Nie wiecie, na kogo oddać głos w niedzielnych wyborach do Sejmu i Senatu? Komentatorzy i komentatorki zespołu Krytyki Politycznej dzielą się swoimi typami.
Po raz pierwszy w wyborach parlamentarnych miałam szansę zagłosować w roku 1976. Nie skorzystałam z niej, więc wieczorem odwiedziło mnie dwóch smętnych panów, żeby spytać, czy o czymś przypadkiem nie zapomniałam i przypomnieć, że lokal wyborczy jest jeszcze czynny. Nadal nie skorzystałam – wówczas i później, aż do 1989 roku. Wiem, że to dziś powód staroświecki i może nawet nieco śmieszny, ale skoro przez wiele lat mówiłam, że chcę demokracji i normalnych wyborów, to potem głupio byłoby nie brać w nich udziału. Nawet pomimo tego, że nie jest to łatwy kawałek chleba, jeśli ma się lewicowy i liberalny światopogląd.
Po 89′ zaszłości historyczne sprawiały, że trudno mi było przemóc się i zagłosować na post-PZPR. Jak długo jednak można kierować się resentymentem sprzed dziesięcioleci? Owszem, SLD ma swoje za uszami, ale z czasem argument „postpezetpeerowski” stracił dla mnie znaczenie. W każdym razie przez lata mój dylemat polegał na tym, że chciałam głosować na jakąś formację inną niż SLD i możliwie najbardziej lewicową. Co zawsze – poza jednym przypadkiem – kończyło się tym, że mój głos był stracony.
Niedawno na FB przeczytałam wpis, w którym ktoś (ktosia) pisała, że w każdym z nas jest jakaś część, która chciałaby zagłosować na PiS. Zrobiłam więc rachunek sumienia. Gdybym miała się zdobyć na całkowitą szczerość, to ta ciemna strona mnie, która może i chciałaby zagłosować na PiS, mówi: niechby kiedyś wreszcie ugrupowanie, na które oddaję głos, wygrało! To musi być całkiem przyjemne uczucie, patrzeć na słupki wyborcze i zacierać ręce – wygraliśmy!
(Warto może i ten czynnik uwzględnić w spekulacjach socjologów i politologów, czemu ten PiS tak wygrywa. Fajnie jest postawić na faworyta. Stawiając na nie-SLD-owską lewicę, nigdy nie miałam nawet złudzeń, że stawiam na czarnego konia.)
Jednak w wyborach 13 października na PiS nie zagłosuję, ani na PSL. Nie ma chyba czego tu tłumaczyć.
W poprzednich wyborach, trochę w związku z owym „dość marnowania mojego głosu!”, zdecydowałam się zagłosować na Zjednoczoną Lewicę. Bałam się, że jeśli lewica nie wejdzie do sejmu, władza dostanie się w ręce PiS. Co jak wiadomo nastąpiło. No i również wydawało mi się, że Barbara Nowacka jest kandydatką, na którą bez kłopotu mogę zagłosować. Czemu oddała swoją twarz PO? To rozumiem, skuteczność w polityce ma znaczenie. Ale czemu potem nie dogadała się z Wiosną? Nie wiem, nie wierzę w to, że Biedroń zrobił wszystko, żeby się dogadać – przecież Wiośnie byłoby do twarzy z takim mieszanym płciowo przywództwem.
Nowacka: Póki jest PiS, podział na lewicę i prawicę nie obowiązuje
czytaj także
W tych wyborach jest więc lista SLD, a na niej także ludzie z Razem i Wiosny – efekt porozumienia lewicy. Czy jest to jednak ta partia lewicowa, na którą od zawsze chciałam głosować? Może gdyby po wyborach doszło do jakiegoś sensownego zjednoczenia i powstania jakościowo innej formacji… Ale już wiadomo, że Razem tego nie chce, więc może po prostu SLD wchłonie Wiosnę. Nie mam zbyt wielu złudzeń.
czytaj także
To może jednak Koalicja Obywatelska? Gdyby nie było Lewicy, pewno bez entuzjazmu zagłosowałabym, ale przy obecnym stanie sondaży nie jest to konieczne.
No to teraz pozostaje wybór konkretnego nazwiska z mojej listy – okręg warszawski. Nie zagłosuję na Adriana Zandberga. Zresztą do wszystkich trzech lewicowych kontratenorów mam trochę różnych żalu, przede wszystkim taki, że to Schetyna musiał ich zjednoczyć, a jak już przyszło do rozmów, to oczywiście poszli na nie sami faceci.
czytaj także
Jasne, to oddaje prawdę o tym, kto jest w tych partiach naprawdę ważny, ale czasami liczą się też symboliczne gesty. Jednak nie zagłosuję również na pierwszą kobietę na lewicowej liście – Annę-Marię Żukowską. Zanim została rzeczniczką SLD – wciąż nie jest to moja partia – nigdy o niej nie słyszałam, na przykład przy okazji rozmaitych akcji feministycznych – a wolałabym zagłosować na kogoś, o kim coś wiem.
Zatem mój głos oddam na Sebastiana Liszkę z Wiosny – a kiedyś członka zespołu KP. Czyli jak zwykle mój kandydat się nie dostanie – ale trudno, trochę idealizmu też się przyda.
czytaj także
Gdybym nie głosowała w Warszawie, to bez wahania wsparłabym inne osoby, które od dawna znam dzięki Krytyce Politycznej: Macieja Gdulę (jedynka w Krakowie) i Hannę Gill-Piątek (dwójka w Łodzi).
Gdula: Polskiej rodziny bronią Biedroń z Scheuring-Wielgus, a nie Kaczyński
czytaj także
Pozostaje Senat – tu ordynacja nie pozostawia marginesu na idealizm. Ale Kazimierz Ujazdowski?! Wiem, Senat może być ostatnią deską demokratycznego ratunku, jednak są pewne granice. Nie wiem jeszcze, co zrobię.
Dlaczego głosuję tak, a nie inaczej? Z przyzwyczajenia. Jestem żelaznym elektoratem lewicy, ale jednocześnie staram się być pragmatyczna. Zagłosuję więc na listę lewicy, choć wciąż nie ma w Polsce takiej lewicy, jaką chciałabym wybierać.