Lewicowym polityczkom, na które liczyliśmy, ewidentnie brakuje odwagi i rozmachu. Magdalena Biejat, zamiast mocno grać tym, że jest jedyną kobietą w gronie kandydatów, nie wprowadza kobiecej agendy do polityki, przypomina sobie o tym dopiero 8 marca. To jest naprawdę smutne – mówi Przemysław Sadura w rozmowie Katarzyny Przyborskiej.
Katarzyna Przyborska: Według ostatniego sondażu Pracowni 24 Lewica w ogóle nie weszłaby do Sejmu, podobnie jak Trzecia Droga. Wbrew Lewicy została przegłosowana niższa składka na NFZ, a Fundusz Kościelny jest nietknięty – nie przypadkiem dostał się PSL i stało się tak, jak zapowiadali przedstawiciele Kościoła tuż po wyborach, czyli nic się nie zmieniło. Lewica się wypala. Czy po wyborach prezydenckich będzie jeszcze miała na cokolwiek wpływ?
Przemysław Sadura: Gołym okiem widać, że nie wygląda to dobrze. Wynik Lewicy w ostatnich wyborach nie był wysoki, a z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że były to czasy świetności. Lewica traci wyborców, a w jeszcze większym stopniu wyborczynie, bo przypomnijmy, że jeszcze w październikowych wyborach przynajmniej te najmłodsze kobiety, z grupy do 30. roku życia, głosowały na Lewicę trzykrotnie chętniej niż reszta społeczeństwa. Można było mówić o tym, że Lewica jest kobietą, dziewczyną. Tego już nie ma.
Co poszło źle? Brak legalizacji aborcji, a przynajmniej dekryminalizacji pomocy w usunięciu ciąży?
Na pewno. To Lewica płaci za posunięcia Koalicji Obywatelskiej. I za obawę premiera Tuska, że nieukontentowane PSL wpadnie w ręce PiS-u, a jego elektorat może pójść w stronę populistów. To nie KO blokowała najważniejsze postulaty Lewicy, tylko PSL i Polska 2050.
To one wybrały nową władzę. Ale nie obudziły się w nowej, lepszej Polsce
czytaj także
Te wyborczynie odchodzą do innych partii czy się zniechęcają i być może wcale nie pójdą głosować?
Deklarują, że polityka przestaje je interesować i nie będą głosować. Aktywizują się za to młode osoby, które irytuje polaryzacja i ten całkowicie dla nich niezrozumiały Jurassic Park, czyli starcie dinozaurów III RP – Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Na nich czeka Konfederacja, ze świeżym wizerunkiem, która dobrze czuje się w mediach społecznościowych i na TikToku, skąd młodzi czerpią wiedzę o świecie. Konfederacja bez Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikkego wydaje się mniej radykalna i mniej kontrowersyjna.
Chyba że Mentzen porozmawia sobie w miłej atmosferze u Stanowskiego i opowie, że studia powinny być tylko dla najbogatszych, a aborcja to „nieprzyjemność”. Po tej rozmowie poparcie Konfederacji spadło o trzy punkty.
Nadal jest trzecią siłą, a na wiec w Poznaniu przyszły tłumy. Na tle Brauna Mentzen rzeczywiście wydaje się całkiem normalnym politykiem, ale rozłam nie nastąpił ze względu na różnice w poglądach, tylko dlatego, że Braun wbrew ustaleniom zdecydował się wystąpić przeciwko Mentzenowi. Poglądy Mentzena i Konfederacji są porównywalne z tymi, które wygłaszają politycy AfD mający wizerunek neofaszystów, przy czym w Niemczech spotyka ich za to izolacja i przynajmniej na razie niemożność wpływania na politykę. Wobec AfD odwieczni rywale, CDU i CSU, zwierają szeregi w poczuciu odpowiedzialności za Niemcy, za ład prawny i demokrację.
Nie słuchajcie Mentzena. Potrzebujemy bezpłatnego kulturoznawstwa
czytaj także
Tymczasem w Polsce liberalni politycy już mówią językiem Konfederacji. Koalicja Obywatelska już wcześniej była ich blisko pod względem poglądów na gospodarkę, a teraz, po przegłosowaniu ustawy antyazylowej, jest jeszcze bliżej. KO przegłosowała też obniżenie składki zdrowotnej przy wsparciu Konfederacji, która wprawdzie wstrzymała się od głosu, ale, jak to opisał jeden z tytułów, w ten sposób „uratowała rządowy projekt”. Czy jest możliwa koalicja KO-Konfederacja?
Konfederacja rośnie i może wchodzić w koalicję z PiS, ale może też wchodzić w koalicję z KO. PiS to nie CDU, KO to nie SPD, nie ma u nas możliwości dogadania się Koalicji Obywatelskiej i PiS ponad głowami Konfederacji. To jedno się nie wydarzy, wszystko inne może się wydarzyć.
Byłaby na to zgoda w KO?
To nie są czasy, kiedy mieliśmy jakąś ideowość liberałów gdańskich, z których wywodzi się sam Tusk i część najstarszych członków czy założycieli KO, którzy nie mogą patrzeć na Konfederację bez wstrętu. Nienawiść do PiS jest zadawniona i otwiera drogę do negocjacji z Konfederacją, chociaż nie jest to dla nich żaden wymarzony sojusznik.
Jeśli wybory prezydenckie nie rozstrzygną się na korzyść Trzaskowskiego, a nawet jeśli Trzaskowski wygra, ale jego zwycięstwo nie zostanie wykorzystane do tego, żeby przebudować, wzmocnić, odzyskać wigor i zaufanie, to Konfederacja – nawet jako słabszy partner PiS czy PO – wynegocjuje sobie dobrą pozycję. Zawsze może też nie wejść w żadną koalicję, pozwolić którejś z partii tworzyć gabinet mniejszościowy po to, żeby wpędzić układ w taki kryzys polityczny, na którym znowu to oni mogą zyskiwać aż do momentu, kiedy ich siła wzrośnie. To jest nadzwyczaj wygodna sytuacja dla populistów, i to takich populistów, jakich jeszcze nie znaliśmy.
czytaj także
Czy elektorat Mentzena pójdzie do wyborów, czy raczej zapomni i zamiast tego pojeździ sobie na hulajnodze albo wypije piwo przy grillu?
To jest trochę takie chciejstwo liberalno-lewicowych komentatorów, zwłaszcza tych lewicowych.
Skoro nie widać szansy na to, że młodych wyborców zagospodaruje Zandberg czy Biejat, to pozostaje desperacka nadzieja, że Konfederacja potknie się o własne nogi?
Konfederacja wykonała ogromną pracę. Ta siła, która była cierpliwie budowana przez pokolenia prawicowych polityków, szurów i oszołomów, wreszcie jest gotowa, żeby wypłynąć na wielkie wody. I nie sądzę, że to się nagle teraz rozpadnie, dlatego że młody elektorat postanowi pojeździć na hulajnodze.
Nie łudźmy się. To już od dawna nie są tylko młodzi. Widać, że konfederaci poradzili sobie z mobilizacją różnych grup wiekowych i wyborczych. To są i ci, co mają liberalne poglądy, i darwiniści, którzy po prostu nie chcą płacić podatków, i ci zmęczeni podziałem na PO-PiS. To nie są osoby, które by czytały filozofów. Wiedzę o świecie czerpią z TikToka, a prostota komunikatów Mentzena ich uwodzi. Nie są mizoginami, popierają prawa osób LGBT, do niedawna mogli nawet przejmować się klimatem, ale przejmowanie się klimatem już nie jest modne. Są w Konfederacji ścieżki awansu także dla kobiet. Ta partia dojrzała do tego, żeby przeistoczyć się w postmodernistyczny populizm, gdzie możesz być jednocześnie i za UE, i przeciwko.
Lewica i Polska 2050 są już za słabe, żeby tworzyć kordon razem z KO, traciły siły na walce między sobą. Czy ich osłabianie i dopuszczenie do hegemonii KO to zamierzony efekt działań premiera?
Rzeczywiście dochodzi do pożerania przystawek, ale nie sądzę, by był to wynik wyrachowanego planu Donalda Tuska. Co najwyżej Tusk okazał się nie być takim omnipotentnym demiurgiem, za jakiego wielu go uważało. W ogóle mamy taką skłonność do upatrywania geniuszu w głównych politykach. Kaczyński miał być genialnym strategiem, a próbą jego geniuszu jest Nawrocki w roli kandydata. Podobnie jest z Tuskiem. Udał mu się powrót z Brukseli, ale czy dlatego, że był taki genialny?
KO była partią wodzowską. Kiedy zabrakło Tuska, a PiS wygrał wybory, jej poparcie spadło do kilkunastu procent. Szymon Hołownia zbierał wtedy dwadzieścia parę.
No właśnie, Donald Tusk zostawił Koalicję Obywatelską w rękach ludzi, którzy sami nie potrafili sobie z tym poradzić. Ale wrócił, uratował swoją partię i uruchomiła się dynamika, w której znowu KO rosła słabością swoich koalicjantów, ale nie musiała ich specjalnie pożerać.
Dlaczego Lewica od lat wchodziła w rolę młodszej siostry Koalicji Obywatelskiej? Dlaczego zabiega o ten sam dobrze zarabiający i uprzywilejowany elektorat, licytuje się na liberalizm w kwestiach światopoglądowych, ma te same postulaty i tylko trochę bardziej radykalnym językiem mówi o aborcji czy prawach osób LGBT? W efekcie Lewica nie ma w ogóle tego tradycyjnie lewicowego elektoratu ani tradycyjnie lewicowych postulatów dotyczących państwa opiekuńczego, solidarności społecznej. Skoro Lewica walczy o głosy z PO, trudno się dziwić, że tę walkę przegrywa, bo jest mniej sprawcza.
czytaj także
To ciekawe, co powiedziałeś przed chwilą o wierze w omnipotencję, w polityczny geniusz. Zachowanie przywódców mniejszych koalicjantów, na przykład Włodzimierza Czarzastego, zdaje się to potwierdzać. Wydaje się, że on nie czuje na sobie odpowiedzialności. Czarzasty broni swoich ludzi i swoich stanowisk, ale nie ma tu parcia na przyszłość, rozwijania agendy, poszukiwania wyborców. Nie ma żadnej dynamiki.
Wśród polityków formacji lewicowych zabrakło osób z wizją, odwagą, spojrzeniem wykraczającym poza to, co jest. Siedzą w takiej niszy, żeby dosadniej tego nie określić, bo różnie można sobie wyobrażać miejsce, w którym głęboko Lewica utknęła. I Lewica się tam mości. Walczy o coraz mniejszy, wykrwawiający się elektorat, w bratobójczej walce z partią Razem. Lewicowym polityczkom, na które liczyliśmy, ewidentnie brakuje odwagi i rozmachu, nie narzucają własnych scenariuszy. Magdalena Biejat, zamiast mocno grać tym, że jest jedyną kandydatką, jedyną kobietą w gronie kandydatów, nie wprowadza kobiecej agendy do polityki, przypomina sobie o tym dopiero 8 marca. To jest naprawdę smutne.
Jeżeli jest, jak mówisz, to będziemy musieli poczekać na masę krytyczną migrantów, na których lewica będzie mogła się zbudować na nowo.
To political-fiction. Ale z drugiej strony patrzymy na kurczącą się grupkę ewidentnie nieudolnych polityków, którzy coś próbują zrobić, ale im nie wychodzi. A im bardziej usiłują tę lewicę ożywić, tym ona bardziej się kurczy i dzieli.
Uważasz, że niech już sczezną i niech na ich miejsce powstanie coś nowego?
Nie chcę tak mówić, ale oni się zachowują jak Gang Olsena. Był taki duński komediowy serial o złodziejaszkach-nieudacznikach, który pokolenie czterdziestolatków pewnie jeszcze pamięta. Planowali wielkie skoki, które zawsze kończyły się katastrofą zabawną dla wszystkich, tylko nie dla nich. Przez długi czas tak się zachowywała Konfederacja, teraz Lewica przejęła pałeczkę. A my stoimy, kibicujemy, czekamy, aż pojawi się jakaś myśl strategiczna, która przyniesie zwrot akcji.
Pomysły są – jak zadbać o elektorat kobiecy, młody, jak wrócić do postulatów, które kiedyś były lewicowe. Jak zagospodarować to, że Polacy coraz częściej przypominają sobie o kolektywizmie, o solidarności, odpowiedzialności, że w modzie jest etatyzm, wielkie projekty typu CPK, że czekamy na elektrownie atomowe.
To jest dokładnie to, o czym mówi Razem.
Ważne jest nie tylko to, co mówisz, a też, kiedy to mówisz i z jakiej pozycji. Adrian Zandberg, który chyba próbował budować lewicowy populizm, od początku opowiadał Polakom, że przede wszystkim trzeba podnieść podatki. I tym w zasadzie zamknął szansę na zbudowanie tego populizmu. Poniosła go szczerość i ustawiła tak, że od tamtej pory nie jest w stanie skutecznie mobilizować elektoratu.
Nie wiem, jak cię namówić na poszukanie jakiejś nadziei.
Lewica musi sobie zdać sprawę, że walczy o życie. I zobaczymy, czy to jest organizm, który jeszcze ma jakiś instynkt przetrwania. Na razie bawią się w najlepsze na Titanicu. Niewykluczone, że znowu czeka ich polityczny czyściec i w 2027 roku nikt ze środowisk lewicowych nie wejdzie do parlamentu.
Może koalicja KO z Konfederacją sprawi, że po lewej stronie pojawi się miejsce na nowe siły. W czasach, kiedy jeszcze nie było PO i PiS, a były tylko SLD, PSL i AWS, Lewica święciła triumfy. Została zmarginalizowana w momencie, kiedy w inny sposób podzielono polskie społeczeństwo. I przez te 20 lat tego nowego podziału Lewica nie była w stanie się ułożyć i podejmowała coraz gorsze decyzje. Teraz na horyzoncie widać już schyłek podziału na PiS i PO i kolejne rozdanie.
**
Przemysław Sadura – doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada na Wydziale Socjologii UW. Kurator Instytutu Krytyki Politycznej. Założyciel Fundacji Pole Dialogu. Bada relacje między państwem i społeczeństwem w obszarach funkcjonowania różnych polityk publicznych. Autor m.in. książki Państwo, szkoła, klasy i współautor (ze Sławomirem Sierakowskim) badań Polityczny cynizm Polaków i Koniec hegemonii 500 plus oraz książki Społeczeństwo populistów.