W Sejmie znalazł się projekt prawa antyaborcyjnego, które przenosi nas do ubóstwianego przez polskich konserwatystów międzywojnia.
W Sejmie znalazł się projekt drakońskiego prawa antyaborcyjnego, które jak upiorny wehikuł czasu przenosi nas do tak ubóstwianego przez polskich konserwatystów międzywojnia. Wtedy także aborcja w Polsce była nielegalna – i tak jak ma być według inkwizytorów spod znaku PiS w niedługiej przyszłości – kobiecie oraz osobom, które pomogły jej przerwać ciążę, groziło za to więzienie. Publicysta i lekarz, Tadeusz Boy-Żeleński przerażony tym prawem, już w 1929 roku anachronicznym w kontekście innych krajów europejskich, opisywał je w eseju Piekło kobiet tak: „jak wszystkie paragrafy wspierające się na obłudzie społecznej, tak i ten godzi jedynie w biedaków. Jest nieetyczny, bo trafia przypadkowe ofiary pośród dziesiątków tysięcy bezkarnych; jest niedemokratyczny, ponieważ zapewnia przywilej bezkarności tym, którzy i tak są uprzywilejowani”.
Teza Boya pozostaje celna, bo przecież tak samo jak przed wojną nikt nie potraktuje tego okrutnego prawa poważnie. Pełna realizacja katolickich marzeń jest zwyczajnie niemożliwa – na przeszkodzie staje zarówno logistyka jak ekonomia – bo w Polsce co roku przerywa ciążę od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy kobiet. Zaostrzenie prawa tego nie zmieni, bo jak pokazuje doświadczenie zarówno polskie jak zagraniczne, żadne prawo nie jest w stanie powstrzymać kobiet przed przerywaniem niechcianej ciąży – restrykcje wpływają tylko na dwie sprawy: zdrowie i bezpieczeństwo kobiet (negatywnie) i zarobki ginekologów (pozytywnie).
W projekcie nowelizacji ustawy zapisano, że osoba powodująca śmierć płodu lub zarodka podlegałaby karze do pięciu lat więzienia. Ta „osoba” to kobieta, która przerywa niechcianą ciążę, lekarz, który przeprowadza zabieg i partner, który np. umawia kobietę na wizytę. Nie wiem, jaka dokładnie jest pojemność polskich więzień, ale jeśli nowelizacja ustawy weszłaby w życie, co roku należałoby znaleźć w nich miejsce dla kilkudziesięciu tysięcy osób!
Zapewne konieczne stałoby się też restytuowanie w zmodyfikowanej formie zawodu szmalcownika, bo statystyki wykrywalności zabiegów przerywania ciąży przez organy państwowe są w tej chwili absolutnie niechlubne – z oficjalnych danych wynika, że przeprowadza się tych zabiegów rocznie mniej niż tysiąc, a tymczasem tysiąc polskich pacjentek odwiedza rocznie tylko jedną z kilkunastu przygranicznych klinik ginekologicznych oferujących Polkom możliwość legalnej i bezpiecznej aborcji.
To nie koniec problemów: ciążę często przerywają kobiety, które mają już dzieci i nie chcą mieć ich więcej – a zatem skoro matka i ojciec pójdą na pięć lat siedzieć, państwo będzie musiało zapewnić opiekę instytucjonalną ich dzieciom. Przyjmijmy optymistycznie, że chodzi o kilkanaście tysięcy dzieci – tak czy siak, wygląda na to, że trzeba będzie zbudować co najmniej kilkaset domów dziecka. I znaleźć kadrę do tych przybytków.
Katolickich pedagogów entuzjastów pewnie nie zabraknie, zwłaszcza że profesjonalne kompetencje to przeżytek zgniłej IIIRP – udało się z sukcesem pozbyć tych wziętych z sufitu wymogów przy służbie cywilnej i szkolnych katechetach, uda się i tu.
Zresztą w razie problemów zawsze można skorzystać z pomocy sprawdzonych specjalistów – siostra Bernadetta i ksiądz-bioenergoterapeuta z Tylawy byli ostatnio bezrobotni. Do tego trzeba będzie zatrudnić dodatkowych urzędników, którzy zajmą się comiesięcznym zabezpieczaniem pięciuset złotych dla drugich i kolejnych dzieci. Przecież to, że ich rodzice są wstrętnymi przestępcami nie może oznaczać, że stracą należny im dodatek. Zresztą zapewne katoliccy opiekunowie chętnie otoczą swoją kuratelą te fundusze…
Ponieważ nasze władze mają od wielu miesięcy problem z zorganizowaniem schronienia dla siedmiu tysięcy uchodźców z ogarniętej wojną Syrii, mam silne przeczucie, że gruntowne przeprowadzenie tak gigantycznego programu moralnej odnowy narodu jest jednak nierealistyczne, co jest w sumie dobrą wiadomością dla obywateli (a zwłaszcza dla obywatelek).
To niestety nie oznacza, że obejdzie się bez ofiar. O ile dla szczęśliwszej większości ewentualne zaostrzenie prawa antyaborcyjnego pozostanie „tylko” gwałtem symbolicznym dokonanym przez katolickich ekstremistów na polskich kobietach, to dla kobiet w trudniejszej sytuacji ekonomicznej przyniesie ono realną groźbę utraty zdrowia i wolności. Żony i kochanki prawicowych polityków i publicystów oraz indyferentne na los biedniejszych przedstawicielki liberalnej klasy średniej jak dawniej będą zaludniać poczekalnie prywatnych ginekologów, którzy za sowitą opłatą pomogą przywrócić miesiączkę. Natomiast w naprawdę dramatycznej sytuacji znajdą się te kobiety, których sytuacja jest już i tak dramatyczna każdego dnia: pracownice fabryk i sieciowych sklepów, bezrobotne matki kilkorga dzieci, matki dzieci niepełnosprawnych, nastolatki z zaniedbanych domów. Innymi słowy wszystkie te, które nie mają skąd wziąć trzech tysięcy na prywatny zabieg.
Zresztą cena zapewne wzrośnie po zaostrzeniu prawa.
To spośród nich piewcy moralnej odnowy wybiorą bohaterki spektakularnych procesów przeciwko zabójczyniom zarodków. To im poświęcą niejedną bezlitosną linijkę tekstu słynne prawicowe publicystki-inkwizytorki, które od lat niezłomnie walczą o prawa bezbronnych zarodków i przeciwko prawom narodzonych już bachorów, które są niewdzięczne i porządny klaps im nie zaszkodzi (och, ta straszna konwencja o zapobieganiu przemocy w rodzinie!).
Nie ma co się tak rozpędzać z katastroficznymi wizjami i naprawdę nie trzeba tak histeryzować – myśli zapewne wielu czytających. Kaczyński kuluarowo apeluje do Kościoła o powstrzymanie ekstremistów z ruchów antyaborcyjnych – głoszą nagłówki dzienników. PiS w to nie pójdzie, bo nie chce rozpętywać kolejnego frontu walki ze społeczeństwem czyli suwerenem i wie, że na tym straci – piszą racjonalni publicyści – przecież politycy czytają badania opinii publicznej i wiedzą, że 50,9% Polaków chce złagodzenia obecnego prawa antyaborcyjnego, a 29% uważa obecny tzw. „kompromis” za najlepsze rozwiązanie. Ekstremiści żądający zaostrzenia obecnego prawa (jednego z bardziej restrykcyjnych w Europie) stanowią tylko 20% obywateli i mniejszość nawet wśród wyborców PiS-u .
Ale ja pamiętam, że dla Kaczyńskiego i PiS-u nawet wyroki Trybunału Konstytucyjnego są niewartymi uwagi opiniami, a opinie społeczeństwa to tylko jadowite syki współpracowników gestapo, które zresztą tak naprawdę wydają z siebie kibice z Niemiec.
Co z tego, że z sondażu IBRiS wynika, że 74% Polaków uważa, że wyrok Trybunału powinien być opublikowany? Żadnego publikowania nie będzie. Co z tego, że 64% Polaków uważa, że pigułka „dzień po” powinna być dostępna bez recepty i po roku jej dostępności opinia publiczna nie słyszała o ani jednym przypadku zatrucia lub innych straszliwych konsekwencji, którymi straszyli prawicowi ekstremiści? Ministerstwo zdrowia przygotowało już ustawę, która zablokuje możliwość kupienia Elle One bez recepty – w ramach „przywracania normalności” jak to ujął minister Konstanty Radziwiłł. Co prawda większość polskiego społeczeństwa, a także Europejska Komisja ds. Leków i ministrowie zdrowia większości krajów europejskich za normalność uważają coś zgoła przeciwnego, ale pan minister jako potomek polskiej arystokracji hołduje zdaje się historycznej zasadzie „liberum veto”, zgodnie z którą jeden człowiek we właściwym miejscu był w stanie zablokować każdą reformę, która jemu osobiście wydawała się nienormalna.
Zresztą politycy PiS-u specjalnie się nie tłumaczą – mają jedną uniwersalną odpowiedź na wszystkie pytania: działają mianowicie w imieniu Suwerena.
Jak wynika z porównania ich decyzji do życzeń opinii publicznej, tym suwerenem nie jest społeczeństwo polskie.
Wyobrażam sobie, że może nim być podstępny reptilianin, który przybrał kształt gigantycznego zarodka i przy pomocy fal elektromagnetycznych przesyła rozkazy wprost do mózgów członków rządu (zachęcam ministra Macierewicza do pochylenia się nad tą ekspercką hipotezą). Albo – jak upierają się niektórzy – Jarosław Kaczyński. Kimkolwiek jest złowrogi Suweren, już jakiś czas temu straciłam złudzenia co do przewidywalności jego działań. Jego ruchów nie są w stanie trafnie prognozować już nawet prawicowi publicyści, którzy choć przerażeni własnym bluźnierstwem, coraz częściej krytykują co gwałtowniejsze szarże żołnierzy mrocznego Suwerena.
Moje obawy związane z prawdopodobieństwem wprowadzenia barbarzyńskiego prawa antyaborcyjnego zwiększa także zawstydzający brak zdecydowanej reakcji opozycji parlamentarnej. Właściwie tylko Adrian Zandberg, polityk niestety na razie pozaparlamentarny, ujął rzeczy wprost na łamach Faktu: „Projekt, który trafił do Sejmu jest skandaliczny i nie powinien wejść w życie. Jego autorzy planują zmusić do rodzenia ofiary gwałtu. Chcą nakazać donoszenie ciąży także w przypadku najcięższych wad płodu. To oznacza wydawanie na świat dzieci, które umrą w ciągu kilku minut po porodzie. Kobiety miałyby trafiać za przerwanie ciąży do więzienia. Razem na to barbarzyństwo, na torturowanie kobiet po prostu się nie zgodzi.” Partia Razem także jako jedyna wśród partii politycznych w ostatnich latach stworzyła Kartę Praw Reprodukcyjnych, która proponuje kompleksowe i odpowiedzialne otoczenie kobiet opieką ze strony państwa przy jednoczesnym respektowaniu ich suwerennych decyzji dotyczących posiadania dzieci, stosowania antykoncepcji, in vitro i przerywania ciąży. Razem powołało też komitet inicjatywy uchwałodawczej, którego celem jest wprowadzenie dofinansowania leczenia niepłodności metodą in vitro w Warszawie. Sądzę, że to właśnie te działania spowodowały, że notowania partii w ostatnich sondażach poszły w górę.
Kobiety stanowią połowę społeczeństwa i obrona ich praw nie jest kaprysem ani uprzejmością tylko podstawowym obowiązkiem polityków reprezentujących całe społeczeństwo w parlamencie. Dopóki liberałowie tego nie zrozumieją, nie wrócą do władzy. Zresztą tak będzie lepiej. Wszystko wskazuje na to, że PiS i jego Suweren szykują Polkom – i ich dzieciom oraz partnerom – nowe piekło kobiet. Politycy, którzy się temu skutecznie sprzeciwią i wezmą w obronę bezbronne kobiety zamiast ronić krokodyle łzy nad bezbronnymi zarodkami, będą mieli szansę odebrać im władzę. Ku chwale ojczyzny.
**Dziennik Opinii nr 85/2016 (1235)