„Tak skandalicznego prawa nie ma w ŻADNYM kraju!” – stwierdził Polski Związek Łowiecki. Spójrzmy, co nazywa skandalem.
W ostatnim czasie w parlamencie przetoczył się bój o przyrodę, zwierzęta i bezpieczeństwo w lesie. Dotyczył zmian w Prawie łowieckim. Bój był to zażarty, dynamiczny, pełen zwrotów akcji i ogromnych emocji. Jak stwierdził Polski Związek Łowiecki na swoim facebooku „Tak skandalicznego prawa nie ma w ŻADNYM kraju!” To, co dla PZŁ jest skandalem, dla natury oznacza, że będzie nieco mniej martwa niż dotychczas.
W pewnym sensie to koniec dowolności w zakresie polowań. Obowiązkowe badania lekarskie dla myśliwych co 5 lat w związku z używaniem broni, zakaz szkolenia psów myśliwskich i ptaków łowczych na dzikich zwierzętach, zakaz udziału dzieci w polowaniach, możliwość wyłączenia prywatnej ziemi z obwodów łowieckich na podstawie oświadczenia składanego u starosty, uchylenie karania za tzw. utrudnianie polowań, zakaz odstrzałów redukcyjnych zwierząt w parkach narodowych i rezerwatach przyrody w formie polowań zbiorowych, polowań z nagonką, polowań z udziałem psów oraz nęcenia zwierząt – to najważniejsze zmiany, które zostały uchwalone ustawą z dnia 6 marca 2018 roku.
Z jednej strony można mówić o zmianach przełomowych, które uderzają w zastałą od lat, wygodną pozycję polskiego myślistwa, z drugiej – zmiany te powinny być przecież oczywiste z punktu widzenia logicznego rozumowania, zasad bezpieczeństwa i elementarnej empatii.
czytaj także
Chcesz polować, przejdź badania!
Spójrzmy choćby na obowiązek przechodzenia regularnych badań lekarskich, w tym okulistycznych, i psychologicznych przez myśliwych. Dotychczasowa ustawa o broni i amunicji uzależniała obowiązek poddawania się takim okresowym badaniom od tego, w jakich celach pozwolenie na broń było wydawane. Jeśli celem było jej rzeczywiste użycie, jak w przypadku ochrony osobistej lub ochrony osób i mienia, wówczas badania okresowe były obowiązkowe. Jeśli zaś użytkownik posiadał broń w celach kolekcjonerskich, pamiątkowych czy sportowych – wówczas obowiązkowi badań nie podlegał.
Ta ustawowa konstrukcja wydaje się dość logiczna, do czasu jednak, gdy spojrzy się na myśliwych. Otóż przepisy przez lata zwalniały z badań okresowych również posiadaczy broni w celach łowieckich. Wystarczyło – tak jak w przypadku rekonstruktorów historycznych i kolekcjonerów – jednorazowe badanie, by całe dalsze życie myśliwi mogli korzystać z pozwolenia na broń bez weryfikowania swojej kondycji zdrowotnej, choćby w tak podstawowym zakresie jak badanie wzroku. Dodać trzeba, że myśliwi, w przeciwieństwie do kolekcjonerów, używają broni „na serio”, strzelając do żywych celów, a w dodatku na otwartej przestrzeni, w miejscach, gdzie pojawić się mogą inni ludzie.
To pokazuje, jak bardzo przez lata środowisko myśliwych było uprzywilejowana przez ustawodawcę, i to w sposób zupełnie nieuzasadniony. Przecież poddanie się badaniom nie jest ujmą, lecz bezdyskusyjnym, wydawałoby się, standardem bezpieczeństwa. Szkoda, że dopiero dziś wprowadzamy zmiany w tym zakresie. Być może udałoby się uniknąć tych kilku pomyłek rocznie.
czytaj także
Polowania bez dzieci
Zakaz udziału dzieci w polowaniach to kolejna ważna zmiana. Ale i tu trzeba pamiętać, że ustawa o ochronie zwierząt od lat zakazuje uśmiercania zwierząt kręgowych przy udziale bądź w obecności dzieci. Ba, złamanie tego zakazu uznaje wręcz za przestępstwo, zagrożone, zgodnie z ostatnią nowelizacją, karą do 3 lat więzienia.
Zatem należy zadać sobie pytanie: jak to jest, że przez lata zabicie np. karpia w obecności dziecka było (przynajmniej teoretycznie) przestępstwem, zaś zabranie tego samego dziecka na polowanie, którego celem jest zabicie sarny – było dozwolone? Zwolennicy praktykowania polowań z dziećmi twierdzili, że nie jest to równoznaczne z patrzeniem dziecka na uśmiercenie zwierzęcia i w ten sposób polowania wymykały się zakazowi z ustawy ochronie zwierząt. Argument ten jest jednak zupełnie nietrafiony, bo nawet jeśli dziecko nie było obecne w samym momencie konania zwierzęcia, to i tak brało udział w „przygodzie”, której cel jest jasny: śmierć – sarny, dzika, lisa etc. A zatem otaczała je aura zabijania.
Wydawać by się więc mogło, że zakaz polowań z udziałem dzieci w Prawie łowieckim jest normalną konsekwencją zakazu uśmiercania zwierząt kręgowych, obowiązującego w ustawie o ochronie zwierząt. Skoro bowiem nasz ustawodawca w jednym akcie prawnym uznał, że dzieci należy chronić przed doświadczeniem przemocy wobec zwierząt, to i w innych powinien o tę ochronę dbać. Warto nazwać rzeczy po imieniu – zabijanie zwierząt jest formą przemocy wobec nich. Niezależnie od tego, czy zwierzę jest zabite w sposób legalny, czy też nie – dla tego konkretnego zwierzęcia jest to cierpienie, strach, krytycznie wysoki stres, spowodowany walką o własne życie. I takich doświadczeń ustawodawca już dawno postanowił dzieciom zaoszczędzić.
Dla Polskiego Związku Łowieckiego jest to jednak zupełnie zdumiewające. Jak czytamy w petycji rekomendowanej do podpisu przez PZŁ, zatytułowanej „Brońmy łowiectwa w Polsce”: „Niewyobrażalnym wydawało nam się wprowadzenie zakazu obecności dzieci na polowaniach do 18. roku życia! (…) Polska rodzina ma być fundamentem Państwa Polskiego, a nie ufa się matkom i ojcom w kwestii bezpieczeństwa i prawidłowego rozwoju swoich dzieci. Dlaczego odbiera się rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami?”.
Ile tu emocji i jakie wyolbrzymienie roli dziecięcych polowań w zakresie funkcjonowania Polski jako państwa! Wszak z całą pewnością zakazanie dzieciom udziału w polowaniach nie załamie naszego kraju, ani też nie sprawi, że dzieci myśliwych zgłupieją, rozwiną się nieprawidłowo, czy też będą ludźmi o wypaczonych wartościach. Powstaje jednak pytanie, czemu PZŁ tak głośno i dramatycznie krzyczał w tej sprawie? Przecież nikt nie zakazuje polowań, ani nie pozbawia myśliwych prawa do uzyskanych pozwoleń na broń. Nikt nie zamyka ambon ani nie odbiera prawa do odstrzałów redukcyjnych. W końcu – nikt też nie pozbawia myśliwych możliwości wychowywania swoich dzieci w bliskości przyrody. Doprawdy istnieją inne sposoby na doświadczanie natury niż udział w polowaniach.
Doprawdy istnieją inne sposoby na doświadczanie natury niż udział w polowaniach.
Warto też dodać, że prawa rodzicielskie to nie uprawnienie do dowolnego decydowania o losie swoich dzieci, to nie prawo do władania dzieckiem, ani prawo do kształtowania rozwoju dziecka w oderwaniu od obowiązujących norm. To przede wszystkim zobowiązanie do zapewnienia dziecku bezpiecznych warunków rozwoju. A trudno uznać, że wychodzenie w teren z bronią te warunki zapewnia.
Koniec z żywymi workami treningowymi
Spójrzmy jeszcze na jedną zmianę, dotyczącą zakazu szkolenia psów myśliwskich i ptaków łowczych na dzikich zwierzętach. Dotychczas Prawo łowieckie wprost dopuszczało płoszenie, ranienie, a nawet zabijanie tzw. zwierzyny w celach szkoleniowych. Obiektami tego typu szkoleń często były lisy i dziki. Przykładowo lis umieszczany był w specjalnej norze, a następnie wypuszczano na niego szkolonego, pobudzonego do ataku psa. Celem psa był lis, celem lisa – przeżycie. Co dalej się działo miedzy tymi zwierzętami, można sobie tylko wyobrażać, ponieważ wyjątkowo internet nie dostarcza nam szczegółowych obrazów tych scen. Pewne jest to, że prawo dopuszczało, by dzikie zwierzęta były swoistymi workami treningowymi dla psów i ptaków szkolonych do polowań. Bez wątpienia jest to proceder okrutny i drastyczny dla zwierzęcia – ofiary, który na gruncie ustawy o ochronie zwierząt uznany byłby za przestępstwo znęcania nad zwierzęciem.
czytaj także
Nowelizacja z 6 marca wyeliminowała tę rozbieżność w prawie. Przez lata było bowiem tak, że ten, kto szczuł swojego psa np. na kota sąsiada, popełniał przestępstwo zagrożone nawet karą pozbawienia wolności, a ten kto szczuł psa na lisa w celach treningowych – czynił to w świetle prawa.
Tym samym wreszcie dostrzeżono, że pod hasłem „zwierzyna” kryją się konkretne zwierzęta, które cierpią dokładnie tak samo jak chętnie chronione przez nas psy i koty. I w tym sensie jest to zmiana przełomowa.
Wreszcie dostrzeżono, że pod hasłem „zwierzyna” kryją się konkretne zwierzęta, które cierpią dokładnie tak samo jak chętnie chronione przez nas psy i koty.
Przy tej okazji warto spojrzeć na język prawa łowieckiego. Zwierzę nazwane jest „zwierzyną”, a zabijanie – „gospodarką łowiecką”. Tymczasem na gruncie ustawy o ochronie zwierząt mowa o istocie żyjącej, zdolnej do odczuwania cierpienia i jej niehumanitarnym traktowaniu. Konkretnej istocie współczuje się w sposób oczywisty łatwiej niż zwierzynie, abstrakcyjnej grupie bliżej nieokreślonych zwierząt. Warto uświadamiać sobie, że „obiekty polowań” również czują. Żywe worki treningowe – to też zwierzęta, które się boją, cierpią i zwyczajnie chcą przeżyć.
Ustawa uwalnia również prywatne ziemie z obwodów łowieckich. Wyłączenia będzie można dokonać poprzez złożenie oświadczenia u starosty. Dotychczas mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której decyzja o objęciu prywatnej ziemi obszarem polowań następowała kompletnie niezależnie od woli właściciela. Dodatkowo od grudnia zeszłego roku jeśli właściciel utrudniał polowanie, mógł zostać ukarany grzywną. To również uległo zmianie.
czytaj także
Zabijanie to nie impreza!
Wróćmy jeszcze do wspomnianej już wyżej petycji promowanej przez PZŁ, ponieważ obnaża ona, jak dalekie jest wypaczenie myślenia o celach łowiectwa. Przeczytamy w niej następujący apel: „Szanowni Państwo popierając zapisy tego projektu [uchwalonego jako ustawa z 6 marca 2018 r. – przyp. KK] robicie zamach na samorządną organizację, polską rodzinę, a także dorobek wielu pokoleń ludzi, którzy budowali polskie łowiectwo”.
Otóż art. 1 Prawa łowieckiego wskazuje zupełnie inne cele łowiectwa. Nie cele wychowawcze, nie hołdowanie tradycji, nie pozyskiwanie zdrowego mięsa z dzikich zwierząt, co również jest często podnoszone. Zgodnie z przepisami, polowania mają służyć zachowaniu równowagi przyrodniczej, jakkolwiek z tą koncepcją również należałoby poważnie podyskutować. Niemniej wykorzystywanie tej ustawy do uprawiania sportu, realizacji swoich pasji, do swoistej zabawy, a nawet podtrzymywania tradycji jest nadużyciem. Zabijanie zwierząt nie może cieszyć. Mówimy o zwierzętach, które są w swoim domu i często mają tam swoje rodziny. My ludzie wchodzimy do nich ze swoimi buciorami, lufami, ołowianą amunicją, stajemy na ambonach i wydajemy wyroki. Przynosimy im śmierć, zdarza się, że nie natychmiastową, okupioną dodatkowym cierpieniem czekania na dobicie.
Wykorzystywanie tej ustawy do uprawiania sportu, realizacji swoich pasji, do swoistej zabawy, a nawet podtrzymywania tradycji jest nadużyciem.
Wszędzie tam, gdzie dochodzi do zabijania żywej, czującej istoty, prawo nie może pozostawiać miejsca na dowolność i swawolę. Nie dyskutuję tu teraz z kwestią ostrzałów redukcyjnych, bo to temat trudny i niejednoznaczny, ale przeraża mnie, jak wielką przyjemność sprawia niektórym ludziom zabijanie. Czytamy o pięknej tradycji, o fundamencie polskiej rodziny, a w końcu na stronach internetowych prywatnych biur polowań czytamy o „imprezie”. Zabijanie to nie impreza!
Biorąc pod uwagę te wszystkie wieloletnie rozbieżności w prawie i powagę materii w zakresie bezpieczeństwa i empatii, można powiedzieć, że dokonał się przełom. Jednakże ten przełom to w istocie wprowadzenie rozwiązań, które powinny być oczywiste. Można więc tylko powiedzieć: wreszcie!