Kraj

Mamy feminizm w domu. Na obcasach

Zmarła znana kobieta. Co na to ponoć feministyczne medium? Przypomina, co mówili o niej mężczyźni.

Gdy pisałam o śmierci Jane Birkin, zżymałam się, że mainstreamowym mediom prędzej wyrosną kaktusy w redakcjach, niż przyjdzie do głów odrzucenie seksizmu. Dlaczego? Bo odejście znanej piosenkarki i aktorki komentowano głównie przez pryzmat jej urody i relacji z Serge’em Gainsbourgiem.

„Czegokolwiek byś nie zrobiła, i tak sprowadzą cię do ładnej buzi i chłopa, z którym się związałaś” – wkurzałam się, już wtedy czując cudzowstyd i znużenie tym, że ciągle trzeba punktować te pozornie nieszkodliwe, a w praktyce utrwalające dalekie od podmiotowości traktowanie kobiet nagłówki. Serio, nie stać was było na nic lepszego niż dawno zużyte wąsate klisze? Otóż nie. Mało tego – są eksplorowane w nieskończoność.

„Gównodziennikarstwo”: Władza patrzy na ręce dziennikarzom

Nie minęło nawet 12 miesięcy, a znad Sekwany nadeszła kolejna smutna wiadomość. W wieku 80 lat zmarła Françoise Hardy – dla jednych ikona francuskiej piosenki, dla drugich – mody, a jeszcze innych – filmu. Nie będę streszczać wam jej biografii, bo od tego macie choćby Wikipedię i parafrazujące encyklopedyczną notkę portale. Nie czepiam się wyrastania jak grzyby po deszczu bliźniaczo podobnych do siebie komunikatów, bo nie urodziłam się wczoraj i wiem, że przeklejanie ze strony na stronę tych samych informacji to kwintesencja internetu.

Nie wierzę jednak, że – cytując jedno z najpopularniejszych haseł na demonstracjach w obronie praw kobiet – „znów muszę oprotestować to gówno”. W prasowych tytułach i leadach czytam bowiem, że zmarła nie świetna tekściarka i kompozytorka, ale muza Micka Jaggera, w której kochał się David Bowie i być może Bob Dylan. To znaczy ten drugi „napisał o niej wiersz”. A ten pierwszy – chwalił osobowość lub twórczość. Autorki i autorzy artykułów nie są w tej materii zgodni, ale jak jeden mąż w centrum uwagi stawiają to, co o Hardy myśleli sławni kolesie.

Wiadomo, baba bez bolca… się nie liczy, a jeśli nawet coś osiągnie, to musi zostać namaszczona przez mistrzów w swojej branży tylko po to, by na koniec wspaniałomyślnie zostać nazwana jakimś zasłużonym męskim nazwiskiem w spódnicy.

Pewnie machnęłabym na to ręką, gdyby takie głupoty pisano w jakichś podrzędnych tytułach, ale tak się składa, że w ten sposób opowiedziany news trafił do mnie z medium uchodzącego za prokobiece i feministyczne. Zaraz będzie, że znowu czepiam się szczegółów i brzmię jak zdarta płyta, ale na szczęście Sarah Ahmed, autorka wydanego właśnie przez Krytykę Polityczną Przewodnika feministycznej psujzabawy skutecznie wyleczyła mnie z przejmowania się tymi oskarżeniami.

„Nawet jeśli mówimy w kółko to samo, ponieważ oni robią w kółko to samo, to nam zarzuca się, że się powtarzamy” – twierdzi. No właśnie, w 2024 roku kobiety w skierowanej do nich i tworzonej w większości przez kobiety prasie nadal czytają, że wokalistka z osiągnięciami na koncie była czyjąś muzą. Czujecie zgrzyt?

Nie chcę wprawdzie iść w de facto antyfeministyczny dyskurs pt. „kobieta kobiecie wilkiem”, ale wielkie, być może nawet największe pretensje o seksizm, a właściwie deprecjonujący autosabotaż, mam do „Wysokich Obcasów” (bo o nich mowa) z jednego prostego powodu.

Biedni liberalni wujaszkowie patrzą na Jane Birkin

Nie są nim podwójne standardy, lecz fakt, że – tym razem powołam się na Amię Srinivasan, autorkę innej ważnej książki, Prawo do seksu. Feminizm w XXI wieku – „feminizm musi być nieubłaganie prawdomówny, zwłaszcza gdy mówi o sobie”.

Najwyraźniej w domu mamy tylko ulukrowaną jego wersję, w której niewygodny, odważny i przełomowy ruch społeczny walczący o równość wszystkich zmienia się w przyjemną powiastkę o niby niezależnych, ale tak naprawdę zabiegających o uznanie mężczyzn kobietach.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

Nie wiem jak wy, ale ja już wyrosłam z bajek i czuję, że pod jednym dachem z ich opowiadaczkami jest mi bardziej niż ciasno. Im pewnie też, ale jest na to bardzo uwalniający sposób – rezygnacja z ciągłego przeglądania się w lustrze męskiego spojrzenia i chodzenia po chacie w obcasach. Polecam!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij