W pomysłach na zaostrzenie „ochrony praw osób wierzących” widać głęboką konfuzję obozu rządowego. Społeczeństwo się zmienia, sekularyzuje, Kościół katolicki i doktryny wywiedzione z jego tradycjonalistycznie interpretowanej nauki tracą dominującą pozycję w polskim życiu społecznym.
Artykuł 196 polskiego Kodeksu karnego stanowi: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Można mieć wątpliwości, czy jest on w ogóle potrzebny. Czy prawo faktycznie powinno zajmować się czymś tak efemerycznym i trudnym do zdefiniowania na gruncie innym niż czysto wyznaniowy, jak tzw. uczucia religijne?
Przepisy o ochronie uczuć religijnych są przy tym w Polsce nadużywane w sposób, który stanowi poważne zagrożenie dla wolności słowa. By zostać postawionym w stan oskarżenia z rzeczonego artykułu, nie trzeba „znieważać publicznie przedmiotu czci religijnej” lub miejsca przeznaczonego do wykonywania obrzędów religijnych – wystarczy, że podpadnie się jednej z wielu dobrze zorganizowanych grup religijnej prawicy, mających przełożenie na władzę, a przez nią – na prokuraturę.
Twoje dziecko nie chodzi na religię? Nie masz dzieci? Ale i tak zrzucasz się na etat katechety
czytaj także
Ostatnio mogliśmy to obserwować przy okazji procesu karnego aktywistek sądzonych za obrazy przedstawiające Matkę Boską w tęczowej aureoli – co wyrażało sprzeciw wobec homofobii Kościoła i bezkarności duchownych winnych pedofilii. Aktywistki zostały uniewinnione w pierwszej i drugiej instancji, ale po drodze jedna z nich zaliczyła przeprowadzaną bladym świtem rewizję mieszkania, a wymiar sprawiedliwości zmarnował cenny czas i zasoby, by ustalić rzecz oczywistą – że tęcza nikogo nie obraża.
Jeszcze mniej przestrzeni dla wolności
Dla rządu obecne przepisy są chyba jednak zbyt łagodne – a przynajmniej dla Ministerstwa Sprawiedliwości. Wiceminister w tym resorcie, Marcin Warchoł z Solidarnej Polski – niedawno bez powodzenia kandydował na prezydenta Rzeszowa – zapowiedział w sobotę, w trakcie konferencji w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, zmianę przepisów o ochronie uczuć religijnych. Powód? Obecne są zbyt ogólnikowe. Niestety, ich doprecyzowanie nie będzie miało na celu ochrony praw obywateli korzystających ze swojego prawa do krytyki religii czy Kościołów i związków wyznaniowych – wręcz przeciwnie.
„Orężem prokuratury jest prawo i ten oręż nie może być tępy, musi być skuteczny. Dlatego Ministerstwo Sprawiedliwości zmienia przepisy po to, żeby dać jeszcze silniejszą ochronę konstytucyjną tej podstawowej gwarancji, o której mówimy, czyli prawie do wyznawania religii” – mówił wiceminister. Jest to zdaniem polityka mikropartii Ziobry tym ważniejsze, że, jak stwierdził, dziś w Polsce prawa społeczności LGBT poszerza się „kosztem chrześcijan”. Bardzo ciekaw jestem, jaki konkretny przykład „poszerzenia praw osób LGBT” w ostatnich, powiedzmy, dziesięciu latach – nawet nie kosztem chrześcijan – wskazałby minister, bo ja nie potrafię żadnego. Bez problemu mogę za to wskazać, jak skrajne środowiska religijnej prawicy wymusiły na układzie rządowym, by ten przy pomocy przejętego przez władzę Trybunału Konstytucyjnego praktycznie zakazał aborcji, narzucając wszystkim obywatelkom fundamentalistyczną interpretację zagadnień zdrowia reprodukcyjnego.
Minister na razie nie przedstawił konkretów, ale z tego, co mówił, można wnioskować, że zmiany nie ograniczą się tylko do art. 196. kk, ale obejmą też art. 195, mówiący o „złośliwym przeszkadzaniu publicznemu wykonywaniu aktu religijnego”. Według Warchoła zapisy o „złośliwym przeszkadzaniu” gwarantują bezkarność sprawców, uzależniając możliwość karania od subiektywnych odczuć wiernych – co ma ich zniechęcać do angażowania prokuratury. „Prawo jest niedoskonałe, zrównuje bowiem ochronę wiary, za którą miliony ludzi oddawały życie przez całe wieki z prywatnym odczuciem osób biorących udział w danym nabożeństwie” – mówił.
Religia ponad prawem i społeczeństwem obywatelskim
Zmiany mają także zwiększyć prawną ochronę głoszenia poglądów religijnych, a przede wszystkim głoszących je instytucji. Właśnie ta kwestia była głównym tematem konferencji na uczelni Rydzyka, w trakcie której polityk Solidarnej Polski wygłosił swoje wystąpienie.
czytaj także
Została ona zorganizowana w reakcji na wyrok, jaki zapadł w marcu w sprawie Lidii Kochanowicz-Mańk z zarządu fundacji ojca Rydzyka Lux Veritatis. Sąd rejonowy dla Warszawy-Woli skazał Kochanowicz-Mańk na trzy miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok i 3 tysiące złotych grzywny za nieujawnienie informacji publicznej. Wszystko zaczęło się od wniosku, który złożyła obywatelska sieć Watchdog Polska. Domagała się w nim, by zgodnie z prawem Lux Veritatis ujawniło informacje na temat przedsięwzięć Fundacji finansowanych ze środków publicznych. Odpowiedź przyszła, ale po terminie i niekompletna. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie, subsydiarny akt oskarżenia złożyła sama sieć Watchdog.
Według ministra Warchoła cała sprawa jest przykładem… „nękania i szykan” osób wierzących. Wiceminister tak wypowiedział się o akcie oskarżenia złożonym przez Watchdog: „Miało to publiczne dyskredytować fundację i skupione wokół niej osoby, miało to zastraszać, zniechęcać […] do głoszenia religii, do wyznawania tego, co każdemu człowiekowi jest należne, i miało to spowodować zarazem zakneblowanie ust. Współczesna cenzura osób, które nie boją się mówić o podstawowych prawdach wiary. Zło potęguje, małe rodzi większe”.
Słowa polityka Solidarnej Polski są tyleż absurdalne, co oburzające. Warchoł deklaruje w nich ni mniej, ni więcej, tylko to, że organizacje religijne – przynajmniej te żyjące dobrze politycznie z jego środowiskiem – powinny stać ponad prawem i ponad kontrolą społeczeństwa obywatelskiego. Także wtedy, gdy wydają środki pochodzące z podatków płaconych przez obywateli.
Gdyby prawo zmieniono w ten sposób, że organizacje Rydzyka – czy kogokolwiek innego – mogłyby wydawać publiczne środki bez żadnej przejrzystości i kontroli, a próba wyegzekwowania informacji w tej sprawie byłaby penalizowana jako zamach na prawa osób wierzących, byłby to kolejny krok ku standardom Putinowskiej Rosji. Społeczeństwo obywatelskie nie może się godzić na to, by to, co religijne, stawiać ponad prawem. Zarówno jeśli chodzi o działania różnych biznesów ojca Rydzyka, jak i prawa obywateli do korzystania z wolności słowa w dyskusji o religii i działaniach różnych Kościołów. Tak, osoby wierzące mają prawo do głoszenia swoich poglądów, wrażliwości i przekonań – ale tak samo osoby o światopoglądzie ateistycznym, libertyńskim, wolnomyślicielskim. Prawo na równi musi chronić prawo ekspresji gorliwych katolików czy muzułmanów, jak i ludzi, dla których każda religia to błąd, żywa skamielina albo po prostu głupota.
Paragrafy nie zatrzymają zmiany społecznej
W pomysłach na zaostrzenie „ochrony praw osób wierzących” widać przy tym głęboką konfuzję obozu rządowego. Społeczeństwo się zmienia, sekularyzuje się, Kościół katolicki i doktryny wywiedzione z jego tradycjonalistycznie interpretowanej nauki tracą dominującą pozycję w polskim życiu społecznym.
Dla koalicji takiej jak Zjednoczona Prawica to problem. Zachowując swój obecny język, zakorzeniony w tradycjonalistycznym katolicyzmie, ryzykuje zepchnięcie na pozycję partii mniejszościowej, oderwanej od tego, co myśli społeczeństwo. Próbując ten język zmienić, ryzykuje zniechęcenie najtwardszego elektoratu.
czytaj także
Stąd próba zatrzymania zmiany społecznej paragrafami. Nie tylko w odniesieniu do ochrony uczuć religijnych w prawie karnym. Przyjęta w parlamencie i oczekująca na podpis prezydenta ustawa o ochronie dziedzictwa narodowego – uchwalona głównie jako reakcja na zmianę nazwy Ronda Dmowskiego w Warszawie – uniemożliwia zmianę nazw ulic, jeśli pochodzą od „osoby ogłoszonej świętą lub błogosławioną przez Kościół katolicki lub inny Kościół chrześcijański”. Jak można zgadnąć, władza próbuje w ten sposób chronić przede wszystkim ulicę Jana Pawła II, przed pomału, lecz wyraźnie nadchodzącą rewizją oceny tej postaci.
Oczywiście, władza walcząca ze zmianą społeczną paragrafami ostatecznie naraża się na śmieszność. Ale zanim się ośmieszy i szczęśliwie dla kraju trafi na opozycyjną pustynię, społeczeństwo zapłaci cenę za jej obsesje. Komuś oskarżanemu o „obrazę uczuć” policja znów wejdzie nad ranem do domu. Prasa i aktywiści dwa razy zastanowią się, zanim przyjrzą się finansom Rydzyka. Będziemy się gryźć w język, zanim zareagujemy na kolejne homofobiczne tyrady tego czy innego biskupa. Od posłów opozycji powinniśmy oczekiwać maksymalnego, a najlepiej skutecznego oporu wobec wszelkich zmian, które mogłyby przynieść tego typu dylematy.