W przypadku dobiegającego z sąsiedztwa hałasu, deszczówki spływającej do ogrodu czy zniszczonej przez rośliny elewacji można pójść do sądu i uzyskać odszkodowanie. Ale jeśli za płotem powstanie ferma przemysłowa, nie można zrobić nic.
Polska znajduje się w gronie sześciu największych producentów drobiu i trzody chlewnej w Unii Europejskiej. Jak podaje koalicja Żywa Ziemia, w ciągu ostatnich dziesięciu lat pogłowie wzrosło u nas o 30 proc. Zgód na budowę ferm przemysłowych wydaje się dziś o 300 proc. więcej niż pięć lat temu. Polskie prawo pozwala na prowadzenie inwestycji z naruszeniem praw lokalnej społeczności, co stwarza zagrożenie dla ludzi i środowiska.
Według Powszechnego Spisu Rolnego w 2020 roku liczba indywidualnych gospodarstw zmniejszyła się o 13 proc. Zniknęło 190 tys. z nich. Upadają, bo nie są w stanie konkurować z fermami przemysłowymi.
Transport przegranych. Czy zwierzęta naprawdę cierpią w czasie przewozu?
czytaj także
W ciągu ostatnich dziesięciu lat w Polsce odnotowano ponad tysiąc protestów przeciwko tego rodzaju inwestycjom. Smród to jedna z wielu uciążliwości. Bliskie sąsiedztwo ferm oznacza także spadek wartości nieruchomości, zniszczenie dróg (do wyhodowania miliona kurczaków potrzeba około 700 transportów – jakieś 20 tirów dziennie). To opady azotu, toksyczne odpady, skażenie wód, antybiotykoodporność, zagrożenia epidemiologiczne. Według informacji z UG Sosnówka cała gmina, licząca 2,8 tys. mieszkańców, zużyła w ciągu roku 125 tys. m3 wody, a ferma – 325 tys. m3.
Koncern w masce rolnika
Jak to się dzieje? Na przykład tak: ktoś wrzuca na Facebooka informację o budowie 16 kurników w gminie Sosnówka przez jednego z rolników, tu Andrzeja Słomkę.
Zaniepokojeni mieszkańcy postanawiają się zorganizować – na pierwsze spotkanie w październiku 2022 przychodzi około 200 osób.
Wywierają presję na wójta, który obiecuje wydać decyzję negatywną. Okazuje się jednak, że już wcześniej przesłał wszystkie dokumenty do organów opiniujących. Do otrzymania zgody na inwestycję o potencjalnie znacznym, szkodliwym wpływie na środowisko, potrzeba czterech opinii: RDOŚ, Wód Polskich, sanepidu i Urzędu Marszałkowskiego. Jeśli wszystkie są pozytywne, nie ma podstaw do odmowy. Jeżeli wójt wyda negatywną decyzję, można ją zaskarżyć w Samorządowym Komitecie Odwoławczym. SKO zwykle je unieważnia.
List protestacyjny podpisuje ponad 1200 osób. Mieszkańcy Sosnówki zakładają komitet i informują o sprawie media. W listopadzie 2022 roku w programie Alarm w TVP pojawia się pierwszy materiał, kolejny emituje TVP Lublin. Tematem zainteresowała się także prasa: „Dziennik Wschodni”, a nawet „Gazeta Wyborcza”. Przed kamerami występuje jednak nie rolnik Andrzej Słomka, który zamierza postawić kurniki, tylko przedstawiciele firmy Wipasz.
czytaj także
Głos zabierają poseł Dariusz Stefaniuk i senator Grzegorz Bierecki, obaj z Prawa i Sprawiedliwości. Zwołują konferencję, obiecują pomoc. Zapewniają, że szanują protestujących, ale gdzieś te kurniki muszą przecież stać. W wywiadzie dla TVP Stefaniuk mówi, że takie inwestycje to wpływy z podatków i nowe miejsca pracy. Oczywiście nic przeciwko lokalnej społeczności.
Na „słupa”
Metoda znana ze świata przestępczego w tym przypadku działa w ramach ustawy zwanej lex deweloper. O wydanie decyzji rolno-środowiskowych występuje rolnik posiadający kilkuhektarowy teren. Dostaje pozwolenie na budowę „działu specjalnej produkcji rolnej”. Nie obejmuje go podatek od nieruchomości nakładany na przedsiębiorców.
Umową cesji lub notarialną umową przedwstępną przekazuje inwestycję firmie. Jej przedstawiciele nie próbują nawet ukrywać, że Wipasz jest faktycznym inwestorem. Komentują sprawę w mediach, a na pytania dotyczące podatków odpowiadają, że odprowadzają CIT. Wszystko jest zgodne z prawem.
czytaj także
Unikanie podatków wydaje się przestępstwem, jednak specjalna działalność rolna objęta jest tylko podatkiem rolnym, zależnym od klasy gruntów. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, Wody Polskie, sanepid i Urząd Marszałkowski wydają opinie na podstawie wymogów formalnych. Nie analizują raportów, nie muszą wyłapać błędów. Raporty są często robione metodą kopiuj-wklej, a autorzy nie ponoszą odpowiedzialności prawnej za ich treść. Obszernie pisze o tym dr Kupiec w opracowaniu Przyszłość polskiego rolnictwa – obecne problemy i perspektywy rozwoju.
W kwietniu w Białej Podlaskiej odbyła się konwencja Koalicji Obywatelskiej.
Przedstawicielom komitetu protestacyjnego z Żeszczynki udało się zabrać głos. Posłanka Niedziela próbowała znaleźć rozwiązanie. Oczywiście najlepszym jest zmiana władzy. Kilka dni później z komitetem skontaktowała się Urszula Zielińska z Zielonych. Wiedziała, o co chodzi, ale była zdziwiona stosowaną przez inwestorów metodą „na słupa”. I ona może okazać się bezradna.
Drobiarska ekościema
Kurczak z Wipaszu w sieci handlowej Lidl jest reklamowany jako ekologiczny. Firma określa się jako „Zielona Ferma”. Jednak w raportach dotyczących oddziaływania na środowisko nie widać istotnych różnic pomiędzy „zielonymi fermami” a zwykłymi.
Wipasz prowadzi instytut badawczy. Odwiedzający są oprowadzani po pokazowej fermie drobiu, gdzie jest czysto, nie śmierdzi, zwierzęta wyglądają na zadbane. Mało kto wie, że nie ma to nic wspólnego z warunkami panującymi w pozostałych kurnikach. Przedstawiciele firmy twierdzą, że są w nich zainstalowane grzędy, które sprzyjają dobrostanowi zwierząt, a także specjalne okna. Tyle że hodowane tam kurczaki to brojlery, które są za ciężkie, by wejść na grzędę, a okna muszą być zasłonięte, bo inaczej ptaki zaczynają się zadziobywać. Sterowanie światłem pobudza lub obniża aktywność kurcząt. Fermy Wipaszu odwiedzili i opisali Dominik Szczepański i Patryk Strzałkowski.
Protestujący mieszkańcy gminy Sosnówka domagają się od Wipaszu przedstawienia certyfikatów potwierdzających ekologiczność produkcji oraz raportów z badań prowadzonych w instytucie. Wysłali specjalne pismo w tej sprawie – do dziś nie otrzymali odpowiedzi.
Ludzie kontra samorząd, instytucje, koncerny
W ostatnim roku przeciwko tożsamym działaniom protestowali między innymi mieszkańcy gmin Leśna Podlaska, Rossosz, Uchańka. W tej ostatniej sprawa toczy się od 2021 roku. Rok po jej rozpoczęciu protest pokazało TVP. Ludzie uskarżają się na smród nie do zniesienia. Istniejące już fermy znajdują się w niedalekiej odległości od zabudowań. Rozbudowa zmniejszy tę odległość. – Przyjęliśmy cztery kurniki. Wystarczy! Nie pozwolimy na kolejnych 13! – mówili protestujący podczas konferencji w Warszawie 18 stycznia 2023 roku.
Kodeń, wieś nad Bugiem. Na terenie gminy znajdują się: Nadbużański Obszar Chronionego Krajobrazu, rezerwat Sugry, Park Krajobrazowy Podlaski Przełom Bugu, gospodarstwa agroturystyczne, szlaki turystyczne, tereny chronione programem Natura 2000.
czytaj także
Tutaj planowana jest budowa 34 kurników. Mieszkańcy dowiedzieli się o tym już po wydaniu pozytywnych opinii przez Urząd Marszałkowski, RDOŚ-u, sanepid i Wody Polskie.
Wójt również popiera inwestycję. Protestujących nazywa „krzykaczami” i „oszołomami”. Podczas gminnych uroczystości wyszli na ulice z transparentami, domagając się przeprowadzenia referendum. Wniosek podpisało 758 osób (formalny wymóg to 300) z 2857 mieszkańców gminy Kodeń uprawnionych do głosowania. Z rozmowy z Przewodniczą Rady Gminy Barbarą Radecką wynika, że 20 kwietnia złożono wniosek o przeprowadzenie referendum. Wójt powinien niezwłocznie przekazać dokumenty do Rady. Zrobił to dopiero 15 maja. Powołano komisję, która sprawdziła listę. Ale 20 maja minął termin. Sprawa trafi do sądu, który rozstrzygnie, czy wójt dopełnił obowiązków.
Na Facebooku pojawiły się komentarze zarzucające wójtowi sprzyjanie inwestorowi i krytyczne wobec sposobu prowadzenia postępowania w tej sprawie. Podczas burzliwej sesji Rady Gminy Kodeń padały wzajemne oskarżenia i wyzwiska. Wójt złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – przekazywania nieprawdziwych informacji na swój temat i hejtu. Członkowie komitetu protestacyjnego są wzywani na przesłuchania na miejscowym komisariacie.
Wschód jest nasz, nie wasz, Wipasz
W marcu 2023 roku komitety protestacyjne obiegła informacja, że Wipasz planuje postawić przynajmniej 150 kurników w regionie. Jednocześnie coraz głośniej mówiło się o problemach z zalewającym polski rynek zbożem z Ukrainy. Wcześniej Wipasz zapewniał, że celem utrzymania ferm będzie skupował zboże od lokalnych rolników. We współpracy z Agrounią zorganizowano protest pod siedzibą firmy w Międzyrzecu Podlaskim.
„W tak zwanym jednym rzucie będzie hodowanych ponad milion kur naraz. To jest budowanie przemysłu żywieniowego, dobijanie normalnego, tradycyjnego rolnictwa, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Ludzie zaczynają się burzyć, bo w ich sąsiedztwie będzie odbywała się przemysłowa hodowla drobiu. Tutaj jest to ewidentnie ustawione pod jeden zakład, który jedną decyzją zmieni życie mieszkańców tych gmin, ale i produkcję żywności w całej Polsce” – mówił na konferencji podczas protestu Michał Kołodziejczak, prezes Agrounii.
czytaj także
Ludzie krzyczeli: „Wschód jest nasz, nie wasz, Wipasz!”. Z siedziby firmy wyszły hostessy z herbatą i polędwiczkami z kurczaka, częstując manifestantów. Nikt nie skorzystał.
Tydzień później niektórzy protestujący otrzymali od prezesa Wiśniewskiego wezwanie do publicznych przeprosin za naruszenie dobrego imienia Wipaszu. Mieli na to trzy dni. Teraz są wzywani na przesłuchania.
Inwestorzy jak ChatGPT
Komitety wspólnie wystąpiły do Rady Powiatu Bialskiego o powołanie specjalnej komisji oceniającej potencjalne straty i zyski z powstawania tak wielu przemysłowych ferm drobiu na tym terenie. Po wielkich bojach sprawę przejęła komisja rolnictwa, zobowiązując się wykonać taki operat. Na razie tylko zaprosiła przedstawicieli komitetów protestacyjnych i wysłuchuje ich argumentów.
Jednym z niewielu sposobów na uniknięcie budowy przemysłowych ferm drobiu jest uchwalanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, z zapisem dotyczącym zakazu produkcji powyżej 210 DJP, czyli dużą jednostkę przeliczeniową – umowną jednostkę liczebności zwierząt hodowlanych w gospodarstwie. Według polskich norm 1 DJP odpowiada jednej krowie o masie 500 kg. Tak poradziły sobie z problemem Podedwórze i Dębowa Kłoda. Jednak tereny zajmowane przez fermy przemysłowe leżą głównie w biednych gminach, a koszt takiego planu to przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Jeśli go nie ma, a samorząd nie chce współpracować z protestującymi mieszkańcami, wygrać można, jedynie znajdując uchybienie w postępowaniu administracyjnym dotyczącym udzielania pozwoleń i wydawania i opinii. W 2021 roku w Mławie WSA nakazał rozbiórkę już postawionych kurników. Z każdą taką sprawą inwestor, niczym ChatGPT, uczy się na swoich błędach i popełnia ich coraz mniej.
To mieszkańcy muszą zaleźć błędy, wskazać braki i wnioskować do instytucji o wstrzymanie wydawania opinii. Odpowiedź inwestora wezwanego do wyjaśnień lub uzupełnień również nie jest, jak twierdzą przedstawiciele protestujących komitetów, weryfikowana. Wystarczy, że jest. SKO, WSA, a nawet NSA uchylają negatywne decyzje samorządów i budowa rusza.
Protestujący, by stać się stroną w sprawie, muszą znaleźć organizację, która zechce ich reprezentować. Zajmuje się tym stowarzyszenie Dobre Sąsiedztwo, Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym i lokalne stowarzyszenie Razem dla Wisznic. Ważne jest szukanie wsparcia u tych, którzy mieli podobny problem. Zapytałam przedstawiciela komitetu protestacyjnego w Leśnej Podlaskiej, jak wygląda sytuacja w tej gminie: – Co ja pani powiem? To ciężko wygrać. My już nie mamy sił. Jak nie znajdziecie uchybień w procedurze administracyjnej, przegracie.
„Czy po nas już tylko czarna dziura zostanie?” Rolnicy patrzą w przyszłość
czytaj także
Dzięki wsparciu Lewicy 23 maja członkowie komitetu protestacyjnego z Kodnia i Żeszczynki wzięli udział w posiedzeniu sejmowej komisji infrastruktury i samorządu terytorialnego. Posłanka Hanna Gil-Piątek wniosła poprawkę do ustawy, dotyczącą uzależnienia powstawania ferm od istnienia w gminach miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Przedstawiciele lokalnej społeczności zabrali głos, ale udało się powiedzieć dosłownie kilka zdań. Poprawka została odrzucona.
**
Elżbieta Sokołowska – absolwentka filologii polskiej na UMCS w Lublinie, animatorka społeczna i kulturalna, feministka, ekolożka, aktywistka koalicji Stop Fermom Przemysłowym. Od urodzenia mieszka w Wisznicach, wsi na wschodzie Polski, od 14 lat jest dyrektorką domu kultury.
***
Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.