Kraj

Ordo Iuris weszło w nasze życie

Wielka Koalicja za Równością i Wyborem przygotowała raport, w którym analizuje działalność Ordo Iuris. O wnioskach z lektury raportu rozmawiamy z prawniczką Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Kamilą Ferenc.

Paulina Januszewska: Ordo Iuris działa w Polsce, ale jest częścią międzynarodowej sieci organizacji skupionej pod szyldem Agenda Europe i realizującej założenia dokumentu Przywracanie naturalnego porządku [Restoring The Natural Order – w skrócie RNO]. Jakie są jego wytyczne?

Kamila Ferenc: Manifest RNO działa zarówno w Europie, jak i wielu innych krajach świata. Znajdują się w nim bardzo konkretne cele, takie jak zakaz aborcji, in vitro, antykoncepcji, zawierania małżeństw jednopłciowych i adoptowania dzieci przez pary jednopłciowe, ale także zniesienie prawa do rozwodów, czyli te kwestie, które bardzo mocno i bezpośrednio dotykają wszystkich obywateli i obywatelki bez względu na wyznawaną wiarę. Agenda Europe walczy z państwami laickimi i chce neutralną wyznaniowo praworządność zastąpić fundamentalistycznymi zasadami budzącymi skojarzenia z religią chrześcijańską.

W niepewnym, rozpadającym się świecie ultrakonserwatyści karmią się strachem

Brzmi trochę jak prawo szariatu.

Trudno o lepsze porównanie. Agenda Europe i Ordo Iuris chcą wprowadzić swoje parareligijne wizje do ogólnie obowiązującego prawa. Można to sprowadzić to sytuacji, w której nieważne, czy masz ślub kościelny czy tylko cywilny, działania Kościoła, czyli zakaz rozwodów, będą cię bezwzględnie obowiązywać. To zmuszanie osób innych religii i wyznań lub bezwyznaniowych do przyjęcia zasad tylko tej jednej – i to w wersji ortodoksyjnej. A za tym przymusem – jeśli dojdzie do zmiany prawa – będzie stać aparat państwa. Bardzo polecam lekturę wstępu do manifestu RNO: jest w nim napisane, że aby społeczeństwa żyły w pokoju i sprawiedliwości, trzeba im wręcz narzucić pewne moralne koncepcje, ponieważ nie są to jakieś „subiektywne wartości”, ale „obiektywne prawdy”. Ten arbitralny i niepodważalny obiektywizm, nienegocjowalność zasad rządzących życiem społecznym, brak pluralizmu, brak możliwości sprzeciwu – to wszystko brzmi jak początek końca demokratycznego państwa prawa.

Desperacja Ordo Iuris i zalążek lewicowego „Progresso Iuris”

Prawo wyznaniowe

Autorzy RNO piszą na przykład, że „współczesne społeczeństwo chce seksu bez prokreacji i prokreacji bez seksu” i że ten trend trzeba odwrócić.

Jak piszą autorki publikacji, celem AE i OI jest zerwanie ze wszystkimi osiągnięciami cywilizacyjnymi, społecznymi i kulturowymi w zakresie praw reprodukcyjnych i seksualnych, które wypracowaliśmy od czasów rewolucji w latach 60. A to stoi w sprzeczności z przepisami o niedyskryminacji, wolności, ochronie życia prywatnego i prawie do samodzielnego decydowania o sobie i swoim życiu. Konstytucja nam dzisiaj gwarantuje, że każda osoba sama może wybierać sobie styl życia, zadecydować, czy chce mieć dzieci, a jeśli tak, to w jakich odstępach czasu, w jakim chce być związku itd. Podczas gdy państwo odpowiada za tworzenie przestrzeni, w której muszą odnaleźć się osoby od prawa do lewa, o różnych wyznaniach i poglądach, OI – jak pokazuje publikacja – wyróżnia jedną grupę, katolików, i robi wszystko, by nie dopuścić do rozdziału państwa od Kościoła. To się już dzieje. Nie chodzi tylko o jedno Ordo Iuris w Polsce. Agenda Europe to szereg radykalnych siostrzanych organizacji w Europie i na świecie, które są częścią potężnego i niebezpiecznego przewrotu, przez nie same nazywanego kontrrewolucją.

Jakiej właściwie rodziny prawica broni przed LGBT?

Kto stoi za AE?

Autorzy raportu europejskiego [Przywracanie naturalnego porządku – wizja ekstremistów religijnych nakłaniająca społeczeństwa europejskie do odrzucenia praw człowieka w zakresie seksualności i reprodukcji, przygotowany przez Forum Parlamentarne ds. Ludności i Rozwoju w Brukseli – przyp. red.], na kanwie którego powstała polska publikacja o OI, wskazują, że AE jest powiązana z wysoko postawionymi osobami, w tym przedstawicielami rodzin książęcych, Kremla, rosyjskimi oligarchami, amerykańskimi biznesmenami i politykami różnych szczebli. Jej działalność odbywa się też z nieoficjalną aprobatą Watykanu, bo założenia RNO to nic innego jak program Kościoła.

Trzeba jednak zaznaczyć, że na poziomie operacyjnym manifest w wykonaniu AE jest mocniejszy niż stanowisko Watykanu, czego przykładem może być projekt ustawy z 2016 roku, który przewidywał kary pozbawienia wolności dla osób dokonujących aborcji. Władze kościelne się wtedy od tego odcięły, twierdząc, że pomysł wysyłania kobiet do więzienia to jednak radykalny i trudny do zaakceptowania krok. Bez wątpienia dla tracącego rzesze wiernych Kościoła byłby to zbyt duży cios wizerunkowy. Ale pamiętajmy, że docelowo zakaz aborcji czy zakaz rozwodów jest wpisany w myśl katolicyzmu. Kiedy więc mówimy o potędze Ordo Iuris i innych podobnych jej organizacji, to musimy wziąć pod uwagę zasięg oddziaływania praw kościelnych.

A czy wiadomo, kto sponsoruje Agendę i OI?

Organizacje, w tym OI, twierdzą, że są finansowane przez prywatnych donorów, których dane osobowe nie mogą zostać ujawnione. Ale jednocześnie widzimy liczby. Budżet OI [prawie 4,5 mln zł w 2018 roku – przyp. red.] kilkukrotnie przewyższa roczny budżet Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny czy innych organizacji kobiecych. Zastanawiam się więc: co to są za sponsorzy prywatni, którzy dysponują takimi pieniędzmi? I tu rodzą się kolejne pytania: kto tak naprawdę stoi za OI? Inna ciekawostka: w 2019 r. Ośrodek Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego otrzymał z Narodowego Instytutu Wolności (dysponującego pieniędzmi z budżetu państwa) dotację w wysokości 700 tys. zł. Prezesem ośrodka jest Tymoteusz Zych, pełniący funkcję wiceprezesa Ordo Iuris.

Ataki na organizacje prawnoczłowiecze

Czyli rząd i bogaci, ale nieznani sponsorzy. OI zdradza niewiele informacji, ale dla odmiany chętnie prześwietla inne organizacje.

Tak, wywołali do tablicy między innymi Federę i Strajk Kobiet. Zarzucano nam np. „sfinansowanie Czarnego Protestu pieniędzmi z zagranicy”, podczas gdy była to całkowicie oddolna samoorganizacja. Ostatecznie OI nie miało na to żadnych dowodów i zarzuciło tę narrację. Nie sądzę jednak, by zadbało o to, by zniwelować skutki owej dezinformacji. Przeciwnie, OI regularnie oczernia organizacje, które nie mieszczą się w jego ideologicznej wizji świata, a których działalność jest jawna i transparentna. Choć OI mało ujawnia na swój temat, chętnie rzuca oskarżenia. Jak piszą autorki publikacji, OI działa na granicy produkowania fake newsów. Organizacja wytacza aktywistom i aktywistkom procesy, które niosą ryzyko „efektu mrożącego” wśród działaczy społecznych: ci walczący w sądzie nie będą mieli czasu ani sił na prezentowanie swoich postulatów, a reszta będzie się bała, że spotka ją to samo.

Świat według Ordo Iuris

czytaj także

Świat według Ordo Iuris

Liliana Religa

OI ma pieniądze, zaplecze międzynarodowe i cel: „przywrócić naturalny porządek” w Polsce. Organizacji stuknęło w tym roku 7 lat. Co udało jej się osiągnąć?

Wbrew pozorom całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że jeszcze do niedawna Ordo Iuris uchodziło w opinii publicznej za marginalny odłam ultrakonserwatystów, których traktowano bardziej jak ciekawostkę na biegunie fundamentalizmu niż faktycznego aktora sceny polityczno-społecznej. Trudno jest przypisać wszystkim regresywnym zmianom autorstwo OI. Można jednak zauważyć, że wycofano się z rządowego programu finansowania in vitro, pogorszył się dostęp do legalnej aborcji oraz ucichły marzenia o liberalizacji tego prawa. Wiemy jednak na pewno, że Ordo Iuris odpowiadało za projekt ustawy „Stop aborcji”, która oprócz całkowitego zakazu aborcji zakładała zagrożenie karą więzienia dla kobiet za ich własną aborcję. Na szczęście dzięki mobilizacji społecznej zwanej Czarnym Protestem udało się doprowadzić do jego odrzucenia.

Lekarz, który odmawia wykonywania obowiązków

Za co jeszcze odpowiada OI?

Na przykład upowszechniło korzystanie z klauzuli sumienia, której coraz więcej lekarzy używa jako argumentu do odmowy świadczenia usług medycznych pacjentom. Mam tu na myśli zarówno dopuszczalny prawem zabieg przerywania ciąży, jak i wypisywanie recept na środki antykoncepcyjne. Na klauzulę powołują się już nie tyko pojedyncze, indywidualne osoby – lekarze czy pielęgniarki – ale wręcz całe szpitale. Mimo iż w przepisach nie ma śladu po klauzuli sumienia dla farmaceutów, OI stworzyło ulotkę o tym, że takie prawo dla tego zawodu wynika wprost z Konstytucji. Publikacja Wielkiej Koalicji szeroko opisuje, w jaki sposób OI tworzy atmosferę przyzwolenia na działania stojące w poprzek obowiązującego prawa.

Lekarze nie boją się odmawiać pomocy swoim pacjentkom?

Nie, religijni aptekarze czy ginekolodzy czują się ośmieleni, by wręcz z dumą nie wykonywać obowiązków zawodowych niezgodnych z własnymi przekonaniami, mimo że przecież doskonale wiedzieli, na jaką profesję się decydują. Religię stawia się wyżej niż naukę i prawa pacjenta. I taki jest cel OI, któremu udało się też doprowadzić do tego, by do prokuratorów w całym kraju rozesłać instrukcję, jak ścigać pomocnictwo przy aborcji. OI często powołuje się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r., wskutek którego dzisiaj lekarz powołujący się na klauzulę sumienia i odmawiający aborcji nie musi odsyłać pacjentki do innej placówki. A w związku z tym, że nie ma przepisu, który wprost nakładałby taki obowiązek na osobę o funkcji administracyjnej – to kobiety muszą podróżować przez całą Polskę, od jednego szpitala do drugiego, szukając pomocy, lub zapłacić za wyjazd za granicę.

Nie zgadzam się na terroryzowanie kobiet przez prolajfersów [rozmowa z Piotrem Roszkowskim]

Mam wrażenie, że kobiety to główni wrogowie OI.

Ale członkowie tej organizacji twierdzą, że są po ich stronie. Uważają, że feminizm wiąże się tak naprawdę z bezwzględnym zakazem aborcji.

Słucham?

Zdaniem OI zakaz aborcji wpisuje się w ochronę kobiet – ratuje te, które jeszcze się nie narodziły. Zarodki i płody nazywają kobietami, które nie mogą przyjść na świat. Środki antykoncepcyjne obwiniają o zabijanie kobiet niepoczętych. Brzmi to absurdalnie, ale takie zawłaszczanie języka prawnoczłowieczego i promowanie niespójnej interpretacji przepisów to główna strategia OI, które przecież zrzesza wykształconych prawników. A ci doskonale wiedzą, co robią. Jak pokazuje publikacja, powołują się na prawo, wypaczając jego sens. Żonglują wybiórczo fragmentami orzeczeń, przepisów, wyjmują je z kontekstu, odczytują przy użyciu wyłącznie literalnej wykładni, tłumaczą ich sens na opak lub mieszają opinie autora z przepisami aktów prawnych tak, że trudno się połapać, które to które.

Na przykład?

Podają w swoich analizach, że ETPCz nigdy nie potwierdził prawa do dobrowolnej aborcji. Zgoda, ale do legalnej aborcji już tak, a o tym OI milczy. Nie mówi też o tym, że jeżeli państwo uregulowało kwestię aborcji, to należy dotyczące jej przepisy wykonywać, a nie odmawiać na przykład zgwałconym kobietom zabiegu. Eksperci OI pomijają również fakt, że prawo do aborcji wynika z prawa do prywatności czy ochrony zdrowia. Czasami próbują wmawiać nam, że instytucje zagraniczne ingerują w polskie prawo. Tymczasem Polska zobowiązała się do przestrzegania praw i wolności człowieka zawartych w konwencjach międzynarodowych. I może sobie dowolnie regulować przepisami pewne kwestie, pod warunkiem, że przyjmowane rozwiązania nie naruszają tych wolności i gwarantują efektywną realizację praw. Wydaje się jednak, że dla OI prawa człowieka to hasło-wytrych stosowane instrumentalnie, by odwrócić uwagę od tego, że odbierają podmiotowość kobietom i innym niewygodnym dla nich grupom. Czy dla OI nie są ważne osoby, które żyją, mają swoje rodziny, przyjaciół, uczucia i plany, całą swoją biografię, a wyłącznie te, które jeszcze nie zostały poczęte i jeszcze się nie narodziły? Czasami dochodzę do wniosku, że tak.

Konstytucja to też argument dla OI o „ochronie tradycyjnie pojmowanej rodziny i małżeństwa – związku mężczyzny i kobiety”.

Nowością w życiu publicznym są samorządowe rezolucje anty-LGBT, inspirowane Samorządową Kartą Praw Rodzin autorstwa OI. Czegoś takiego w Polsce jeszcze nie było. Do niedawna homofobia, choć istniała, uchodziła za coś, co należało publicznie potępiać. A dziś funkcjonuje jako oficjalne stanowisko władz terytorialnych. Znów mamy mechanizm wykluczania zamiast wspierania różnorodnej wspólnoty. A przy tym OI regularnie wytacza procesy osobom zaangażowanym w działalność aktywistyczną na rzecz osób nieheteronormatywnych.

Pozew dostał Bart Staszewski za tablice „anty-LGBT” na rogatkach gmin.

I myślę, że to może być część większego planu. Ostatnio OI wypuściło komunikat, w którym informuje, że w świetle krytykowania uchwał anty-LGBT mogło dojść do naruszenia dóbr samorządów, zwłaszcza jeśli te czują się obrażone poprzez umieszczenie ich w Atlasie nienawiści. OI zachęca samorządy do składania pozwów i oferuje ze swojej strony pomoc prawną. Oskarżenie Bartka Staszewskiego to kolejna strategia działania ultrakonserwatywnych prawników z organizacji, którzy lubią osaczać konkretne osoby i wytaczać im procesy. Gdy mamy jednak do czynienia z sytuacją odwrotną, słychać głosy o prześladowaniu.

Oni reagują, inni prześladują

Co masz na myśli?

Weźmy sprawę prof. Ewy Budzyńskiej z Uniwersytetu Śląskiego, wobec której toczy się postępowanie dyscyplinarne. Otóż ta – była już, ale dlatego że sama odeszła – wykładowczyni na swoich zajęciach twierdziła między innymi, że antykoncepcja to prawie aborcja, aborcja to morderstwo, a normalna rodzina to tylko mężczyzna, kobieta i dziecko. Słowem – przedstawiła swoje poglądy jako wiedzę naukową, czym wywołała oburzenie i skargi studentów. Słusznie, bo czym innym jest wygłoszenie opinii, gdy ktoś o nią poprosi, i zaznaczenie, że jest to własne przekonanie, a czym innym wykorzystywanie swojego autorytetu do wpajania czegoś dalekiego od stanowisk naukowych zależnym od siebie studentom i studentkom. Gdy uczelnia zaczęła sprawdzać, czy prof. Budzyńska naruszyła zasady obiektywizmu, Ordo Iuris wzięło ją w obronę, tłumacząc, że wykładowczyni padła ofiarą dyskryminacji i ograniczenia wolności akademickiej. OI ma już zresztą wprawę w przejmowaniu uniwersytetów, na których roi się od kół naukowych i projektów akademickich walczących chociażby z „ideologią gender”.

I ty możesz zatrzymać prawicowy hejt na osoby LGBT+. Sprawdź jak

Ordo Iuris jest po prostu wszędzie – to chyba najbardziej przerażający wniosek z raportu Wielkiej Koalicji za Równością i Wyborem.

Tak. Warto też zwrócić uwagę, jakimi środkami posługują się członkowie tej organizacji. Oni nie mówią: „Wyjdziemy na ulicę, pokażemy swoje postulaty i będziemy konsultować społecznie projekt ustawy”. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że OI uważa, iż ma monopol na interpretację prawa i narzucanie społeczeństwu jedynej słusznej wizji świata. „My jesteśmy ekspertami, prawnikami, wiemy, jak należy odnosić się do przepisów, i wiemy, co jest dobre”. Jednakże swoje analizy, wnioski, raporty konstruują, korzystając wybiórczo z orzeczeń sądowych czy głosów doktryny, bez podawania źródeł, odnośników, sygnatur. Podają to jednak w formie, która jest łatwo przyswajalna dla odbiorcy i jednocześnie opakowana wiarygodnie brzmiącymi, wyselekcjonowanymi przepisami i sformułowaniami. OI wykorzystuje fakt, że ludzie nie sprawdzają informacji, nie czytają ustaw, nie szukają treści orzeczeń sądowych. No bo komu by się chciało czytać kilkadziesiąt stron wyroków? A już kiedyś było tak, że sąd umorzył postępowanie o antyaborcyjne banery z przyczyn formalnych, a OI odtrąbiło sukces, że „sąd przyznał ochronę mówieniu, że aborcja to zabijanie dzieci”. Członkowie OI tworzą alternatywną rzeczywistość, w którą próbują nas emocjonalnie wciągnąć, bez pokazywania, jakie wynikną z tego dalekosiężne konsekwencje.

Po co?

Żebyśmy zapomnieli, jak jest naprawdę, i przyzwalali OI na realizację swoich celów. Jeśli uwaga społeczeństwa jest przekierowywana na fikcyjny problem, łatwiej dokonać radykalnych zmian w innym obszarze. Niepostrzeżenie całkowicie zmienia się życie obywatelek i obywateli, powodując wykluczenie osób LGBT+, dyskryminację kobiet, a także osłabienie ochrony ofiar przemocy czy osób niepłodnych. Jak pokazuje publikacja, OI bardzo intensywnie działa też w kwestii rozwodów, których chce zabronić, i przeciwdziałania, a właściwie przyzwalania na przemoc w rodzinie. Dlatego prawnicy OI byli w ubiegłych latach członkami zespołu ds. ochrony autonomii rodziny i życia rodzinnego w Ministerstwie Sprawiedliwości lub ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie w Ministerstwie Rodziny.

Przemoc w rodzinie? Niemożliwe!

Do czego służyły im te stanowiska?

Do realizacji jednej z głównych strategii OI opisywanych w publikacji Wielkiej Koalicji, czyli doprowadzenia do sytuacji, w której rodzina – jako komórka społeczna złożona z mężczyzny, kobiety i dzieci – stanie się całkowicie nietykalna. To oznacza wprowadzenie mechanizmów uniemożliwiających jej „rozpad” w sytuacjach kryzysowych czy patologicznych. Jeśli na przykład dochodzi do przemocy w małżeństwie i kobieta chce uwolnić się od mężczyzny, uzyskać samodzielność, może być zmuszona na przykład do odbycia obligatoryjnych mediacji i konfrontacji ze swoim oprawcą. Jak pokazują autorki publikacji, OI próbuje przekonać, że przemoc w rodzinie się nie zdarza, że rodzina jest odporna na problem przemocy. Tymczasem statystyki pokazują, że tam, gdzie są więzy emocjonalne i zależność ekonomiczna, o przemoc niezwykle łatwo. Ordo Iuris jest podejrzewane o autorstwo projektu zmian w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, które miały zmodyfikować definicję przemocy jako zaczynającej się dopiero od któregoś z kolei aktu agresji. Na szczęście po nagłośnieniu tematu przez media projekt przepadł, a stanowisko straciła wiceministra Elżbieta Bojanowska. Ordo Iuris zaprzeczyło, że stoi za projektem, ale trudno im polemizować z tym, że w 2016 r. znajdowali się w grupie roboczej powołanej przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej do opracowania zmian w ustawie. Podejrzenia wzbudzał też projekt komisji senackiej z ubiegłej kadencji, który do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego miał wprowadzić możliwość ustalenia opieki naprzemiennej nad dzieckiem (które mieszkałoby tydzień u jednego, tydzień u drugiego rodzica), co mogło skutecznie zniechęcać osoby z przemocowych związków, by odejść, z obawy przed odebraniem dziecku poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Pomysły te nie zostały uchwalone, ale można się spodziewać, że pojawią się znowu, a posiadające większość parlamentarną PiS nie odmówi ich przyjęcia.

Już DZIŚ protest pod siedzibą Ordo Iuris. O 18:00 widzimy się na ul. Zielnej w Warszawie. Jeśli myślałaś, że zapędy…

Opublikowany przez Dziewuchy Dziewuchom Wtorek, 3 marca 2020

 

OI sprzyja władza, Kościół…

… i chaos w sądownictwie. Członkowie OI wcale się, zresztą, z tym nie kryją. Stali przecież po stronie rządu w konflikcie wokół Sądu Najwyższego, o czym pisali w swoich social mediach. Dwa, trzy lata temu stworzyli raport na temat praworządności w Polsce. Pojechali z nim do Kongresu USA. Oczywiście była to analiza korzystna dla PiS. Mało tego, analitycy związani z OI i przedstawiciele jego zarządu wniknęli do struktur władzy – pokazuje to świetnie artykuł Anny Mierzyńskiej dla portalu OKO.press. Ze środowiska OI wywodzi się dziś: dwóch nowych sędziów Sądu Najwyższego, wiceminister spraw zagranicznych, krajowy konsultant ds. genetyki, członek Rady Narodowego Instytutu Wolności i członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

„Chaos prawny stanie się kryzysem społecznym” ostrzega lewica

Jak OI udaje się dotrzeć do społeczeństwa, które za prawnikami raczej nie przepada?

Moim zdaniem przewagą OI jest specyficzna, przemawiająca do wyobraźni komunikacja. Autorki publikacji zwracają uwagę na stosowanie przez OI metody powtarzania  jak mantra pewnych sformułowań, które usłyszane wiele razy zaczynają brzmieć logicznie i prawdziwie. Zazwyczaj, gdy ktoś sięga po tego typu metody, to znaczy, że brakuje mu argumentów merytorycznych. Język OI nie znosi sprzeciwu, pewne treści przedstawiane są arbitralnie, czasem nawet bez podawania źródeł, jako jedyna dopuszczalna interpretacja, oczywistość. Federacja z kolei zawsze komunikuje się, oierając się na danych, standardach wypracowanych przez uznane międzynarodowe instytucje, takie jak ONZ, WHO czy ETPCz. Nie oszukujemy, że inny pogląd nie jest możliwy, ale przekonujemy, że w świetle konkretnych przepisów prawnych (np. prawa do ochrony zdrowia), wartości afirmowanych w społeczeństwach demokratycznych (np. niezbywalna godność i zakaz dyskryminacji) i doświadczeń życiowych (zakaz aborcji nie zmniejsza ich liczby) słuszne jest wprowadzenie np. prawa do bezpiecznej i legalnej aborcji. OI tymczasem oznajmia i powtarza: „Konstytucja chroni życie od poczęcia!”. Tylko że w ustawie zasadniczej nie ma takich sformułowań. A potem następuje wiązanka w stylu: „Radykalne feministki dostają histerii, bo chcemy im zabronić zabijania dzieci”. Czy tak powinna wyglądać debata publiczna? Inny przykład. Jak zdiagnozowały autorki publikacji Wielkiej Koalicji, w tekstach OI często pojawia się sformułowanie „bezsprzeczny jest fakt, że”, po którym następuje konstatacja sprzeczna z konsensusem naukowym, chociażby o „nieuchronnym syndromie postaborcyjnym”. Tymczasem nie ma takiej dolegliwości na oficjalnej liście chorób, a badania pokazują, że ponad 90 proc. kobiet nie żałuje swojej aborcji (pod warunkiem oczywiście, że nie odbyła się pod przymusem). Jeżeli jednak ktoś nie sięgnie do wyników tych badań, może zatrzymać się przy słowie „bezsprzecznie”.

Europejska komisarka apeluje do polskich władz: „Aborcja powinna być legalna i w pełni dostępna”

Język, który ma wywoływać strach

OI przywiązuje dużą wagę do języka. Gdybyś miała stworzyć słownik propagandowy tej organizacji, to jakie hasła by się w nim znalazły?

Jak wynika z publikacji, OI lubi nacechowane negatywnie przymiotniki i zawsze dba o to, by odpowiednie zestawy określeń znajdowały się zawsze w sąsiedztwie nazw grup, którym chce odebrać godność i podmiotowość. Tę ostatnią daje natomiast embrionom i zarodkom, formułując na przykład zdanie: „Można odmówić sprzedaży środków antykoncepcyjnych ze względu na ochronę poczętego pacjenta”. Przy homoseksualizmie i osobach LGBT pojawia się skojarzenie z pedofilią. Edukatorzy seksualni to w języku OI „seksedukatorzy”.

Polska – kraj, w którym rzetelnej edukacji odmawia dzieciom rzecznik ich praw

Językowo OI rozgrywa swoje strategie na kilku poziomach: oczerniania, manipulacji, pobudzania wyobraźni i wywoływania poczucia strachu. Słowa często idą też w parze z drastycznymi obrazkami. Jeśli mamy adopcję przez pary homoseksualne, to jest to „homoadopcja” zilustrowana fotografią z dzieckiem na tle tęczy, zawłaszczanym przez dwa obleśne łapska; straszne. Jeśli OI tworzy ankietę, to pyta: „Czy jesteś za zmuszaniem domów dziecka do przekazywania dzieci parom jednopłciowym?”. „Przymus” budzi negatywne skojarzenia rzutujące na cały temat adopcji: tak skonstruowane pytanie sugeruje, że dzieci są wyrywane z rąk wychowawców i siłą umieszczane w domach osób LGBT+.

Fakt że pewien przekaz, choćby agresywny, komunikowany jest przez prawników/prawniczki/organizację prawniczą, dość łatwo zaciera odium emocjonalności, którą dodatkowo łagodzi terminologia prawnicza czy powoływanie się na Konstytucję.

Prawnicy OI są też bardzo płodni pod względem tworzenia narzędzi, które mają alarmować i mobilizować społeczeństwo, dawać mu poczucie sprawczości, na przykład: „Sprawdź, czy w szkole działają organizacje powiązane z ruchami LGBT”, „Wesprzyj walkę z deprawacją dzieci!” – to zaledwie kropla w morzu przykładów działań. A kto by nie chciał chronić dzieci lub przeciwdziałać ich deprawacji? Tylko że jak się poczyta dalej, to tą deprawacją nie jest pedofilia czy seksistowski obraz kobiety, ale samo istnienie organizacji LGBT+, przez Ordo Iuris nazywanych „subkulturą”.

Często w tych komunikatach pojawia się też argument chrystianofobii.

OI, jak podkreślają autorki publikacji, często stosuje strategie odwrócenia i przejęcia, zawłaszczając narrację o dyskryminacji dla siebie i odbierając ją tym grupom, które faktycznie są prześladowane i marginalizowane. Trudno pogodzić się z tezą o uciskanych katolikach, biorąc pod uwagę, że chrześcijanie są największą grupą religijną na świecie, a katolicy grupą wyznaniową, zwłaszcza w Polsce Kościół katolicki ma wiele przywilejów, chociażby podatkowych. W mediach słyszy się za to o pobiciach osób o ciemniejszym kolorze skóry lub identyfikowanych jako wyznawcy religii muzułmańskiej.

Drukarz wyklęty i katolik prześladowany w Ikei, czyli jak się bawi polska prawica

Klementyna Suchanow, jedna z autorek raportu o OI, przyznaje wprost: „To jest wojna”. Tak zresztą zatytułowała swoją nową książkę, w której pisze m.in. o Czarnym Proteście. Gdzie my – ludzie, którzy nie chcą zaprzepaścić naszych zdobyczy demokratycznych, społecznych, cywilizacyjnych, kulturowych, i wrócić, jak chciałoby OI, do średniowiecza – w tej wojnie jesteśmy? I czy możemy wygrać?

Oni nas do tej wojny wciągają, w swoich przekazach używają retoryki wojennej, ale na pewno pierwszym krokiem – jeśli nie do zwycięstwa, to na pewno zremisowania – jest odwaga. Apeluję o nią do instytucji, mediów, organizacji, aktywistów i społeczeństwa. Musimy się przeciwstawić manipulacji, wykluczaniu i narzucaniu jednej tylko wizji świata i życia. Musimy wspólnie zadbać o jakość życia społecznego i debaty publicznej. Mam bowiem wrażenie, że dopóki nie było tego raportu i tylko kilka osób opisywało działalność organizacji, ludzie kładli uszy po sobie. Może i widzieli, co się dzieje ze strony OI, ale bali się oficjalnie zaprotestować.

Polska prawica i rosyjska propaganda jednym głosem o upadku Europy

Problemem jest też fakt, że media traktują członków OI jako rzetelnych komentatorów czy ekspertów i w takich rolach obsadzają ich w swoich programach. Rozumiem, że często robi się to po to, żeby był dwubiegunowy spór. Uważam jednak, że jeśli dziennikarze chcą mieć w programie różne poglądy np. na temat aborcji, to wystarczy, że zaproszą kogoś z „Tygodnika Powszechnego” czy magazynu „Kontakt”. Niech to będzie osoba, w przypadku której jest pewność, że nie obraża przeciwnika, nie podważa jego godności i jest otwarta na dyskusję.

Oni chcą nas wciągnąć do tej wojny i na razie są w niej silniejsi – bo mają więcej pieniędzy, blisko współpracują z decydentami i posiadają zaplecze międzynarodowe. Jak się jednak „rozpakuje” ich program działania i cele, to wychodzi taki radykalizm, że myślę, iż pozostaną w mniejszości, a płynąca z zasad demokracji wolność i otwartość na to, co w człowieczeństwie najpiękniejsze, czyli różnorodność, zwyciężą.

***

Kamila Ferenc – absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, aplikantka adwokacka. Prawniczka w organizacji pozarządowej Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Współzałożycielka kancelarii społecznie zaangażowanej Prawo do Prawa i Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu. W 2017 r. ukończyła seminarium dla praktyków prawa EU Gender Equality Law w Akademii Prawa Europejskiego w Trewirze, a w 2019 r. Women’s Human Rights Training Institute.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij