Opiekunka wykonuje nie tylko setki czynności dziennie, ale też angażuje się emocjonalnie. I tego się od pracownic oczekuje, tylko wtedy ich wkład oceniany jest jako wartościowy. Publikujemy zapis dyskusji o realiach pracy opiekuńczej, która odbyła się w warszawskim Big Book Cafe 7 listopada 2022 roku.
Sylwia Urbańska: Od początku pracy badawczej zajmowałam się migracją Polek i opieką. Moimi pierwszymi rozmówczyniami były kobiety, które transformacja ustrojowa wypchnęła do pracy za granicę. Trafiały do pracy opiekuńczej, ale też do prac związanych z gospodarstwem domowym, ze sprzątaniem czy pracami fizycznymi w ogrodach. Interesowała mnie sytuacja kobiet, dla których wyjazd stał się strategią przetrwania, a które zostawiły w domach osoby zależne od nich. W momencie wyjazdu były matkami, opiekunkami swoich starszych rodziców, a sytuacja ekonomiczno-polityczna zmusiła je do życia na odległość, łączenia zarobku i opieki nad swoją rodziną. Interesowały mnie doświadczenia kobiet, które pochodziły z klasy ludowej. Na co dzień były rolniczkami w małych gospodarstwach, pracowały w usługach, fizycznie, również w opiece.
W kolejnych badaniach zaczęłam rozmawiać z kobietami, które starały się przetrwać w Polsce. Łączyły różne strategie, mobilność między wsią a miastem, krążenie za pracą między wsiami, w tym sezonowe migracje – a wszystko po to, żeby jakoś związać koniec z końcem i móc być z dziećmi.
Rozwód, emigracja, egzorcyzmy: strategie polskiej wsi w walce z patriarchatem
czytaj także
Piotr Szumlewicz: Jestem liderem ogólnopolskiej centrali związkowej, Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa. Mniej więcej dwa lata temu założyliśmy Związkową Alternatywę Opiekunek, którą koordynuje Izabela Marcinek. Są to głównie osoby pracujące w Niemczech, chociaż związek jest otwarty na polskie opiekunki pracujące we wszystkich krajach, również w Polsce. Na początku zgłaszały się do nas pojedyncze pracownice opieki z różnych części Niemiec. Potem skala naszego oddziaływania znacznie wzrosła, co zawdzięczamy między innymi inkubatorowi innowacji społecznych Transfer Hub. Dzięki jego wsparciu realizowaliśmy projekt upodmiotowienia polskich opiekunek w Niemczech. Wynikiem tego projektu był przygotowany przez nas kurs samopomocy, zawierający praktyczne porady prawne dla pracownic opieki, który można przeczytać na naszej stronie. Wskazywaliśmy w nim na najbardziej rozpowszechnione patologie w branży, przedstawialiśmy porady, jak sobie z nimi radzić, zachęcaliśmy do solidarnego działania na rzecz poprawy sytuacji opiekunek.
W ramach tego projektu przeprowadziliśmy też badanie wśród 178 opiekunek, pytając je, ile zarabiają, jak szacują długość swojego czasu pracy, jak oceniają przestrzeganie podpisywanych przez nie umów, gdzie diagnozują największe problemy branży. Jego wyniki były dla nas bardzo ciekawe. Przykładowo, blisko 90 proc. ankietowanych zadeklarowało, że praca w Niemczech daje im satysfakcję, a zarazem aż 60 proc. przyznało, że jest ona koniecznością ekonomiczną, a nie wolnym wyborem. W pewnym momencie udostępniłem też w grupach opiekunek w mediach społecznościowych swój numer telefonu, w wyniku czego zadzwoniło do mnie około 100 z nich.
Łączę więc wiedzę ekspercką na temat warunków pracy w sektorze opieki z doświadczeniami praktycznymi, co pozwoliło mi zdiagnozować, jakie są główne problemy tego środowiska, na jakich obszarach mamy do czynienia z omijaniem przepisów, ale też jakie są słabości po stronie samych opiekunek.
Sylwia Chutnik: Zdefiniujmy może pracę opiekuńczą.
P.S.: Odpowiedź na to pytanie może być dwoista: jedna opiera się na teorii, a druga na praktyce. I niestety te odpowiedzi nie mają ze sobą wiele wspólnego. Teoretycznie prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć: wszystkie opiekunki powinny mieć umowę na etat regulowaną przez Kodeks pracy. Opiekunki pracują w określonym czasie, miejscu i pod nadzorem. Innymi słowy, spełniają wszystkie kodeksowe kryteria umowy o pracę. W praktyce jednak niestety prawie wszystkie są zatrudnione w ramach umów cywilnoprawnych, a często też na czarno.
Na dodatek zakres obowiązków wpisany w ich umowy zazwyczaj bardzo odbiega od rzeczywistości. Jedną z większych patologii w sektorze opieki jest właśnie różnica między umową a rzeczywistością. Z wielu przyczyn pozycja przetargowa opiekunek przy zawieraniu umów jest bardzo słaba i ze względu na brak znajomości przepisów wykonują potem wszystko, czego sobie życzy pracodawca lub osoba, którą się opiekują. Ich praca obejmuje często między innymi czynności medyczne, do których wykonywania nie są przygotowane. To również czynności związane ze sprzątaniem, zmywaniem, wyrzucaniem śmieci, spacery z psem, opieka nad kotem, zabawianie chorej osoby. Opiekunki wykonują te prace, nawet jeśli nie ma ich w zawartych umowach.
Niekiedy zdarzają się sytuacje, że opiekunka ma w umowie wpisaną opiekę nad jedną osobą, a na miejscu okazuje się, że ma się zajmować dwiema. Bardzo często zakres obowiązków radykalnie odbiega od tego, co jest wpisane w umowę. Na przykład opiekunka słyszy przed wyjazdem z Polski, że będzie opiekować się osobą z lekką niepełnosprawnością, a na miejscu okazuje się, że ma się zajmować w pełnym wymiarze ciężko niepełnosprawnym seniorem, który wymaga profesjonalnej, całodobowej opieki.
Rozziew między kształtem umowy zawieranej w Polsce a praktyką w Niemczech prowadzi do wielu konfliktów, ponieważ opiekunka nie jest w stanie wykonywać nakładanych na nią obowiązków, rodzina osoby, którą się zajmuje, jest niezadowolona z wykonywanych usług, a agencja zatrudnienia odmawia wypłaty wynagrodzenia.
czytaj także
S.U.: Problemy, o których opowiedział Piotr, są ściśle związane z oczekiwaniami co do pracy opiekuńczej, jej niską pozycją na rynku pracy. I tu musimy przejść do jej związku z płcią i nierówną pozycją kobiet. To kobiety sprawują opiekę nad osobami zależnymi. Czy to jest opieka w gospodarstwach domowych, czy na rynku usług opiekuńczych, ponad 90 proc. opiekunek to są kobiety, a znaczna ich część to imigrantki.
Neoliberalny rynek stwarza presję, żeby ta praca była wykonywana jak najtańszym kosztem, bo rynek chce generować wysokie przychody. Potrzebuje sprawnego, dyspozycyjnego, wydajnego pracownika, który będzie się regenerował jak najmniejszym kosztem. Najlepiej więc, żeby praca opiekuńcza była bezpłatna.
I faktycznie, opieka to praca, która jest najczęściej wykonywana nieodpłatnie. Jest również niewidzialna, nie dostrzega się jej. Ma niewielką wartość w neoliberalnej ekonomii. Warto spojrzeć na sytuację na rynku niemieckim, który był jednym z bardzo mocno nieuregulowanych rynków, jeśli chodzi o sytuację pracowników i pracownic domowych. Dopiero bezprecedensowa presja stworzona przez pandemię, zamknięcie granic i pozostawienie milionów emerytów bez opieki wymusiły wprowadzenie konkretnych regulacji na rynku pracy.
Warto też podkreślić, że praca opiekuńcza jest pracą totalną. Angażuje praktycznie wszystkie wymiary życia. Opiekunka wykonuje nie tylko setki czynności dziennie, ale też angażuje się emocjonalnie. Tych czynności nie można wykonywać mechanicznie. Trzeba je wykonywać z miłością i zaangażowaniem, bo w relacjach opiekuńczych pracuje się równolegle emocjami. I tego się od pracownic oczekuje, tylko wtedy ich wkład oceniany jest jako wartościowy.
Dochodzi jeszcze praca ciałem. Jeżeli ktoś opiekuje się dzieckiem lub osobą starszą czy osobą zależną, to zajmuje się ciałem, dotyka go, pielęgnuje, nieustannie negocjuje granice troski, czułości. Można powiedzieć, że praca opiekuńcza to wielowymiarowa, całodobowa, niezwykle angażująca, totalna praca. A nie wspomniałam jeszcze o specjalistycznej wiedzy, której wymaga opieka; wiedza ta bombarduje nas z setek poradników.
Chcę zostać niewolnicą w Niemczech. I nie śmiejcie się z tego!
czytaj także
To jest bardzo ciekawe, bo mamy tutaj dwa obszary, które się przecinają. Z jednej strony typowy podział prywatnej i publicznej sfery rodzinnej, opiekuńczej i sfery pracy. Mamy też napięcie między pracą emocjonalną, jeszcze bardziej chyba niewidoczną niż praca opiekuńcza. Mam wrażenie, że praca opiekuńcza to worek, do którego można włożyć wiele czynności, oczekując, że zostaną one wykonane, bo wpisują się w definicje. Co dzieje się w momencie, gdy umowa o pracę zostaje podpisana, ale to, czego wymaga się od zatrudnionych, jest zupełnie inne? Jaki jest status kobiet, które wykonują te prace? W jaki sposób jest ona regulowana w Polsce i za granicą?
P.S.: Szacuje się, że polskich opiekunek w Niemczech jest około pół miliona. Prawa większości z nich są łamane, a część jest brutalnie wyzyskiwana. Jest jeden uniwersalny mechanizm, gdy chodzi o pracę większości polskich opiekunek w Niemczech. Opiekunka w Polsce spotyka się z polską agencją i podpisuje umowę cywilnoprawną, zazwyczaj zlecenie. Umowy o pracę są tu w zasadzie niespotykane. Umowy te są mało korzystne, bo na przykład nie dają pracowniczkom prawa do płatnego urlopu i łatwo je zerwać, ale jednak są w nich określone reguły wynagradzania, limity czasu pracy i inne ważne regulacje.
Niestety zupełnie inną umowę i z kim innym podpisuje niemiecka rodzina. Otóż niemiecka rodzina, która ma u siebie w rodzinie osobę wymagającą opieki, podpisuje umowę z agencją niemiecką. Na dodatek oddzielną umowę podpisuje niemiecka agencja z polską agencją. Kluczowy problem tego systemu polega na tym, że wszystkie te umowy są ze sobą niekompatybilne, a często bywają wręcz otwarcie sprzeczne. W związku z tym, jeżeli polska opiekunka ma zastrzeżenia wobec niemieckiej rodziny czy osoby, którą się zajmuje, to Niemcy często nie rozumieją tych pretensji. Wiele agencji niemieckich podpisuje z niemiecką rodziną umowę, w której zobowiązuje się, że zapewnia im opiekę 24-godzinną. Natomiast Polka podpisuje umowę z polską agencją, w której zazwyczaj ma wpisane, że będzie pracować osiem godzin dziennie. Znaczne różnice dotyczą też wspominanego zakresu obowiązków.
Nasze badania pokazały, że średnie wynagrodzenie polskich opiekunek w Niemczech wynosi mniej więcej 1,5 tysiąca euro na rękę. Niemniej jednak rodzina niemiecka wydaje na opiekę średnio około 3 tysięcy euro! Innymi słowy, połowa tych pieniędzy znika. Okazuje się, że pośrednicy biorą około 50 procent tej kwoty, z czego większość przejmuje polska agencja. A zatem agencje pobierają potężny haracz i jeszcze na dodatek łamią narzucone przez siebie umowy!
Rodzi się pytanie: dlaczego cały ten patologiczny system funkcjonuje? Jedyną rolą agencji zatrudnienia jest łączenie polskich opiekunek z niemieckimi rodzinami i za to biorą one 40–50 procent środków przeznaczonych na opiekę. To kradzież w biały dzień! Dlatego od wielu miesięcy apelujemy o to, żeby polskie i niemieckie władze wspólnie stworzyły taki system, w którym odpowiedzialne za łączenie opiekunek z osobami wymagającymi pomocy byłyby instytucje rządowe czy samorządowe, które nie brałyby za to pieniędzy, a zarazem dbały o przestrzeganie przepisów prawa pracy. Opiekunka zarabiałaby wtedy co najmniej 2 tysiące euro na rękę, miała pełne ubezpieczenie i podlegała niemieckiemu prawu pracy. Niestety zarówno po stronie polskiej, jak i niemieckiej panuje cisza.
Agencje świadomie łamią prawo i oszukują zarówno pracownice, jak i rodziny, które płacą za opiekę nad bliskimi. Bardzo często dzwonią do nas przerażone opiekunki, które mówią, że miały opiekować się szczupłym panem kulejącym na jedną nogę, a na miejscu okazuje się, że to „stukilowy mężczyzna z zaawansowanym alzheimerem, który dwadzieścia cztery godziny na dobę czegoś ode mnie chce, choć mam wpisane osiem godzin pracy”.
W umowach polskich, których niestety polskie opiekunki często nie czytają albo nie rozumieją, są też wpisane kary umowne, które nierzadko przekraczają wartość miesięcznego wynagrodzenia. Prawie zawsze są tam wpisane wynagrodzenia niższe od niemieckiej płacy minimalnej, a zdarzają się też sytuacje, gdy polskie opiekunki za godzinę pracy formalnie otrzymują 2 euro, czyli mniej niż polska płaca minimalna, a różnicę dostają w postaci diety. Gdyby zgodnie z prawem Polki dostawały niemiecką płacę minimalną plus dietę, to wtedy łączna pensja byłaby solidna. Niestety bardzo rzadko się zdarza, by prawo było w pełni przestrzegane.
Wielostronna praca uspokajania. Jak kobiety przeżywały pandemię
czytaj także
Sylwio, jesteś autorką książki Matka Polka na odległość z 2015 roku, która dotyczy twoich badań nad emigracją zarobkową. Czy wiele się zmieniło od tamtego czasu?
S.U.: Niestety niewiele, bo cały czas nie zmieniły się przyczyny wyjazdów kobiet. Można powiedzieć, że warunki przetrwania w Polsce stały się jeszcze bardziej wymagające. To, co można dodać do złożonych przyczyn tego stanu rzeczy, który opisał Piotr, to polityki i zaniechania polskiego rządu, który wymusza na Polkach zajmujących się opieką nad osobami zależnymi rozmaite, nierzadko omijające prawo strategie przetrwania. Zdarza się, że kobiety są zmuszone do niekorzystania z czasami dobrych rozwiązań prawnych i dobrych konstrukcji umów, które oferują im zagraniczni pracodawcy.
W Belgii, którą się zajmowałam – gdzie badałam historię Polek trafiających na rynek sprzątania, ale też opieki – stworzono system czeków, czyli sensownie refundowany przez państwo system płacenia za sprzątanie w gospodarstwach domowych. Czeki pozwalają na wykupienie usług sprzątających, a koszt tej pracy dla rodziny belgijskiej jest faktycznie niższy niż za pracę, którą kupiłaby na czarnym rynku. Wydatki na czeki są refundowane w taki sposób, że można ich część odpisać od podatku. Ich wprowadzenie spowodowało, że wiele gospodarstw domowych zaczęło legalnie zatrudniać pomoce domowe. Czeki oferują również podstawowe zabezpieczenia społeczne pracownicom.
Jednak dla wielu Polek z uwagi na polską politykę rodzinną i regulacje prawne bardziej opłacalne jest funkcjonowanie w szarej strefie. Dotyczy to między innymi kobiet, które pobierają w Polsce zasiłki opiekuńcze, zasiłki pielęgnacyjne, kobiet, które opiekują się w swoim domu osobami zależnymi, chorymi, z niepełnosprawnością. Te kobiety są zmuszone do zarabiania na życie mimo pobierania zasiłków, bo wysokość zasiłków nie pozwala nawet na minimalne przeżycie rodziny. Są też zmuszone do podejmowania pracy w szarej strefie, bo przepisy są skonstruowane tak, że nie mogą podjąć legalnej pracy bez ryzyka utraty tych zasiłków.
Dla wielu kobiet nieopłacalne jest więc funkcjonowanie na legalnym rynku pracy, bo jeśli w systemie legalnych czeków udokumentowałyby swoją pracę, straciłyby w Polsce zasiłki opiekuńcze. Straciłyby nawet to minimum, które pobierają. Muszą więc kombinować, obchodzić system, rezygnować z praw, które gwarantowałyby im różne świadczenia emerytalne czy społeczne, dawałyby im prawo do urlopów, do weekendów. To właśnie te kobiety korzystają na przykład ze strategii wyjazdów do Belgii na dwa miesiące pracy w systemie zmianowym z drugą kobietą z bliskiego kręgu przyjaciół, rodziny. Wymieniają się pracą za granicą i na przykład opieką nad starszą matką z alzheimerem w Polsce.
czytaj także
Od razu przypomniał mi się tekst Agnieszki Szpili Gdzie są te dzieci? W dupie z Krytyki Politycznej, która wprost napisała, że jako matka dwóch córek z niepełnosprawnością pobierająca zasiłek nie może podpisywać umów na książki pod swoim nazwiskiem. Myślę, że był to niebywały akt nie tylko odwagi, ale i przecięcia tej szarej strefy, w której żyje wiele osób, bo są do tego zmuszane, i powiedzenie wprost, jak to wygląda w praktyce. Mówiłaś o sytuacjach, w których na przykład siostry zamieniają się pracą, bo mają w domu osoby zależne. To też jest ciekawa sytuacja: w Polsce wykonują pracę opiekuńczą nieodpłatnie i wyjeżdżają za granicę, żeby podjąć podobną pracę odpłatnie, ale nie korzystają z agencji, bo nawet śmieciowa umowa sprawiłaby, że stracą grosze, które dostają tutaj. To zamknięte koło. Dobrze, że opiekunowie i opiekunki osób z niepełnosprawnością protestują. Ale jakie byłyby możliwości wyjścia z tego impasu, jeśli chodzi o funkcje i miejsce państwa?
P.S.: Jestem gorącym zwolennikiem układów zbiorowych, które w Niemczech dotyczą między innymi sektora opieki. Polska jest jednym z krajów Unii Europejskiej o najniższym poziomie pracowników objętych układami zbiorowymi. W większości państw zachodnich układy zbiorowe obejmują wszystkich pracowników danej branży. Oznacza to, że pracodawcy, pracownicy i państwo podpisują regulacje dotyczące wynagrodzeń, dodatków, nadgodzin, limitów czasu pracy danej branży.
W Polsce nie ma układów zbiorowych, a ponadto praca opiekuńcza jest traktowana jako coś głęboko intymnego i prywatnego, a nie praca zawodowa. Tymczasem niemieckie opiekunki przychodzą do pracy, przykładowo, na godzinę dziesiątą, o siedemnastej czterdzieści patrzą na zegarek i wiedzą, że za dwadzieścia minut wyjdą, bo skończy im się praca. Nie ma opcji, że rodzina czy osoba, którą się opiekują, poprosi o wyjście z psem lub zakupy po osiemnastej – o osiemnastej kończy się praca i opiekunka wychodzi. Układ zbiorowy obliguje wszystkie strony do jego przestrzegania. Jeżeli opiekunka wyjdzie z pracy pół godziny później, niż powinna, to zostaną złamane przepisy i podmiotom za to odpowiedzialnym będą groziły wysokie kary. Krótko mówiąc, w Niemczech praca opiekuńcza funkcjonuje jako normalna praca zawodowa, a nie coś intymnego czy prywatnego.
Oczywiście opiekunka może się polubić z seniorem, którym się zajmuje, czy jego rodziną, jednak wszyscy wiedzą, że jest to praca zawodowa regulowana przez układ zbiorowy. Dlatego dzienny limit czasu pracy, jeżeli w ogóle może być przekraczany, to tylko w wyjątkowych sytuacjach, a za nadgodziny zawsze należy się dodatkowe wynagrodzenie, również uregulowane w układzie zbiorowym.
Natomiast po przeprowadzeniu wielu rozmów z opiekunkami mam wrażenie, że Polki pracują częściowo w ramach szarej strefy, nawet jeżeli mają umowy. Przychodzą do rodziny niemieckiej, siedzą u niej od rana do nocy, a gdy senior, którym się zajmują, powie, żeby zostały jeszcze dwie godziny, to nie potrafią odmówić. Druga sprawa dotyczy naszego apelu do wszystkich opiekunek: czytajcie umowy! To umowa jest podstawą jakichkolwiek roszczeń przed sądem. Trzeba też pamiętać, że umowy cywilnoprawne z zasady są mniej korzystne niż umowy na etat i trudno na ich podstawie uzyskać jakiekolwiek odszkodowanie przed sądem.
Podsumowując, jako Związkowa Alternatywa w sektorze opieki mamy trzy powiązane ze sobą cele: wyeliminowanie umów cywilnoprawnych i zastąpienie ich umowami o pracę, objęcie wszystkich opiekunek układem zbiorowym, zastąpienie agencji zatrudnienia instytucjami publicznymi.
czytaj także
S.U.: To jest bardzo ważna kwestia. Z jednej strony mamy znajomość umów, swoich praw, a z drugiej strony oczekiwania kulturowe wobec opieki, które w polskim kontekście są kojarzone z poświęceniem, bezgraniczną troską. Jest wiele badań, które opisują ten konflikt jako napięcie między profesjonalizacją pracy a kulturowymi presjami wymuszającymi zaangażowanie, pracę miłości.
I okazuje się, że rozwiązanie tego konfliktu to skomplikowana sprawa, bo opiekunki uczą się w praktyce, że najbardziej racjonalną strategią utrzymania pracy jest odchodzenie od profesjonalizacji. Uczą się, że są rozliczane z tego, czy dziecko je lubi. Czy starsze osoby są zadowolone z opieki? Opiekunka mogłaby po prostu wykąpać swojego podopiecznego, przebrać, zrobić profesjonalnie pewne rzeczy. Nie musi trzymać go za rękę, czytać mu gazety do porannej kawy, karmić własnoręcznie i z czułością, tak jak się karmi dziecko. Nie musiałaby tracić dodatkowej energii, wykonując pracę miłości.
Pracownice uczą się jednak, że przede wszystkim za to są oceniane, a w sytuacji, kiedy starsza osoba, którą się opiekują, umiera, a to zdarza się często, warunkiem dalszego polecenia i zdobycia pracy jest rekomendacja, że „się starają”, że są zaangażowane emocjonalnie. Przekłada się to zatem na ciągłość pracy. Opłaca się również pod względem ekonomicznym. W belgijskich badaniach pracownic z różnych krajów wychodziło, że kobiety wykonujące pracę miłości często dostają za nią lepsze stawki.
Poza tym wiele kobiet w wywiadach przyznaje, że wykonują tę pracę w taki zaangażowany sposób, żeby przetrwać, bo praca w opiece jest pracą trudną, niezwykle wymagającą. Kobiety mówiły, że to angażowanie się emocjonalne jest czasami jedyną strategią przetrwania w obcym gospodarstwie domowym. Kochanie dziecka, którym się opiekują, zaangażowanie się w relacje ze staruszkiem, staruszką.
To ważne także w związku z tym, że one nierzadko wykonywały tę pracę gdzieś w domu na wsi, gdzie przez większą część tygodnia były odizolowane od ludzi, albo przez wiele tygodni z rzędu były zamknięte w domu z osobą starszą i nie miały wiele kontaktu z osobami na zewnątrz. Dla nich urodzinnianie, ocieplanie relacji z pracodawcą jest racjonalną strategią przetrwania.
Kwestia braku znajomości prawa, nieczytania umów to też ważny problem, ale myślę, że warto pamiętać, że obszar pracy opiekuńczej jest bardzo skomplikowany, złożony. Wplątane są w niego różne strategie racjonalności, które z zewnątrz mogą się wydawać nielogiczne, nadmiarowe. Kobiety ponoszą ogromne koszty psychiczne, ale też zdrowotne pracy 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, i próbują tym zarządzać. Dużo do powiedzenia na ten temat mają wolontariusze z telefonów wsparcia, zaufania dla imigrantek, pracownic opieki w Belgii.
Korolczuk: Opieka, oświata i zdrowie to pilniejsze potrzeby niż hub lotniczy na polu kapusty
czytaj także
Jakie są sposoby na samoorganizacje opiekunek?
P.S.: Tutaj zaczynają się schody. Widzę co najmniej dwie poważne przeszkody na drodze do samoorganizacji, z którymi sam wielokrotnie się zetknąłem. Jedna, o której już mówiliśmy, to brak wiedzy – i jest to problem całego polskiego rynku pracy. Druga sprawa jest równie poważna i dotyczy braku solidarności w branży. Polska branża opiekuńcza jest bardzo zatomizowana. Trudno się dziwić, skoro opiekunki pracują w różnych częściach Niemiec, Belgii, Francji, Szwecji, często jeżdżą z kraju do kraju. Czasem niemieckojęzyczna opiekunka jednego dnia jest w Wiedniu, a drugiego pod Monachium. Niemniej jednak mamy media społecznościowe i komunikatory, są więc możliwości szybkiej i taniej komunikacji między opiekunkami.
Pracodawcy boją się zorganizowanego, solidarnego oporu i presji. W PLL LOT wygraliśmy strajk, bo byliśmy odważni i solidarni. Takiej odwagi i solidarności potrzeba też opiekunkom, a my jako centrala związkowa staramy się je zachęcić do wspólnych, bojowych działań. Ale kluczowa tu jest determinacja i gotowość do wspólnego działania samych opiekunek. Stąd niezmiennie apeluję do nich, by się jednoczyły. Tu nie chodzi o to, że jestem romantykiem, który uważa, że warto wspólnie działać – to im się po prostu opłaca. Aby nastąpiły zmiany, potrzebna jest silna presja środowiska.
Sylwio, czy opowiedziałabyś trochę o tym, jakie są pomysły na samoorganizację w innych krajach?
S.U.: W trakcie moich badań samoorganizacja była ograniczona do małych grup wsparcia. To były kobiety, które najczęściej pochodziły z tych samych miejscowości albo poznały się już w trakcie wieloletniej pracy w Belgii, i próbowały się wspierać na różne sposoby. Na przykład pomagały sobie w sytuacji choroby, wymieniały się pracą, ostrzegały przed nieuczciwymi najemcami.
Niestety tworzyły się też praktyki sprzedawania sobie pracy, co stało się źródłem wielu konfliktów i erozji wzajemnego zaufania Polek. Pracownica domowa, która wracała już na stałe do Polski, sprzedawała swoje miejsce pracy innej Polce za równowartość miesięcznej lub dwumiesięcznej wypłaty. Następnie wprowadzała nową osobę do domu pracodawczyni, jednak bez gwarancji, że zostanie zatrudniona. Belgijskie pracodawczynie nie wiedziały o tym, że miejsca pracy w ich domach były sprzedawane. Zdarzało się, że wprowadzona osoba nie spodobała się domownikom i po miesiącu ją zwalniano. Spotkałam się z wieloma takimi strategiami rynkowymi, ale też z różnymi formami wzajemnego wsparcia i pomocy.
Trzeba przy tym pamiętać, że praca pomocy domowej, zwłaszcza nieuregulowana, nie zostawia przestrzeni na cokolwiek. Konieczność utrzymania w Polsce dzieci, rodzin, a często też niedojadających na niskich emeryturach starszych rodziców, wymagała wyciśnięcia całego tygodnia jak cytryny. A koszty życia w Belgii i wielu innych krajach są bardzo wysokie. Właściwie po opłaceniu wysokich kosztów wynajmu mieszkania i przeżycia w zachodnich metropoliach, kosztów podróży między Polską a Belgią, po opłaceniu kosztów życia dzieci i rodziny w Polsce, po obdarowaniu osób troszczących się o dzieci pozostawione w Polsce prezentami, pieniądze, które można było odłożyć na powrót lub bezpieczną przyszłość, były niewielkie.
Szukając rozmówczyń, miałam wrażenie, że łatwiej byłoby mi się umówić na wywiad z prezesem banku niż z polską sprzątaczką czy opiekunką w Brukseli. Moje rozmówczyni praktycznie nie miały wolnych godzin, bo każda była przeliczana na potencjalne euro. Miałam poczucie permanentnego wyczerpania moich rozmówczyń. One ledwo znajdywały przestrzeń na podstawową regenerację biologiczną, o działalności na rzecz innych praktycznie nie było mowy. Jeśli ktoś pracuje w opiece i pięć razy w nocy wstaje do starszej, schorowanej osoby, i to dzieje się siedem dni w tygodniu, to przestrzeni na działalność związkową praktycznie nie ma. Owszem mobilizacja pracownic jest bardzo ważna, ale nie wiem, czy nie ważniejsza jest odpowiedzialność państwa lub wsparcie organizacji, które zadbałyby o dobre prawo i lepsze warunki pracy.
czytaj także
P.S.: W dziewiętnastowiecznym kapitalizmie czas pracy wynosił w wielu fabrykach szesnaście godzin, a mimo to w pewnym momencie zaczęły się protesty. Dlatego w swojej pracy związkowej tłumaczę opiekunkom, że one nie są niewolnicami i nie muszą bezwolnie ulegać agencjom, rodzinom, osobom, którymi się opiekują. Wiem, że stawianie oporu w tej branży jest trudne, bo pracownicy są bardzo rozproszeni. W fabrykach było łatwiej protestować, bo wszyscy pracowali w jednym miejscu i mieli ze sobą bezpośredni kontakt. Opiekunki bardzo często są dyspozycyjne 24 godziny na dobę. To jest brutalny, dziewiętnastowieczny kapitalizm, któremu warto nareszcie postawić tamę, tym bardziej że niemieckie opiekunki pracują osiem godzin dziennie.
Warto też wspomnieć, że bardzo nieciekawy wkład wnoszą tu polskie władze, które od lat powtarzają frazesy o dumnym narodzie, a w praktyce walczą o to, żeby Polacy za granicą mogli zarabiać mniej niż pracownicy tamtejszych krajów. Polska była jednym z nielicznych krajów, które sprzeciwiały się unijnym dyrektywom mówiącym o zrównywaniu płac za tę samą pracę. Chodziło o to, aby na przykład polscy kierowcy mogli zarabiać mniej niż ich niemieccy czy francuscy koledzy. Ta bulwersująca zasada dotyczy też opiekunek.
czytaj także
S.U.: W ostatnich latach widać jednak, że coś się zmienia. W Azji i Stanach Zjednoczonych pracownice domowe i pracownice opieki powoli zaczynają organizować strajki, kontaktować się ze sobą, wymieniać wiedzą, walczyć o uznanie swoich praw pracowniczych. Takie bezprecedensowe strajki odbyły się między innymi w Nowym Jorku, Chicago, Hongkongu. W tamtych kontekstach dochodzą jeszcze problemy związane z nakładaniem się wykluczeń płciowych z rasowymi, etnicznymi, migracyjnymi.
W Polsce z kolei przy Inicjatywie Pracowniczej powstała Komisja Środowiskowa Pracownic i Pracowników Domowych założona przez kobiety z Ukrainy. Dobrze, że to z ich strony wyszła ta inicjatywa, bo imigrantki w każdym kontekście są najbardziej narażoną grupą; grupą, która ma trudniej na rynku pracy. A tu dochodzi jeszcze kontekst wojny, uchodźstwa, które generują nierówności i otwierają szerokie wrota potencjalnym nadużyciom.
Już po zaatakowaniu Ukrainy przez Rosję w Donbasie, w 2014 roku, przyjechało do nas wiele Ukrainek, a badania pokazywały, że trafiały przede wszystkim do sektora opieki nad osobami starszymi. Do tego typu opieki potrzebne są osoby dyspozycyjne, z zamieszkaniem, które będą wykonywały swoją pracę przez długi czas. Dlatego sektor ten preferuje imigrantki, tak samo, jak dzieje się to w Niemczech, gdzie ściągane są Polki. Priorytetem jest jego uregulowanie.
P.S.: Cieszy to, że Komisja Europejska coraz bardziej naciska na respektowanie zasady o równej płacy za tę samą pracę. Niedawno nasza członkini wygrała też sprawę sądową o ustalenie stosunku pracy i agencja zatrudnienia ma jej zapłacić około 60 tysięcy złotych. Również sieciowanie sprzyja walce o prawa pracownicze w wymiarze międzynarodowym.
**
dr Sylwia Urbańska – badaczka społeczna na Wydziale Socjologii UW, autorka tekstów o przemianach życia rodzinnego, intymności i wzorców płci w migracjach oraz w społecznościach wiejskich. Autorka książki Matka Polka na odległość, współautorka monografii Poza granicami: płeć społeczno-kulturowa w katolickich organizacjach migracyjnych, współautorka reportaży socjologicznych Krytyki Politycznej o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.
Piotr Szumlewicz – lider Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa, prowadzący program Czas na związki w Resecie Obywatelskim, felietonista „Gazety Wyborczej”, redaktor portalu lewica.pl, komentator spraw związkowych i pracowniczych w Krytyce Politycznej.
dr Sylwia Chutnik – pisarka, działaczka społeczna, kulturoznawczyni i felietonistka.