Kraj

Emerson: Głosowanie większościowe to przeżytek

Gdy głosuje się tą metodą, stanowiska się polaryzują. Cały proces zamienia się w dziecinadę.

Marcin Gerwin: Rządząca w Polsce koalicja ma 232 na 460 miejsc w Sejmie. Dzięki tej symbolicznej większości dwie partie koalicyjne mogą przyjąć w Sejmie niemal każdą ustawę.

Peter Emerson: Tak naprawdę nie ma żadnego uzasadnienia, aby w parlamencie podejmować decyzje większością głosów. Mam ciekawe spostrzeżenie z wizyty w Rosji, z czasów, gdy Gorbaczow rozpoczął pierestrojkę. Wielu ekspertów wyruszyło wówczas do Moskwy, by powiedzieć mu, jak powinna wyglądać demokracja. Doradzano, aby stworzył system, który mamy w Irlandii Północnej, który wy macie w Polsce i który w zasadzie mają wszyscy – a polega on z grubsza na tym, że wybiera się parlament, korzystając z jednego z systemów wyborczych, z których wszystkie są ponoć demokratyczne, choć niektóre są złe, a inne jeszcze gorsze. Gdy jednak przychodzi do sposobu funkcjonowania parlamentu, to niemal każdy parlament na świecie podejmuje decyzje poprzez głosowanie większościowe.

Eksperci wyjaśniali w Moskwie ideę podejmowania decyzji większością głosów, jednak Michaił Siergiejewicz nie mówi po angielsku i trzeba było tłumaczyć to na rosyjski. Okazało się, że rosyjskim odpowiednikiem angielskiego słowa majoritarianism (podejmowanie decyzji przez większość) jest bolszewizm. Określenie bolszewizm pochodzi od rosyjskiego słowa oznaczającego większość – bolszynstwo, a zatem członek większości to bolszewik, a członek mniejszości to mienszewik. Decyzja, w wyniku której powstał podział na bolszewików i mienszewików, została podjęta w Londynie, w 1903 r., większością zaledwie jednego głosu. Był to po prostu nonsens. Lecz – mój Boże – jakże niebezpieczny.

Dlaczego?

Głosowanie większościowe jest najbardziej nieprecyzyjną metodą na określanie wspólnej opinii, jaką kiedykolwiek wymyślono. Ma ono ponad dwa tysiące lat, korzystali z niego Grecy i Chińczycy, ale nie ma żadnego uzasadnienia, by korzystać z niego dzisiaj. Może oprócz tego, że wszyscy tak robią. Stało się dziś ono pewnego rodzaju normą na świecie, niemal przez przypadek.

Jeśli nie głosowanie większościowe, jak inaczej podejmować decyzje?

Jest wiele różnych metod głosowania – na przykład metoda Bordy. Ostatnio korzystała z niej rada miasta Dublina. Po części wynikało to z tego, że do wyboru mieli więcej niż dwie opcje, a wówczas zrezygnowanie z głosowania większościowego jest niemal koniecznością.

Ty proponujesz zatem głosowanie preferencyjne: szeregujemy przedstawione nam opcje od najlepszej do najgorszej, zgodnie z tym, jak je oceniamy.

Tak. Gdy parlament debatuje na temat, który jest kontrowersyjny – a w polityce większość tematów jest kontrowersyjna – to w systemie wielopartyjnym muszą się znaleźć co najmniej dwie opcje do wyboru. Niemalże z definicji. A gdy do wyboru są więcej niż dwie opcje, wówczas warto głosować preferencyjnie, by ustalić, która z nich ma najwyższe średnie poparcie. Dzięki temu można osiągnąć w parlamencie konsensus, o ile w danej sprawie jest on możliwy.

Przykład, który często podaję, to decyzja podjęta przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Iraku w 2002 r. Całe zagadnienie było niezwykle skomplikowane – w grę wchodziły sankcje, inspekcje, zabiegi dyplomatyczne, użycie siły… I gdy w końcu doszło do głosowania, na stole znalazła się tylko jedna opcja – rezolucja 1441. I co zupełnie nieprawdopodobne, Francja zagłosowała za jej przyjęciem, choć się z nią nie zgadzała.

Jak inaczej można było to rozwiązać?

Stany Zjednoczone i Wielka Brytania formułują swoje stanowisko i wówczas jest to opcja A. Francja proponuje poprawki i stanowią one opcję B. Może ktoś jeszcze ma inny pomysł. Następnie rozpoczyna się debatę i mogą się pojawić kolejne opcje. Jeśli nie uda się ustalić ustnego konsensusu, można zebrać wszystkie opcje na karcie do głosowania i zagłosować preferencyjnie, by w ten sposób znaleźć konsensus. Jeżeli takowy istnieje.

Również rząd jest wybierany przez parlamentarzystów większością głosów. W mojej ocenie jest to jedna z przyczyn podziałów i bynajmniej nie sprzyja dobrej współpracy pomiędzy posłami.

Nie musi tak być. W skład rządu mogą wchodzić przedstawiciele wszystkich partii w parlamencie.

Przykładem państwa, które z założenia ma w rządzie przedstawicieli różnych partii, jest Szwajcaria.

Rolę rządu pełni tam Rada Federacji, w skład której wchodzi siedem osób z różnych ugrupowań (obecnie zgodnie z podziałem 2:2:1:1:1, wcześniej było to 2:2:2:1). Szwajcarzy nazywają to „magiczną formułą”. Ta magia działa jak dotąd od ponad 50 lat. Rządy jedności narodowej, które zakładają dzielenie się władzą z konkurentami politycznymi, tworzone były w wielu strefach konfliktów, takich jak Bośnia czy Liban.  Czego jednak tam brakuje, to podejmowania decyzji z wykorzystaniem głosowania preferencyjnego.

Jak wygląda w praktyce podejmowanie decyzji, gdy stosuje się głosowanie preferencyjne?

Załóżmy, że jakiś minister przygotowuje ustawę. Jest ona przedstawiana w parlamencie, ale debata nie rozpoczyna się od razu. Najpierw wszyscy mają czas na zapoznanie się z projektem i jeżeli jakieś partie chcą zgłosić rozwiązania alternatywne, wówczas propozycja ministra zostaje nazwana opcją A, a propozycje innych partii to opcje B, C itd. Jeżeli wybraną metodą liczenia głosów jest zmodyfikowana metoda Bordy, wówczas wygra ta opcja, która otrzymała najwyższą średnią ocenę od wszystkich członków parlamentu.

Teraz, żeby wygrać, rządząca koalicja mobilizuje swoją większość do obecności w trakcie głosowania i pilnuje dyscypliny partyjnej.

W metodzie Bordy, jeśli chcesz, aby wygrała twoja opcja, musisz się postarać, aby otrzymała ona jak najwięcej najwyższych ocen od twoich partnerów – a do tego trochę głosów „środkowych” i jak najmniej niskich ocen. Musisz więc przekonać swoich dawnych konkurentów z czasów głosowań większościowych, że twoja opcja nie jest taka zła. W związku z tym, że wynik głosowania preferencyjnego zależy od wszystkich głosów, a nie jedynie od większości, wszyscy są włączeni w podejmowanie decyzji.

Gdy głosuje się metodą większościową, stanowiska w debacie się polaryzują. Ludzie zaczynają się zachowywać w sposób obraźliwy i często cały proces zamienia się w dziecinadę.

Przy  wykorzystaniu zmodyfikowanej metody Bordy atmosfera jest inna. Ludzie współpracują ze sobą. Targują się: „Jeżeli dasz mi średnią ocenę, ja zrobię to samo, głosując twoja opcję”. Efektem jest dialog, a w zasadzie polilog, w którym wszyscy ze sobą rozmawiają. Kiedy organizowaliśmy taki proces podejmowania decyzji, czy to dotyczący spraw rzeczywistych, czy to w ramach warsztatów, zawsze udawało się stworzyć bardzo pozytywną atmosferę.

Może więc głosowanie preferencyjne byłoby nawet lepszym sposobem na ograniczenie konfliktów w parlamencie niż rząd jedności narodowej?

Najlepszym rozwiązaniem byłby zarówno rząd z przedstawicielami wszystkich partii politycznych, jak i podejmowanie decyzji, w ramach rządu i parlamentu, za pomocą zmodyfikowanej metody Bordy.

Jeżeli przedstawiasz jakąś sprawę w taki sposób, że do wyboru są tylko dwa stanowiska, za lub przeciw, wówczas nie powinieneś być zaskoczony, że – jak w Irlandii Północnej – po jednej stronie masz zwolenników pozostania w Zjednoczonym Królestwie, a po drugiej nacjonalistów. To jest tak łatwe do przewidzenia i dziecinne… Ale to fałszywy podział, bo przecież nie jest tak, że wszystko dzieli się wyłącznie na dobre i złe. Istnieją więcej niż dwa sposoby prowadzenia polityki gospodarczej czy rozwoju miasta. W każdym przypadku głosowanie preferencyjne pozwala najlepiej ustalić, jaka jest wspólna wola osób zaangażowanych w sprawę.

Politycy są przywiązani do głosowania większościowego, gdyż pozwala ono im, w szczególności liderom, ustalać treść pytania, które jest poddawane pod głosowanie. Gdy więc zaproponuje się im metodę głosowania, w której do wyboru jest kilka opcji, zaczną z piskiem uciekać. Ale inni członkowie społeczeństwa powinni być tym zainteresowani.

Jeszcze jedno: jak dokładnie liczy się głosy w zmodyfikowanej metodzie Bordy?

Jeśli na karcie do głosowania znajduje się pięć opcji i zaznaczysz jedynie swoją jako najlepszą, przy pozostałych zostawiając puste miejsce, wówczas otrzymuje ona jeden punkt, a pozostałe zero. Jeśli oddasz głos na wszystkie opcje, to – przy pięciu możliwych – pierwsza wybrana otrzyma pięć punktów, kolejna cztery, następna trzy, potem dwa i jeden. Tak więc ta metoda głosowania skłania do tego, by wypowiedzieć się na temat wszystkich propozycji. Dzięki temu przyznaje się, że pomysły innych partii również mają rację bytu, że mają swoje mocne i słabe strony i któryś może być na drugim miejscu, a inny na trzecim. Ta metoda głosowania zachęca ludzi do myślenia w ten sposób i uzyskuje się w parlamencie znacznie zdrowszą atmosferę.

Peter Emerson jest dyrektorem de Borda Institute w Belfaście. Specjalizuje się w metodach głosowania używanych przy podejmowaniu decyzji oraz systemach wyborczych.

Czytaj także:

Lyn Carson: Nie nazywajmy tego systemu demokracją

Jakub Bożek, Laicy mają głos

Marcin Gerwin, Zagłosujmy w referendum świadomie

Marcin Gerwin, Znieśmy próg frekwencji w referendach


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij