarzy właśnie przy owej nieszczęsnej reasumpcji, to potwierdzenie utraty przez Kaczyńskiego stabilnej większości. Nie, to nie jest ta urata, o której non stop od tygodni informowali liberalni opozycjoniści, a która nagle okazywała się fikcją. Gowin z kilkoma posłami naprawdę wyszedł, czy raczej został wyrzucony z rządu. I Kaczyński zawisł na Pawle Kukizie oraz kilku posłach niezrzeszonych, w tym jednym z PO, ale o tym się akurat dziwnie nie mówi.
Przegrane głosowanie, kupczenie na oczach całej Polski poparciem, błyskawiczna reasumpcja bez podstaw prawnych i kłamstwa marszałek Witek. To jest właśnie objaw utraty stabilnej większości. Kaczyński nie może być pewien większości na sali sejmowej, każde głosowanie to będzie teraz koszmar. I to z czterech podstawowych powodów.
czytaj także
Po pierwsze, Paweł Kukiz. W powszechnym mniemaniu Kukiz ma być sprzedajnym muzykiem, który połasił się na stanowiska. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Kukiz jest osobą majętną, a do polityki poszedł ze względu na chęć własnych reform. Tak, Paweł Kukiz wszedł w sojusz z Kaczyńskim z powodów ideowych. On już wie, że jego czas w polityce jako samodzielnego bytu politycznego się kończy i chciałby coś po sobie zostawić, coś osiągnąć. Na przykład realizację kilku swoich postulatów. A to dla Kaczyńskiego o wiele większy problem niż zwykłe polowanie na synekury. Gdyby Kukiz chciał tylko miejsc w spółkach skarbu państwa, to po prostu zrobiłoby mu się jemu lub jego bliskim i znajomkom miejsce w zarządach i radach nadzorczych. Ale Kukiz chce wprowadzenia punktów z własnego programu, a to dla Kaczyńskiego może być o wiele trudniejsze. Zwłaszcza, gdy te pomysły nie będą społecznie popularne u wyborców PiS.
Po drugie, Zbigniew Ziobro politycznie waży teraz więcej. A to oznacza, że wrócą jego pomysły ziobryzacji Polski, które będzie rzucał na stół w zamian za własne poparcie. Tyle że te pomysły odrzucają centrum i często są po prostu kopią rozumowania polityków Konfederacji. Oddawanie Polski w ręce ministrów Ziobry, którzy wszystko potrafią zepsuć i wplątali Polskę w męczący wyborców spór o sądy, to niezbyt pozytywne widoki na wygranie wyborów. Nie przypadkiem Ziobro jest jednym z najbardziej nielubianych polityków, a Morawiecki wręcz odwrotnie.
Po trzecie, Gowin właśnie ruszył w swoją drogę do Canossy. To ważna droga, nie tylko dla Gowina. Będzie teraz Gowin kilka miesięcy klęczał, bił się w pierś, opisywał, że to wszystko dla dobra Polski, dał się oszukać, a Kaczyński jest po prostu straszny. Słowem, zrobi to, co Radosław Sikorski, Kazimierz Marcinkiewicz, Michał Kamiński i wielu, wielu innych a wyborcy opozycyjni mu szybko wybaczą. W ten sposób Gowin wydrepcze ścieżkę dla kolejnych posłów, którzy będą mogli chyłkiem czmychnąć do opozycji. A że będą czmychać jest bardzo prawdopodobne, jeśli tylko utrzymają się obecne sondaże polityczne.
Przypomnijmy, że właśnie w sondażu Kantar KO dogoniła PiS i mają po 26 proc. poparcia, a jeszcze jest Hołownia, Lewica, której powoli rośnie i PSL tuż nad progiem. Za rok zaczną się pierwsze rozmowy w sprawie list wyborczych. Ilu posłów będzie chciało trwać przy prezesie, gdy się okaże, że sondaże nie dają mu już władzy? Że to jednak Tusk z Hołownią będą rozdawać karty?
Najnowszy sondaż Kantar:
KO – 26%
PiS – 26%
Polska 2050 – 17%
Lewica – 10%
Konfederacja – 7%
PSL – 3%
Kukiz'15 – 0%— Michał Szczerba (@MichalSzczerba) August 16, 2021
Po czwarte, nawet jak Kaczyński raz, drugi, trzeci zbierze sejmową większość, to Senat mu większość inicjatyw zawetuje. A odrzucenie sprzeciwu Senatu wymaga większości bezwzględnej 231 posłów, czyli w gotowości muszą być niemal wszyscy posłowie. Wystarczy, że jeden, dwóch zachoruje, nie zdążą albo… dadzą się przekonać opozycji, aby się wstrzymać z głosowaniem i ustawa ląduje w koszu. Na ten moment PiS teoretycznie ma 233 posłów po wyjęciu kolejnych dwóch posłów Gowina, ale to się może zmienić właściwie z godziny na godzinę. Kiedy ostatnio opozycja miała tak wielką szansę?
Wiem, że dla wielu, to co się ostatnio stało w Sejmie jest dowodem na koniec demokracji i autokrację. Wydaje mi się, że jest dokładnie odwrotnie. Maszyna legislacyjna PiS-u ledwo zipię i trzyma się już tylko na polityczny sznurek. Czas pokaże, co zrobi z tym opozycja, ale jedno jest pewne: to, co się zdarzyło podczas reasumpcji, może być dla niej najlepszą wiadomości od wielu, wielu lat.