Kraj

Wybory europejskie 2024 oczami młodej aktywistki klimatycznej

Ochrona klimatu i przyrody nie musi stać w sprzeczności z interesami rolników, leśników, górników, biznesu (zrównoważonego, a nie nastawionego na krótkotrwały zysk) oraz zwykłych obywateli i obywatelek.

To będą pierwsze wybory europejskie dla mojego pokolenia – pokolenia, które nie zna Polski poza Unią Europejską. Równocześnie będą to wybory osadzone w zupełnie innym kontekście niż te sprzed pięciu lat. Wtedy, jako młoda aktywistka klimatyczna, mimo że nie miałam jeszcze prawa do głosowania, czułam, że mój głos się liczył bardziej. Teraz to my i nasze postulaty są widziane jako zagrożenie dla bezpieczeństwa wspólnoty i dobrostanu mieszkańców Europy.

Szala poglądów mocno przesuwa się na prawą stronę, zostawiając coraz mniej miejsca na merytoryczną debatę publiczną, wzajemne zrozumienie i otwartość na progresywne rozwiązania. Największym zagrożeniem dla naszej wspólnoty teraz nie są konkretne polityki, ale większa polaryzacja naszych społeczeństw i brak chęci wysłuchania się nawzajem. W 2019 roku mogłam być wysłuchana, teraz czuję, że nie mogę nawet dokończyć zdania.

Przedwyborcze mobilizacje, czyli czy da się powtórzyć październik w czerwcu

Moja mama głosowała za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, kiedy była ze mną w ciąży. Urodziłam się niedługo przed oficjalnym wejściem Polski do UE. Nie znam innej Polski niż ta we Wspólnocie Europejskiej i nie chcę nawet sobie wyobrażać innego scenariusza. Jednak niepokoi mnie rosnący eurosceptycyzm i zyskująca na sile prawica, która próbuje tę jedność europejską zburzyć: tę jedność, dzięki której czasami zapominam o istnieniu granic – co, należy zaznaczyć, jest ogromnym przywilejem.

Dzięki naszej obecności w UE mogę korzystać z możliwości oferowanych europejskiej młodzieży, obserwować, jak rozwijają się polskie miasta dzięki funduszom europejskim, i mam szansę jako aktywistka zmieniać rzeczywistość nie tylko w obrębie własnego kraju, ale i całej Wspólnoty, tym samym potencjalnie doprowadzając do zmiany na większą skalę.

UE w 2019 i w 2024 roku

Z jednej strony mówi się nam, że wszystko się zmieniło: od rozmieszczenia sił politycznych na szczeblu unijnym, jak i w poszczególnych krajach członkowskich, po priorytety Wspólnoty, głównie skupione wokół bezpieczeństwa militarnego po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.

Jednak z drugiej strony Europa stoi przed podobnego rodzaju wyzwaniami co pięć lat temu, i to nawet bardziej pogłębionymi. Mowa m.in. o tzw. kryzysie migracyjnym, katastrofie klimatycznej i związanej z nią transformacji energetycznej czy też potrzebie wzrostu gospodarczego i zwiększenia konkurencyjności na arenie międzynarodowej. Obecnie oprócz wątku wojennego mówi się tak naprawdę o tych samych problemach, ale z zupełnie innej perspektywy.

W 2019 roku UE ogłosiła swój rewolucyjny plan Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ), mającego na celu uczynić Europę neutralną klimatycznie do 2050 roku. Powstanie tej nowej strategii unijnej było m.in. zasługą młodzieżowych ruchów klimatycznych w całej Europie i coraz bardziej alarmujących komunikatów płynących ze strony środowisk naukowych. Ponadto sam kryzys klimatyczny coraz silniej dawał się we znaki na terenie całego kontynentu.

Te wydarzenia można wiązać ze wzrostem poparcia ugrupowań centrowo-lewicowych, wśród których najwyższe notowania mieli Zieloni w Niemczech. Wynikało to z tego, że jedynie tego typu partie pokazywały społeczeństwu, że są w stanie traktować kwestie sprawiedliwości klimatycznej priorytetowo, w przeciwieństwie do negującej naukę prawicy. Wtedy reakcja zarówno polityków, jak i wyborców była w stanie pogodzić fakty, realne problemy większości społeczeństwa z potrzebami społeczności w całej Europie. Nie widziano sprzeczności pomiędzy ochroną klimatu i przyrody a dobrostanem mieszkańców Europy i naszych gospodarek.

Wyznaczone unijne cele klimatyczne nie były idealne, ponieważ chociażby sztandarowy cel neutralności klimatycznej powinien był zostać wyznaczony na 2040 roku zgodnie z unijnym budżetem węglowym dla 1,5°C. Była przestrzeń na dialog, aktywiści klimatyczni byli traktowani na poważnie, przynajmniej na poziomie tematu. Tak samo też próbowano się wsłuchiwać w potrzeby społeczeństw najbardziej dotkniętych skutkami transformacji, co pokazuje m.in. przykład powołania Funduszu Sprawiedliwej Transformacji czy też ambitniejsza wersja Wspólnej Polityki Rolnej, która miała w większym stopniu wesprzeć mniejsze gospodarstwa rolne, stanowiące znaczącą większość gospodarstw na terenie UE.

Konieczny: Zachowując niezależność, można sporo zdziałać [rozmowa]

Obecnie, zamiast szukać rozwiązań odpowiadających na te kompleksowe problemy, przyjmuje się strategię odchodzenia od nich na rzecz rzekomego słuchania społeczeństwa. Te kryzysy jednak w żaden sposób nie spowalniają: pierwszy raz w historii został przekroczony próg 1,5°C przez cały rok; temperatury w naszych oceanach biły kolejne rekordy każdego dnia w ciągu ostatnich 365 dni, a jeżeli chodzi o stan bioróżnorodności, to od 1970 roku populacje gatunków kręgowców zmniejszyły się średnio o 69 proc​. Naukowcy są całkowicie przerażeni tempem zachodzących zmian. Jednak w przeciwieństwie do kampanii sprzed pięciu lat, tym razem brakuje tego kluczowego elementu – łączenia narracji słuchania głosu obywateli z nauką, faktami i rzeczywistymi problemami większości społeczeństwa, a nie największych graczy na rynku.

Brak zrozumienia ze strony polityków i obywateli

Tak samo jak nie zmieniły się problemy, przed którymi stoimy jako Wspólnota Europejska, tak samo nie zmieniła się postawa większości w stosunku do proponowanych rozwiązań w ciągu ostatnich pięciu lat. Jak wynika z badań ankietowych przeprowadzonych na początku maja, 75 proc. mieszkańców i mieszkanek Europy jest za przyjęciem Nature Restoration Law – kluczowego prawa z punktu widzenia ochrony przyrody w Europie; większość również chce, żeby Europa dalej była światowym liderem w zielonej transformacji.

Podobnie jest w Polsce. Jak wynika z raportu Instytutu Spraw Publicznych, jakość żywności liczy się dla 95 proc. Polek i Polaków, dobrostan zwierząt dla 80 proc. społeczeństwa, a lokalność żywności i jej bezpośrednie pochodzenie od rolnika dla około trzech czwartych społeczeństwa.

Dlaczego jednak obserwujemy znaczący wzrost nastrojów prawicowych, które te wszystkie kwestie uważają za mało istotne, czasem je wręcz negując? Dlaczego mówi się nam, że ogół społeczeństwa jest przeciwko Zielonemu Ładowi; że rolnicy i zwykli obywatele cierpią na skutek polityki klimatycznej i w związku z tym należy z niej całkowicie zrezygnować itd.? W tych rozlicznych przekazach mamy do czynienia z różnego rodzaju interesariuszami. Z jednej strony dużym lobby, mającym bezpośredni interes finansowy wynikający z przeforsowania bądź też wetowania poszczególnych przepisów prawnych, a z drugiej strony siłą polityczną związaną ze wspieraniem tej dominującej narracji i manipulującą opinią publiczną.

Raport Instytutu Krytyki Politycznej: Polacy kochają Unię, ale coraz bardziej warunkowo

Chciałabym przywołać jeden konkretny przykład z ostatnich protestów rolniczych, w których wyraźnie widać brak zrozumienia dwóch stron. W mediach słyszymy, że rolnicy są m.in. przeciwko zmniejszeniu użycia pestycydów ze względu na mniejsze plony z tym związane w krótkiej perspektywie. Podczas gdy jest w tym ziarno prawdy, ten opór przeciwko zmniejszeniu zużycia pestycydów wśród rolników, i to głównie małych i średnich gospodarstw stanowiących trzy czwarte rolników w Polsce, wynika głównie z braku możliwości konkurowania z cenami żywności z innych krajów. Zatem hasło przynoszące nagłówki takie jak „Rolnicy protestują przeciw Zielonemu Ładowi” powinno być tłumaczone, m.in. przez polityków, na „pomóżcie nam konkurować z cenami z innych krajów, które mają inne normy niż te w UE”.

Przytoczę również konkretne dane ilustrujące skalę problemu: w Polsce w 2021 roku użyto 2,3 kg pestycydów/ha, w Niemczech nieco ponad 4, a w Holandii nawet 10,9. To nie jest tak, że rolnicy chcą za wszelką cenę używać pestycydów, oni chcą być konkurencyjni na rynkach. Natomiast te rynki zbytu nie są pod kontrolą państwa, a wielkich korporacji i sklepów, takich jak Lidl czy Biedronka, które dyktują ceny i przesądzają o być albo nie być dla rolnika czy rolniczki. Tych przykładów można przytoczyć mnóstwo i tym samym podsumować, tłumacząc medialne nagłówki na „pomóżcie nam chronić przyrodę tak, żebyśmy mogli się z tego utrzymać i mieli z tego wyraźne korzyści’’.

Starcie Lidla i Biedronki wkracza w fazę cyberpunkową

Podobnie jest z kryzysem klimatycznym. Nawet jeżeli środowiska rolnicze pytane w ankietach o wyzwania, przed którymi stoją, nie zaznaczają bezpośrednio skutków związanych ze zmianami klimatu, to później dokładniej pytani wskazują m.in. na suszę i innego rodzaju ekstremalne zjawiska pogodowe. Widać więc znowu inny punkt wyjściowy dwóch stron – rolników i aktywistów. Mimo że operują innego rodzaju słownictwem, w gruncie rzeczy chodzi im o to samo: bezpieczeństwo klimatyczne, a co za tym idzie, bezpieczeństwo żywnościowe oraz ekonomiczne. Uświadomienie sobie tego wymaga jednak chęci zrozumienia siebie nawzajem, wysłuchania do końca i dojścia do wniosku, że jednocząc się, jesteśmy silniejsze i silniejsi.

Ochrona klimatu i przyrody nie musi stać w sprzeczności z interesami rolników, leśników, górników, biznesu (zrównoważonego, a nie nastawionego na krótkotrwały zysk) oraz zwykłych obywateli i obywatelek. Fakty wskazują na to, że jedno może nawet sprzyjać drugiemu, a polityka powinna tym bardziej tę szansę wykorzystać do stworzenia jak najlepszych warunków dla nas wszystkich na zdatnej do życia i kwitnącej planecie.

Wspólnie możemy więcej 

UE powstała m.in. jako reakcja na lęk, jaki spoczywał na całym kontynencie po II wojnie światowej. W jedności widziano siłę, dlatego też zdecydowano się połączyć siły i postawić kontynent na tory szybkiego rozwoju społeczno-gospodarczego. Teraz ten sam lęk – lęk przed wojną za naszymi granicami oraz napływem uchodźców – wykorzystuje się do dzielenia nas; nas od ,,obcych”, podtrzymując dehumanizującą narrację wobec osób po traumatycznych doświadczeniach wojennych, jak i nas samych – w obrębie mieszkańców Europy. Jednak tak być nie musi.

9 czerwca mamy szansę w bezpośredni sposób pokazać, jakiej Europy sobie życzymy. Czy chcemy polityków, którzy będą traktowali na poważnie nasze problemy i postulaty w krótkiej, jak i dalszej perspektywie, czyli nawet wtedy, kiedy ich wsparcie może już się nie równać z takim prestiżem medialnym czy finansowym? Czy chcemy polityków, którzy są w stanie docenić, jak i pozytywnie wykorzystać tę niezwykłą różnorodność, jaką mamy w ramach Wspólnoty Europejskiej? Czy wybierzemy polityków, którzy traktują bezpieczeństwo szerzej niż tylko to militarne i którzy równocześnie dostrzegają problem przekraczania granic człowieczeństwa podczas rzekomej ochrony fizycznych granic?

80 proc. Polek i Polaków gotowych zagłosować w eurowyborach? Wow!

Europa to my i to my zdefiniujemy jej nowy kształt w nadchodzących wyborach. Każdy głos się liczy, a nieoddany głos to pogodzenie się z tym, co wybierze większość; większość, która może narażać twoje prawa i dobrostan. Nie pozwólmy, by ktoś zadecydował za nas.

**

Maya Ozbayoglu jest 20-letnią aktywistką zaangażowaną w walkę o sprawiedliwość klimatyczną oraz społeczną od 2019 roku. Jest współzałożycielką Młodzieżowego Strajku Klimatycznego w Toruniu oraz jedną z pięciu osób, które w 2021 roku pozwały skarb państwa za bezczynność w walce z katastrofą klimatyczną przy wsparciu Fundacji Client Earth Prawnicy dla Ziemi. Obecnie jest częścią Inicjatywy Wschód oraz niedawno ukończyła swój staż w dziale kampanii w Greenpeace Polska. W 2022 roku skończyła Uniwersyteckie Liceum Ogólnokształcące w Toruniu, a obecnie studiuje międzywydziałowe studia informatyczno-środowiskowe na Uniwersytecie Amsterdamskim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij