Kraj

Przedsiębiorco, inni też pracują

W ostatnich dniach obserwujemy dyskusję, w której zasmuca to, że im wyżej ktoś jest na drabinie społecznej, tym trudniej mu zauważyć, że ci niżej też ciężko pracują. Wszak według „mitologii przedsiębiorcy” ciężko pracuję ja i tylko ja.

Dyskusja, czy może bardziej zalążek dyskusji o progresji podatkowej, tradycyjnie w Polsce obradza w mity i toczy się z punktu widzenia narracji przedsiębiorców. I to tych lepiej zarabiających.

Mamy więc w tej dyskusji mit poświęcenia, w którym poznajemy przedsiębiorcę, działającego nie tyle dla swojego zysku, ile po to, by dźwigać na swoich barkach całą gospodarkę. I pouczeni tym mitem powinniśmy mu być za ten wysiłek wdzięczni.

Podatki w Polskim Ładzie: burza w szklance wody

Mamy mit, z którego dowiadujemy się o istnieniu tajemnej wiedzy. Zaczyna się on nieśmiertelnym: „zausz firmę”, to się dowiesz, jakie to skomplikowane. W micie tym nic nie mówią co prawda, że te najbardziej skomplikowane rzeczy, jak księgowość czy obsługa prawna, i tak często są zlecane specjalistom (księgowość to nawet głównie specjalistkom).

Mamy mit o ponoszeniu ogromnego ryzyka, chociaż wielu przedsiębiorców celowo wybiera postać spółki, której nazwa nieprzypadkowo brzmi: spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Odpowiedzialnością, która w przypadku właścicieli nawet jest nie tyle ograniczana, ile po prostu wyłączana.

Wreszcie mamy mit o ciężkiej pracy. W micie tym, który słyszymy przy okazji dyskusji o płaceniu kilku stów więcej przez osoby, które na działalności gospodarczej finalnie zgarniają po 8 czy 10 tysięcy na rękę, dowiadujemy się o tym, jak osoby na działalności ciężko pracują. W pewnym sensie jest to dziwne. W micie tym bowiem nieraz pojawia się postać przedsiębiorcy, który chełpi się tym, że jest pracodawcą. To on pracę daje. W micie tym nie ma już nic o tym, że skoro to on pracę daje, to ktoś inny ją wykonuje. Jest tylko prosty transfer pracy od dającego do biorącego. To jednak za mało podkreśla ogrom ciężkiej pracy przedsiębiorców, bo co z tego, że pracę dają, jak wtedy oznaczać to musi, że wykonują ją inni, czyli nieprzedsiębiorcy. I nie można wtedy opowiadać o własnym znoju i trudzie. Dlatego w tym micie przedsiębiorcy ustawiają się także z drugiej strony.

Mamy więc przedsiębiorców jako tych, co pracę dają, i jednocześnie jako bardzo ciężko pracujących. Nic więc dziwnego, że na dostrzeżenie pracy innych, pracy nieprzedsiębiorców, a więc pracowników, nie ma już miejsca. W istocie, wbrew nieco spaczonemu nazewnictwu, które mebluje wszystkim wyobraźnię, przedsiębiorca nie daje żadnej pracy, tylko zapłatę za pracę. Pracę w formie swoich rąk, nóg, pleców, głów i wszystkiego innego daje pracownik, a nie zapłatodawca. Więc pierwsza strona tego równania to jest dawanie zapłaty, a nie żadna ciężka praca.

Polski Ład, czyli wspaniała fantazja o poprzedniej cywilizacji

Oczywiście, to nie jest tak, że z drugiej strony przedsiębiorca da zapłatę i resztę dnia sobie gwiżdże, popijając kawę w fotelu. W końcu nie każdy jest informatykiem na helpdesku. Owszem, praca przedsiębiorców bywa ciężka. Problem w tym, że poza drobnymi przedsiębiorcami wykonującymi prace fizyczne i tymi zmuszonymi do śmieciówek jest jeszcze sporo przedsiębiorców, którzy zostali nimi właśnie po to, żeby nie tyrać jako pracownik. Dlatego o wiele więcej osób przechodzi z etatu na działalność, a nie odwrotnie. Podatki to jedno, ale bycie szefem, a nie podwładnym, to zupełnie coś innego. Po prostu od najcięższej pracy, przez pracę lżejszą pracowników i bycie szefem na działalności gospodarczej, aż po rentierstwo – praca jest coraz lżejsza. I właśnie dlatego ludzie pną się w górę tej drabiny – m.in. po to, żeby nie tyrać przysłowiową łopatą. I nie ma w tym nic złego, każdy chce życia jak najmniej trudnego.

Martwi jednak w całej tej dyskusji pewien smutny fakt. Im jestem wyżej na tej drabinie, tym trudniej mi zauważyć, że ci niżej też ciężko pracują. Wszak według „mitologii przedsiębiorcy” ciężko pracuję ja i tylko ja.

Suma egoizmów nie obali rządów PiS

Rzecz jasna ciężką pracę należy odróżnić od pracy trudnej. Rzadko to idzie w parze (wielogodzinne operacje chirurgiczne na stojąco), zwykle najsłabiej opłacane prace fizyczne to jednocześnie prace bardzo ciężkie, ale też umysłowo dość łatwe. W samoocenie swojej pracy u przedsiębiorców następuje jednak zlanie się tych dwóch kategorii, przez co pracę trudną (np. szukanie klientów) mylą z pracą ciężką (np. harowanie na klienta, którego szef wyszukał). I stąd te lamenty, o tym, że to przedsiębiorcy ciężej pracują.

Ciężar pracy wiąże się także z elastycznością czasową. To dość znamienne, że w typowych godzinach pracy social media, od Twittera przez fejsa, dziwnym trafem pełne są osób, które raczej nie wykonują pracy fizycznej. Długotrwałych kłótni nie toczą kierowcy, salowe w szpitalu, kurierzy rozwożący jedzenie, sprzedawcy zza lady, a toczą je kancelaryjni prawnicy, czasami lekarze na dyżurach i prawie zawsze ludzie, którzy potrafią spędzić 2–3 godziny w sieci tylko po to, żeby 20 razy zdążyć opowiedzieć, jak to są ciężko zapracowani. Zresztą przez ciężką pracę rozumieją wszystko – od rozmów przez telefon, przez lunche biznesowe, aż po załatwianie prywatnych spraw w jej godzinach. Oczywiście towarzyszy temu zwykle narzekanie na pracę roszczeniowych nierobów.

Wyolbrzymianie własnego trudu i ślepota na pracę osób z niższej klasy średniej czy klasy ludowej doprowadziły już nawet do słynnego żartu z sojową latte, wedle którego lewicowa młodzież nic, tylko siedzi po kawiarniach, podczas gdy przedsiębiorca tak ciężko pracuje. Sęk w tym, że ktoś tę kawę musi zaparzyć, ktoś musi donieść do stolika, ktoś musi skasować zapłatę, a po wszystkim ktoś musi wysprzątać lokal. I niemal zawsze jest to ciężko harujący prekariat, a nie przedsiębiorcy, co przy stoliczku przesyłają sobie boomerskie memy o lewakach. Tak, to ta młodzież robi wam tę kawę, pora to wreszcie zrozumieć.

Pora także zrozumieć, że całe wasze biznesy, mniejsze, średnie i duże funkcjonują tylko dlatego, że cały gospodarczy ekosystem utrzymywany jest nie tylko na waszych, przedsiębiorczych barkach, ale też na barkach waszych pracowników. Był nawet jeden taki facet z brodą, co to opisał w Londynie, bazując na książkach Ricardo i Smitha. Ale książki to jedno, a naoczne przekonanie się to drugie. Gdy więc bodajże Sekstus Empiryk powiadał, że gdyby na kilka dni zawieszono demokrację i praworządność, to społeczeństwo dopiero zrozumiałoby ich wartość, ja chciałbym coś o wiele skromniejszego. Jednodniowy strajk wszystkich pracowników w 24 godziny uświadomiłby, kto tak naprawdę ciężko pracuje i na czyich barkach ten kraj spoczywa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij