Kraj

Oleksy: Plan Kwaśniewskiego nie wypali bez SLD

Aleksander Kwaśniewski chyba niezbyt dobrze wyreżyserował swój polityczny powrót.

Cezary Michalski: Jakie są szanse, żeby polityczny powrót Aleksandra Kwaśniewskiego, zamiast ożywienia na lewo od centrum nie spowodował powtórki sytuacji po aferze Rywina? Czy nie grozi nam wojna Leszek Miller kontra reszta świata, w której Miller okaże się wystarczająco silny, żeby poległy obie strony.

Józef Oleksy: Nie ma analogii do afery Rywina. Teraz nikt nie chce Leszka Millera niszczyć, on powrócił i zasłużenie odbudował swoją silną pozycję. Nie grozi mu, że znowu pójdzie pod lód.

Rozumiem konieczność terapeutyzowania obu stron konfliktu, żeby się niechcący nie pozabijały, ale musi pan przyznać, że sytuacja wyjściowa jest zła.

Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski znów bardzo stanowczo uprawiają wobec siebie swoją słynną „szorstkość”. I ja nie jestem z tego zadowolony. Wychodzi na to, że SLD będzie się łagodnie odnosić wyłącznie do Platformy Obywatelskiej.

Co byście Państwo powiedzieli, gdyby teraz Tusk zaproponował Millerowi stanowisko wicepremiera, a Sojuszowi mocne wejście w koalicję,? Dla Tuska to by oznaczało możliwość pacyfikacji Gowina i szansę na zablokowanie inicjatywy Kwaśniewskiego.

Myślę, że są w SLD zwolennicy rychłego wejścia do koalicji. Nigdy nie brakuje chętnych do stanowisk. Ja mam jednak krytyczny stosunek do takiego rozwiązania. Na pewno nie przed kolejnymi wyborami. Mamy za sobą 5 lat rządów PO sprawowanych według zupełnie innej logiki. Wejście do rządu dzisiaj oznaczałoby wzięcie przez Sojusz współodpowiedzialności za dotychczasowe rządy Platformy.

Aleksander Kwaśniewski proponuje wam wzięcie współodpowiedzialności za Palikota.

To prawda. I to również jest ryzyko, które trzeba minimalizować. Ale ja nie wierzę w szczerość sygnałów dochodzących od Tuska. Sądzę, że on chce nas wykorzystać w roli straszaka. A to nie jest dobrze, kiedy prawicowy premier może mieć – i to bez płacenia żadnej politycznej ceny – straszak na własne frakcje w postaci lewicowej partii, która pozostaje bierna. Zatem my musimy przejść do ofensywy. Ale ta ofensywa to nie mogą być wzajemne uszczypliwości Millera i Kwaśniewskiego, ale zdolność do rozmowy między nimi. Na razie jest tak, że z jednej strony Leszek Miller uprawia swój stanowczy styl przywództwa, a z kolei Aleksander Kwaśniewski niezbyt szczęśliwie wybrał formę złożenia swojej propozycji wspólnej listy.

„Stanowczy styl przywództwa” jest normą w świecie Tuska, Kaczyńskiego, a do niedawna także Palikota.

Dla mnie to nie jest model dla lewicy. Nawet w przypadku liderów, o których pan mówi, to był model polityki, który do pewnego momentu pozwalał im niszczyć konkurentów we własnych formacjach, ale od pewnego momentu niszczy ich samych. Miller jest stanowczy, ale to nie znaczy, że nie jest podatny na rozmowy. Rozmowy pomiędzy nim i Kwaśniewskim muszą być prowadzone, niekoniecznie przy telewizyjnych kamerach, bo to nie pomaga. Ale oni muszą sobie wyklarować, czy w ogóle jest w Polsce możliwe  zbudowanie szerokiej lewicy, która uwzględniałaby obecną pozycję i siłę SLD, bo osłabianie Sojuszu nie ma sensu. Obóz lewicowy powinien być szerszy, ale on już dzisiaj ma partię dobrze zorganizowaną, osadzoną społecznie. Niszczenie jej, osłabianie, wyciąganie ludzi, próba pokazania, że bez niej się da… to nie ma sensu. Bez niej się nie da, więc jest o czym rozmawiać. Natomiast mam wrażenie, że Aleksander Kwaśniewski nie do końca dobrze wyreżyserował swój polityczny powrót, bo lepiej byłoby, gdyby wystąpił sam i jako znany polityk oświadczył: „Przemyślałem sytuację, zamierzam zwrócić się z propozycją budowania szerokiej listy do różnych podmiotów i postaci na szeroko rozumianej centrolewicowej scenie politycznej, do Millera do Palikota, do SLD do innych środowisk i ludzi dziś rozproszonych. Tymczasem to wyszło jak sparing pomiędzy nim a Leszkiem Millerem, co uderzyło także w cały Sojusz. Kwaśniewski wystąpił dodatkowo w towarzystwie Palikota, który ma w SLD recenzje bardzo złe. I Miller nie miał kłopotu z uzyskaniem na Zarządzie Krajowym poparcia dla swojej wersji deklaracji o chęci woli współpracy z innymi środowiskami, ale z wyłączeniem Palikota.

Wobec osłabienia Palikota konfliktem z Nowicką, Aleksander Kwaśniewski mógł się w jego towarzystwie pokazać jako niekwestionowany lider. W obecności Millera tej hierarchii nie dałoby się zachować.

On by ją zachował, występując sam i apelując do wszystkich polityków.Tymczasem wyszło tak, że Kwaśniewski promuje Palikota, a do SLD zwraca się niejako w jego imieniu. I o co apeluje? O dołączenie do projektu. A to zmienia sytuację i antagonizuje partię polityczną bardziej niż rozmowa partnerska.

Zatem także zwolennicy wcześniejszej deklaracji o współpracy w kierownictwie SLD znaleźli się w trudniejszej sytuacji?

Oczywiście, bo my zaprosiliśmy Aleksandra Kwaśniewskiego do kandydowania z list SLD. Albo do wsparcia kandydatów SLD z pozycji nawet pozapartyjnej, co otwierało dalsze możliwości rozmów. Tymczasem zobaczyliśmy, że promowany jest Palikot, a SLD może ewentualnie dołączyć. To zupełnie nie zagrało. Tym bardziej, że w SLD jeszcze nie rozwinęła się wystarczająco dyskusja o potrzebie poszukiwania szerszej formuły. Osobiście mam nadzieję, że Majowy Kongres Lewicy, którego organizacją się zajmuję, nie poniesie uszczerbku w wyniku obecnego konfliktu, bo jego celem jest właśnie szerokie i partnerskie współdziałanie całej lewicy w Polsce. Wyobrażam sobie i chciałbym, żeby odbyła się Rada Krajowa SLD z udziałem Kwaśniewskiego, gdzie on mógłby przedstawić swoje racje.

Jaki jest dziś układ sił we władzach SLD? Czy zwolennicy wspólnej listy, mimo tego „błędu Kwaśniewskiego” mają siłę, żeby na Millera i jego zwolenników wpłynąć?

Nie bardzo. Na dziś, po zmianach statutu na ostatnim kongresie partii pozycja lidera jest bezdyskusyjna. Trzeba dodać, że stanowisko Leszka Millera spotkało się z szerokim poparciem wewnątrz SLD.

Pan to mówi, żeby Millera nieco uspokoić, że on powinien przystąpić do tych rozmów bez ryzyka puczu, z którym by sobie zresztą mógł poradzić?

Paragrafy statutu dają liderowi partii prawo natychmiastowego zawieszania członkostwa w partii, nawet wobec uczestników władz SLD. Tak samo jak możliwość wyrzucania ich z partii. Ja takiej centralizacji władzy nie akceptuję, ale ona jest faktem. W tej sytuacji trzeba dużo ze sobą rozmawiać i zrozumieć siebie nawzajem. Ja wiem, że to ckliwie brzmi, ale polityka też przewiduje mechanizmy uporczywego drążenia nawzajem swoich postaw, aż do uzyskania kompromisu.

Alternatywą jest konflikt trwający do wyborów europejskich, czego konsekwencją będzie zniechęcanie centrolewicowego elektoratu i porażka obu list.

Mam nadzieję, że tak nie będzie. Wierzę w rozum kolegów, ale muszę powiedzieć, że niepokoi mnie spięcie, które tu występuje, bojowość, zwłaszcza u części młodych działaczy SLD. Ja działałem w lewicowej polityce przez dziesiątki lat i dlatego nie lubię prób etykietowania, kto jest lepszym lewicowcem, kto jest dziewiczy i czysty, a kto jest ukrytym zdrajcą.

Nawet ludzie Palikota mogą „nie być zdrajcami”?

Napatrzyłem się na outsiderów, którzy w imię uzdrawiania lewicy rozwalali istniejące formacje partyjne. Ale pamiętam, że wobec SLD też wielu w przeszłości stwierdzało, że my już na pewno lewicą nie jesteśmy. Po różnych naszych decyzjach gospodarczych czy dotyczących stosunków państwo-Kościół. Lepiej, żebyśmy teraz z tego trybu dyskusji wyszli jak najszybciej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij