Kraj

Biedna Zagłębiaczka patrzy na Śląsk

Wstydzę się za was i nie chcę takich marszałków. Mówię to ja, Zagłębiaczka, która chce Śląska i Polski, a nie szlifowania tożsamości regionalnych na rzecz własnych karier.

Spędziłam ostatnio pięć godzin, siedząc ze śląską flagą w Sejmiku Śląskim razem z kilkunastoma osobami, które od roku przychodzą tutaj z napisami: „Kałuża! Oddaj mandat”. Chodzi o fakt, że obecny wicemarszałek – Wojciech Kałuża – przeszedł z Nowoczesnej do PiS-u, budując tym samym większość tej partii w Sejmiku po wyborach. W ten grudniowy poniedziałek czułam się jak na trybunach podczas meczu, w którym nie ma miejsca dla kibicujących rozwojowi kultury.

Od pierwszego spotkania Sejmiku po wyborach minęło już wiele miesięcy, a marszałek Jakub Chełstowski (i fizycznie obecne ciało wicemarszałka, który nie zabiera głosu w Sejmiku) postanowił regionalizm i niezwykle ważne niuanse tożsamościowe i historyczne do „myśli polskiej”.

Muzeum refleksyjne, czyli sprzeczne z polską racją stanu

Nowy marszałek bardzo się bowiem stara, by otrzymać od ministra kultury order za „krzewienie polskości”. Idzie mu całkiem nieźle, bo sam prezydent Andrzej Duda przyjął go ostatnio (wraz z ciałem wicemarszałka) do Narodowej Rady Rozwoju. A Regionalny Instytut Kultury w Katowicach marszałek postanowił przekształcić w Instytut Myśli Polskiej im. Wojciecha Korfantego. Ogłosił to znienacka podczas konferencji prasowej 22 listopada, aby następnie z większością PiS-u przegłosować przekształcenie instytucji na Sejmiku 16 grudnia.

Debatę publiczną, w tym konsultacje społeczne, zignorowano, choć do 9 grudnia wpływały uwagi do pomysłu marszałka. Profesor Tadeusz Sławek skomentował tę decyzję chwilę po sesji słowami: „Imieniem Korfantego nazywamy instytucję, która ma mieć, mówiąc delikatnie, charakter państwowy. Wydaje mi się to niestosowne wobec pamięci Korfantego, ale i totalnym niezrozumieniem, czym jest region, czym jest miejsce dla ludzi, czym jest ludzka kultura, która wykształciła się przez setki lat”.

Jest coraz więcej takich sytuacji, w których chcę zapytać: „Czemu, panowie, nienawidzicie Śląska?”, ale przecież jako Zagłębiaczka nie mogę, bo wyszłoby, że wtrącam się w nie swoje sprawy. Zaproszenie do Narodowej Rady Rozwoju marszałka, który likwiduje Śląsk, rozwiało jednak moje wątpliwości. Bo Śląsk jest też i mój. I z pewnością nie jest taki jak w wizji forsowanej przez obecne władze.

Jako mieszkanka Śląska z doskoku czuję się oszukana przez marszałka, który chce mieć monopol na kulturę. Niszcząc unikatowość tego miejsca i pakując ją w to, w co zapakował mój blok (tzw. superjednostkę) na święto Wojska Polskiego – w kokardę z Polski. Jestem wkurzona, bo Śląsk zawsze był dla mnie „jakiś”.

Był „jakiś” nie przez wielkie osobowości kultury, ale dlatego, że moja mama, od kiedy pamiętam, pracowała w Katowicach, w hucie założonej przez „śląskiego szkota”. Dzięki temu od dziecka jeździłam na kolonie zakładowe z dzieciakami z Rudy Śląskiej czy Bytomia. Zazdrościłam im, że znają język śląski i mają swoją odrębność, której nie czułam w Dąbrowie Górniczej. Po latach patrzę na to oczywiście inaczej, ale ta różnica mi się zawsze podobała i czułam, że mam kontakt z lokalną kulturą, która się wyróżnia.

Mój Śląsk czasów dojrzewania też był „jakiś”. Zaczął się na Piastowskiej 1, czyli w legendarnej pracowni Andrzeja Urbanowicza i Urszuli Broll, prowadzonej teraz przez Małgorzatą Borowską, gdzie spotykałam przeróżnych ludzi kultury, którzy opowiadali o magicznym kontrkulturowym Śląsku lat 60.

Tam, gdzie kończy się polityka, azylu udziela sztuka

Kiedy ostatnio oprowadzałam po Muzeum Śląskim wycieczkę, przyszło mi do głowy, że chociaż wychowałam się na blokowisku w Dąbrowie Górniczej, to przecież całe moje życie mieści się w tym śląskim mianowniku, i że być może dlatego mnie to wszystko tak denerwuje. Jeśli jest we mnie jeszcze jakiś bunt, to chyba tutaj ma swoje korzenie. Dlatego nie mogę znieść tego, że moje minione „jakoś” przemienia się, z powodu obecnej polityki kulturalnej, na miejsce bez właściwości, korzeni i wizji na przyszłość.

I choć dla równowagi w obecności ministra kultury, marszałka i wicemarszałka podpisano dokument przedłużający istnienie innej regionalnej (choć współprowadzonej przez MKiDN) instytucji kultury – Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” – to wiem, że akt ten ma przyćmić wszelkie inne likwidacje wykonane wcześniej oraz te, które i – jestem pewna – wydarzą się w niedalekiej przyszłości.

Majmurek: Czy PiS zrobi rewolucję kulturalną?

Dla marszałka Chełstowskiego kultura ma znaczenie tylko w kontekście jego własnej kariery politycznej. Śląsk i jego mieszkańcy w ogóle się tutaj nie liczą. Spośród jego strategii trzy denerwują mnie najbardziej.

Po pierwsze: marszałek nie słucha.

Nie mam tutaj na myśli jedynie ignorowania debaty publicznej i lekceważenia konsultacji społecznych, o których wspominałam już wcześniej. Choć marszałek zaprosił do rozmów „ekspertów ze środowiska patriotycznego”, nie zapytał, co sądzą o transformacji z regionalności na „myśl polską” pracownicy i pracowniczki działającego jeszcze Regionalnego Instytutu Kultury.

Marszałek Chełstowski postanowił zredukować regionalizm i niezwykle ważne niuanse tożsamościowe i historyczne do „myśli polskiej”.

Nie zauważył też, że RIK przez lata budował relacje edukacyjne, sąsiedzkie i lokalne, wpływając na poprawę jakości życia mieszkańców. Nie obchodzi go, że dziewczyny z domu dziecka mogły chodzić na bezpłatne zajęcia szkoły reportażu; jest mu obojętne, że nauczyciele realizują od kilku lat partnerskie projekty z animatorami i uczą się dzięki RIK-owi wychodzenia poza instytucje przy działaniach edukacyjnych i społecznych. Nie interesuje go wreszcie program społeczny Muzeum Śląskiego czy Teatru Rozrywki, których dyrektorki również odwołał.

Nie baczy na sprzeciw środowisk ludzi kultury, w tym prof. Irmy Koziny, która wystosowała pismo, aby nie odbierał nagrody laureatowi nagrody na Biennale Plakatu Polskiego w katowickiej Galerii BWA. Na pytanie, dlaczego odbiera nagrodę, którą obiecał przyznać zwycięzcy konkursu, nim poznał jego laureata, nie udzielił jednak odpowiedzi: powiedział tylko, że po prostu może to zrobić.

Długofalowy rozwój, komunikacja i budowanie relacji – tak ważne we współczesnych czasach – nie mają dla niego znaczenia.

Po drugie: marszałek nie rozumie mechanizmów ekonomii kultury.

Nie można dłużej dyskutować o kulturze z apolitycznych pozycji [rozmowa z Pawłem Wodzińskim i Bartoszem Frąckowiakiem]

Marszałek próbuje wygrywać liczbami, nie rozumiejąc przy tym sensu istnienia instytucji kultury, a także sposobów ich funkcjonowania – również w obszarze realizacji zadań publicznych.

Zapytany o Regionalny Instytut Kultury narzeka, że instytucja ta nie przynosi przychodów, podczas gdy przez sam ostatni rok pozyskała ponad 500 000 tys. środkow zewnętrznych. Dotacje te, jak i również dotacje celowe, przeznaczane są na bezpłatne zajęcia edukacyjne, publikacje książek, akcje artystyczne i liczne bezpłatne wydarzenia, które mają na celu włączenie mieszkańców w życie kulturalne. Nie można z nich generować przychodów – takie są przepisy.

A poza tym – pomijając już przepisy – chodzi tu o dostęp do kultury, który jest prawem, a nie przywilejem. Instytucje publiczne powołane są po to, by docierać do mieszkańców. A kultura nie jest po to, by generować finansowy zysk.

Kultura obroniona przed Orbánem – na razie

Kiedy media podają argumenty za odwołaniem Alicji Knast ze stanowiska dyrektorki Muzeum Śląskiego, powołują się na opinie kontrolerów, którzy wskazują m.in., że sale muzeum były wynajmowane według różnych stawek. Dla praktyków kultury to oczywiste, że wynajem sali dla małego stowarzyszenia musi być niższy niż dla korporacji czy… na konwencje PiS-u, na którą Knast zgodzić się nie chciała.

Marszałek lubi pokazywać liczby i statystyki – w ulotce podsumowującej rok 2019 w województwie śląskim chętnie powoływał się na silne instytucje, ale nie wskazał, o jakie instytucje chodzi. Był też żużel i masowe imprezy, w tym Śląska Rapsodia, czyli widowisko na stadionie. Według marszałka współpraca z Janem A.P. Kaczmarkiem, kompozytorem muzyki do Śląskiej Rapsodii, wyszła tak świetnie, że postanowił podpisać list intencyjny w sprawie przeniesienia na Śląsk festiwalu Transatlantyk, który wcześniej odbywał się w Poznaniu i Łodzi. Ciekawe, gdzie przeniesie się za dwa lata?

Hunwejbin „dobrej zmiany” w CSW? Kim jest Piotr Bernatowicz

Masowość wydarzeń kulturalnych nietrudno wygenerować przy odpowiedniej infrastrukturze i pompie promocyjnej. Ale czy naprawdę o takie właśnie wskaźniki warto walczyć? Zbudować więzi i je utrzymać jest zdecydowanie trudniej niż wykazać ilość gości wypromowanego za grube pieniądze festynu na stadionie.

Praktycy kultury wiedzą, że prawdziwym osiągnieciem jest zbudowanie grupy, która angażuje się i udziela w życiu kulturalnym w czasie wolnym. To dużo trudniejsze niż zebrać ludzi na masowym koncercie, który nierzadko służy władzy jako tuba propagandowa.

Kurz: „Dobra zmiana” dowartościowała kulturę – ale tylko jako „kulturę narodową”

Działania takie jak „Bardzo Młoda Kultura”, którego operatorem w województwie śląskim jest RIK, a które polegają na sieciowaniu nauczycieli i animatorów oraz wspieraniu ich w otwieraniu szkół na kulturę, przynosi o wiele bardziej długofalowe skutki. To powinno być jasne dla osób, które zajmują się kulturą i edukacją.

Po trzecie: marszałek posługuje się narzędziami kontroli, a nie współpracy.

W sierpniu podano do informacji publicznej, że Wydział Sportu w Urzędzie Marszałkowskim zostanie połączony z Wydziałem Kultury, w wyniku czego zwolniono dyrektora tego ostatniego. Papiery przeszły przez BIP i przemilczano fakt, że odwołany w wyniku tej zmiany dyrektor kojarzony jest z Łucją Ginką, która zmarła w ubiegłym roku i przyczyniła się do powołania wielu arcyważnych inicjatyw kulturalnych, z którymi obecnej władzy nie jest po drodze.

Urzędy budzą mniej emocji niż instytucje kultury, więc było o tym ciszej. Rzecznik marszałka powoływał się na argument „efektywności”, której rzekomo nie osiągał Wydział Kultury, a Wydział Sportu już tak. Ostatecznie w grudniu powołano nowy Wydział Kultury i działa tak jak wcześniej, tylko że z nowym dyrektorem. 2 stycznia ogłoszono z kolei, że znowu następuje zmiana i teraz wydział będzie departamentem. Czy ten wykaże się wskaźnikami, których oczekuje marszałek?

Muzeum Śląskie przeszło z kolei wielomiesięczną kontrolę, która odbywała się w duchu: „pokaż mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. Dyrektorka Teatru Rozrywki, Aleksandra Gajewska,  została odwołana ze stanowiska za brak reakcji na negatywne komentarze dotyczące władzy jednego z reżyserów w prywatnej rozmowie. Po reakcji świata kultury przywrócono ją na stanowisko i sprawa została wyciszona. Jednak ten gest miał pokazać, że liczy się tylko to, „aby się nie wychylać” i nie zadawać z osobami, które nie odpowiadają władzy w województwie.

Na podstawie tych przykładów można wnosić, że kolejne decyzje personalne zostaną podjęte w podobnym stylu. Nie będzie głośnych odwołań, a ciche wstawienia. Nie będzie dialogu.

Po pięciu godzinach w Sejmiku, po miesiącach wzruszania ramionami „bo można” i ustanawiania nowej polityki kulturalnej bez głosu mieszkańców przychodzi mi do głowy tylko jedno. To, co robicie ze Śląskiem, robicie też innym częściom województwa i Polsce. Wstydzę się za was i nie chcę takich marszałków. Mówię to ja, Zagłębiaczka, która chce Śląska i Polski, a nie szlifowania tożsamości regionalnych na rzecz własnych karier.

Śmiejesz się z Sosnowca, nie byłeś w Zawierciu [rozmowa z Magdaleną Okraską]

**
Anna Cieplak (ur. 1988) – animatorka kultury, pisarka (Zaufanie, Ma być czysto, Lata powyżej zera, Lekki bagaż), od 2009 związana z Krytyką Polityczną. Do 2018 pracowała w Świetlicy Krytyki Politycznej „Na Granicy” w Cieszynie, a w latach 2018– 2019 – w Regionalnym Instytucie Kultury w Katowicach.

***

ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd BuceriusMateriał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Anna Cieplak
Anna Cieplak
Animatorka kultury, pisarka
Animatorka kultury, aktywistka miejska, autorka książek "Zaufanie" (2015), "Ma być czysto" (2016). Na co dzień pracuje z dziećmi i młodzieżą (od 2009 w Świetlicy Krytyki Politycznej "Na Granicy" w Cieszynie), nagrodzona za działalność w zakresie kultury przez MKiDN (2014), stypendystka programu "Aktywność obywatelska" (2015).
Zamknij