„Flagowym przykładem myśli doktory Budzyńskiej miała być teoria o kobietach rodzących dzieci z antenkami w głowach w wyniku stosowania spirali domacicznej”. Ciąg dalszy walki studentów Uniwersytetu Śląskiego z ultrakatolicką indoktrynacją przebraną za naukę. Ordo Iuris nie ustaje w próbach przejęcia ideologicznej dyrygentury nad polskim szkolnictwem wyższym. Tym razem robi to przy akompaniamencie pisowskiej prokuratury. Tracą na tym oczywiście najsłabsi – studenci.
W maju pisaliśmy o tym, jak ultrakonserwatywna fundacja niejasno powiązana z brazylijską sektą starała się zastraszyć i uciszyć studentów Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, którzy oskarżyli swoją wykładowczynię Ewę Budzyńską o szerzenie homofobicznych poglądów na zajęciach. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj:
Kara za skargę. Studenci ze Śląska na celowniku Ordo Iuris i policji
czytaj także
Teraz sprawa powraca i staje się coraz bardziej kuriozalna.
Prokuratura sprawdza zeszyty
Śledczy zażądali właśnie od studentów ujawnienia… notatek z zajęć prowadzonych przez Budzyńską dwa lata temu.
Absurd?
– Szczególnie niepokojące jest to, że prokuratura, zamiast ścigać poważne przestępstwa o charakterze kryminalnym, których w Polsce przecież nie brakuje, przykłada wagę do tego, by za wszelką cenę udowodnić coś studentom – mówi nam prof. Mariusz Fras, nauczyciel akademicki z Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Śląskim oraz jeden z adwokatów wspierających studentów, a teraz także pracowników uniwersytetu.
– Wysłałem w tej sprawie pismo do prokuratury, bo całe postępowanie zabrnęło moim zdaniem za daleko i przekroczyło granice absurdu. Przecież żaden ze studentów nie trzyma w domu notatek z przedmiotu, który skończył się dwa lata temu. Niektórzy z nich zdążyli już odebrać dyplom i na dobre opuścić mury uczelni. Martwi mnie zatem nie tylko niedorzeczność żądania prokuratury, ale również to, co wydarzy się, jeśli studenci go nie spełnią. Czy wobec tego znów będą musieli stawić się na przesłuchania? A może policja przeszuka ich mieszkania? – zastanawia się nasz rozmówca.
Oprócz studentów i studentek na przesłuchania wzywani są również pracownicy Instytutu Socjologii, m.in. dr Agata Zygmunt.
Dlaczego prokuratura chce zaglądać do studenckich zeszytów i po co angażuje tyle zasobów w sprawę, która ma wymiar ewidentnie polityczny, a jej głównymi aktorem jest Ordo Iuris (przypomnijmy, że nie życzą sobie, by nazywać ich opłacanymi przez Kreml fundamentalistami) – kontrowersyjna katolicka organizacja ostrząca sobie zęby na monopol prawny i naukowy w dyskursie publicznym w Polsce, a zwłaszcza na uniwersytetach.
O to zapytałam katowicką prokuratorkę Bogusławę Szczepanek-Siejkę. Redakcja Krytyki Politycznej otrzymała tylko lakoniczną odpowiedź:
„Informuję, że postępowanie przygotowawcze, którego dotyczy zapytanie, prowadzone jest na skutek zawiadomienia osoby fizycznej i na podstawie przepisów kodeksu karnego. Jego celem jest wyjaśnienie, czy doszło do popełnienia czynu zabronionego, a nie ingerencja w autonomię Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w jakiejkolwiek sferze jego funkcjonowania. Postępowanie przygotowawcze prowadzone jest niezależnie od biegu postępowania dyscyplinarnego. Dochodzenie podjęto z umorzenia, w celu uzupełnienia materiału dowodowego. Dobro postępowania nie pozwala na udzielenie informacji o czynnościach dowodowych realizowanych w jego toku” – informuje nas pismo Szczepanek-Siejki.
czytaj także
Jak przejąć szkoły wyższe
Walka o wpływy nie jest szczególnie trudna dla Ordo Iuris (które nie chce być nazywane opłacanymi przez Kreml fundamentalistami). Macki tej fundacji sięgają daleko – aż do struktur rządowych, których przedstawiciele zajmujący się szkolnictwem wyższym znajdują się po tej samej ideologicznej stronie co fundamentalistyczni prawnicy. Ostatnio minister Wojciech Murdzek dopisał Ordo Iuris do listy uznanych przez resort nauki wydawnictw naukowych.
Wcześniej Jarosław Gowin za sprawą reformy szkolnictwa wyższego ograniczył kompetencje rektorów w zakresie powoływania nowych kół naukowych. Tym samym ułatwił ultrakonserwatystom wejście na teren uczelni. Efekty zmiany Gowina widać choćby na Uniwersytecie Śląskim, gdzie Ordo Iuris zarejestrowało swoje koło w lutym tego roku.
Błogosławieństwo od Gowina organizacja ta otrzymała też w sprawie obrony dr hab. Ewy Budzyńskiej, której rzekomo odebrano „wolność naukową”.
Wszystko zaczęło się w 2018 roku, kiedy to naukowczyni miała według relacji studentów zmienić salę wykładową w ambonę do wygłaszania swoich skrajnie konserwatywnych poglądów.
Uczestnicy kursu Międzypokoleniowe więzi w różnych modelach rodziny na świecie w wypowiedziach wykładowczyni dopatrzyli się jednak homofobii, dyskryminacji wyznaniowej, nienaukowej krytyki praw reprodukcyjnych oraz propagowania informacji niezgodnych ze stanowiskiem współczesnej nauki. Flagowym przykładem myśli doktory Budzyńskiej miała być jej teoria o kobietach „rodzących dzieci z antenkami w głowach w wyniku stosowania spirali domacicznej”.
Prof. Fras: – Ci młodzi ludzie skorzystali po prostu ze zwyczajowej drogi, jaka przysługuje im z mocy ustawy o szkolnictwie wyższym. Złożyli skargę na nauczyciela akademickiego. Jednak dwa lata później została przeciwko nim zupełnie bezzasadnie uruchomiona machina prokuratury.
Proceduralna nieskończoność
Nagany dla wykładowczyni, która w międzyczasie zrezygnowała z pracy na UŚ, domagał się już w 2019 roku ówczesny rzecznik dyscyplinarny uczelni prof. Wojciech Popiołek. O dalszych losach jego postulatu miała zdecydować komisja dyscyplinarna, ale działała ona dość opieszale. Na tyle wolno, że sprawa nie znalazła finału do momentu wybuchu pandemii koronawirusa. Potem z tej samej przyczyny trzeba było odwlec ją o kolejne miesiące, a w międzyczasie zdążyły się zmienić władze uczelni, rzecznik oraz skład komisji.
– Wcześniej wniosek o odroczenie sprawy zgłosiła obrona, czyli prawnik reprezentujący dr hab. Ewę Budzyńską z ramienia Instytutu Kultury Prawnej Ordo Iuris. Komisja formalnie zebrała się po wakacjach 23 września bieżącego roku. Wybrano już przewodniczącego, protokolantów i wkrótce zostanie również skompletowany skład orzekający, który z całą pewnością nie będzie dłużej odraczać wydania orzeczenia – zapewnia rzecznik prasowy UŚ Jacek Szymik-Kozaczko.
Studenci jednak wskazują, że cały proces trwa zdecydowanie zbyt długo. Sylwia Kwaśniewska, jedna ze studentek, która podpisała się pod skargą przeciw dr hab. Budzyńskiej, dość sceptycznie spogląda na działania władz uniwersytetu.
– Cały czas czekamy na jakiś ruch, ale mamy wrażenie, że uczelnia nas ignoruje. Słyszeliśmy wprawdzie o wrześniowym posiedzeniu komisji dyscyplinarnej, ale wiemy też, że formowanie składu orzekającego jest nadal w toku. Nie dostaliśmy też informacji, czy o sprawie będzie decydował nowy, czy stary skład komisji. Nadal nie ustalono terminu rozprawy dyscyplinarnej, co każe nam myśleć, że uniwersytet nie traktuje nas ani całej sprawy poważnie – twierdzi nasza rozmówczyni.
Rzecznik Uniwersytetu Śląskiego mówi nam, że w działania komisji zgodnie z przepisami ustawy Gowina reformującej szkolnictwo wyższe nie może ingerować rektor uczelni, więc jakiekolwiek próby przyspieszenia procesu ze strony kierującego w nowej kadencji uniwersytetem prof. Ryszarda Koziołka byłyby po prostu nielegalne. Twierdzi, że wątpliwości co do prawidłowości procedur związanych z pracami komisji są bezpodstawne.
– Sprawa stanowi przedmiot postępowania prowadzonego przez niezależną komisję dyscyplinarną UŚ, zgodnie z obowiązującymi w tym względzie przepisami. Nie ma żadnych podstaw, aby wątpić w rzetelność i bezstronność działań tej komisji. Cały czas podkreślamy, że to organy uczelni są właściwe do rozpatrzenia tej sprawy – dodaje rzecznik.
Kto się boi Ordo Iuris?
Tymczasem katolicka fundacja nie ustaje w próbach przekonywania, że antynaukowa i dyskryminująca, była już wykładowczyni padła ofiarą… cenzury. Rękę do jej zguby miał przyłożyć ówczesny rzecznik dyscyplinarny uczelni prof. Popiołek. Ordo Iuris zarzuciło mu publicznie złą wolę i formalne uchybienia. Popiołek w odpowiedzi wytoczył organizacji proces o naruszenie dóbr osobistych. Katowiccy sędziowie nie chcą jednak zająć się sprawą.
Czy polskie instytucje sądownicze aż tak boją się angażować w rozpatrywanie pozwów przeciwko Ordo Iuris? Wniosek o wyłączenie z orzekania w tej sprawie złożyły m.in. sędzia Wacława Walencka i sędzia Katarzyna Zadora. We wrześniu Sąd Okręgowy w Katowicach zwrócił się do Sądu Najwyższego o „przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu z uwagi na dobro wymiaru sprawiedliwości”. Pełnomocnik reprezentujący prof. Popiołka, prof. Mariusz Fras, skierował do SN odmowne stanowisko w tej sprawie, która zapewne prędko nie doczeka się finału na sali sądowej.
Nieco inaczej sytuacja przedstawia się, kiedy chodzi o sprawy w interesie Ordo Iuris. Te nie napotykają podobnych oporów. To właśnie na wniosek anonimowej działaczki Solidarnej Polski prokuratorzy wszczęli dochodzenie przeciwko studentom skarżącym się na swoją wykładowczynię. Śledztwo toczy się do dziś w sprawie fabrykowania dowodów. Dowodów szukają prawnicy ultrakatolickiej fundacji.
„Przymus uczestniczenia w przesłuchaniach odbił się na naszym zdrowiu psychicznym, wywołując w jednej ze studentek traumę. Na pierwszych przesłuchaniach nie było z nikim z nas nawet pełnomocnika. Był za to bombardujący nas pytaniami przedstawiciel fundamentalistycznych środowisk zrzeszonych w Ordo Iuris” – napisali prześladowani studenci Uniwersytetu Śląskiego w oficjalnym oświadczeniu, wskazując, że wprawdzie nie mogą ujawnić, jakich informacji musieli udzielić podczas kilkugodzinnego i wyczerpującego składania zeznań, ale duża część z nich dotyczyła ich życia prywatnego.
Oficjalne oświadczenie przesłuchiwanych studentów UŚ. Zapraszam do czytania i udostępniania bezpośredniego źródła:…
Opublikowany przez Magdalenę Bigewską Wtorek, 9 czerwca 2020
„To nie pierwszy raz, kiedy Ordo Iuris ingeruje w życie naszego Uniwersytetu […]. Postępowanie Ordo Iuris odbieramy jako zamach na autonomię uniwersytetów, ale też wolność jednostki oraz próbę pogwałcenia praw człowieka i powrót do czasów, gdzie naukę zastępowała ideologia. Jako studenci czujemy, że wolność nauki i uniwersytetów w Polsce jest zagrożona. Jesteśmy represjonowani za mówienie prawdy, próbuje się nami manipulować i męczyć na wielogodzinnych przesłuchaniach, bo korzystamy z przysługujących nam praw, stając po stronie tych, którzy często ich nie mają” – dodają studenci.
Bezzasadność ścigania studentów podkreśla również prof. Mariusz Fras. W piśmie przesłanym do prokuratury pisze, że „złożenie skargi, w której wyraża się własne stanowisko, w treści której podpisuje się pod swoimi spostrzeżeniami, nie może zostać uznane za fałszowanie dowodów”. Dlaczego? Bo nie da się sfałszować własnego spostrzeżenia.
czytaj także
To jeszcze nie koniec
Wydawało się, że sprawa nękanych przez prokuraturę studentów i studentek Uniwersytetu Śląskiego skończy się po majowych przesłuchaniach, kiedy prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, więc śledztwo umorzyła. W odpowiedzi na zażalenie prawnika z Ordo Iuris sprawa wróciła jednak na wcześniejsze tory i trafiła pod pieczę innej niż dotychczas prokuratorki.
Śledztwo wznowiono z uwagi na poszukiwanie nowych materiałów dowodowych. – Na przełomie sierpnia i września dowiedzieliśmy się, że na przesłuchania są wzywani nasi koledzy i koleżanki, którzy nie podpisali skargi, ale uczestniczyli w zajęciach z panią Budzyńską – mówi Sylwia Kwaśniewska.
– Oprócz nich zeznania składały również osoby, które na zajęcia były zapisane, ale z jakichś powodów nigdy się na nich nie pojawiły i były spoza naszej grupy. Nie wiemy, dlaczego prokuratura zdecydowała się przesłuchać kogoś, kto nie miał pojęcia, jakie treści przekazywała nam dr hab. Budzyńska – dodaje Kwaśniewska.
Z jej relacji wynika, że ostatnie przesłuchania odbywały się w bardzo podobny sposób jak te majowe. Tym razem już z udziałem prokuratora, a nie policjantów, co nadaje sprawie poważniejszy charakter. – A teraz prokuratura wysłała pisma, w których żąda udostępnienia notatek z zajęć z dr hab. Budzyńską. Osoby, które tych materiałów nie przedłożą, muszą to uzasadnić, bo jeśli nie, czeka je jakaś bliżej nieokreślona odpowiedzialność. Nie sądzę jednak, by ktokolwiek dysponował notatkami sprzed dwóch lat – wskazuje Sylwia Kwaśniewska.
Od niej dowiadujemy się także, że większość studentów krytycznie ocenia zaangażowanie władz uczelni w tej sprawie. Największy żal mają o to, że uniwersytet jako instytucja autonomiczna nie weszła w spór z prokuraturą i dwukrotnie po prostu przekazała jej dane studentów. A teraz, podobnie, nie protestuje w sprawie kuriozalnego żądania notatek sprzed lat.
– Rektor doskonale wie o sprawie. Jednak władze uczelni nie podjęły żadnych działań ani nie wydały żadnego oświadczenia. Nie spodziewamy się tutaj już w sumie niczego, bo nadal przedstawiciele uniwersytetu bronią się tym, że wszystko zrobili dobrze i zgodnie z prawem – przyznaje Sylwia Kwaśniewska.
Decyzji o wydaniu danych, jak i bezczynności wobec najnowszych działań prokuratury, broni jednak rzecznik prasowy UŚ. – Trudno nam komentować poszczególne działania prokuratury, gdyż uniwersytet nie jest stroną postępowania i nie znamy przesłanek, którymi kierowała się prokuratura, podejmując decyzję dotyczącą wezwania do przekazania notatek z wykładu – twierdzi przedstawiciel uczelni.
Co niszczy naukę? Neoliberalizm, ksenofobiczna prawica i koronawirus
czytaj także
– Uczelnia początkowo odmówiła przekazania danych osobowych, jednak po zmianie podstawy prawnej i doprecyzowaniu żądania przez policję była zmuszona przekazać dane osobowe studentów. Sprawę badał również Rzecznik Praw Obywatelskich, który stwierdził, że w jego ocenie uczelnia zgodnie z prawem przekazała dane studentów policji – tłumaczy decyzję rzecznik UŚ Jacek Szymik Kozaczko.
Mirosław Wróblewski z biura RPO w uzasadnieniu działań UŚ powołał się na art. 15 § 3 k.p.k., który wprowadza powszechny, ale nie nieograniczony obowiązek udzielenia pomocy organom prowadzącym postępowanie karne w zakresie i terminie przez nie wyznaczonym.
– Cały czas żyjemy w zawieszeniu. Nie wiemy, co będzie dalej. Mamy wrażenie, że na siłę w prokuraturze szuka się osoby winnej, którą będzie można oskarżyć o cokolwiek. Tak po prostu, dla przykładu. Uważamy, że to jest sprawa polityczna, bezpośrednio związana z Ordo Iuris i obecnie panującą władzą oraz większymi rozgrywkami politycznymi. Nie mamy pojęcia, czego powinniśmy się teraz spodziewać. Oskarżenia? Umorzenia? Skoro prokuratura i OI ciągle drążą temat, bo nie zadowalają ich jak widać zeznania świadków, więc muszą wymyślić coś innego, co pasowałoby do ich tezy. Być może za wszelką cenę – twierdzi Sylwia Kwaśniewska.
Znając jednak taktykę działania fundamentalistów z OI, można przypuszczać, że chodzi im jedynie o wywołanie strachu, który kolejnym studentom, przedstawicielom uczelni i instytucji publicznych będzie w przyszłości kazał się zastanowić dwa razy, czy warto wchodzić w długotrwały i wyczerpujący konflikt z ultrakonserwatystami.