Twój koszyk jest obecnie pusty!
Na jakiej stacji wysiadła Paulina Matysiak?
Droga Pauliny Matysiak, od samotności w klubie Razem, przez polityczny romans z PiS , aż po konflikt i odrzucenie przez własne środowisko pokazuje, że lewica daje się ogrywać, a pogoń za „inną polityką” bez mapy może zaprowadzić do bardzo zaskakujących miejsc.
👽 Matysiak wyróżniała się na tle swojej partii autentycznością i pochodzeniem z małego miasta, ale od początku była w Razem samotna – kulturowo i środowiskowo.
🚆 W drugiej kadencji stała się rozpoznawalną „fajterką” od transportu, lecz angażując się w inicjatywy z ludźmi PiS (TAK dla Rozwoju), nie dostrzegła, że jest instrumentalnie wykorzystywana; konflikt z własną partią tylko przyspieszył jej dryf w stronę prawicy.
👎 Ostatecznie Matysiak znalazła się w orbicie PiS, zmieniając język i polityczny kurs, ale bez gwarancji powodzenia – ryzykuje „bilet w jedną stronę” i marginalizację, podczas gdy jej działania nie przyniosły Razem ani lewicy żadnych korzyści.
Paulina Matysiak jest miłą babką. Nie zachowuje się jak polityczka. Rozmówca jest dla niej czymś więcej niż tylko tłem dla rozbuchanego ego – w polityce to rzadkość. Słucha, gdy mówisz, nie odgrywa żadnego przedstawienia. Nie znajdziesz w niej nadęcia, patrzenia na ludzi z góry, upojenia świadomością ważności własnej roli.
Stacja pierwsza: Dziewczyna ze środka Polski
Polityczny brand „dziewczyny z Kutna” często budzi irytację, jednak w przeciwieństwie do innych politycznych wcieleniówek trudno mu odmówić autentyczności. Droga Matysiak do polityki wiodła przez kutnowski Urząd Miasta, naznaczona była doświadczeniem polskiej rzeczywistości: marnych płac, transportowej zapaści, rozczarowania klasą polityczną. Trafiła do partii Razem, bo autentycznie chciała robić „inną politykę”. Matysiak nie gra „dziewczyny z Kutna” jak łkająca bizneswoman ze Strajku Kobiet pozująca na klasę ludową. Ona nią po prostu jest.
Nigdy nie należała do lewackiego kościółka, jej uniwersytetem nie była młodzieżówka zasilana szmalem niemieckiego podatnika ani żaden ruch miejski. Dlatego w Razem od początku najlepiej czuła się wśród podobnych do siebie – ludzi z mniejszych ośrodków, nieprzeintelektualizowanych, raczej konserwatywnych, jeśli chodzi o styl życia.
Posłanka z Kutna była na Wiejskiej samotna. W Kole Poselskim Razem nie miała nikogo nadającego na podobnych falach. Nie było chemii z Zakonem MS (Młodych Socjalistów: Zandberg, Konieczny, Zawisza), Magdalena Biejat to działaczka NGO z warszawskim kolorytem, Daria Gosek-Popiołek – krakowska aktywistka, też nie ten styl. Miała swoją ekipę, taką do planszówek i wspólnego działania, zarówno w swoim okręgu, jak i w Warszawie, lecz w Sejmie brakowało jej bratniej duszy. Relacje z resztą sejmowej reprezentacji były raczej formalne niż serdeczne. Przyglądali się temu działacze innych partii. Ambitna, ufna, myśląca poza szablonem politycznym posłanka, nieco na uboczu własnego projektu – to zostanie w odpowiednim momencie umiejętnie wykorzystane.
Stacja druga: Bestia z Kutna
Bestię z Kutna zobaczyliśmy dopiero w drugiej kadencji. To jedna z najbardziej spektakularnych metamorfoz w polskiej polityce. Matysiak, która podczas pierwszej czterolatki szukała dla siebie miejsca, teraz stała się fajterką. Znalazła nośny temat – polityka transportowa. Była aktywna w Sejmie i w mediach. Ujmowała wiarygodnością. „Nie mam prawa jazdy, wszędzie, gdzie to możliwe, jeżdżę transportem zbiorowym” – mówiła w wywiadach. Z czasem rozszerzyła swój obszar na infrastrukturalne projekty rozwojowe. Spodobał jej się pomysł Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Stacja trzecia: Zróbmy coś dla Polski
Przystąpienie Pauliny Matysiak do inicjatywy TAK dla Rozwoju było szokiem dla obozu władzy i jej kolegów z Razem. Osoba z jej otoczenia mówi mi: – Pola złamała niepisane zasady Sejmu RP w dobie polaryzacji. Niby wszyscy wiemy, że partie powinny współpracować na rzecz rozwoju, ale to operacyjnie niemożliwe. Działała w zgodzie ze swoim sumieniem, ale to było myślenie nieprzystające do naszych czasów.
Jeśli na tym etapie Matysiak zgrzeszyła, to był to grzech naiwności. Błędem było uwierzenie, że TAK dla Rozwoju jest czymś więcej niż partyjnym instrumentem do osłabienia rządu i sceną do nagłaśniania agendy PiS – jako partii działającej z rozmachem, rozumiejącej tożsamościowe potrzeby Polaków. Była jak widz teatru, do tego stopnia urzeczony spektaklem, że uwierzył, że widzi prawdziwy świat, a nie grę pozorów.
Jej nowa kompania to nie byli fajni ludzie. W stowarzyszeniu Tak dla Rozwoju wraz z Matysiak zasiadał Rafał Milczarski, były prezes PLL LOT, zapamiętany jako ten, który brutalnie tłumił strajk pracowników w 2018 roku. Według relacji związkowców, wobec strajkujących stosowany był mobbing, a także akcje przy użyciu służb specjalnych.
W Razem i klubie Nowej Lewicy byli wściekli, bo o projekcie robionym z Horałą nic nie wiedzieli. – Zagrała mocno na siebie, popełniła błędy w podejściu i komunikacji z partią. Pola jest dobrą solistką, ale w grze zespołowej wychodzą na jaw jej mankamenty – mówi były współpracownik Matysiak. – Ona gra swój polityczny mecz, ignorując jakby to, co dzieje się wokół niej: jakie są zasady, plan działania i wytyczne narracyjne. To jest poważne ograniczenie, bo bez względu na to, gdzie się znajdzie, będą od niej oczekiwać dyscypliny i lojalności.
Stacja czwarta: Odrzucenie
W sierpniu 2024 roku Matysiak zostaje zawieszona w prawach członkini klubu Nowej Lewicy Na dokładkę dostaje dość niskich lotów docinki na Twitterze ze strony szefowej NL w Sejmie, Anny Marii Żukowskiej. Część działaczy Razem przyznaje dziś, że był to strategiczny błąd, który wepchnął posłankę z Kutna w ręce Horały i jego kolegów. – W Razem chcieli rozwiązać tę kwestie jak najszybciej, by zamrozić jeden front. W partii trwał też bunt stronnictwa Magdaleny Biejat – mówi mój rozmówca. Matysiak została usunięta z komunikatorów, rozpoczął się bojkot towarzyski. Cała akcja była nerwowa i nieprzemyślana. Zamiast zakomunikować, że klub na inne zdanie niż ona, pozostawiając motywy jej działań w sferze strategicznej niejednoznaczności (że być może jest to kontrolowany rajd na tyły PiS-u), urządzona została drama. Nowa Lewica i Razem pokazały w tamtym momencie brak politycznego zmysłu.
Kolejny cios przyszedł w październiku. Zandberg i reszta zagłosowali za usunięciem Matysiak z komisji infrastruktury. To było dla niej symboliczne odrzucenie przez partię, którą współtworzyła od początku. – Pola była zdruzgotana. Mogła jeszcze zrozumieć zawieszenie, ale odcięcie od pola działalności, na którym wykonywała świetną i pożyteczną społecznie pracę? Nie powinni tego robić, bez względu na okoliczności – mówi osoba z otoczenia Razem.
Stacja piąta: Prawo i Sprawiedliwość
To był moment, gdy łódź Pauliny Matysiak odbiła od brzegu, gdzie stała jej dawna karmazynowa ferajna. Już nic nie było takie jak przedtem, nawet gdy półroczna karencja dobiegła końca i z naganą w aktach posłanka została na powrót członkinią klubu i partii. W tym czasie zmieniła się też platforma partyjnej komunikacji, pojawiło się trochę nowych ludzi. Matysiak nie potrafiła się w tym odnaleźć, spadła jej energia do działania, często nie odpowiadała na wiadomości. – Nie było zaufania z obu stron. Paulina robiła swoją politykę, nie konsultując niczego z zarządem, albo przekazując fakt, że gdzieś zamierza wystąpić – mówi członkini Razem.
Poszło też o kasę. Posłowie Razem dorzucają się do partyjnego budżetu ze swoich pensji. Matysiak nie robiła tego podczas zawieszenia i tak już pozostało. Wiele osób odebrało to jako nielojalność. Rosło też rozczarowanie jej zaangażowaniem w projekty polityczne PiS.
Paulina Matysiak była coraz bliżej PiS. Politycznie i towarzysko. – Złapała z nimi wspólne flow. Miałem wrażenie, że zwyczajnie lepiej czuję się w towarzystwie mężczyzn z PiS, niż kogokolwiek z sejmowej lewicy. Pola zresztą, bez podtekstów oczywiście, lepiej dogaduje się z facetami.
Posłanka z Kutna zmieniła język. Pojawiła się nuta „złego Niemca”, ostra krytyka Tuska, jej tweety były coraz częściej echem przekazu dnia partii Kaczyńskiego. Gdy zagłosowała przeciwko uchyleniu immunitetu Dariuszowi Mateckiemu, nawet jej partyjni sojusznicy spuścili głowy z rezygnacją. Obok profilowego na X zawisła biało-czerwona flaga.
Stacja szósta: Narodziny polityczki
Dla PiS-u rozbijanie Razem nie jest politycznym priorytetem. Celem Kaczyńskiego jest pozbawienie Tuska sojuszników po wyborach w 2027 roku. Idealny scenariusz to obie lewicowe partie pod progiem. Albo tylko Razem nad kreską – bo mniejsza szansa, by dogadali się z liberałami. Jednak gdy los zesłał zbłąkaną duszyczkę z karminowej wioski, grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Choćby po to, by zademonstrować: jesteśmy groźni, jeśli chcemy, możemy namieszać nawet na lewicy.
Horała zrobił to bardzo sprawnie. Krok po kroku, diagnozując deficyty: naiwność, ufność, odpowiedzialność za kraj. Wyczuł, że aplauz elektoratu PiS imponuje posłance z Kutna, wszak to ten prawdziwy lud, o którego względy tak mozolnie, a nieskutecznie zabiegali w Razem, zapewnił jej wiele takich dopaminowych zastrzyków. Wiece, spotkania w terenie, wiele godzin rozmów o lotniskach, drogach i szybkiej kolei. Pykło. Paulina Matysiak, trochę jak nastoletnia ofiara sekty albo jak zdolny, ale sfrustrowany urzędnik zwerbowany przez wywiad obcego państwa, znalazła się po drugiej stronie rzeki.
Ostatnie miesiące to była już jazda bez trzymanki. Wspólne wystąpienie na wiecu z Karolem Nawrockim. „Jestem zaszczycona” – mówiła. Ostentacyjne podziękowania dla prawnika Ordo Iuris, który działał na rzecz wyroków skazujących dla członków Razem. „Podziękowałam, bo reprezentował mnie pro bono” – mówiła u Rymanowskiego. W Razem są przekonani, że ten ruch był obliczony na sprokurowanie decyzji o wydaleniu z partii. Dla Matysiak było to wygodniejsze – postawić się w roli ciemiężonej za ludowy zwrot.
Można usłyszeć, że ten ostatni rozdział był jedynym, w którym Matysiak miała na siebie konkretny plan polityczny i konsekwentnie go realizowała. – Ja miałem wrażenie, że Pola działa w polityce bez mapy, nie przewiduje skutków swoich działań, nie ma wizji siebie za kilka miesięcy, nie mówiąc już o dłużej perspektywie. O tym, kim jest i gdzie zmierza, więcej można było usłyszeć od chłopaków z Dwie Lewe Ręce, niż od niej samej. Ale na finiszu zaczęła prowadzić grę, tam pojawił się jakiś plan, zobaczyliśmy ją jako polityczkę – mówi członek Razem.
Stacja końcowa
Galopujący Major pisał ostatnio, że Razem, jeśli ma ambicję być czymś więcej niż partią balansującą na progu, musi mieć zdolność docierania do różnych grup. To prawda, jednak działania Pauliny Matysiak ani przez moment nie prowadziły w tym kierunku. Jej zwolennicy mówią, że wchodząc we wspólne projekty z PiS-em próbowała nawiązać dialog z konserwatywną klasą ludową. Żeby po coś iść, trzeba jednak wiedzieć, dokąd się zmierza. A czy Paulina Matysiak miała to wszystko chociaż przez chwilę pod kontrolą? Czy raczej druga strona wykorzystała jej brak doświadczenia do legitymizowania własnych projektów? Czy PiS został w wyniku jej działań politycznie rozegrany? Czy może odwrotnie?
Matysiak znalazła się w trudnej sytuacji. Puszczając sygnały do Razem i PiS, mogła grać na zwyżkę swojej wartości. To jednak wymagało większych kompromisów ze swoją macierzystą partią. Na to nie była gotowa i to może okazać się fundamentalnym błędem. Co dostanie od PiS? Zapewne nic wielkiego. Krążą plotki o fuszce u boku prezydenta. Jeśli wystartuje z list PiS, nie będzie to raczej bezpieczne miejsce. Stanowisko wiceministra? Być może. Ale za wysoką cenę – bilet w jedną stronę, na prawicę. Wreszcie, bacząc na deficyty Matysiak, jeśli chodzi o grę zespołową i skłonność do indywidualnych zagrań, posłanka z Kutna może mieć w PiS bardzo ciężko.
Czy Matysiak była dla Razem wartością? To, że chwalił ją PiS, nie znaczy, że zwiększyła znacząco swoje terytorium. Podobnie jak to, że zaprasza ją Kanał Zero. Żadne wystąpienia Matysiak w zestawie z Horałą i Wilkiem nie podbiły Razem sondaży. Zrobił to dopiero Zandberg jako kandydat na prezydenta. To brutalne, ale to duży facet z brodą jest dziś jedynym realnym kapitałem politycznym partii Razem. Kimś, kto potrafi przestawić zwrotnicę. Przestrogą dla Pauliny Matysiak może być droga, jaką obrali Rafał Woś czy Remigiusz i Magdalena Okraskowie, których działalność stanowi odbicie tego, co zarzucają Razem i Nowej Lewicy: kapitulację wobec jednej ze stron polaryzacyjnego konfliktu, brak politycznej samodzielności, wegetację na garnuszku aparatów ideologicznych pisowskiego ekosystemu (wcześniej TVP, teraz Tygodnik „Solidarność”).
To przestroga nie tylko dla Matysiak, a dla każdego, komu marzy się (ze wszech miar słuszny) marsz ku uniezależnieniu od liberalnego języka – bez planu i pomyślunku można wskoczyć do pociągu, nie wiedząc, dokąd cię zawiezie. A kiedy nastaje świt, budzisz się na stacji, która okazuje się poczekalnią gabinetu Jarosława Kaczyńskiego (albo Piotra Dudy czy Karola Nawrockiego). Matysiak jako frakcja Razem szturmująca klasę ludową – to od początku był bardziej język pragnienia niż opis czegoś realnego.






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.