Bez względu na to, jak się sprawy potoczą, trudno nie mieć wrażenia, jak bardzo były zakłamane wszelkie słowa o pożądanej jedności – nie tylko Giertycha, ale też Tomasza Lisa i reszty Silnych Razem.
W popkulturze szpiegowskiej istnieje kategoria agentów-śpiochów, którzy ukrywają się przez lata, aby w kluczowym momencie się przebudzić i znienacka uderzyć. W pewnym sensie pomysł Romana Giertycha, aby wystartować w wyborach do Senatu mimo odrzucenia go przez wszystkie partie w ramach paktu senackiego, przypomina takie przebudzenie.
Przypomnijmy, kilka miesięcy temu Giertych, bez porozumienia z kimkolwiek, ogłosił swoje kandydowanie z okręgu pod Poznaniem, co było bezczelną próbą wysiudania senator Rotnickiej. Gdy to się nie udało, a PO – o czym się dziś milczy – wybrało jednak Rotnicką, były frontman Ligi Polskich Rodzin przymierzany był ponoć do innych okręgów, ale żadna partia nie chciała poświęcić swojego miejsca dla Romka z Twittera – bo przecież dziś w polityce nikim innym Giertych nie jest.
czytaj także
Wreszcie Lewica zapowiedziała, że jeśli Giertych, mimo ustaleń paktu senackiego o niebraniu go na listę, gdziekolwiek wystartuje, to i tak wystawi własnego kontrkandydata. Giertych więc najpierw się spłakał na Twitterze, że Lewica, a konkretnie Magdalena Biejat, pozbawia go możliwości kandydowania, a potem zachęcany przez peowskie, twitterowe bojówki Silnych Razem, zapowiedział rozważenie kandydowania w Warszawie, właśnie przeciwko Biejat.
Gorącego kartofla, jakim jest Giertych, nie chce żadna partia, a jego parcie do Senatu to typowa krecia robota na rzecz Kaczyńskiego.
Giertycha nie chciała zgłosić PO. Sam się zgłosił i próbował odebrać okręg senatorce z Platformy – nie udało. Hołownia zgłosił, ale nie jako swojego kandydata i próbował go przepchnąć do okręgu PO – nie udało się. To nie lewica utopiła tę kandydaturę, nikt jej nie chciał.
— Dominika Długosz (@domi_dlugosz) August 9, 2023
Z drugiej strony jednak do Giertycha, jeśli już jesteśmy przy szpiegowskich skojarzeniach, chyba bardziej pasuje figura fałszywego odwróconego, czyli agenta, który tylko pozornie przeszedł na drugą stronę, a tak naprawdę działa od zawsze na korzyść tej pierwszej, ukochanej formacji. W istocie bowiem Giertych ideologicznie nie różni się bardzo od typowego, prawicowego pisowca.
Nie obchodzi mnie to, co Giertych robił 20 lat temu.
Obchodzi mnie to, że wbrew temu, co próbuje nam wmówić – wiele się od tamtego czasu nie zmienił.
Zapraszam na wątek o POTĘŻNEJ ewolucji Giertycha 🧵 pic.twitter.com/BLQrGIm5LV
— Koroluk (@KorolukM) July 26, 2023
Gdy zerknie się na poglądy Giertycha, to jest tam przecież całe prawackie bingo: popieranie całkowitego zakazu aborcji, homofobiczne żarty ze Śmiszka, ekonomiczny darwinizm i sprzeciw wobec rozdawnictwa. Doprawdy, czym Giertych różni od Czarnka? Poza Adamem Michnikiem już niewielu wierzy w możliwość światopoglądowej ewolucji ministra.
Powiadają, że nie jest już przeciwko UE. Ale PiS też nie jest, partia Kaczyńskiego chce tylko, aby UE dała spokój z praworządnością, ale wychodzić ze Wspólnoty w gruncie rzeczy nie chce. W pewnym sensie to Giertych był przez lata na prawo od PiS, a teraz doszlusował do mentalności przeciętnego pisowca. Co myśli o praworządności, najlepiej widać po postach o dziennikarzach i zawoalowanych zapowiedziach wyrzucania ich z pracy.
Jedyna rzecz, która Giertycha różni od polityków PiS, to osobista niechęć i poczucie krzywdy, napędzane (zapewne słusznym) przekonaniem, że to Kaczyński wyrzucił go z polityki. Osobisty resentyment człowieka, który, gdyby nie pokłócił się z byłym kolegą z rządu, demolowałby dziś prawa kobiet dokładnie tak samo, jak Kaczyński z Przyłębską.
Wręcz przeciwnie! Namawiam Pana do startu w wyborach! Co prawda unika Pan obecnie przyjazdu do Polski, ale kampania wyborcza byłaby szansą, żeby zadać Panu pytania, które nasunęły mi się po lekturze Pana książek i wypowiedzi:
❌ Czy przestał Pan już popierać Rosję, jeśli tak to,… https://t.co/yxgZZd5yBN— Szymon Jadczak (@SzJadczak) August 10, 2023
Powiadają, że te zapowiedzi kandydowania Giertycha to typowy romkowy meltdown w mediach społecznościowych. Facet w końcu opowiada horrendalne brednie non stop. Kilka miesięcy temu, na podstawie informacji o wejściu Kaczyńskiego do rządu, głosił na przykład teorię, że to zapowiedź zamachu stanu.
Mam jednak wrażenie, że to nie tyle meltdown, ile próba medialnego przejmowania partii. Giertych jest jeszcze na to za krótki, a jego polityczni koledzy, tacy jak Radek Sikorski, mają zbyt małe poparcie w partii, by otwarcie walczyć o władzę z Tuskiem. Ale pewne ruchy w tym kierunku już mają miejsce. Nie przypadkiem Giertych w swojej zapowiedzi ewentualnego kandydowania osobiście podziękował za pomoc niejakiemu Adamowi Abramczykowi.
Abramczyk był bohaterem jednego z najbardziej komicznych, ale też znamiennych incydentów medialnych, jakie w ostatnich tygodniach wydarzyły się wokół Platformy. Ten zakochany w Tusku maniak PO został zbanowany na Twitterze przez Sławomira Nitrasa po tym, jak Nitras za zaproszenie na Campus Trzaskowskiego dziennikarzy-symetrystów, padł ofiarą nagonki pod batutą Abramczyka. Sytuacja, jakich tysiące. Nitras zbanował jednak Abramczyka „za mowę nienawiści”.
Że Abramczyk trolluje w sieci i wyzywa oponentów od „chujów” i „skurwysynów”, to jedno (wszak bluzgi latają w sieci ciągle). Problemem jest to, że wobec nacisku sekty Silnych Razem, których Abramczyk jest nieformalnym liderem, Nitras musiał się ukorzyć i pana Adama przeprosić. To upokorzenie Nitrasa i jednocześnie tchórzostwo Platformy Obywatelskiej, z błagająca Adasia o powrót Izabellą Leszczyną na czele, pokazuje pewien nowy trend.
Otóż, w ramach walk frakcyjnych w PO, co sprytniejsi będą wykorzystywać platformerskich odpowiedników smoleńszczaków w sieci, by przy ich pomocy ugrać coś dla siebie. Giertych, wściekły na to, że PO nim pogardziło, próbuje więc skierować gniew Silnych Razem przeciwko Lewicy i Biejat, co jeszcze dziś może się nie udać. Ale że sekta rośnie w zasięgową siłę, to poparcie Abramczyków może w kolejnych rozdaniach w PO być solidnym argumentem za czyimś politycznym awansem.
Bez względu na to, jak się sprawy potoczą, trudno nie mieć wrażenia, jak bardzo były zakłamane wszelkie słowa o pożądanej jedności – nie tylko Giertycha, ale też Tomasza Lisa i reszty Silnych Razem. Przez ostatnie lata po libkowej stronie tysiące razy powtarzano argument o jedności czy wspólnej liście. I o zdradzie Lewicy, która takiej listy nie chciała. A gdy ostatecznie taka lista powstała, to pierwszymi, którzy z hukiem pobiegli ją niszczyć, okazały się wszystkie te Giertychy i Lisy. Tylko dlatego, że zabrakło na niej miejsca dla dawnego pisowskiego kolaboranta.