Kraj

Łachecki: Izrael 2.0, czyli co kryje się za pisowską obsesją reparacji

Gdy uda się już wyegzekwować reparacje od Niemiec, możemy spodziewać się kolejnych po polityce historycznej, reformie sądownictwa i technikach inwigilacji ideologicznych transferów między Polską a Izraelem.

Paweł Machcewicz w swojej najnowszej książce, Narodowy komunizm po polsku. „Partyzanci” Moczara, przypomina postać Zbigniewa Załuskiego i jego wydaną w 1962 roku książkę Siedem polskich grzechów głównych. Była to zjadliwa polemika z „szydercami, nihilistami i pacyfistami” (takimi jak Andrzej Wajda jako reżyser Popiołów), którzy ośmielali się wyrażać wątpliwości wobec polskiej tradycji powstańczej i podnosili konieczność stworzenia innych patriotycznych wzorców niż romantyczne walki narodowo-wyzwoleńcze.

Tegoroczna rocznica wybuchu II wojny światowej okazała się kolejnym dowodem na to, że ponad 60 lat później historiozofia Załuskiego jest wciąż żywa. Będąca jego kontynuacją i modyfikacją „polityka historyczna” w wydaniu PiS zdemolowała konkurencję w wyścigu o tytuł najlepszego paliwa napędzającego polskie serca i politykę międzynarodową naszego kraju.

Zostań Pileckim na czas pokoju! Nawrocki jeszcze nie rządzi, a już jest prezydentem zgody narodowej

Chwilę po tym, jak przy wtórze patriotycznych oklasków usunięto wrogie elementy z flagowego projektu firmującego pisowską wersję historii, czyli Instytutu Pileckiego, narodowe bojówki Bąkiewicza rozdmuchały w poniedziałek fałszywą informację o złożeniu niemieckiego wieńca w Berlinie przez dozorcę w waciaku. Największy partner handlowy pluje nam do zupy 86 lat po wybuchu wojny! Czas na bohaterskie przesiadywanie w poczekalni Donalda Trumpa, ostatniego przyjaciela Polski, wysyłającego regularnie fanty z Ameryki – niestety nie za darmo.

1 września prezydent Nawrocki podniósł też odwieczny temat reparacji, a wspierali go przy tym piłkarze, kibice, księża i seniorzy. Można było zatęsknić za czasami, gdy Paulina Matysiak, dziś blisko współpracująca z PiS, mówiła o „uczciwym postawieniu sprawy przejętego przez Polskę mienia z Ziem Odzyskanych”, być może po raz pierwszy na taką skalę stykając się z potęgą nacjonalistycznego żywiołu. Dziś temperatura patriotycznych uniesień jest tak wysoka, a zgoda narodowa powszechna, że podobny „skrót myślowy” wysłałoby Matysiak tam, gdzie Ruchniewicze zimują.

Janicka: PiS chce autocenzury i penalizacji badań nad Zagładą

Asertywność hekatomby

Ktoś zupełnie zielony w temacie polskiej asertywności mógłby jednak się zdziwić. W momencie, gdy Putinowska Rosja napiera ze wschodu, a główny gwarant bezpieczeństwa niezmiennie znajduje się za oceanem i jest zarządzany przez niestabilnego polityka, polską racją stanu okazuje się usuwanie unijnych   i domaganie od kluczowego sojusznika wypłaty reparacji. A te, dodajmy na marginesie, z perspektywy prawa międzynarodowego są właściwie nie do uzyskania.

W kontekście działań prawicowych polityków do rangi symbolu (na piłkarski rozum) urasta głośna wypowiedź zmarłego w 2017 roku Pawła Zarzecznego, płynnie łączącego mecz Polski i Niemiec z rozliczaniem „zbrodni, których nie możemy wybaczać”.

Lista takich zbrodni coraz bardziej się wydłuża. I choć wzruszenie Zarzecznego przemawia do wielu, to nie oszukujmy się – nie ma nic wspólnego z racjonalnym prowadzeniem polityki, raczej z kibicowskimi mrzonkami. Jak po katastrofie smoleńskiej pisał Robert Krasowski: „Jeśli mamy tak dramatyczną potrzebę lojalności wobec przodków, to przynajmniej nie nazywajmy tego polityką historyczną, nie nazywajmy tego w ogóle polityką. Powiedzmy sobie otwarcie, że są zbrodnie, których nie wybaczamy i jesteśmy z tego powodu ponosić straty. Szacujmy potem ich wielkość i powiedzmy sobie otwarcie, że tyle płacimy za nasz honor, dumę czy jak to jeszcze nazwiemy”.

Kilka lat później Cezary Michalski pisał na naszych łamach, że zbudowana na pamięci powstania warszawskiego „polityka historyczna mogłaby stać się narzędziem chytrości rozumu tylko wówczas, gdyby uczyły Polaków realizmu politycznego, wartości państwa i polityki, wartości sojuszy, wartości walki o taki kształt geopolitycznego otoczenia, który zapewni nam choćby minimum bezpieczeństwa, wolności i rozwojowych szans”. Cóż, nie wydaje się, by w ostatniej dekadzie coś się zmieniło, jeśli chodzi o naukę budowania sojuszy, płynącą z działalności muzealników.

Obaj publicyści napisali tysiące znaków o mieliznach polskiej polityki historycznej, której podstawą jest przekonanie, że gdy cały świat zrozumie, jak wielkie ponieśliśmy ofiary, od razu zacznie traktować nas po partnersku. Może wręcz uzna naszą moralną wyższość, a do Polski popłyną miliardy z reparacji, rekompensat i trybutów. Dla tych, którzy załapali się na dyskusje prasowe z pierwszej dekady XXI wieku, trwający właśnie spektakularny powrót tego rodzaju melodramatycznych kłamstw to dobrze znana śpiewka.

Polska zreparowana, czyli Izrael 2.0

Nie są im też obce korzenie tej strategii. To ironiczne, że w społeczeństwie średnio palącym się do dyskusji o Holokauście, w którym rosnącą popularnością cieszy się ideowy, szczery antysemita Grzegorz Braun, cała prawicowa, mesjańska strategia polityczna czerpie garściami z Izraela. Gdy Arkadiusz Mularczyk szacował należne nam od naszego największego partnera handlowego reparacje na sześć bilionów złotych, Jarosław Kaczyński mówił o dzieleniu łupu, że „jeśli państwo Izrael byłoby zainteresowane jakimś udziałem w tym przedsięwzięciu, z odpowiednimi skutkami finansowymi, to jesteśmy na takie rozmowy otwarci”.

Keff: Antykomunizm jest paliwem dla faszyzmu

Gdyby sojuszowi polsko-izraelskiemu udało się wyegzekwować „dług”, moglibyśmy spodziewać się kolejnych ideologicznych transferów. Przecież Polska nie tylko naśladuje politykę historyczną Izraela czy inwigiluje ludzi Pegasusem, Polacy wszak nie gęsi, a Netanjahu na długo przed 7 października 2023 r. konsultował reformę sprawiedliwości z politykami PiS. Jednak dokonujący rzezi Palestyńczyków kraj wypracował też model zarządzania państwem, który w Polsce padnie na podatny grunt.

Szeroko opisuje go Eva Illouz w książce Emocjonalne życie populizmu, wydanej w Polsce przez Instytut im. Gabriela Narutowicza. To sekurytystyczny postpopulizm, krążący wokół czterech kluczowych emocji (strachu, odrazy, resentymentu i miłości) i zbudowany wokół trzech wymiarów: materialnego w formie ekonomicznego neoliberalizmu, politycznego w formie autorytaryzmu i symbolicznego w formie konserwatywnego nacjonalizmu.

Brzmi znajomo? Illouz pokazuje, jak łatwo kraj demokracji sekurytystycznej, funkcjonujący w realiach permanentnego stanu wyjątkowego, sięga po procedury zawieszające prawo – widzieliśmy to dobrze, gdy „bez żadnego trybu” sprawy w swoje ręce wzięli samozwańczy obrońcy granic, a premier na podstawie błahych przesłanek deportował do Ukrainy nastolatków biorących udział w koncercie Maksa Korża.

J.T. Gross: Postawcie pomniki wywiezionym z miasteczek Żydom zamiast Kaczyńskiemu

Podsycanie strachu i implementowanie syndromu oblężonej twierdzy na każdej płaszczyźnie życia politycznego w Polsce sugeruje, że popierający tendencje autorytarne polscy wyborcy nie obrażą się, jeśli za pieniądze z reparacji Polska i Izrael zaczną budować państwa według zbliżonego modelu. Więcej zbrojeń, więcej inwigilacji, nieustanne tworzenie wroga, najczęściej w postaci lewicy, zwolenników praw człowieka czy osób ratujących życie imigrantom – a wszystko to za fałszywą obietnicę bezpieczeństwa w świecie, w którym największym politycznym złotem jest podnoszenie każdego niebezpieczeństwa do rangi zagrożenia egzystencjalnego.

Toporna propaganda i postępująca izolacja

Antyniemiecka propaganda PiS, już teraz toporna, a w epoce prezydenta Nawrockiego z pewnością niezyskująca na subtelności, skrzyżowana z nieustannym lamentem nad polskimi cierpieniami, wybielaniem historii poprzez skupianie się na Polakach ratujących Żydów, widmem rosyjskiego imperializmu oraz uchodźcami wojennymi, ekonomicznymi i klimatycznymi na granicy, zapowiada naprawdę przykre widowisko.

Cytując znów Michalskiego z sierpnia 2015: „Dziś do mitu powstania warszawskiego jako wzorca asertywnej polityki wewnętrznej i międzynarodowej odwołuje się już cała prawica PiS-owska i około-PiS-owska.[…] Winne temu nie jest samo powstanie warszawskie, które powinniśmy traktować jako fatalistyczne zadanie do przerobienia, ale prawicowa polityka historyczna, która uczyniła mit powstania warszawskiego instrumentem złej historii promującej nie tylko złą politykę, ale także zachowania już wprost patologiczne i patologiczny stosunek do własnej historii”. To tekst aktualny 10 lat temu, 20 lat temu, 63 lata temu, tuż po premierze Załuskiego – a dziś boleśnie wzmacniający poczucie bezalternatywności i pogrążania w nacjonalistycznym obłędzie.

Powstanie, czyli chytrość nierozumu

Pogarda i zarazem kompleksy wobec Niemiec to koktajl o niesłabnącej sile rażenia. Powtarzajmy dalej za rosyjską propagandą bajki o krwiożerczym banderyzmie Ukraińców, wypierając się własnych ultranacjonalistycznych sympatii. Pielęgnujmy śmiechu warte fantazje o Międzymorzu jako czymś w stylu Ligi Konferencji, rozgrywek gamoni, w których na pewno sobie poradzimy. Wypierajmy fakt zainteresowania zupełnie innymi sprawami niż Polska ze strony największych światowych mocarstw. To bezbłędna recepta na postępującą izolację i groteskowe celebrowanie statusu wiecznej ofiary na terytorium otoczonym przez wrogów. Reparacji nie będzie, za to za dumę i honor zapłacimy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij