Kraj

Nowacka: Dziesięcioma gwizdami to ja się nie będę przejmowała

Nie takie rzeczy już dawniej słyszeliśmy jako lewicowcy, stawiając się prawicy czy neoliberałom.

Przemysław Witkowski: Długo rozmawialiśmy w redakcji, ale nie udało nam się tego ostatecznie rozstrzygnąć: „Inicjatywa Polska” – rzeczownik czy „Inicjatywa Polska” – przymiotnik?

Barbara Nowacka: Rzeczownik. Miało być Inicjatywa: Polska, z dwukropkiem, ale ostatecznie zwyciężyła wersja bez. (śmiech)

Jeśli my mamy problemy z ustaleniem ostatecznej wersji nazwy, to znaczy, że rozpoznanie społeczne projektu jest jednak słabe. O ile NGO jeszcze może się bez tego jakoś obejść, dla partii to bez wątpienia zabójcze. W Inicjatywie działa wielu polityków – Dariusz Joński, Paulina Piechna-Więckiewicz, ty. Chcecie wejść w politykę parlamentarną?

Jesteśmy osobami politycznymi i realna zmiana, której można dokonać w samorządach czy parlamencie, jest dla nas celem. Natomiast założyliśmy stowarzyszenie, żeby połączyć w luźnej formule ludzi bez względu na ich przynależność partyjną w działaniu przy konkretnych celach, projektach. Część z nich to są samorządowcy czy aktywiści, dla których szyldy partyjne wcale nie są dziś tak atrakcyjne, bywają wręcz dzieląca etykietą. Nas łączy wspólnota poglądów i chęć działania.

Poza tym przez lata na lewicy (prawicy zresztą też) pokutował schemat, ze oto jak ktoś chciał zrobić coś politycznego, a nie odnajdował się w formule istniejących partii, to zakładał własną. I tak dziś jest kilkanaście partii kojarzonych z lewicą, ciepiących na brak wyborców i wiarygodności. My zaczynamy od działań, realnej, czasem mniejszej zmiany, ale też i wypracowania zaufania do siebie i – szczególnie lokalnie, wzmocnienia progresywnego przekazu. Czas pokaże, co będzie dalej, ale przecież chcemy mieć na kogo głosować w 2019 roku, by głos oddać pewnie i pozytywnie, nie na „mniejsze zło” lub „honorowe samobójstwo”.

Bliżej wam do koncepcji socjaldemokratycznych, zielonych, socjalliberalnych, a może po prostu liberalnych?

Staramy się jednak unikać samoszufladkowania. Gospodarczo jesteśmy socjaldemokratami. Jeśli chodzi o prawa i wolności obywatelskie, jesteśmy zwolennikami postępowej liberalnej demokracji. W kwestiach dotyczących środowiska blisko nam do zielonych. Na przełomie marca i kwietnia zaczynamy otwartą debatę programową. Chcemy pokazać, co wypracowaliśmy przez rok naszego istnienia i w jakich kierunkach chcemy działać, żeby zmieniać Polskę na lepsze. Przez lata patrzyłam na powstawanie programu w strukturach partyjnych. Był narzucany przez grupę „ekspertów”, często przyjmowany przez aklamację. Przyjęliśmy zupełnie inny model pracy. Działa kilka zespołów roboczych, w ich skład wchodzą bardzo różni ludzie: teoretycy, praktycy, rodzice, metodycy.

Poza debatami programowymi zajmujemy się też działaniem, które pokazuje, o jakiej zmianie marzymy. I tak najwięcej naszej energii w terenie pochłania projekt, który nazywamy „dzieciaki bez biletów”, czyli kampania mająca wprowadzić bezpłatną komunikacje miejską dla uczniów szkół podstawowych. Projekt ma wymiar edukacyjny, propaństwowy, wspólnotowy, jest działaniem proekologicznym i stanowi realne wsparcie dla najuboższych rodzin, zwiększając szanse również na dostęp do edukacji. Akcję zainicjowała nasza warszawska radna, Paulina Piechna-Więckiewicz, składając interpelację do prezydent Warszawy. I uzyskała zapewnienie, że od 1 września 2017 stolica wprowadzi to rozwiązanie.

Bezpłatny transport w Warszawie? Zacznijmy od najmłodszych

W innych miastach Inicjatywa Polska zbiera podpisy poparcia dla analogicznych rozwiązań – Łódź, Koszalin, od połowy lutego też Wrocław (wspólnie z lokalnym stowarzyszeniem miejskim), Wałbrzych, Legnica. Ruszy też Szczecin i Kielce, a dosłownie z wczoraj informacja, że również IP w Kutnie pracuje nad swoim wnioskiem do rady miasta. Wszystko mamy przeliczone, dobrze przygotowane. A ludzie bardzo chętnie się podpisują, bo wiedzą, że to potrzebne działanie. Łączące, nie dzielące.

Jesteśmy też częścią ogólnoeuropejskiej inicjatywy ustawodawczej broniącej praw kobiet w zakresie zdrowia reprodukcyjnego, czyli działania będącego w pewnej mierze kontynuacją „Ratujmy kobiety”. Najpewniej do końca miesiąca dostaniemy od prawników ostateczną odpowiedź dotyczącą kształtu projektu i będziemy go składać w Brukseli.

Wspominałaś o „energii w terenie”. Stowarzyszenie zakładało kilkanaście osób. Macie w planie budowanie struktur terenowych?

Deklarację założycielską podpisało kilkanaście osób, ale już na inauguracyjnym spotkaniu była ich ponad setka z całej Polski. Naszym celem nie jest budowanie struktur. Chcemy realizować istotne społecznie projekty. A ludzie to widzą, wiedzą i po prostu się zgłaszają do konkretnych działań. Część z nami sympatyzuje, część chce wstępować w nasze szeregi, a część czuje się dobrze i swobodnie, przychodząc na spotkania programowe, dyskusje, czy po prostu biorąc udział w akcjach, które organizujemy.

Demonstracje i pikiety to ważna część działalności politycznej, ale moim zdaniem to za mało. Skuteczność protestów przeciw działaniom PiS jest niestety ograniczona. Dlatego moim zdaniem należy proponować alternatywę, kontrwizję do „państwa PiS”, przejmować dyskusję, a nie skupiać się na krytyce lub oburzeniu na ich skandaliczne często działania. Stąd powstał projekt liberalizujący ustawę aborcyjną. Chcieliśmy pokazać, w jaki sposób może być urządzony świat, jeśli wszyscy będą mieli trochę odwagi i odrzucą obłudę mówienia o kompromisach, a zacząć działać na rzecz prawdziwej ochrony kobiet i dostępu do oczywistych praw. Dzięki temu pojawiła się masa osób, które chciały pracować, zbierać podpisy, prowadzić kampanię. Ich już mamy sprawdzonych, wiemy, że możemy sobie zaufać, i gdy zaproponujemy działanie, które uznają za ważne, pomogą.

Demonstracje i pikiety to ważna część działalności politycznej, ale moim zdaniem to za mało.

Z kim chciałabyś dalej współpracować? Razem? Zieloni? Robert Biedroń? Miasto jest nasze i Jan Śpiewak? Ruch Sprawiedliwości Społecznej i Piotr Ikonowicz? SLD? Jakieś inne inicjatywy?

Chcę współpracować w konkretnych sprawach z tymi, którzy są otwarci na realne współdziałanie i wyznają zbliżone wartości. Nie widzę potrzeby wymuszonych koalicji i zgniłych kompromisów. Z „Ratujmy Kobiety” mamy świetne doświadczenia współpracy z Zielonymi i ruchami kobiecymi takimi jak Dziewuchy Dziewuchom czy Kongres Kobiet. Lokalnie współpracujemy z ruchami miejskimi, w tym w Warszawie w sprawach reprywatyzacji dzielnie się Piechna-Więckiewicz ze Śpiewakiem wspierali. W roku 2020 chcę zagłosować w wyborach prezydenckich na Roberta Biedronia – był świetnym posłem, jest fantastyczny jako prezydent Słupska i poważnie liczę na to, że wróci do polityki krajowej. I mam taką nadzieję, że kiedyś wspólnie o zmiany w Polsce powalczymy.

Jeśli jednak pytasz tak naprawdę o to, z kim będziemy szli do wyborów, to na dziś myślenie o tym jest dość abstrakcyjne. PiS wypuszcza sygnały o zmianie ordynacji, chcąc rozchwiać samorządy i samorządowców. My robimy swoje. Żyjemy dziś w wyjątkowo dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, w tym politycznej, czyż nie? Gdybyśmy rozmawiali na początku grudnia, nikt by nie sądził, że Komitet Obrony Demokracji zdąży tak wiele stracić, a przecież był to bardzo silny ruch społeczny.

W roku 2020 chcę zagłosować w wyborach prezydenckich na Roberta Biedronia.

Nie chcieliście brać udziału w Kongresie Lewicy organizowanym pod szyldem SLD. Dlaczego?

Zupełnie nie wiem, co miałoby dać kolejne spotkanie w tym samym gronie. Byłam na pierwszym kongresie, organizowanym jeszcze przez Józefa Oleksego. Byli świetni goście, bardzo ciekawe i żywe intelektualnie dyskusje, z których niestety zupełnie nic nie wynikło – organizatorzy, czyli SLD, nie byli zainteresowani proponowanymi zmianami, działaniem w wydyskutowanych kierunkach. Potem był kolejny kongres lewicy, z którego również nic nie wynikło, poza tym, że media pokazały. Spotkanie tego samego grona i rytualne powtórzenie po raz kolejny tejże samej imprezy dlatego, że SLD ma ochotę i może będą media i pokażą, jak wiele osób przyjechało na kongres lewicy pod szyldem SLD, nie jest moim zdaniem zbyt produktywne. Mieliśmy zresztą tego dnia umówione spotkania i trzy debaty na Dolnym Śląsku. Dużo istotniejsze dla mnie osobiście było spotkanie z aktywistami KOD-u i „czarnego protestu” i dyskusje u nich, poza wielkimi ośrodkami. W tym dniu odbywał się również protest nauczycieli, w którym Inicjatywa Polska licznie brała udział – i naprawdę, nie wahaliśmy się ani sekundy, mając wybór między elegancką sala konferencyjną a protestem w deszczu. Wszyscy wybrali demonstrację.

Broniarz: Los reformy edukacji będzie przesądzony dopiero 1 września 2017

Sławomir Sierakowski sugeruje, że dobrą opcją byłby właśnie medialnie nagłośniony duży kongres pokazujący połączone wspólnymi ideami szerokie środowisko. Coś podobnego do kongresu Nowoczesnej. Co sądzisz o tym pomyśle?

Ale przecież kongres Nowoczesnej to było bardzo wąskie środowisko, głownie neoliberalna frakcja rozczarowanych PO. Już raz brałam udział w procesie jednoczenia lewicy, w 2015 roku. Moim zdaniem ludziom wcale nie zależy, żeby zobaczyć w telewizji polityków, którzy stoją obok siebie i ściskają dłonie. To naprawdę za mało. To już mieli. Dostaliśmy wtedy tylko 7,5% głosów. Próbowaliśmy przebić się przez medialny mur z przekazem, po co powstała Zjednoczona Lewica, z jakim programem startujemy, ale media cały czas wolały pokazywać, jak stoją obok siebie Miller z Palikotem. Przy akcji „Ratujmy Kobiety” po raz kolejny okazało się, że nie jest tak istotne, czy będą obecne szyldy partii, tylko czy będą ludzie, którym chce się działać wokół wartości, wśród ludzi i z ludźmi, także tymi, których spotka się na takim wielkim zorganizowanym kongresie.

Występowałaś całkiem często na demonstracjach KOD-u. Sądzisz że to był dobry wybór?

Oczywiście. Występowałam tam nie dlatego, że podobała mi się ta czy inna osoba na scenie. Uważam, że lewica powinna być tam, gdzie są emocje społeczne, które podzielamy. Zostawienie ruchu sprzeciwu wobec PiS konserwatystom, chadekom, neoliberałom byłoby po prostu błędem. Na tych demonstracjach było mnóstwo osób o poglądach lewicowych, postępowych, z którymi dzielę wspólne wartości. Źle by było, gdyby zabrakło tam głosu, który by przypominał, że konstytucja to nie tylko Trybunał, ale też zapisana w niej zasada sprawiedliwości społecznej. Że wolność oznacza również wolność od biedy i wykluczenia. Że demokracja bez kobiet nie jest demokracją. Na demonstracje KOD-u przychodzi masa osób, dla których sytuacja w Polsce jest nie do zniesienia, ale nie są ani neoliberałami ani konserwatystami. Są krytyczni wobec ośmiu lat rządów Platformy, ale i wobec tego, co się dzieje dzisiaj. Odrzucenie ich, bo ktoś nie lubi tego czy innego polityka, to byłby ogromy błąd.

Lewica powinna być tam, gdzie są emocje społeczne, które podzielamy.

Pamiętam jednak demonstracje KOD, gdzie wygwizdywano przedstawicieli lewicy społecznej, Zielonych czy tematy LGBTQIA.

To nie jest przyjemne, że ktoś kogoś wygwizduje, gdy idziemy we wspólnej sprawie, ale z drugiej strony na demonstracji po odrzuceniu projektu liberalizacji aborcji wygwizdana została Joanna Mucha. To są normalne prawa demonstracji. To, że na demonstrację przyjdzie grupa konserwatystów z PO i zacznie buczeć na widok tęczowej parasolki, nie znaczy, że nie należy tam chodzić. Tym bardziej trzeba tam chodzić i mówić, dlaczego dla nas ważna jest równość, dlaczego sprawiedliwość społeczna jest ważna, dlaczego można być krytycznym wobec Platformy. Naprawdę, dziesięcioma gwizdami to ja się nie będę przejmowała. Nie takie rzeczy już dawniej słyszeliśmy jako lewicowcy, stawiając się prawicy, neoliberałom. Natomiast są ludzie do których mówimy, których możemy reprezentować swoim głosem. Nawet jeśli ci ludzie stanowią 10–20%, naprawdę chcemy ich zostawić? A z doświadczenia wiem, że jest ich dużo więcej.

Czujesz się łącznikiem między liberałami a lewicą?

No nie! Zgadzamy co do jednego – że liberalna demokracja jest wartością. Chcę mieć możliwość wejścia w merytoryczny spór dotyczący gospodarki, przyrody, edukacji z przedstawicielami partii konserwatywnych czy liberalnych. Jednak nie możemy go toczyć, bo PiS niszczy nam ramy dla tego sporu. Budżet przegłosowują sobie w jakiejś bocznej salce, w bałaganie… Tak ważna rzecz jak reforma edukacji jest przeprowadzana na kolanie. Problemem polskiej edukacji nie jest to, czy szkoła się składa z klas ośmiu i czterech czy sześciu, trzech i trzech, tylko czego te dzieci się uczą. A tego sporu PiS nam nie pozwala toczyć. Nie daje nam też szansy na dyskusję o sytuacji i roli kobiet w Polsce. Nie czuję się absolutnie jakimś łącznikiem lewicy z kimkolwiek, ale chcę prowadzić sensowny, merytoryczny dialog.

Dziemianowicz-Bąk: Zawiódł obóz rządzący, zawiodła parlamentarna opozycja

Rozumiem, ale mam wątpliwość, czy stanie w jednym szeregu z politykami, których ludzie mają za złodziei, ma sens? Jak ich przekonać, że broni się demokracji, a nie tych skompromitowanych biografii?

Masz na myśli fanów PiS? No dla nich ostatnio „komunista i złodziejem” jest każdy kto nie jest fanem lub fanką PiS. Naprawdę ten poziom dialogu chcemy wspierać?

Ale jednak odpowiadając serio: zdarzyło mi się stać koło konserwatywnych polityków, z którymi się politycznie w wielu sprawach nie zgadzam. I wiesz ze to działa w dwie strony i dla części konserwatystów ja, zwolenniczka świeckiego państwa, progresji podatkowej i prawa do aborcji jestem synonimem zła. To co, mamy protestować gdy wywalane są z Sejmu media osobno? Dzielić ludzi w tłumie?

Gdyby tak ważne były biografie, to nie do zniesienia dla wyborców PiS byłby prokurator Piotrowicz. Ja cenię sobie jawność i uczciwość w życiu publicznym – te wszystkie układy, ośmiorniczki i inne dziwne faktury zrażają przecież ludzi nie tylko do określonych partii czy ludzi, ale do polityki w ogóle. Z osobami, które są zamieszane w afery, nie chcę współpracować. A złodziej bez względu na barwy polityczne, trzeba karać.

IP nie będzie broniła skompromitowanych biografii, to nie nasz spór. Nas interesują konkrety, dobre i godne życie w Polsce, wartościowa praca i równość obywatelek i obywateli. Przy PiS na żadna z tych rzeczy nie ma szans, bo PiS chce rozwalić demokratyczne ramy sporu czy instytucje (tak, wcześniej zerodowane) które mają bronić obywatelki i obywateli, w tym te i tych najsłabszych.

Mamy teraz moment poważnego osłabienia liberalnej części opozycji – faktury Kijowskiego, znów ograne przez Kaczyńskiego zostały Platforma i Nowoczesna…

Problemy Nowoczesnej były do przewidzenia – wiele nowych partii w pierwszym roku budzi nadzieje, zwiększa poparcie. A potem „efekt świeżości” mija, co budzi frustracje wewnątrz partii. O ograniu opozycji w styczniu 2017 za trzy lata nikt nie będzie pamiętał. Nota bene to dzięki aktywnym działaniom opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej PiS rakiem wycofał się z ograniczeń dla mediów w Sejmie. I to jest sukces. A przepychanka wokół budżetu – i mówię to z dużym żalem – nie wzbudzała takich emocji, nie była tez dobrze i zrozumiale przedstawiona tym mniej aktywnie śledzącym życie polityczne Polkom i Polakom. Najsmutniejszym wydarzeniem jest to, co się dzieje dziś z KOD-em. Część ludzi KOD czuje się dziś bardzo rozczarowana sprawą faktur, wewnętrznymi awanturami, wyciąganiem na siebie kwitów. Są zasmuceni, zniesmaczeni i zniechęceni. A PiS triumfuje. Choć niesłusznie, opór będzie i tak.

Opozycjo, idź do domu, jesteś pijana

Czy to dobry moment dla lewicy?

To jest szansa dla środowisk lewicowych, żeby pokazać, że są inne. Że umieją słuchać. Że przywództwo oznacza faktyczne przywództwo, a nie takie z przerwą na wakacje czy wymuszone w wewnętrznych grach i rozgrywkach. Trzeba umieć sobie odpowiedzieć na pytanie, co będzie po POPiS-ie, bo te formacje trzeba jednak traktować łącznie. A potem z tym komunikatem w mądry sposób dotrzeć do ludzi, bo ludzie ewidentnie chcą nowej narracji, opowieści o rzeczywistości innej niż spór prawicowej narodowej z konserwatystami. Jeździmy często na spotkania w różnych miejscach w kraju, i zwyczajnie słychać, że coraz więcej osób odrzuca historyczne spory, podziały przebiegające na liniach partyjnych. Tak, część ludzi jest podzielona wzdłuż osi PiS-antypis. Ale to nie są podziały ani tak powszechne, ani jednorodne wewnętrznie. 2 lata rządów PiS, 8 lat rządów PO-PSL i znów rok PiS pokazały, że o państwie myślą podobnie – w kategoriach folwarku, że odrzucają progresywną politykę i świeckie państwo, że rządzą PR-em i podziałami, a nie słuchaniem zmieniającego się społeczeństwa, nie maja w większości planu na Polskę dla naszych dzieci. Mają go na spot w najbliższej kampanii. XXI wiek to nowe technologie, działania sieciowe bardziej niż klanowe, to rynek pracy zmieniany przez robotyzację, to globalny dostęp do wiedzy i trudność oddzielenia prawdy od manipulacji. Przed nami wyzwania światowe tak trudne, jak procesy osłabienia wewnętrznego Unii Europejskiej, zmiana paradygmatów politycznych w USA czy nieprzewidywalność Rosji oraz Chin. I to tylko ułamek tego, co nas czeka na następne lata. Bardzo dużo rozmawiam z ludźmi z różnych środowisk, z równym wykształceniem i różnymi problemami. Większość chce tak naprawdę normalnie funkcjonować, nie bać się o przyszłość zawodową moc korzystać ze sprawnej służby zdrowia i żyć w uczciwym, transparentnym państwie. Bez dyskryminacji, bez pogardy i wykluczeni. A karmieni są sporem historycznym i awanturami słownymi miedzy partiami. Na spotkaniu w Kielcach, na którym byłam w ostatnią środę, nikt nie pytał o to, co IP sadzi o żołnierzach wyklętych, Wałęsie, KOD, lecz o konkrety typu: co zrobić, by efektywnie skłonić ludzi do wymiany pieców ekologicznego ogrzewania, albo dlaczego uważamy, że ustanowienie wysokich kar to niej jest metoda skuteczna.

Myślisz, że czeka nas druga kadencja PiS-u? Mimo brutalnej rozprawy ze standardami państwa prawa ludzie dalej popierają Kaczyńskiego.

Ale też to poparcie wcale nie rośnie. Rok po wyborach PO dostawała w sondażach ponad 50% tak zwanej „premii za rządzenie”. Z taką polityką społeczną, jaką prowadzi PiS, z taką redystrybucją, powinien poszybować w górę. I co? Nic. Poparcie stoi w miejscu. Może powinniśmy tak na to spojrzeć? Właśnie wróciłam ze spotkań z przedstawicielami węgierskich NGO-sów i partii politycznych. Kaczyński jednak nie ma tak dobrej pozycji, jak premier Węgier Victor Orban. Fidesz, dzięki temu, że opozycja naprawdę fatalna i skompromitowana dużo mocniej niż nawet PO, totalnie zagospodarował naddunajską scenę polityczną. U nas jest inaczej – społeczeństwo obywatelskie szybko zorganizowało się, protesty kobiet zatrzymały fanatyków i PiS musiało nerwowo wycofać się z popieranej, barbarzyńskiej ustawy. Wyrzucane przez partię Kaczyńskiego media po protestach wróciły do parlamentu. Konsekwentnie pokazywane są akcje typu „Misiewicz”, a wiarygodna lewica i środowiska progresywne, choć poza parlamentem, pracują nad alternatywą. Dziś to naprawdę od nas zależy, czy PiS wybory wygra czy nie. Nie możemy liczyć na prawie nikogo (poza pojedynczymi osobami) w parlamencie. Więc liczymy na siebie, na ludzi chcących działać.

Zawisza: Liberalna opozycja to alimenty, piosenki Muchy i setki w TVN-ie

Podważanie ram liberalnej demokracji to nie tylko przypadek Węgier czy Polski. We Francji wybory prezydenckie może wygrać Marine le Pen. Nie obawiasz się fali w całej Europie? Co by to oznaczało dla nas?

Nie ma się co obawiać, trzeba to zauważyć: to już się dzieje. To początek dekompozycji znanego nam świata. Przyczyny znamy – polityka społecznej niesprawiedliwości, wojna w Iraku, wyzysk ekonomiczny krajów Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki. Lewica od wielu lat o tym mówiła, choć nie zawsze trafiało to do lewicowych polityków z samej góry. Dla Unii Europejskiej to ostatni dzwonek, żeby się otrząsnąć, znaleźć siłę, żeby dalej być globalnym graczem gospodarczym i politycznym i zapewnić swoim obywatelom i obywatelom, na swoim terenie, takie prawa i takie normy, żeby wszyscy mogli się tu czuć bezpiecznie, godnie i wartościowo.

Nie obawiasz się sytuacji, że Unii po prostu zaraz nie będzie?

Mamy (tak, my też, jesteśmy wszak pełnoprawnymi obywatelkami i obywatelami UE) dziś do wyboru trzy drogi. Ta pierwsza to dekompozycja Unii. Nie będzie dyskusji nad wspólną armią, polityką społeczną czy ucywilizowaniem rynku pracy. Druga droga to walka o utrzymanie status quo: tu wygra Fillon, tam kolejny kraj nie odejdzie z Unii. Uznamy, że jakoś to będzie, niczego nie naprawiając. Trzeci scenariusz to otrzeźwienie i powrót do fundamentów Unii. Niestety obecny Polski rząd jest zainteresowany scenariuszem pierwszym, może drugim. Jeśli powstanie Unia dwóch prędkości, stare kraje członkowskie dokooptują sobie Czechy i może Słowenię czy Chorwację, pozostawiając Europę Wschodnią samą sobie – bez sojuszników, także tych militarnych, skoro Trump planuje zwinąć NATO z Europy. Wszystko to będzie skutkiem również bardzo ostrej antyunijnej retoryki PiS-u.

Masz jakieś pomysły na naprawę Unii? Co uważasz za jej fundamenty? Jakie miejsce powinna zająć w Unii Polska?

Zaczynając od końca. Polska jest państwem o średnim potencjale społecznym i gospodarczym co wyznacza nam miejsce i rolę w Unii. Nasze znaczenie było do niedawna relatywnie większe, bowiem mimo wszelkich różnic, byliśmy jednym państw UE zainteresowanych kursem stopniowego pogłębiania integracji, spokojnego wypracowywania kompromisów. Ta polityka była w sposób naturalny zbieżna z polityką Niemiec, które jako największy płatnik i największa gospodarka europejska wyznaczały i wyznaczają kierunek zmian. Na tym korzystaliśmy wszyscy zapewniając sobie spokój polityczny, ogromne inwestycje w krajową infrastrukturę i realną szansę na lepsze życie dla milionów naszych rodaków, którzy na godziwych warunkach mogli podjąć pracę w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Zatem moim zdaniem powinniśmy jak najszybciej wesprzeć kraje, które chcą dalszej integracji gospodarczej, politycznej, społecznej i militarnej Europy. Tak, abyśmy mogli rozwijać nasz model życia, o którym niegdyś marzyły miliony. Trzeba o tym nieustannie przypominać. Fundamentem takich organizmów jest zawsze interes polityczny i gospodarczy oraz wizja polityczna, która musi je zespolić. O ile dwa pierwsze elementy wydają się dość oczywiste, o tyle wydaje mi się, że brakuje średnioterminowych celów, które mogły na nowo wzbudzić emocje i pobudzić do życia unijną politykę, tak jak kiedyś wprowadzenie euro, zniesienie kontroli granicznych czy ograniczeń w zatrudnianiu. To, co z pewnością mogłoby ożywić projekt, to m.in. przekazanie większych kompetencji w ręce parlamentu europejskiego, powszechne wybory szefa Rady, powołanie „rządu” europejskiego wybieranego przez parlament, który zastąpiłby dość zmurszałą strukturę komisji. Czas na przykład na powszechność praw kobiet, w tym praw reprodukcyjnych wspólnych w całej unii, jak też na zmianę podejścia do roli kobiet w społeczeństwie i gospodarce – do dziś rynek pracy działa wg „męskiego schematu”, nie uwzględniając np. wartości pracy domowej czy opieki nad osobami zależnymi. Ważnym elementem z punktu widzenia socjaldemokratycznego jest plan na zwalczanie bezrobocia wśród młodzieży. I tu wraca pomysł na reindustrializację, ale tego nie przeprowadzimy bez pomocy państwa i dyskusji nad możliwościami inwestycji nowej generacji, w miejscach, które szczególnie tego potrzebują. Aby było to możliwe lub jakikolwiek inny pomysł proeuropejski, warunek jest jeden: musi się odbyć w gronie krajów nim zainteresowanych. Mam nadzieję, że Polska się w tym gronie znajdzie.

Jak myślisz, co może sprawić, że realny stanie się ten trzeci scenariusz?

Po pierwsze by Polska opowiedziała się za trzecim scenariuszem, musimy odsunąć od władzy siły antyeuropejskie, nacjonalistyczne, a w ich miejsce poprzeć polityczki i polityków progresywnych. I musi się to stać szybko, przy najbliższym cyklu wyborczym: wybory samorządowe (zapewne 2018), europejskie, parlamentarne (2019) i w końcu prezydenckie w 2020.

Aby scenariusz pozytywny stał się możliwy, moim zdaniem niezbędny jest polityczny kompromis – wyznaczający nowy kierunek integracji europejskiej, zawarty pomiędzy przedstawicielami ludzi lewicy, zielonych, liberałów, chadeków na wzór porozumienia, które leżało przecież u podstaw powstania dzisiejszej Unii Europejskiej. Kompromis musi w sobie zawierać zarówno wizję uwspólnotowienia procesów demokratycznych, jak i przywrócenia realnych polityk rynku pracy dających ludziom dobre, trwałe miejsca pracy, a nie tylko perspektywę najbardziej nawet sowitych z naszej perspektywy zasiłków. Walka dziś toczy się bowiem de facto nie to, kto wygra wybory, tylko o to, czy jako Europejczycy będziemy w stanie dalej pokojowo ze sobą współpracować, budując ponadnarodowy model polityczny. Kryzysy strukturalne rynków pracy i gospodarek były przecież zawsze preludium naszego wspólnego nieszczęścia. Ten nacjonalistyczny refluks musi runąć pod naszymi wspólnymi politycznymi ciosami, a nie pod wpływem kolejnego ogólnoeuropejskiego dramatu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Przemysław Witkowski – poeta, dziennikarz i publicysta; dwukrotny stypendysta Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu; absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim; doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce; opublikował „Lekkie czasy ciężkich chorób” (2009); „Preparaty” (2010); „Taniec i akwizycja” (2017), jego wiersze tłumaczono na angielski, czeski, francuski, serbski, słowacki, węgierski i ukraiński.
Zamknij