W cieniu pandemii i protestów kobiet toczy się bój o przetrwanie Konfederacji i przyszły kształt polskiego nacjonalizmu. Partia Kaczyńskiego ma w zasięgu ręki przejęcie największego aparatu ideologicznego polskiego nacjonalizmu, zaraz po IPN. Za sznurki pociąga... niepozorny profesor historii z wąsem.
Profesor od zadań specjalnych
Nie wiem, czy się cieszyliście, kiedy profesor Jan Żaryn nie uzyskał reelekcji do Senatu. Ja bardzo. To w końcu twórca PiS-owskiej polityki historycznej. Tej samej, która od wielu lat kształtuje naszą wyobrażoną, grubo ciosaną polskość, stawiając propagitowe muzea, finansując toporne murale, sprzedając chińskie koszulki „Śmierć Wrogom Ojczyzny” i promując muzykę patrio-polo.
Te wszystkie „biegi tropem wilczym”, zawodzenie Sovy, kulawe rymy Bastiego i zniuansowane jak „Komsomolskaja prawda” komiksy o „wyklętych” to właśnie jego zasługa. Choć sam Żaryn nie zarymowałby pewnie ani linijki.
Jego ogromny sukces polega na zbudowaniu obrazu świata z podziałem na „prawdziwych polskich patriotów” (nacjonalistów) i „kolejne pokolenie potomków UB” (cała reszta). Kochasz Polskę, więc musisz być jak „Ogień”, „Bury” czy „Łupaszka” – nienawidzić „komuny”, „obcych” i być nacjonalistą. Nie lubisz tych panów – jesteś zdrajcą, piątą kolumną, nie zasługujesz na miano Polaka. A jak teoria kłóci się z faktami, tym gorzej dla faktów. Z socjalisty Kazimierza Pużaka zrobić Polaka katolika, żaden problem. Z historyka marksisty Adama Próchnika – ojca IPN? Nic prostszego.
czytaj także
IPN od lat pracowicie wybiela nie tylko morderców dzieci i Żydów, ale także zwykłych rzezimieszków, o ile tylko przy okazji żarliwie nienawidzili władzy ludowej i zabijali milicjantów i komunistów. Poza tym z upodobaniem przerabia socjalistów, lesbijki i Żydów na polskich nacjonalistów. 423 miliony rocznego budżetu pozwalają tej instytucji jednocześnie wydawać setki książek i komiksów, organizować niezliczone dyskusje, patronować wydarzeniom sportowym, a nawet budować escape roomy czy produkować planszówki. Do tego scenariusze lekcji, turnieje gier, puzzle i apki. Peerelowski Zakład Historii Partii przy KC PZPR mógł tylko marzyć o tak zaawansowanych narzędziach propagandy. Zasługą więc podstawową Żaryna i zdominowanego przez jego ludzi Instytutu Pamięci Narodowej dla prawicy jest bardzo skuteczne ustawienie ramy, przez którą oglądamy byt wyobrażony – Polskę.
Dlatego właśnie można się było domyślić, że PiS nie pozwoli swojemu zasłużonemu paladynowi tak po prostu ulec wyrokowi wyborców. Skierowany został, zgodnie z wyznawaną religią (nacjonalizm), na odcinek walki na prawym skrzydle, wyposażony na początek skromnie: w warszawską kamienicę, kilka milionów złotych rocznego budżetu i pompatycznie nazwaną instytucję, Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I.J. Paderewskiego. W radzie programowej zasiadają Marek Jurek, gwiazda Radia Maryja i prof. KUL Mieczysław Ryba oraz nacjonalista i antysemita Marian Barański. Rozpoczęło się polowanie na brunatny listopad.
Ramowanie „pomyślalnego”
Na prawo bowiem od PiS już od kilku lat wyrasta skrajnie prawicowa alternatywa – Konfederacja. Ci zaś, w przeciwieństwie do wielu cynicznych, pełnych hipokryzji cwaniaczków z PiS, naprawdę chcą wprowadzać w życie najbardziej ciemne, reakcyjne i ultrareligijne koncepty polityczne. Nie zatrzyma ich żadna etykietka, epitet czy utrata zdolności koalicyjnej. Do pewnego momentu ta zbieranina machlojkarzy, nacków i dewotów była w stanie przekonać nawet co dziesiątego wyborcę, że kto jak kto, ale oni – w przeciwieństwie do PiS-u – na żadne kompromisy nie pójdą, czy to w temacie aborcji, czy to w materii podatków. Konfederaci mówią wprost: PiS to ci, co chcieliby zjeść ciastko (hurr durr aborcja = morderstwo) i mieć ciastko (a centrowy wyborca?), a my to w końcu czysty gileadian talibanu.
Kiedy jednak świat powiedział „sprawdzam”, okazało się po raz kolejny, że szarże z kosami na armaty coraz bardziej laicyzującego się społeczeństwa grożą niemal pewnym wywróceniem się o własne nogi. Ludzie nie chcą dziś ultraprawicowej, antykobiecej i homofobicznej Polski, a ostatnie protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego są tego doskonałym dowodem. Z kolei to, jak działa Żaryn, pokazuje, że on dobrze to wie. To akademik, który zdaje sobie sprawę, że młyny boże mielą powoli. Że świat zmieniają ciche instytucje, sprawnie pracujące aparaty ideologiczne i oddani sprawie ludzie, którzy dzień po dniu leciuteńko przekręcają gałeczkę. Tak, że po dwóch, trzech dekadach budzimy się w rzeczywistości obróconej o 180 stopni i nawet nie umiemy pomyśleć, że inna rzeczywistość jest możliwa, bo tak nam zramowano świat, że jest to po prostu „niepomyślalne”.
Zdawać by się mogło, że ten – już w trzecim pokoleniu – nacjonalista dość wnikliwie przeczytał Foucaulta, Althussera i Gramsciego, choć nie wiem nawet, czy miał ich teksty kiedykolwiek w ręku. Miał czy nie miał, wnioski wyciągnął podobne. Władza produkuje poprzez aparaty ideologiczne wiedzę, która ramuje rzeczywistość i granice pomyślalnego, dając jednemu, konkretnemu obozowi hegemonię kulturalną, a co za tym idzie, moc trwania i reprodukcji. Proste jak budowa cepa, prawda?
Zatopić Konfederację
No i co ważne, może i Konfederacja ma w zanadrzu czysty i ideowy gileadian talibanu, ale to PiS ma budżet państwa i miliony, które można wyprowadzić na biegi, marsze, tańce i festiwale. To stąd płynie rzeka środków na wystawy level „bielizna wyklętych”, „prababcia Jana Pawła i jej losy” czy „rap o Łupaszce” – nie z Konfederacji. Ta zaś służy przede wszystkim do wyprowadzania funduszy z dotacji i sponsorowania swoim liderom coraz lepiej odszytych marynarek. A wszystkie te nieudane biznesy level Marian Kowalski czy Robert Bąkiewicz wiedzą dobrze, że nie da ci ojciec, nie da ci matka tego, co da ci budżet państwa.
Służby, mafie i loże vs „szczęść boże”, czyli magiczny świat Grzegorza Brauna
czytaj także
Mieli też do czynienia z konfederatami i doskonale zdają sobie sprawę, że na interesach z nimi wychodzi się jak Zabłocki na mydle, bo nikt nie pokona „pana Janusza” w konkurencji golenia frajerów, czytaj: aktywistów i zwolenników. Dlatego właśnie typ zniechęconego do „ideowej prawicy”, płytko uformowanego nacjodziałacza zaczął słać maślane spojrzenia w kierunku Prawa i Sprawiedliwości, bo wprawdzie ideały fajne, ale kredyt sam się nie spłaci, szczególnie w kryzysie i pandemii. A po drugiej stronie czekał już, z otwartymi rękami, wiarygodny jako nacjonalista i ojciec założyciel patrio-polo Jan Żaryn.
Pan profesor działa cicho, ale skutecznie, zaczynając od wykorzystania istniejących hubów. Już kilka razy wystąpił w programach najpopularniejszego youtubera na prawo od Konfederacji – czyli Rafała Mossakowskiego z Centrum Edukacji Polska (daw. Centrum Edukacji Powiśle), i „Magna Polonia” (pismo Przemysława Holochera, daw. Kierownika Głównego ONR). Nic to, że pan Mossakowski jest obiektem śledztwa ABW w sprawie o promowanie faszyzmu. Przecież syn pana profesora, Stanisław, to rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego. Trochę więc przestaje dziwić, że śledztwo w sprawie Mossakowskiego „umarło”. Nasz youtuber ma swoje miejsce w bożym planie renacjonalizacji Polski, więc co tam jakieś oskarżenia i Kodeks karny.
Kiedy ma się już wejście w branżowych mediach, trzeba zadbać też o odpowiedni „drenaż mózgów” z prawicowej konkurencji. Na początek skromnie – wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński, minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek oraz sam profesor Żaryn ogłosili konkurs na najciekawsze prace magisterskie oraz rozprawy doktorskie, których tematyka jest związana z szeroko pojętą historią ruchu narodowego i katolicyzmu społecznego w Polsce. I idę o zakład, i to dolary przeciwko żołędziom, że nie wybitny umysł dra hab. Czarnka wytworzył ten pomysł, tylko znów Żaryn jest tu kluczowym motorkiem napędowym.
To jednak dopiero początek – swoje zadania instytut ma realizować m.in. poprzez prowadzenie działalności wydawniczej i badawczej, organizowanie wystaw, konferencji, a także realizację programów edukacyjnych czy stypendialnych. Instytut będzie też współpracował z innymi instytucjami krajowymi i zagranicznymi, w tym polonijnymi, oraz organizacjami pozarządowymi. Czytaj: nacjonaliści z kraju i z zagranicy będą mogli wyprowadzać fundusze na propagit, a Żarynowi stworzy to zaangażowaną politycznie i gęstą siatkę kooperantów. Decydując o ich finansowaniu, będzie mógł, za ich pośrednictwem, oddolnie naciskać na polskich nacjonalistów, zarówno wprost przekonując do PiS, jak i ramując im rzeczywistość. Wisienką na torcie jest nowy patron warszawskiego Dworca Wschodniego – Roman Dmowski, coby i w przestrzeni publicznej nie brakło słów i pojęć znaczących i formujących.
czytaj także
Są już pierwsze namacalne efekty takiego kaptowania – jak np. lipcowy „Apel wyborczy środowisk niepodległościowych, narodowych i chrześcijańskich” z poparciem dla kandydatury Andrzeja Dudy.
Moi rozmówcy z okolic Konfederacji wprost i raczej zgryźliwie nazywają go listą stypendystów Instytutu Dmowskiego. A na liście znów: Barański i Ryba oraz antysemita i monarchista prof. Jacek Bartyzel, historycy rodem z IPN: lefebrysta i człowiek Macierewicza Sławomir Cenckiewicz, nacjonalista-polonus Marek J. Chodakiewicz, Paweł Warot, Wojciech Muszyński. Dalej zaś jeszcze lepiej: flirtujący z faszystami ze Szturmu dr Mariusz Patey, żydożercza historyczka dr Ewa Kurek, dawna prawa ręka Marka Jurka Lidia Sankowska-Grabczuk, ekswszechpolak Sylwester Chruszcz, eksposeł LPR Marek Kawa, do niedawna lider mikropartii Prawica RP, Krzysztof Kawęcki i Marek „magicznie zebrałem 100 tys. podpisów, żeby Duda sam nie startował” Jakubiak. I oczywiście padrone tej akcji Żaryn.
Wrogie przejęcie
Teraz zaś nadszedł czas na przejęcie Marszu Niepodległości, warunki ku temu są bowiem niezłe. Z jednej strony sama pandemia przetrzebi szeregi uczestników. Po drugie, wewnątrz Stowarzyszenia Marsz Niepodległości trwa od dłuższego czasu konflikt. A dokładnie od listopada 2018 roku, kiedy to w marszu wzięli udział prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. W efekcie nacisków PiS, które groziło zakulisową delegalizacją imprezy, kierownictwo SMN zgodziło się nie dopuścić na marsz haseł jawnie faszystowskich.
Dodatkowo, jak twierdzą neofaszystowscy autonomiczni nacjonaliści i szturmowcy, kierownictwo SMN „sprzedało” swoich kolegów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co pozwoliło wielu z nich skierować do aresztu, zgodnie z zapisami ustawy antyterrorystycznej. Oskarżali też Bąkiewicza o uległość wobec PiS, oportunizm, karierowiczostwo, kłamstwa, hipokryzję, zdradę ideałów, korwinistyczne sympatie, a nawet o współpracę ze służbami mundurowymi. Zaś ONR Podhale wprost nazwało Bąkiewicza „oszustem, krętaczem, manipulatorem i gnidą” i przypominało, że „został wyrzucony z ONR”.
czytaj także
Bąkiewicz, odrzucony więc przez swoich dawnych kolegów, po rozłamie w ONR samodzielnie dryfuje po morzu nacjonalizmu, a prąd znosi go coraz bardziej w rządowe okolice. Tam, gdzie on i jego ludzie powoli zaczynają robić za tituszki wobec protestujących kobiet, kiedy polska policja odmawia hańbienia munduru.
Polskiego nacjonalisty nic zaś nie hańbi, bo ma on w swoich tradycjach pogromy Żydów, kolaborację z nazistami (Narodowa Organizacja Radykalna), udział we władzach PRL (Stowarzyszenie PAX), więc bicie kobiet to w sumie dla nich betka. Oprócz tego kojarzony z nacjonalizmem Bąkiewicz zaczynał swoje działania w PiS-owskim Klubie Gazety Polskiej, aby dopiero z czasem rozpocząć karuzelę polityczną w kolejno: ONR, ONR ABC, Rotach Niepodległości i Straży Narodowej.
PiS wydelegował do stworzenia plakatu Marszu Niepodległości nawet swojego nadwornego artystę Wojciecha Korkucia, który z nacjonalistyczną formacją ma tyle wspólnego, że raz czy drugi szlifował bruk na Marszu Niepodległości. Podstawa jego budżetu jest jednak PiS-owskiego pochodzenia. Intensywnie promuje go nowy PiS-owski dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Piotr Bernatowicz, a wystawę w Lublinie organizował mu znany funkcjonariusz IPN i kooperant skrajnej prawicy Tomasz Panfil.
Dodamy jeszcze, że plakat tegorocznego Marszu jest hołdem dla Andrzeja Pityńskiego. Autorem Plakatu jest pan Wojciech Korkuć @WojciechKorkuc pic.twitter.com/4nItBsVT5A
— Marsz Niepodległości (@StowMarszN) November 2, 2020
PiS-owski szturm na Marsz Niepodległości trwa, a profesor Żaryn ma w zasięgu ręki przejęcie największego aparatu ideologicznego polskiego nacjonalizmu, zaraz po IPN. Konfederacja zaś próbuje się bronić, nawołując do zamieniania demonstracji w przejazd samochodów, co pomysłem jest desperackim i pokazuje, w jak podbramkowej sytuacji są konfederaci – pozbawieni aktywu (neofaszystów, których domniemanie „sprzedali” ABW i którzy, jak sami twierdzą, nie przyjdą w tym roku na MN), podkupowani przez jedne PiS-owskie instytucje (Instytut Dmowskiego, partia PiS, vide Chruszcz, Adam Andruszkiewicz czy Tomasz Rzymkowski), a pozbawiani dotacji przez drugie (PKW).
Ostatecznym zaś celem PiS jest rozbicie i marginalizacja tej formacji. A osobistym Żaryna – powolne przeformowanie PiS w formację endecką. Ale on się nie śpieszy i umie budować ramy, hegemonię i służące do tego sieci aparatów ideologicznych – instytucji. Tak że w cieniu pandemii i protestów kobiet toczy się śmiertelny bój o przetrwanie Konfederacji i przyszły kształt polskiego nacjonalizmu. Czy będzie to dalej domena szurów i foliarzy level Grzegorz Braun, czy raczej na plecach takich ludzi jak Przemysław Czarnek czy Dominik Tarczyński wkroczy do zupełnie głównego nurtu, a jego mózgiem będzie niepozorny profesorek z wąsem. Niezależnie od tego obie opcje są bardzo niebezpieczne. Ta druga, zdaje się, nawet bardziej.