„Potrzebujemy radykalnych sojuszników. Gdy mierzysz się z nieskończonym złem, jakim jest Fundacja Pro – Prawo do Życia, to trzeba robić rzeczy, które są czasem nie z tej ziemi, a czasem trochę spoza porządku prawnego”. Jaś Kapela rozmawia z Margot i Łanią z kolektywu Stop Bzdurom.
Jaś Kapela: Jak było w areszcie?
Margot: Nuda. Miałam telewizor, który źle wyświetlał kolory, więc czerwone było zielone, zielone było niebieskie i czerwone. Przez dwa tygodnie oglądałam publicystów i publicystki z fioletowymi twarzami.
Może to iluminaci?
Margot: Obawiam się, że to byli Polacy.
Policjanci byli mili?
Margot: Policjanci nigdy nie są mili, są mili, jak ich nie ma. Tam była głównie straż więzienna. Policjanci w piątek przed moim zatrzymaniem silili się na bycie luzakami, mówili „mała Margot, co u ciebie?” czy „masz taką gadkę szmatkę miłą”.
Pod KPH obczaiłyśmy tajniaków i zaczęłyśmy robić sobie z nich śmieszki. Jeden miał skarpety w zielsko, więc pytałyśmy: „Hohoho, panie policjancie, czy można mieć takie skarpety na służbie?”. Spalił buraka. Jak już byliśmy w samochodzie, żarciki zrobiły się mniej przyjemne: „Margot, ja cię kiedyś zabiję, wiesz o tym?”.
Serio ktoś ci tak powiedział?
Margot: Tak. Nie raz. Już trochę przywykłam. Policjanci dużo rzeczy mówią, gdy są wśród swoich. Zawsze żałuję, że nie mam wbudowanego w ciało mikrofonu, bo zacytować to jedno, a usłyszeć na żywo ten ton to jest inna przygoda.
Pod KPH nie mogli się już doczekać akcji prewencji, która została przyszykowana, żeby samochód mógł przejechać. Czekali jak małe dzieci przed choinką, żeby spacyfikować ten tłum. Nagrywali sobie pacyfikację na prywatne telefony i wysyłali filmiki rodzinom i znajomym. Nagrali nawet, jak dostałam w twarz.
To było jeszcze pod KPH?
Margot: Nie, już w blokowanym samochodzie. Na tym filmie pytałam: „Czemu mnie uderzyłeś w twarz?”. Na co policjanci typowo: „Nic nie widziałem, widziałeś coś, Michał?”. „Nie, nic takiego nie było”. Śmiesznie, bo ten film wysłali sobie między sobą i jedna policjantka wrzuciła nagranie omyłkowo na swoje facebookowe story. Skapnęła się dopiero w Wołominie, że to jest publicznie dostępne, i wtedy usunęła.
Policjanci mówili do mnie w formie żeńskiej, bo takie są wytyczne. Nauczyła mnie adwokatka, że mogę się tego domagać. Służba więzienna chyba nie ma takich wytycznych, więc miałam trzy tygodnie najdzikszego misgenderowania. Non stop byłam tytułowana panem.
Jak się czujesz jako wrogini publiczna numer jeden? Pierwsza w historii III RP więźniarka LGBT, zamknięta z powodów politycznych?
Margot: Śmiesznie. Pierwszy zakład karny, w którym miałam się znajdować, na Białołęce, ma na bramie marmurową tablicę pamiątkową w kształcie Polski z napisem: „Pamięci więźniów politycznych lat 80.”. Ostatecznie pojechałam do Płocka.
Trochę nie wiem, co zrobić z tym rozpoznaniem. Rozumiem, że w jakiś sposób jestem pierwsza. Nie wiem, czy to jest szlak, który warto przecierać. Zastanawiam się, czy przecieram go dla innych. Ale też się tym nie przejmuję, bo są rzeczy do zrobienia.
Dla wielu osób stałaś się bohaterką. Widziałem dziś post na Twitterze: „Moja Babcia przed chwilą: ale ta Margot to jest torpeda, musi mieć mega siłę, jestem pełna podziwu. Babcia. Rocznik 1946”. Dostajesz dużo wyrazów wsparcia?
Margot: Ponoć dostałam parę tysięcy listów. Ale prokuratura je zamroziła w ramach cenzury i ich nie widziałam.
Łania: Nie zdążyła ich ocenzurować, zanim wyszłaś.
Dużo czytania. Czujesz odpowiedzialność bycia liderką?
Margot: Raczej nie chcę tej odpowiedzialności. Myślę, że osoby, które są życzliwe i rozumieją nasze działania i sytuację osób queerowych w Polsce, nie oczekują od nas bycia liderkami. Z tego zrozumienia wynika empatia i współdziałanie, a nie dziwna, narzucana odpowiedzialność. Nie jesteśmy liderkami żadnego ruchu. Wprost przeciwnie – byłyśmy osobami, które dotąd głównie zajmowały się jebaniem po wszystkich osobach, które zajmowały pozycje liderskie w ramach ruchu queerowego w Polsce i wśród pseudosojuszników. Jebałyśmy po Rafale Trzaskowskim, zanim było to modne.
Jestem osobą LGBT i nie zagłosuję w drugiej turze wyborów prezydenckich [list]
czytaj także
To mnie akurat nie dziwi. Wydaje mi się, że dałoby się te homofobiczne furgonetki zatrzymać zgodnie z prawem, gdyby komuś na tym zależało.
Margot: W Poznaniu zabronili im jeżdżenia. We Wrocławiu też.
Podczas kampanii nienawiści wobec LGBT Trzaskowski mocno starał się nie być kojarzony z niczym tęczowym.
Margot: Tak. Osobiście nie czuję się najlepiej, że z pozycji marginalnej grupy, której nic nie pasuje, nagle nawiązałyśmy bardzo przyjazne stosunki z większością organizacji, które krytykowałyśmy. Jednocześnie NGOsy zmieniły swoje metody i dyskurs na o wiele ostrzejszy, o wiele bardziej radykalnie empatyczno-sojuszniczy. Zostałyśmy pozbawione naszego hejterskiego pazura.
A teraz jeszcze Hartman czy inne ciocie i wujkowie dobre rady od dojrzałych demokratów narzucają nam konieczność dojrzałego liderstwa. Osobiście bardziej chciałabym się z tym zmierzyć niż to afirmować.
czytaj także
Słyszałem plotki, że chcesz być premierką?
Margot: Nie. To Łania zamierza być i będzie posłanką. Ja zawsze chciałam być papieżycą i to się nigdy nie zmieniło.
A po co?
Margot: Chciałabym przejąć dziedzictwo chrześcijańskie i nim zarządzać.
A nie lepiej zlikwidować?
Margot: W ciągu ostatnich dni spędziłam wiele godzin na dyskusjach i obawiam się, że przekonano mnie, że władza korumpuje i lepiej na to uważać. Ale siedząc w celi, napisałam licencjat o wczesnym chrześcijaństwie jako turboanarchizmie.
Myślę, że naprawdę dobry papież zlikwidowałby Kościół.
Margot: Możliwe. Ale skoro był i jest taki gigantyczny ból dupy o Chrystusa, to chciałam wytłumaczyć, czemu Chrystus należy bardziej do nas niż do współczesnych rzymskich katolików.
Po to chciałaś się spotkać z papieżem?
Margot: Nie. Chciałam mieć bierzmowanie od papieża, żeby wszystkich polskich rzymskich katolików dupa bolała. Nadal chcę.
Dostałaś Biblię do celi?
Margot: Byłam super zdziwiona, że nie mieli na całym zakładzie w Płocku, ale załatwiłam sobie.
Myślałem, że Biblia jest w każdej celi.
Margot: Nie. Biblioteka w ogóle była słaba. Jedyną klasyczną literaturą były Biesy, a współczesną – Solaris. Poza tym broszury IPN-u i powieści sprzed pięćdziesięciu lat o Indianach. Ale załatwili mi od współwięźnia, który pożyczył mi swój prywatny Nowy Testament. Więc miałam materiał do pisania licencjatu.
Chciałem cię zapytać o te wszystkie osoby pseudosojusznicze, pouczające was, co macie robić, jak Hartman, Gozdyra czy Tomasz Lis…
Margot: Zastanawiam się, skąd się bierze ta opowieść o intelektualistach, którzy zmieniają świat ładnym słowem i w zasadzie kurwa czym jeszcze? Myślę, że nie byłabym w stanie szanować osób, które nie umieją skorzystać ze swojego wkurwu, które nigdy nie pokazałyby fucka.
Tomasz Lis pisał: „Mam za sobą rozmowy z ludźmi LGBT przerażonymi wizją tego, że będą utożsamiani z Margot, za sprawą której wielu pomyśli, że są jakimiś niezrównoważonymi dziwadłami”.
Margot: To jest bardzo niesprawiedliwe. Jestem bardzo stoicką, spokojną osobą. Rozpoznawanie zła, które się dzieje, i patrzenie mu w oczy to nie jest żadne niezrównoważenie. Za to bardzo nam szkodzi przyjmowanie prawicowej narracji, w której osoby queerowe są szalone, niepoczytalne.
Co sądzisz o Tomaszu Lisie?
Margot: Że pierdoli.
Dlaczego pokazałaś fucka?
Margot: Bo powiedzieć, że pierdolę Polskę, to za mało. Zawsze robiłyśmy to, na co mamy ochotę, i będziemy dalej tak robić, nie oglądając się na to, czego oczekują od nas pseudosojusznicy, którzy bardziej troszczą się o zasady grzeczności i dyskurs publiczny niż o nas.
Macie jakieś cele polityczne?
Margot: Nasze cele w ogóle nie zakładają zwycięstwa. Jesteśmy mniejszością bez kart przetargowych i kapitału, które pozwolą nam zarządzać sceną polityczną. Naszym celem jest wspólnotowość osób queerowych. Żeby osoby mogły działać, nie wchodząc w gry, które będą je korumpować. Żeby mogły żyć w prawdzie, tak po chrześcijańsku, i szczerze reagować na to, co je spotyka. Jako ruch spodziewamy się rzeczy najgorszych, jeśli chodzi o jakąś finalną perspektywę. Będą nas zabijać. Ale i tak wszyscy umrzemy. Przynajmniej mamy szansę spędzić to życie w otoczeniu osób szczerych, odważnych i wzajemnie się o siebie troszczących.
To jest super budujące, pozytywne i wzruszające, kiedy przestajesz się otaczać i przejmować takimi osobami jak Tomasz Lis i innymi warunkującymi swoje sojusznictwo tym, czy ładnie wyglądasz i grzecznie się zachowujesz. Czy nie odbierasz przypadkiem publicyście kapitału popularności w tym zakłamanym świecie.
Potrzebujemy radykalnych sojuszników, którzy nawet jeśli nie mają tych samych problemów co ty, to rozumieją twój wkurw i wiedzą, że to, co przeżywasz, jest legitne. Gdy mierzysz się z nieskończonym złem, jakim jest Fundacja Pro – Prawo do Życia, wtedy można i trzeba robić rzeczy, które są czasem nie z tej ziemi i trochę też spoza porządku prawnego i spoza jakiegokolwiek porządku.
Niszczenie furgonetek może budować wspólnotę?
Margot: Tak. Na sto procent. Takie miałyśmy doświadczenie. Gdy blokowałyśmy ciężarówki, ludzie po prostu spontanicznie dołączali do tych blokad. Wychodziłyśmy pojedynczo i zgarniałyśmy ze sobą dzieciaki, które wracały chyba z testów gimnazjalnych czy matur.
Łania: To był koniec roku szkolnego.
Margot: Takie dzieciaczki w białych koszulach. Powiedziałyśmy, że idziemy blokować samochód, i dzieciaki dołączały. To jest coś, co buduje spontaniczną wspólnotę. Konfrontowanie się z krzywdą, która nam się dzieje, wywołało ostatnio wiele aktów solidarności. Na pewno dało to jakieś podwaliny do tworzenia się queerowych wspólnot.
A co z przemocą? Na jednym z filmików widać, jak atakujesz jakiegoś typa z telefonem, za co zostałaś aresztowana. O co tam chodziło?
Margot: Można by potraktować tę sytuację jako pewnego rodzaju eksperyment psychologiczny z dziedziny percepcji. W jaki sposób na twój odbiór wydarzenia, które masz przed oczami, wpływa to, jak ono zostało opisane. Ten film był od samego początku publikowany z tytułami: „Atak lewicowych zwierząt”, „Lewackie terrorystki”, „Brutalne pobicie” itd.
Widać szarpaninę.
Margot: Coś tam widać. Obdukcja pokazuje, co się tam wydarzyło naprawdę. Spoiler alert: nie ma obrażeń, jest jakieś zadrapanie.
Łania: Obrażenie wpływające na zdrowie poniżej siedmiu dni. Jakiś siniak albo obtarte kolano.
Margot: Odbiór byłby zupełnie inny, gdyby wideo było opublikowane z tytułem: „Ile lewackich dzieciaków potrzeba, żeby przewrócić na chodnik jednego rosłego faceta?”. Czy coś w tym stylu.
Ale czemu chciałyście go przewrócić?
Margot: Nikt nie chciał go przewrócić, typ się wyjebał na chodnik.
Znamy się z Łukaszem od półtora roku. Był wolontariuszem fundacji Pro i pilnował ich namiociku. Nikt nigdy nie wpadł na pomysł, żeby można było cokolwiek mu zrobić, bo jest literalnie parokrotnie większy od nas. Jest też bardzo dobrze przeszkolony do zadania, które wykonuje – ma być wielką skałą, której nie da się sprowokować, bo to ładnie wygląda na nagraniach. Cokolwiek się wokół niego dzieje, na nagraniu ma być widać, że on jest bardzo spokojny, a wszystko wokół jest szalone.
Nie miałyśmy żadnej intencji zrobienia mu krzywdy. To jakiś głęboki absurd, że doszukuje się w tym jakiejś strasznej przemocy. Parę dni temu leciała w telewizji opowieść o 28-latku, który brutalnie skatował chłopaka. Rozwalił mu nos i spowodował wstrząśnienie mózgu. Parę tygodni później skatował kogoś innego. Prokuratura stwierdziła, że sprawca tych pobić ma się stawiać na policji trzy razy w tygodniu. Za to ja musiałam spędzić trzy tygodnie w zakładzie karnym.
To pokazuje podwójne standardy, które dotyczą społeczności osób queerowych. Osoby queerowe nie mają przyzwolenia na stosowanie przemocy, mają za to przyzwolenie na bycie wiecznymi ofiarami. I tak będzie, dopóki ten układ nie zostanie zaburzony. Nie jest w naszym interesie, żeby osoby queerowe były zawsze w roli ofiar.
Przemoc jest uzasadniona?
Margot: Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, wystarczy prześledzić jakiekolwiek ruchy społecznej zmiany, które cokolwiek wywalczyły.
Bardzo dużo pokojowych ruchów obywatelskiego nieposłuszeństwa też odnosiło sukcesy.
Margot: To trochę zależy od perspektywy: czy uważasz, że to non-violence wymusza presję, czy raczej jest tym, co zostaje na placu boju po osobach, które wcześniej wywarły presję w bardziej radykalny sposób, ale skończyły w więzieniach lub zostały skatowane.
Przemocą nie wygramy z aparatem represji, który ma tej przemocy dużo więcej.
Margot: No tak, ale to nie jest ten sam rodzaj przemocy. Przemoc aparatu państwa, przemoc systemowa nie jest tym samym co ludzie, którzy bronią się, walcząc o życie własne, swoich bliskich, swoją wspólnotę.
Łania: Nie próbujemy z aparatem represji wygrać przemocą. Nie czuję, żebym miała wygrywać z jakimkolwiek aparatem represji. Nie wydaje mi się, żeby to był środek do zwycięstwa. To bardziej samoobrona, reakcja na polską spierdoloną rzeczywistość. Nie wierzę, żebyśmy miały wygrywać…
Margot: Jesteśmy inwigilowane od miesięcy. Pod miejscami, gdzie mieszkamy i przebywamy, zawsze są tajniacy albo stoją suki. Policjanci, szczególnie tajniacy, w ogóle nie kryją się z tym, że nas obserwują. Po tym, jak zostałam wywleczona z domu na Ursynowie, policjanci, którzy prowadzili inwigilację, otwierali drzwi do sklepu, żeby mnie przepuścić. I kupowali sobie lody na patyku. Tacy pozujący na meneli, dobrze zbudowani chłopcy. To nie jest opowieść o wygrywaniu przemocą z aparatem represji, który całodobowo zatrudnia typków, co są w stanie nas zmieść z planszy jednym ruchem.
Czemu są w to inwestowane takie siły? Przecież nie stanowicie chyba jakiegoś wielkiego zagrożenia dla kogokolwiek…
Margot: No właśnie. To się w ogóle nie trzyma kupy. Raz jesteśmy szalonymi ciotami, a raz groźnymi lewackimi bojówkami i terrorystkami.
Ciągle nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby się was bać.
Margot: Bo możemy poradzić sobie same. Jak pozwalasz ludziom radzić sobie samym, co jest po prostu głęboką anarchistyczną ideą, w ramach swojej wspólnoty, bez pomocy państwa…
Łania: …państwo świruje.
Margot: Państwo musi pokazać, że jest bardzo potrzebne. Aparat prawny i aparat represji musi wziąć udział w każdym konflikcie, bo to uzasadnia jego istnienie. Tak samo policjanci, którzy stosują wobec nas przemoc, ciągną nas po glebach, rozpierdalają nasze demonstracje, a potem nam mówią, że nasze queerowe akcje mogły mieć miejsce tylko dzięki nim, bo oni ochraniają nasze zgromadzenie. I gdyby nie oni, to faszyści by nas, kurwa, rozpierdolili w pył. To jest po pierwsze głęboko dwulicowe, a po drugie uniemożliwia się osobom queerowym konfrontację z tą rzeczywistością, w której musiałaby się same bronić.
Łania: Dopóki nie zatrzymywałyśmy tych furgonetek, one sobie po prostu jeździły. Były jakieś interwencje prawne, dzwonienie na policję. Dopiero kiedy zaczęłyśmy uniemożliwiać im ruch, nagle włączyło się państwo. Tak intensywnie, że teraz mają policyjną obstawę.
Ile osób liczy kolektyw Stop Bzdurom i jak się można do niego zapisać?
Margot: Często dostajemy to pytanie. Nazywamy się milion. Jesteśmy grupą mobilną i nieformalną. Jest Łania i ja, ale to nie jest całe Stop Bzdurom. Jest bardzo dużo osób, które angażują się w różne rzeczy i pomagają przy różnych inicjatywach. Są osoby, które nie mają na przykład przestrzeni na branie udziału w blokadach, ale bardzo chętnie nam pomogą w projektowaniu, wysyłce czy dystrybucji wlep. Inne chętnie pomogą nam zrobić jakąś queerową potańcówkę czy ogarnąć sprzęt. Są osoby, które wezmą udział w jednym i drugim, ale wolą robić jakieś radykalne akcje i to jest generalnie ich domena.
Myślę, że paradoksalnie te represje i ta cała policyjna akcja wzmocniły społeczność queerów. Nie mówiąc o tym, że macie dużo więcej fanów na Facebooku. Krzysztof Gonciarz wynajął swoją ciężarówkę…
Margot: Skoczyłyśmy z 20 na 40 tysięcy fanów. Fanpage KPH ma w okolicach 100 tysięcy. To jest ułamek tego, co mają influencerzy spoza społeczności. Nie chciałybyśmy za bardzo się brandzlować tą naszą zwiększającą się popularnością, bo to nie jest kapitał, z którym możemy zrobić jakieś naprawdę wielkie rzeczy. Może pewnego dnia problematyka, którą się zajmujemy, będzie na tyle istotna, żeby stać się influencerska, ale to jeszcze nie ten moment. No i do Stop Bzdurom nie można się zapisać. Można robić rzeczy i wysyłać nam materiały na naszą szyfrowaną pocztę. Czasem chętnie je opublikujemy. Czasem nie.
Łania: Zależy, czy są zgodne z linią partii.
Margot: Jak robisz rzeczy, które nie wpisują się w logikę miłych, tęczowych demonstracji, jak drag queenki, które przesuwają granicę tego, co postrzegane jest jako norma, czy jakieś mocniejsze wystąpienia, to spotyka cię bardzo ostra krytyka ze strony części społeczności. Trzeba mieć super mocne plecy, żeby się nie załamać. Jesteśmy organem przypominania o radykalnej empatii i legitymizowania tego typu działań. Zawsze gdy ktoś przekracza jakieś granice i wyznacza nowe standardy, bronimy go. Na przykład tak było z czerwonym ptakiem cudakiem, który prowokował podczas przemarszu narodowców.
Łania: Ten typ, co wyszedł na balkon i machał pomponami na pierwszego sierpnia.
I masturbował się?
Margot: Robił takie gesty. Kojarzysz?
Tak.
Łania: Wiedziałyśmy, że to jest jakiś hetero śmieszek, co zaczął sobie robić prowokację, Margot od razu napisała bardzo mądry tekst, że nie ma co skupiać się na takich rzeczach.
Margot: Nawet jeśli jest trollem, to go anektujemy, doceniamy jego performance. Zrobił dobrą robotę, ośmieszając tych wszystkich zjebów. Jeżeli nie jesteśmy w stanie zaakceptować tego czerwonego ptaka cudaka, to słabo z nami. Duża część naszej społeczności nie jest w stanie rozróżnić takiej prowokacji od występów drag queenek.
No i co dalej? Co planujecie?
Łania: Chciałybyśmy się zająć tymi rzeczami, na które nie miałyśmy czasu, bo musiałyśmy reagować na Polskę. Teraz nie musimy ani nie możemy, bo policja bez przerwy nas obstawia. Będziemy się zajmować rzeczami bardziej z domu.
Margot: Zrobimy z siebie na jakiś czas takiego małego NGOsa.
Łania: Wielki dodruk wlep.
Margot: Zebrałyśmy ze zrzutki 300 tysięcy złotych. Chcemy wykorzystać ten hajs w sposób, który nam jako małej grupie był potrzebny. Zamierzamy zająć się redystrybucją. Chciałybyśmy zrobić jakieś mikrogranty.
Łania: Chcemy wesprzeć te grupy, które nie mają skąd dostać pieniędzy, bo ani nie są znane, ani nie są organizacją, która może ubiegać się o grant, ani nie są z dużego miasta, w którym mogą sobie zrobić imprezę benefisową w Pogłosie.
Margot: Teoretycznie jesteśmy w stanie rozdysponować te pieniądze w parę dni. Tylko chcemy to zrobić w taki sposób, żeby jak najwięcej osób z naszej społeczności na tym skorzystało.
Nie jesteśmy nic nikomu winne. Walczymy o siebie. Jeśli będziemy chciały, to będziemy dalej się wydurniać, a jak nam się znudzi, to rozdamy hajs dzieciakom i znikniemy.
Artykuł zaktualizowano 04/09/2020 na prośbę Margot, precyzując pozytywną rolę drag queens w przesuwaniu granic tego, co postrzegane jest jako norma społeczna.