Ostateczna wersja porozumienia z Glasgow odbiega od pierwotnego projektu, a najistotniejszy punkt został rozwodniony. Ale niezależnie od tego, co znalazło się w końcowej wersji porozumienia, Polska sama musi uporać się z procesem odchodzenia od węgla. Rozmowa z Pauliną Hennig-Kloską z Koła Parlamentarnego Polska 2050.
Katarzyna Przyborska: Zakończyły się negocjacje w ramach COP26. Problemem jest nie tylko niechęć do zaprzestania realizacji dopłat do paliw kopalnych, ale też brak solidarności i niechęć bogatych państw Północy do wspierania państw rozwijających się. Premier Morawiecki tymczasem sytuuje Polskę właśnie wśród krajów rozwijających się. Chce dać Polsce dodatkową dekadę na transformację energetyczną. Czy to dobra strategia?
Paulina Hennig-Kloska: Transformacja powinna być przeprowadzona jak najszybciej, ale przy jak najniższych kosztach społecznych.
Tylko że my już jesteśmy z tyłu.
Mamy ogromne zapóźnienia, rząd PiS jest hamulcowym zmian transformacyjnych, ale zapóźnienia są przynajmniej kilkunastoletnie. Będziemy mogli to jednak zmieniać, dopiero kiedy przejmiemy władzę.
A dziś?
Teraz PiS trwoni pieniądze, które wpływają do budżetu państwa z handlu prawami do emisji. W tym roku szacuje się, że wpłyną z tego tytułu aż 24 miliardy złotych. Te pieniądze powinny być inwestowane w rozwój nowych, czystych źródeł energii, na zachęty dla obywateli, by inwestowali w budowę źródeł przydomowych, na dotacje do inwestycji OZE dla spółdzielni, samorządów. Te kierunki są wyznaczone w naszym programie Polska na Zielonym Szlaku. Poza budową nowych źródeł czystej energii musimy też inwestować w magazyny energii, rozbudowę sieci energetycznych. Tymczasem rząd wydaje te pieniądze na wszystko inne, tylko nie na energetykę, a jak już wydaje na energetykę, to buduje Ostrołękę, którą potem trzeba rozebrać, lub podaje kroplówkę do węgla.
czytaj także
To było gołym okiem widać przy tegorocznej nowelizacji budżetu państwa. Rząd zwiększał wpływy ze sprzedaży praw do emisji CO2 o 14 miliardów, jednocześnie nie zwiększając wydatków na energetykę. Będę wnioskować w najbliższym czasie o szczegółowe rozliczenie, na co te środki zostały wydane. W naszej ocenie 100 proc. tych pieniędzy powinno zostać przeznaczone na dwa cele: budowę OZE oraz wsparcie przejściowe obywateli, by nie dopuścić do szerzenia się ubóstwa energetycznego.
Skąd się wzięła tak duża nadwyżka z handlu emisjami?
Od początku 2021 roku ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla wzrosły o kilkadziesiąt procent. Pierwotnie szacowano, że w tym roku będzie to 10 miliardów złotych, kolejne 14 miliardów złotych wynika właśnie ze wzrostu cen emisji. Każdy kraj ma przyznany limit emisji CO2 i może je sprzedawać. Tak też dzieje się w Polsce. W związku z czym prąd oparty na węglu jest dodatkowo jakby opodatkowany, ale z drugiej strony do budżetu państwa spływają, jak widać, ogromne pieniądze. PiS zrzuca winę za drogi prąd na UE, ale zapomina dodać, że czerpie z tego tytułu spore profity, z których powinien problem rozwiązywać.
Jednak premier Morawiecki na COP26 mówił, że potrzebujemy OZE, by dostarczać tańszą energię i budować nowe miejsca pracy?
A jednocześnie w Sejmie rząd forsował ustawę blokującą rozwój fotowoltaiki, pogarszającą warunki dla nowych prosumentów – czyli osób prywatnych stawiających na własny koszt, na własnej działce czy dachu własnego domu źródło energii w postaci paneli słonecznych. Zablokowanie rozwoju energii z wiatru nastąpiło już w 2016 roku, a teraz, chroniąc interesy lobby węglowego, ograniczają rozwój sieci fotowoltaicznych.
czytaj także
Może rząd wychodzi z założenia, że atrakcyjniejsze są centralne przedsiębiorstwa energetyczne?
Nie da się przeprowadzić transformacji tylko rękami państwa, ministerstw i spółek energetycznych. Jeśli chcemy rozwiązać problem rosnących cen energii, musimy działać wspólnie.
Dlaczego?
Na to składa się wiele czynników. Brak kompetencji wśród zarządów spółek energetycznych i w ministerstwach, mocy przerobowych, chęci, niska presja na inwestowanie w nowe źródła, no i współpraca ze związkami zawodowymi broniącymi węgla. Obserwując prace sejmowej komisji energii, widzę, że w rządzie wciąż też trwa konflikt między tymi, co uważają, że zagadnienie zmian klimatu to fanaberia lewaków, i drugą grupą, która widzi problem, wie, że to kwestia naszej przyszłości, jakości życia naszych dzieci i wnuków, spadającej konkurencyjności naszej gospodarki.
Prosumenci, którzy zainwestowali w swoje własne panele słoneczne, dostarczają obecnie ponad 1 proc. zapotrzebowania na energię w kraju. To jest oddolna transformacja energetyczna, która rządu nie kosztowała niemal nic, zainwestowali obywatele, rząd dołożył ze znaczonych pieniędzy z budżetu europejskiego. A taka elektrownia w Turowie, która naprawdę mocno zanieczyszcza nam środowisko i szkodzi klimatowi, a teraz jest jeszcze przedmiotem sporu międzynarodowego, daje nam niewiele ponad 4 proc. Czyli jedną czwartą takiej elektrowni wypracowali prosumenci. Węgiel brunatny jest zaś szczególnie szkodliwy dla środowiska.
Czyli liczą się bardziej koszty polityczne. Czy to z tego powodu premier Morawiecki chce dla Polski tej dodatkowej dekady? Czy jednak chodzi o jakąś strategię transformacyjną, która pozwoli Polsce łagodniej przejść transformację?
W 2020 roku udział energii produkowanej z węgla spadł do 70 proc., ale to wciąż dużo za dużo. Potrzebujemy naprawdę zmienić podejście na poziomie władz centralnych, rząd musi się wziąć do roboty.
czytaj także
Rząd wciąż też nie zajął oficjalnie stanowiska wobec programu Fit for 55. Jeżeli uważa, że to jest niemożliwe do zrealizowania w Polsce, to teraz właśnie jest czas na porządne negocjacje. Tymczasem rząd nie tylko nie zajął oficjalnego stanowiska, ale nie robi nic, by być poważnym partnerem do dyskusji na poziomie europejskim, wszczyna za to kolejne konflikty, które spychają nas na margines unijny. A powinniśmy siedzieć przy głównym stole, bo zapóźnienia w Polsce są największe w UE, a jednocześnie skala naszego zapotrzebowania na energię jest dość duża i istotna.
A jeśli tego nie zrobimy?
Raport Ministerstwa Klimatu z sierpnia tego roku mówi, że po 2030 roku grożą nam poważnie blackouty. Musimy stawiać nowe, czyste źródła energii już nie tylko ze względu na ochronę klimatu, ale i na to, że mamy stare bloki węglowe, które zaraz będą musiały być wyłączone. Wedle tego raportu grozi nam ubytek mocy na poziomie 10 gigawatów, to skazanie Polski na jeszcze większy import energii z zagranicy. Nie do przyjęcia jest, że rząd pisze o takiej ewentualności i zachowuje się biernie. Pierwszą próbkę sporych przerw w dostawie prądu możemy zresztą mieć tej zimy, w związku z kryzysem energetycznym w Europie. Niemcy już się do takiej ewentualności przygotowują, a Polski rząd bagatelizuje problem. Jeśli faktycznie do tego dojdzie, będziemy nieprzygotowani. Jeśli w 2015 roku mieliśmy państwo teoretyczne, to teraz jest tekturowe.
Co powinniśmy teraz zrobić, żeby odwrócić zły scenariusz?
Teraz potrzebne są zmiany w prawie dotyczącym elektrowni wiatrowych, przywrócenie rozwiązań korzystnych dla prosumentów, postawienie na oddolny rozwój energetyki, umożliwienie lokalnym społecznościom, wspólnotom, spółdzielniom mieszkaniowym i indywidualnym przedsiębiorcom inwestowanie w fotowoltaikę, energetykę wiatrową czy biogazownie. Uruchomić programy termomodernizacyjne, zmniejszające zapotrzebowanie na energię – to też ważny element transformacji. Oczywiście jak najszybciej uruchomić wszystkie programy unijne, by udostępnić środki na transformację energetyczną.
Ta pula powinna stać się takim kołem zamachowym dofinansowującym zmianę. Jesteśmy też zwolennikami zasady zielonego weta, czyli zakazu wykorzystywania publicznych pieniędzy na projekty oddalające nas od neutralności klimatycznej. Czyli jeśli rząd inwestuje w transport publiczny, to nisko- i zeroemisyjny.
Raczej w kolej, a nie Centralny Port Lotniczy?
Tak. No i chcemy, by 100 proc. przychodu z handlu emisjami przekazywać na rozwój zielonej gospodarki. Dziś to pieniądze marnowane, a szacuje się, że w ciągu dekady do budżetu wpłynie z tego tytułu 170 miliardów złotych. To ogromny pieniądz, który powinniśmy wydać na wsparcie gospodarstw domowych i polskiej gospodarki w procesie transformacji.
Czy współpracujecie z MSK? Ich delegacja też była na COP 26.
Jesteśmy bardzo otwarci na współpracę ze stroną społeczną, wsłuchujemy się w głos szeregu organizacji społecznych, dlatego w październiku odbyły się w parlamencie wieloaspektowe konsultacje naszego programu Polska na Zielonym Szlaku. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny walczy o przyszłość swojego pokolenia, naszym obowiązkiem jest wsłuchiwać się w to, co mówią, i rozważać, czy możliwe jest wcielenie w życie proponowanych przez nich rozwiązań. Będzie to jednak możliwe, gdy władza w Polsce się zmieni, a my będziemy mieć wpływ na kluczowe procesy, w tym transformację energetyczną.
Jak pani ocenia porozumienie wypracowane przez COP26?
Dobrze, że porozumienie wypracowane w trakcie COP26 zostało przyjęte przez tak liczne grono 200 państw, które zostały zobowiązane do przedstawienia ambitniejszych celów klimatycznych do roku 2030. Jest jednak zrozumiałe, że wielu jego uczestników czuje rozczarowanie.
czytaj także
Ostateczna wersja dokumentu odbiega od pierwotnego projektu, a najistotniejszy punkt został rozwodniony. Wycofanie się z węgla to dużo więcej niż stopniowe zmniejszanie jego udziału w produkcji energii. Niezależnie od tego, co znalazło się w końcowej wersji porozumienia, Polska sama musi uporać się z procesem odchodzenia od węgla. Nikt za nas nie przeprowadzi transformacji energetycznej. Rząd musi przestać błaznować, tylko zakasać rękawy i ruszyć poważnie głową, w przeciwnym razie będziemy skazani na coraz droższą energię, coraz większy import energii z zagranicy, a może też coraz większe problemy z jej dostarczaniem w odpowiedniej ilości.
**
Paulina Hennig-Kloska − posłanka na Sejm VIII i IX kadencji. Należy do Koła Parlamentarnego Polska 2050. Pracuje w sejmowej Komisji Finansów Publicznych i sejmowej Komisji Zdrowia. Członkini zespołów parlamentarnych ds. Bezpieczeństwa Drogowego, Sprawiedliwej Transformacji Energetycznej, Zdrowia Publicznego, ds. Środowiska, Energii, Klimatu oraz Praw Dziecka. Politolożka i ekonomistka.