Kraj

Po co chodzić do szkoły, skoro nikt tak naprawdę nie wierzy w naukę?

Na szczęście są i tacy rodzice, którzy uczą obywatelskiego nieposłuszeństwa – dołączają do Ostatniego Pokolenia i będą codziennie od drugiego września blokować ruch w stolicy na rzecz ochrony klimatu.

Tych, którzy przeczytali tylko lead tego tekstu, zaraz dopadnie panika moralna, że dziennikarka lewicowego portalu wzywa do anarchii oraz kwestionuje ważność i pożyteczność obowiązku edukacyjnego, a przy okazji dyskryminuje jakże marginalizowaną w tym kraju grupę kierowców, polaryzując ją z pieszymi.

Jeśli jednak dzieci i dorośli nadal mają ginąć pod kołami aut i wdychać ocieplające klimat spaliny, a polska szkoła uczyć bezkrytycznego myślenia i bezwzględnej uległości wobec autorytetów, opowiadając o społeczeństwie z perspektywy jego najwyższej, kilkuprocentowej warstwy, to mogę być anarchistką.

Ostatnie Pokolenie: To, co robimy, jest demokratyczną polityką [rozmowa]

Bardziej marzy mi się jednak buntowniczy i bliski rzeczywistości plan lekcji. Taki, który nie wychowuje potulnych wobec systemu i władzy, ale podłych wobec słabszych od siebie autoholików (i alkoholików – biorąc pod uwagę to, jak wiele osób wsiada za kółko po pijaku).

Na razie jedyne, na co stać Ministerstwo Edukacji, to wyrzucenie piosenek znanego damskiego boksera Jacka Kaczmarskiego z listy lektur szkolnych oraz zredukowanie nauczania religii z dwóch do jednej godziny w tygodniu. Bo rzesze samodzielnie myślących i gotowych kwestionować status quo obywateli raczej ze szkół nadzorowanych przez Barbarę Nowacką nie wyjdą.

W „Branży”: finansjera wie, czym skutkują zmiany klimatu

Na szczęście jest życie poza budą, choć i tak recepta na prawie każdy problem polityczny, społeczny czy ekonomiczny zawsze zaczyna się przecież od słów: „najważniejsza jest edukacja”. Tylko czy naprawdę jej brak w zakresie najważniejszego obecnie globalnego wyzwania, przed którym stoimy jako ludzkość i o czym przypominają nam aktywiści Ostatniego Pokolenia, ma jakiekolwiek znaczenie?

Emitowany właśnie trzeci sezon serialu Branża dobitnie pokazuje, że najbogatszy ekonomiczny kwintyl społeczeństwa i jego najbliższa obsługa w postaci m.in. głównych bohaterów tej historii – pracowników londyńskiego banku inwestycyjnego Pierpoint & Co – faktycznie pochylają się nad ważnym dylematem (albo po prostu wskaźnikiem ESG). Mianowicie głowią się, czy jakakolwiek przyjazna środowisku, klimatowi i dobru publicznemu firma może być rentowna finansowo.

Rodzice z Ostatniego Pokolenia piszą list do rodziców

czytaj także

Twórca i szef Lumi – przedsiębiorstwa zajmującego się zieloną energią, którą w Branży wprowadzono na giełdowy parkiet – twierdzi, że potrafi tańczyć tak, jak zagrają mu dwie siły, posługujące się zupełnie różnym metrum – rynek oraz potrzebująca ochłodzenia planeta. Im dalej w fabułę, tym pokraczniejsze wygibasy wychodzą granemu przez Kita Haringtona Henry’emu. Wszyscy zaś bardziej niż jakimkolwiek racjonalizmem kierują się chorymi ambicjami, żądzą władzy, poczucia kontroli i bezsensownym pomnażaniem i tak horrendalnie wielkiego już zysku.

To egoistyczne pobudki, a nie brak edukacji w zakresie globalnego ocieplenia sprawiają, że bogaci przykładają ręce do katastrofy najsilniej uderzającej w najbiedniejszych. Nasi bohaterowie doskonale wiedzą, czym grozi zmiana klimatu. W końcu kończyli studia na Oksfordzie. O tym, jak spalanie węgla i ropy wpływa na klimat, wiedziały w prawdziwym życiu od dekad także koncerny paliwowe czy producenci plastiku.

Prywatyzacja odpowiedzialności

O tym zaś, dlaczego edukacja jest ważna, ale nie najważniejsza, i że częściej stanowi słowo wytrych niż faktyczny szacunek dla wiedzy i gotowość do jej stosowania, pisał na naszych łamach Tomasz S. Markiewka, rozkładając na łopatki m.in. wielokrotnie stosowany przez kierowców argument przeciwko regulacjom przepisów ruchu drogowego. Obrońcy prędkości i pierwszeństwa aut na pasach utrzymywali, że za wypadki na drogach odpowiadają niewyedukowani piesi. To, rzecz jasna, bzdura, którą zweryfikowała rzeczywistość.

Standing: Dochód podstawowy pozwoli chronić środowisko i międzypokoleniową sprawiedliwość

Wystarczyło (m.in. dzięki wieloletniej wytrwałości aktywistów działających na rzecz bezpieczeństwa) zmienić prawo na korzyść niezmotoryzowanych, by odsetek osób ginących na przejściach spadł o 30 proc. Nie, edukacja „to nie lek na całe zło”. Gdyby tak było, nauczyciele i naukowcy opływaliby w luksusy.

„Ten pogląd ma libertariańskie korzenie i zasadza się na wierze, że odpowiedzialność powinna być sprywatyzowana, a państwo w żadnym razie nie powinno starać się naprawiać systemowych problemów, bo to ingerencja w wolność, np. kierowców. W praktyce sprowadza się to do przerzucania odpowiedzialności na słabszych”. Czyli pieszych. Ale to przekonanie można zastosować w każdej sytuacji, gdy mamy do czynienia z opresją stosowaną przez silniejsze grupy, obarczające konsekwencjami swoich działań mniej uprzywilejowanych.

To tak, jakby nafciarz wyrzucał klasie pracującej, że jest niewyedukowana, dlatego pali brudnym węglem w piecu i napędza globalne ocieplenie. A nie, czekajcie, przecież to się już dzieje! W pakiecie są także oskarżenia o jeżdżenie starym dieslem w miastach, w których nie ma transportu publicznego.

Inna ekologia niż SCT jest możliwa. Zamiast z biedakami walczmy z SUV-ami

 

Dzięki temu codziennie mijani na warszawskich ulicach kierowcy wielkich i nowoczesnych SUV-ów nie muszą czuć wyrzutów sumienia – czy raczej publicznie ich wysłuchiwać. A koncerny motoryzacyjne tylko temu przerzucaniu tej winy przyklaskują, nie bacząc na koszty środowiskowe i klimatyczne oraz wysyłając rzesze lobbystów do politycznych gabinetów.

Bezdzietni i rodzice w „komunikacyjnym raju”

Aktywiści z Ostatniego Pokolenia blokują warszawskie ulice z innych pobudek niż ucieranie nosa właścicielom luksusowych aut albo kierowcom w ogóle. Chodzi o nagłośnienie dwóch prostych postulatów, pozwalających walczyć ze skutkami globalnego ocieplenia.

Po pierwsze, chcą „skokowego zwiększenia inwestycji w kolej i komunikację zbiorową poprzez przekazanie 100 proc. środków z budowy nowych dróg ekspresowych i autostrad na regionalne i lokalne połączenia kolejowe i autobusowe od 2025”, a po drugie – żądają „stworzenia biletu miesięcznego za 50 zł na transport regionalny w całym kraju i jednolitego systemu honorowania biletów”.

Ochrona przyrody według Ministerstwa Środowiska: spalmy więcej drzew

„Nie uważam siebie za edukatora. Myślę, że wiele osób wie już wystarczająco o klimacie, żeby ocenić, czy to jest coś, czym należy się martwić lub nie. […] Chodzi nam o to, żeby być liczącą się stroną ważnego konfliktu politycznego, w którym trzeba opowiedzieć się za lub przeciw. W naszym przypadku za tym, żeby rozbudowywać transport publiczny, przekierowywać na niego fundusze przeznaczone na rozwiązania napędzające kryzys klimatyczny” – tłumaczył mnie i Łukaszowi Łacheckiemu Andrzej Jurowski z Ostatniego Pokolenia, które do współpracy zapraszają wszystkich. Także rodziców.

W pierwszej wrześniowej blokadzie wziął udział Łukasz, tata Julka i współautor listu opublikowanego pod koniec wakacji jako refleksja przed powrotem do szkoły, skierowanego do innych ojców i matek.

„Jak dać bezpieczeństwo dziecku w środku kryzysu klimatycznego? Od dekad pokazuje się nam drogę troski o dziecko: daj dziecku edukację, kup zabawki i pomoce, wesprzyj w zdobyciu zawodu, i wszystko będzie dobrze. A co, jeśli nie będzie dobrze? Co, jeśli droga życia, na którą wysyłamy dzieci, droga, która była i naszą drogą, która doprowadziła świat na skraj przepaści, jest autostradą do piekła?” – czytam i sama się zastanawiam nad odpowiedzią, choć nie planuję macierzyństwa.

Początek roku szkolnego z perspektywy dorosłej, bezdzietnej osoby mieszkającej w mieście wydaje się całkowicie nieistotny, ale jest zauważalny gołym okiem. I nie chodzi mi o nachalne promocje na zeszyty i tornistry w dyskontach, bo te wystawiane są na półki już w drugiej połowie lipca.

O końcu wakacji świadczy raczej to, że w zbiorkomie robi się tłoczniej (i dobrze), a na ulicach i parkingach – znacznie ciaśniej (z tym już gorzej). Dla mnie „witaj, szkoło” znaczy więc „witaj, jeszcze bardziej zakorkowana Warszawo”, w której jeżdżenie autem innym niż dostawcze czy należące do służb niosących pomoc nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Na pewno nie w mieście z całkiem sprawnym (jak bardzo byśmy nie narzekali, stolica – cytując Piotra Wójcika – to „komunikacyjny raj”) transportem publicznym i nie w obliczu zmian klimatu.

Niestety, prawo do posiadania auta i jeżdżenia nim wszędzie i w każdym stanie jest w Polsce świętsze niż prawo do czystego powietrza, przyszłości na niegotującej się planecie czy do istnienia innych uczestników ruchu niż kierowcy.

W imię czego? Przyjemności prowadzenia? Motoryzacyjnego hobby? Prezentacji statusu? Badania pokazują, że uzasadnione wsiadanie za kierownicę to rzadkość. Jak już ten samochód masz, to jeździsz nim nawet na dystanse, które pieszo można pokonać w mniej niż 20 minut. I najczęściej robisz to w pojedynkę.

Ten tekst nie jest więc rantem na rodziców wożących dzieci do szkoły, tylko na autocentryczny system, który czyni nas autoholikami, a warunki dla pieszych czyni nieznośnymi i zamkniętymi na potrzeby innych osób niż statystyczny użytkownik samochodu – biały zamożny mężczyzna w sile wieku.

Ostatnie Pokolenie kontra klasizm, seksizm i kapitalizm

Samochody – przydatne, ale nie niezbędne to życia – to zabójczy fetysz i fanaberia. Piszę to z pełną świadomością nie tylko jako dziennikarka zajmująca się globalnym ociepleniem, ale także piesza, która czyta o kolejnym kierowcy-mordercy.

Pijany 42-latek wjechał swoim fordem w grupę pieszych i zabił na miejscu trzy osoby w Magnuszewie. Na początku sierpnia na warszawskim Mokotowie trzeźwy mężczyzna zabił pieszą na pasach i osoby znajdujące się w pobliżu na przystanku autobusowym, co tylko dowodzi tezy, że w świecie samochodziarzy nigdzie nie można czuć się bezpiecznie.

W Polsce, z wymykających się rozumowemu poznaniu powodów, ta fascynacja stała się jedną z najsilniejszych na świecie. Nie tłumaczy jej jednak w całości wykluczenie transportowe, tylko raczej – wiązanie z samochodem prestiżu i pozycji społecznej, wzmacniane logiką klasizmu, seksizmu i kapitalizmu.

Ale rozumu z kluczykami nie kupisz, choć obrońcy dominacji aut lubią się nazywać tymi, którymi kieruje zdrowy rozsądek – w przeciwieństwie do „rozhisteryzowanych ekoterrorystów”.

Tak od dawna tytułuje Ostatnie Pokolenie rozwścieczony internetowy komentariat, a także część mediów utyskujących na to, że aktywiści najpierw pomalowali na pomarańczowo najbrzydszy, ale najbardziej oblegany przybytek konsumpcjonizmu w Warszawie, potem zablokowali ruch w czasie, gdy rodzice wieźli swoje dzieci do szkół.

Podstawą demokracji jest nieposłuszeństwo [rozmowa z Wengrowem]

Właściwie to nie ma znaczenia, kiedy aktywiści klimatyczni z Ostatniego Pokolenia, do których spontanicznie podczas drugiej blokady dołączyła dziennikarka „Polityki”, Ewa Siedlecka, protestują. Jeśli robią to na ulicach, zawsze doprowadzają kierowców do furii. To dziwne, że na możliwość spędzenia więcej czasu w aucie, które tak się kocha, reakcją jest gniew. Ale może tego – tak jak miłości do samochodu – nie trzeba rozumieć?

Rozsądek, teoria, statystyki i liczby – doświadczenie pokazuje, że nic z tego nie działa aktywizująco na walkę z globalnym ociepleniem. Skąd to wiem? Piszę o klimacie od dobrych kilku lat. Czytam raporty zielonych think tanków i międzynarodowych organizacji, robię wywiady z naukowcami, wykładowcami, specjalistkami od energetyki i transportu, aktywistami działającymi na rzecz planety.

Żaden nie stał się viralem, więc jeśli w cokolwiek dziś naprawdę wierzę, to z pewnością nie jest to już wyłącznie nauka, tylko obywatelskie nieposłuszeństwo, nieoglądające się na przyjęte, lecz szkodzące nam wszystkim normy. W końcu to właśnie ono, jak mówi David Wengrow, jest podstawą demokracji i wolności społecznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij