Jak sztuczna inteligencja pomaga w aborcjach?

Jesteś w niechcianej ciąży i nie wiesz, jak zrobić aborcję? Poznaj czatbotkę Maję, która wszystko ci wyjaśni.
Fot. federa.org.pl

Antyaborcyjna dezinformacja ze zdeformowanymi płodami w roli głównej powoli odchodzi do lamusa w przestrzeni offline, czego nie można powiedzieć o internecie. Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA wykorzystała sztuczną inteligencję, by skutecznie przeciwdziałać akcjom religijnych fundamentalistów.

„Zwiększa się liczba legalnych aborcji” – wieszczą nagłówki polskich mediów, sugerując, że przerwanie ciąży nad Wisłą staje się coraz bardziej dostępne. Gdybyśmy do tego dodali wypowiedź naczelnej antyaborcjonistki Kai Godek, która twierdzi, że „w Polsce masowo morduje się dzieci” na „świstek od psychiatry”, można by nazwać nasz kraj aborcyjnym rajem. To wystarczy, by skutecznie wprowadzić odbiorczynie w błąd.

Z danych udostępnionych przez resort zdrowia faktycznie wynika, że efekt mrożący, wywołany wśród lekarzy m.in. wyrokiem trybunału Julii Przyłębskiej sprzed pięciu lat, nieco zelżał. Porównując dostępne statystyki z 2023 i 2024 roku, można dostrzec aż dwukrotny wzrost liczby zabiegów. W sumie w ubiegłym roku przeprowadzono ich 896, rok wcześniej – niewiele ponad 400. Nie wydarzyłoby się to bez skarżenia decyzji szpitali do rzecznika praw pacjenta oraz zasług oddolnego ruchu aborcyjnego.

Gdzie jesteśmy w sprawie aborcji

Wciąż jednak są to liczby mniejsze niż przed zaostrzeniem prawa i zupełnie nie oddają rzeczywistości, w której na aborcję jeździ się za granicę lub robi w domu z pomocą tabletek. FEDERA bardzo ostrożnie szacuje, że rocznie na przerwanie ciąży decyduje się od 80 do 200 tys. Polek.

Samej organizacji od 22 października 2020 do 22 października 2023 roku udało się wyegzekwować 2600 aborcji w szpitalach, ale – jak piszą jej przedstawicielki – tych liczb „nie znajdziecie ich w oficjalnych statystykach, bo lekarze boją się je tam wpisywać i zamiast tego umieszczają w »bezpieczniejszych« kategoriach”.

Januszewska: Halo? Policja? Rząd ukradł mi marzenia

Nieprzesadny skok w oficjalnych danych jest z kolei spowodowany m.in. działaniami rządu. Koalicja 15 października wprawdzie jest mniej wrogo nastawiona do przeprowadzania zabiegów niż poprzednia ekipa, ale liberalizacja prawa aborcyjnego oraz dekryminalizacja pomocnictwa to wciąż marzenie ściętej głowy i pole do partyjnych przepychanek.

Szumne zapowiedzi prokobiecych zmian przed wyborami 2023 roku spełzły na nowelizacji rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Ta weszła w życie pod koniec maja ubiegłego roku i sprawiła, że szpitale odmawiające pacjentkom zabiegu mogą pożegnać się z 2 proc. wartości kontraktu albo liczyć się z jego rozwiązaniem. Pierwsze kary w wysokości setek tysięcy złotych już powędrowały do placówek w Lubertowie, Wrocławiu czy Pabianicach.

„Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia zaczęły poważnie traktować nadużycia i niedopatrzenia ze strony polskich szpitali. Zostały w końcu podjęte realne działania” – poinformowała FEDERA. Być może na medyków podziała też mobilizująco decyzja sądu, który zawiesił prawo do wykonywania zawodu trzem lekarzom odpowiedzialnym za opiekę nad ciężarną Izabelą z Pszczyny, która zmarła, bo odmówiono jej aborcji.

Wyrok jest nieprawomocny, wyłączenie z aktywności zawodowej – zaledwie kilkuletnie, a w kwestii realizacji reprodukcyjnych potrzeb Polek wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Na stronie Instytutu Kultury Prawnej Ordo Iuris można jednak przeczytać, że „mamy już do czynienia nie tylko z łamaniem sumień lekarzy i zastraszaniem wszystkich ludzi sumienia, ale też z rzeczywistym pozaprawnym wprowadzaniem »aborcji na życzenie«”.

Co słychać u ultraprawicy?

Osłabieni zmianą władzy i wewnętrznymi skandalami polscy fundamentaliści religijni nie mają już jednak takich wpływów jak za kadencji Zjednoczonej Prawicy. Wówczas osoby z tej organizacji trafiały do ministerstw, zajmowały ważne stanowiska w wymiarze sprawiedliwości czy rządowych zespołach doradczych i próbowały dopasowywać istniejące prawo do „swoich parareligijnych wizji” – jak mówiła mi Kamila Ferenc, adwokatka, członkini Trybunału Stanu i FEDERY.

Ordo Iuris weszło w nasze życie

To właśnie wtedy, w 2020 roku powołana z inicjatywy FEDERY Wielka Koalicja za Równością i Wyborem opublikowała raport Kontrrewolucja kulturowo-religijna. Czy Polsce grozi prawo podporządkowane ideologii chrześcijańskich fundamentalistów? Tytułowe pytanie stawiały sobie prawniczki, aktywistki i polityczki analizujące działania Ordo Iuris i międzynarodowej sieci organizacji skupionej pod szyldem Agenda Europe, realizującej założenia dokumentu o wiele mówiącym tytule Przywracanie naturalnego porządku.

Zadaniem ultraprawicowych ruchów antyaborcyjnych jest nie tylko wpływanie bezpośrednio na ustawodawców, ale także społeczna dezinformacja, która bierze na celownik zarówno zwykłe obywatelki, jak i działania aktywistek aborcyjnych i organizacji prokobiecych. Nad Wisłą prawie się o tym nie mówiło, choć za granicą GID, czyli gendered identity disinformation – jedna z najstarszych form przemocy wobec kobiet (ale także osób LGBTQ+ i migrantów) – doczekała się opasłych naukowych opracowań. W Polsce pierwszą analizę tego zjawiska przygotował w 2024 roku Instytut Zamenhofa, który wytypował siedem głównych obszarów narracyjnych związanych z dezinformacją opartą na kryterium płci.

Te obszary to zaangażowanie kobiet w politykę, prawa reprodukcyjne, aktywizm i działalność społeczna, feminizm i ruchy feministyczne, społeczność LGBTQ+, wojna w Ukrainie i związana z nią migracja, a także dezinformacja wymierzona w migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. „Warto przy tym zwrócić uwagę, że w dwóch ostatnich przypadkach dezinformacja oparta na kryterium płci skierowana jest przeciwko mężczyznom” – wskazują autorzy publikacji.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

A jak jest z prawami reprodukcyjnymi?

– Ordo Iuris i inne organizacje przeciwne prawom reprodukcyjnym straciły impet z powodu zmiany rządu, ale i kryzysów wizerunkowych, związanych z romansami dalekimi od głoszonych wartości rodzinnych. Zdecydowanie rzadziej pojawiają się w przestrzeni publicznej, borykają się z problemami finansowymi i lokalowymi. Ordo Iuris wyrzucono z biura znajdującego się w warszawskim budynku PAST-y – tłumaczy Kamila Ferenc.

Aleksandra Magryta, koordynatorka Wielkiej Koalicji za Równością i Wyborem, dodaje, że na podstawie wspieranych przez Ordo Iuris uchwał anty-LGBT+ przyjmujące je miasta traciły dotacje i relacje z partnerami z innych krajów Europy.

– To także wpływa na zmniejszenie widoczności fundamentalistów religijnych, ale i zwiększenie niechęci do nich. Nie oznacza natomiast, że przestali być aktywni. Dużym obszarem dezinformacji jest już sam język, który wskazuje choćby, że antyaborcjoniści są pro-life, a my nie. To nieprawda. Jesteśmy za życiem, w tym osób, które nie chcą w tej ciąży być z różnych powodów – wyjaśnia Magryta.

Tymczasem prawnicy z Ordo Iuris wciąż publikują na swoich stronach analizy pełne nawiązań do „mordowania dzieci”, wysyłają newslettery i składają zawiadomienia mające uderzać w lekarzy i aktywistki. Zagrożenie nie minęło. Każda osoba, która zajmuje się aborcją, ponosi ryzyko bycia pociągniętym do odpowiedzialności prawnej, co jest głównym obszarem dezinformacyjnych i wywołujących efekt mrożący strategii działania OI.

– Zauważalne jest natomiast zmniejszenie liczby krwawych banerów i tzw. płodobusów w przestrzeni miejskiej. Nie sądzę jednak, by był to wynik działania władzy, ale „naturalny” proces, stanowiący wynik powolnej transformacji społecznej i zmniejszenia się przyzwolenia na akcje oparte na zastraszaniu i drastycznych obrazach – mówi Ferenc.

Ordo Iuris ma jeden sukces na koncie w tej kwestii. Udało im się doprowadzić do uniewinnienia osób przygotowujących banery z zarzutu wykroczenia przeciwko obyczajności publicznej. W innych sprawach, w których FEDERA była stroną, fundamentaliści z Ordo Iuris ponieśli klęskę. Aktywistki skutecznie wywalczyły m.in. rozszerzenie interpretacji przesłanek aborcyjnych przed Rzecznikiem Praw Pacjenta.

Skazani na proprawicowy algorytm

Klasyczna formuła aktywizmu ze zdeformowanymi płodami w roli głównej powoli odchodzi do lamusa w przestrzeni offline, czego nie można powiedzieć o tym, co dzieje się w internecie. Jak wskazuje Kamila Ferenc, żaden rząd ani wzrost społecznej świadomości na temat aborcji nie zatrzymają trolli ani zorganizowanych akcji dezinformacyjnych – często bardzo zniuansowanych, zupełnie niepozornych i mile widzianych w obecnym geopolitycznym porządku, a do tego sterowanych m.in. przez Rosjan.

W antygenderowej i antyfeministycznej krucjacie przeciwko „upadkowi zachodniej cywilizacji i chrześcijańskich wartości” towarzyszy im Donald Trump. W Polsce zaś rozpędza się właśnie kampania prezydencka, która w dużej mierzy toczy boje o rząd dusz w ultraprawicowych mediach społecznościowych. Również na platformie należącej do Elona Muska, który twierdzi, że kobiety trzeba przede wszystkim zapładniać.

Brudne morderczynie: przemyślenia Wyszyńskiego o kobietach i aborcji

Przedstawicielki FEDERY zauważyły, że organizacje antyaborcyjne takie jak Fundacja Życie i Rodzina ochoczo sięgają też po nowe narzędzia.

– Paździerzowe metody i inwazyjne płachty z płodami przed szpitalem zastąpiły bardziej przyswajalne treści na Instagramie. Zrozumiano najwyraźniej, że debata publiczna przeniosła się do mediów społecznościowych. Przeciwnicy praw reprodukcyjnych nadążają za rzeczywistością i nie odpuszczają realizacji swoich postulatów, a wygrana Donalda Trumpa z pewnością dodaje im wiatru w żagle – mówi Kamila Ferenc.

Wskazuje też, że zza oceanu możemy się spodziewać zastrzyku finansowego oraz cyfrowego wsparcia: – Jeżeli częścią administracji rządowej Trumpa jest Elon Musk, to nagonka antyaborcyjna wróci. Nie łudźmy się: algorytmy rządzące mediami społecznościowymi są proprawicowe. Treści, które podsuwają młodym odbiorcom, są antyrównościowe, antyaborcyjne i zmanipulowane.

Musimy jednak pamiętać, że wymiar sprawiedliwości nie nadąża za dezinformacją w internecie. Jak mówi Ferenc, potrzebne są działania litygacyjne, technologiczne i regulacyjne, biorące w karby media społecznościowe i gigantów cyfrowych. Póki co sfera wirtualna pozostaje bez jakiejkolwiek kontroli. Wszystkie zasady funkcjonujące w realu są tam zawieszone. Opinia publiczna pozostaje jednak drażliwa na tym punkcie i na próby nadzoru reaguje oburzeniem o cenzurę.

– To bardzo trudne zadanie, bo mówimy o globalnych korporacjach cyfrowych, które nie podlegają jurysdykcji Unii Europejskiej. Nie sądzę, by ktokolwiek posunął się do tego, żeby wyłączać w danych krajach strony, które nie podlegają regulacjom. To byłoby uznane za bardzo radykalny krok. Ale wiemy, że USA nie są zainteresowane ogólnoświatowym porozumieniem w sprawie ingerencji w działanie przestrzeni cyfrowej ani cenzury ze względów bezpieczeństwa – podkreśla przedstawicielka FEDERY i wskazuje, że dziś zamiast przerażających obrazków i płaczu dziecka działa raczej umieszczanie aborcji w kontekstach tożsamościowych, dotyczących stylu życia, który ma się kojarzyć z brakiem odpowiedzialności, frywolnością i niebezpieczeństwem upadku wszelkich wartości.

– W obliczu destabilizacji, wojen, zmian, kryzysów i migracji ludzie chcą spokoju i „normalności”, powrotu do dawnych czasów, odwrotu od zmartwień i natłoku informacji. Aborcja kojarzy im się z pędzącym, szalonym światem, wykreowaną przez prawicę figurą zła. Właśnie dlatego w Polsce aborcję toleruje się po cichu – mówi Ferenc.

W konstytucji i żółtych pantoflach. Rok temu Francja zagwarantowała kobietom wolność

Oznacza to, że w sondażach opowiadamy się za dobrym prawem aborcyjnym, ale nie chcemy o nie walczyć. Wiele osób wstrząśniętych śmiercią Izabeli z Pszczyny nie ma wątpliwości co do przydatności aborcji, ale nie potrafią się zdobyć na dalszy krok i powiedzieć: prawo do przerywania ciąży nam się należy. Dlatego procenty poparcia skaczą co najwyżej do 50, a nie 80 proc.

– Zmiana społeczna się dokonała, ale jeszcze nie możemy nazwać jej rewolucją. Punkt zwrotny znajduje się nadal przed nami. Wciąż na polskim społeczeństwie ciąży mnóstwo antyaborcyjnych stereotypów i niechęć, powodująca, że prawa reprodukcyjne traktuje się jak zgniłe jajo – podsumowuje adwokatka.

Czatuj z Mają

Wsparcie dla kobiet, które bez względu na klimat społeczny i polityczny robią aborcje, FEDERA przenosi na nowy poziom. Między innymi temu służy uruchomiona w Międzynarodowym Dniu Kobiet czatbotka Maja, dostępna na stronie Fundacji i na Signalu po wyszukaniu nazwy czatbotkamaja.91.

– To narzędzie wychodzi naprzeciw potrzebom płynącym ze strony osób, które się do nas zgłaszają. Dostajemy bowiem mnóstwo telefonów, wiadomości w mediach społecznościowych i maili z wątpliwościami dotyczącymi dostępu do aborcji – mówi Aleksandra Magryta. O co pytają? Najczęściej gdzie kupić tabletki, jak je zamówić, jakie objawy występują po ich przyjęciu, a także jak uzyskać antykoncepcję awaryjną lub co zrobić w przypadku odmowy świadczenia usług w gabinetach lekarskich i szpitalach.

– Chcemy usprawnić ten proces, aby nie skazywać nikogo na czekanie, aż nasza infolinia (czynna od 10–17) zostanie otwarta, a członkinie naszego zespołu odczytają wiadomości. Z czatbotką można skomunikować się o każdej porze i dowiedzieć się niemal wszystkiego o swoim zdrowiu reprodukcyjnym – dodaje przedstawicielka FEDERY.

Obecność Mai pozwoli także znieść bariery związane z poufnością czy nieznajomością języka angielskiego, w którym treści na temat aborcji jest w sieci nieco więcej.

Finansowanie feminizmu w Polsce jest dziś kluczowe dla demokracji

– Nasza czatbotka jest narzędziem anonimowym. Wiele kobiet obawia się, że rozmowy telefoniczne mogą być nagrywane lub usłyszane przez niepożądane osoby, jak choćby przemocowy partner. Czat można wygenerować w każdej chwili i równie szybko go wykasować. Nie zbieramy tam danych, więc to też gwarantuje bezpieczeństwo – zapewnia Magryta.

Żyjąc w warszawskiej bańce i innych dużych miastach, łatwo o tym zapomnieć. Ale aborcji potrzebują nie tylko Polki. Czatbotka ma za sobą treningi z udziałem osób w różnym wieku, o różnym poziomie wiedzy i umiejętności, pochodzeniu (zarówno w kontekście miejsca zamieszkania, jak i kręgu kulturowego oraz narodowego). Posługuje się biegle kilkoma językami: polskim, angielskim i ukraińskim, więc może odpowiedzieć na potrzeby ponad miliona przebywających w Polsce osób uchodźczych, które nie znają tutejszego prawa.

Rasizm, mizoginia i religijny fundamentalizm ciągle utrudniają uchodźczyniom dostęp do podstawowej opieki i zabiegów, co pokazuje raport Kryzys w opiece zdrowotnej: Bariery w dostępie do usług z zakresu zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego dla uchodźczyń z Ukrainy w Polsce, Rumunii, Słowacji i na Węgrzech. Z publikacji wynika, że nasze sąsiadki zza wschodniej granicy często wolą leczyć się i korzystać z aborcji w kraju ogarniętym wojną niż zgadzać się na „poniżające procedury” albo brak usług medycznych w kraju, w którym miały zaznać spokoju.

Nie wszyscy potrafią swobodnie poruszać się po zalewie wirtualnych treści. Mimo rosnącego poparcia dla liberalizacji prawa aborcyjnego i obecności tego tematu w debacie publicznej znajomość przepisów pozostaje daleka od ideału.

– Bardzo często osoby pytają nas, czy samodzielne przerwanie ciąży jest karalne, czy można za to pójść do więzienia. Nie brakuje też obaw o pójście do ginekologa z uwagi na to, że Polki boją się trafić do rejestru ciąż. Ten jest już fakultatywny, ale nie wszyscy o tym wiedzą. Wiele kobiet nie ma świadomości, że świadczenia zdrowotne takie jak aborcja, ale także antykoncepcja, w tym przede wszystkim założenie wkładki domacicznej, są darmowe w ramach NFZ – słyszę.

Zróbmy z aborcji temat numer jeden (zamiast czepiać się stypendium dla Jasia Kapeli)

– Najczęściej dowiadują się w gabinetach, że jako tzw. nieródki nie mogą stosować tej metody. Tymczasem Polskie Towarzystwo Ginekologiczne już dawno temu wskazało, że istnieją różne rozmiary wkładek i nic nie stoi na przeszkodzie, by stosowały je kobiety, które nie rodziły dzieci – mówi Magryta, wskazując, że czatbotkę można traktować jak bardziej doświadczoną koleżankę, która poleci przyjazny pacjentkom gabinet, ale przede wszystkim pokieruje we właściwym kierunku w przypadku większości problemów.

Nie trzeba wybierać ich z listy, można zwyczajnie zapytać o aborcję i inne kwestie, a Maja zada odpowiednie pytania dodatkowe, by znaleźć rozwiązania w najróżniejszych, także pozaaborcyjnych kwestiach.

– Chciałybyśmy żyć w takiej rzeczywistości, w której nasze prawa są respektowane na każdym poziomie, jednak półtora roku po wyborach wciąż nie mamy dostępu do podstawowych praw, co plasuje nas w ogonie Europy pod względem dbania o zdrowie reprodukcyjne. Ministerstwo Zdrowia niby wprowadziło tabletkę dzień „po”, ale wciąż musimy o nią prosić magistrów farmacji, łykać w ich obecności i tłumaczyć się z własnego życia, a nie po prostu kupować w drogerii jak prezerwatywy. Liczymy więc na to, że w dobie tych wszystkich problemów Maja będzie pewnym światłem w tym tunelu – podsumowuje Aleksandra Magryta.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Autorka książki „Gównodziennikarstwo” (2024). Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij