Ilość konferencji prasowych, które zwołują lokalni politycy, rośnie. Od 1 do 19 stycznia odbyło się ich w 15 - pisze na gniezno.com Paweł Bartkowiak z Klubu KP w Gnieźnie.
Widmo krąży po mieście. Widmo konfizmu. Wszystkie potęgi partyjne połączyły się dla świętej sprawy szerzenia swej miałkości przy pomocy mediów.
Jest coś strasznego w sposobie uprawiania lokalnej polityki. Ilość konferencji prasowych, które się odbywają rośnie lawinowo. Od 1 do 19 stycznia odbyło się ich już 15, co daje naprawdę imponujący wynik.
Wiem jaką rolę we współczesnym świecie odgrywa PR. Wiem, że opatrzenie twarzy w mediach przekłada się na sukces w przyszłych wyborach, ale czy nie przekraczamy pewnej granicy?
O ile jeszcze niedawno konferencja była zwiastunem jakiegoś dużego wydarzenia, teraz można ją zwołać pod byle pretekstem. I tak ktoś o tym napisze. Pojawia się tu bowiem dziwna symbioza na styku politycy/media. My się lansujemy, wy macie tematy. O ile dziennikarzy mogę jeszcze zrozumieć, bo jeśli ktoś podaje ci na talerzu gotowego niusa, to dlaczego by go nie wykorzystać? O tyle dla lokalnych „polityków” nie mam wyrozumiałości.
Kiedyś to konferencja zapowiadała działania i była w stosunku do nich podrzędna. Teraz ten porządek uległ odwróceniu – to konfa jest wydarzeniem, a działalność tylko iluzorycznym pretekstem dla jej zwołania. Najbardziej wprawni potrafią wokół jednego działania zrobić kilka „medialnych spędów”. Przecież można coś zapowiedzieć, później poprzerzucać się z konkurencją atakami/sprostowaniami/wyjaśnieniami (niepotrzebne skreślić), by na koniec triumfalnie podsumować to, co działo się w trakcie.