Wytoczenie pozwu miało na celu zwrócenie uwagi na niepokojące praktyki firm internetowych i zmuszenie ich do wytłumaczenia się użytkownikom ze swoich działań – mówi Dorota Głowacka, specjalistka ds. rzecznictwa i litygacji w fundacji Panoptykon.
Paulina Januszewska: Dlaczego edukujący o szkodliwości substancji psychoaktywnych aktywiści ze Społecznej Inicjatywy Narkopolityki zdecydowali się wytoczyć proces przeciwko Facebookowi?
Dorota Głowacka: Mówiąc krótko: Facebook skasował konto, które dla nich było ważnym kanałem dotarcia do odbiorców, komunikacji z wolontariuszami i rekrutowania nowych osób. SIN używała go także do promocji swojej pracy i działań edukacyjnych oraz uwiarygodniania się w oczach partnerów czy grantodawców. Na platformie prowadziła też sprzedaż testów substancji psychoaktywnych. Dochód z tego przeznaczała na działalność statutową organizacji, więc usunięcie profilu było dla nich poważnym ciosem, utrudniającym dalsze funkcjonowanie.
czytaj także
Jakiś czas temu Krytyka Polityczna dostała shadowbana na Facebooku, czyli tzw. ukrytą blokadę, za to, że użyliśmy słowa „faszyzm” w antyfaszystowskim tekście. Dotarcie do powodów i próby przywrócenia pełnej widoczności konta okazały się bardzo czasochłonne, długo nie mogliśmy się skontaktować z żadnym człowiekiem. Jak to wyglądało w przypadku SIN? Czy Facebook wyjaśnił przyczyny skasowania konta?
Sama informacja podana w momencie blokady konta była dość okrojona. SIN nie dostała żadnego konkretnego wyjaśnienia poza ogólnikową, automatycznie wygenerowaną formułką, że naruszyła standardy społeczności. Aktywiści nie mieli żadnej możliwości, żeby w sposób skuteczny zakwestionować tę decyzję, ponieważ nie istniały żadne ścieżki odwoławcze, które spełniałyby tzw. standardy sprawiedliwej procedury. Mogli wprawdzie kliknąć ikonkę „odwołaj się” i to zrobili, ale niemal natychmiast dostali komunikat, że ich prośbę odrzucono.
Zabrakło więc miejsca na przedstawienie jakichkolwiek argumentów. Zresztą SIN nie wiedziała, do czego tak naprawdę ma się odnieść, skoro nie poznała powodów blokady. Tego właściwie dotyczy cały proces, wytoczony potem przeciwko Mecie, do której należy Facebook.
Czyli nie chodziło o sam fakt zablokowania konta?
Spór dotyczył zablokowania konta, ale nasze kluczowe argumenty nie skupiały się na kwestii dopuszczalności na Facebooku określonych treści – w tym wypadku dotyczących polityki narkotykowej i edukacji w zakresie szkodliwości substancji psychoaktywnych. Choć oczywiście uważamy działalność SIN za społecznie ważną i mamy przekonanie, że ich treści powinny być dostępne w mediach społecznościowych. Potwierdził to zresztą sąd w wyroku, podkreślając, że Mecie nie udało się w trakcie procesu wykazać, że jakiekolwiek posty SIN miały szkodliwy, nielegalny charakter.
W naszym postępowaniu chodziło jednak przede wszystkim o nieprzejrzystość i arbitralność sposobu podejmowania decyzji moderacyjnych przez Facebooka czy inne duże platformy społecznościowe. Mam przez to na myśli zupełnie uznaniowe decydowanie o tym, kto i co może powiedzieć w sieci poprzez usuwanie kont i publikowanych treści oraz pozbawianie użytkowników i użytkowniczek możliwości zweryfikowania słuszności takich decyzji w toku sprawiedliwej procedury odwoławczej. Właśnie ta „samowolka” platform, zgodnie z decyzją sądu, stanowi działanie naruszające prawo, w tym przypadku konkretnie: bezprawne naruszenie dóbr osobistych SIN, za które platforma może zostać pociągnięta do odpowiedzialności.
To pierwsza tego typu sprawa rozstrzygana przez polski sąd. Na jakie jeszcze inne problemy z mediami społecznościowymi wskazuje?
Ilustruje niebezpieczne zjawisko, które nazywamy prywatną cenzurą. W skrócie chodzi o to, że zaledwie kilka platform społecznościowych, które rozrosły się na tyle, by mieć dominującą pozycję na rynku, w dużej mierze zaczęło w praktyce decydować o granicach wolności słowa i o przepływie informacji w sieci. Media społecznościowe to narzędzia, za pośrednictwem których ogromna liczba osób pozyskuje wiedzę o świecie i ją rozprzestrzenia. Nawet jeśli użytkownicy korzystają z informacji produkowanych przez profesjonalne media, to zwykle wchodzą na ich strony za pośrednictwem mediów społecznościowych. Klikają w artykuły prasowe, bo znaleźli je na przykład na Facebooku.
W sytuacji upowszechnienia się tych kanałów dotarcia musimy sobie powiedzieć wprost, że social media są dziś głównym lub jednym z najważniejszych źródeł informacji, a firmy, które nimi zarządzają, miały przynajmniej do niedawna ogromną i niekontrolowaną władzę nad obiegiem treści, bo decydują, do czego mają lub nie dostęp odbiorcy. Słowem: nasz pozew był odpowiedzią na to, że korzystanie ze swobody wypowiedzi we współczesnym świecie stało się uzależnione od uznaniowych i nietransparentnych decyzji podejmowanych przez wielkie cyberkorporacje. Chcieliśmy zwrócić uwagę na niepokojące praktyki firm internetowych, ale też doprowadzić do ich zmiany m.in. poprzez zobowiązanie platform do wytłumaczenia się użytkownikom ze swoich działań. Ale zależało nam także na potwierdzeniu, że istnieją zewnętrzne mechanizmy nadzoru nad nimi, na przykład w postaci kontroli sądu.
A teraz nie jest to oczywiste?
W międzyczasie faktycznie zmieniło się prawo, zaczął obowiązywać unijny Akt o usługach cyfrowych [z ang. Digital Sevice Act, DSA – przyp. red.], który klaruje wiele kwestii związanych z moderacją treści na platformach. Nie reguluje jednak szczegółowo zagadnienia dostępu do sądu w przypadku niesłusznej blokady konta. Decydujące znaczenie nadal mają w tym przypadku przepisy obowiązujące w danym państwie. A w Polsce wciąż nie są one oczywiste. Dlatego wygrany przez SIN proces ma szansę przetrzeć ścieżkę sądową dla osób, organizacji, firm etc., które uważają, że zostały w sposób niesłuszny zablokowane przez media społecznościowe. Wyrok nie jest na razie prawomocny, ale dla nas to już duży sukces.
czytaj także
Co to oznacza dla samej SIN?
SIN odzyska utracone w 2018 i 2019 roku konta i grupy na Facebooku i Instagramie. Poza tym sąd zobowiązał Metę do tego, by publicznie przeprosiła aktywistów za niesłuszną blokadę. Oczywiście to, na ile odzyskanie konta po pięciu latach w sytuacji, kiedy SIN zdążyła rozwinąć od zera nowe konto, ma dla nich realną wartość, to już inna kwestia. Przedstawiciele organizacji od początku liczyli się z tym, że sprawa trochę potrwa i że muszą sobie jakoś radzić, by móc dalej działać. Dlatego nie czekając na wynik procesu, założyli nową stronę na FB, na której musieli oczywiście odbudować całą społeczność, zasięgi itd. Choć przyznam też, że nie sądziliśmy, że proces zajmie aż tyle czasu.
Niemniej od początku chodziło im i nam – Panoptykonowi – przede wszystkim o zasadę i o to, by dzięki temu wyrokowi popłynął jasny sygnał, że arbitralne blokowanie treści czy kont jest działaniem bezprawnym oraz że można taką decyzję poddać kontroli polskiego sądu. Jednocześnie SIN utracił wraz z kontem dużą część swoich materiałów i jakąś część swojej historii, więc na pewno odzyskanie ich ma nie tylko symboliczne znaczenie. Muszę jednak ponownie zastrzec, że wyrok jest nieprawomocny. Możemy się spodziewać, że Facebook odwoła się od tej decyzji i będziemy musieli bronić jej przed sądem drugiej instancji. Do czasu uprawomocnienia wyroku obowiązki nałożone przez sąd formalnie nie muszą zostać wykonane. Liczymy się więc z tym, że na realizację postanowień sądu trzeba będzie jeszcze poczekać.
Czy ten wyrok może ośmielić inne podmioty do składania podobnych pozwów? A może będzie miał jeszcze jakąś inną siłę rażenia?
Tak, jak najbardziej ten wyrok to precedens, otwierający w określonych okolicznościach drogę do ochrony praw niesłusznie zablokowanych użytkowników, ale także przesądzający o tym, że można dochodzić takiej ochrony przed sądem w Polsce.
Facebook bowiem do samego końca sprawy próbował przekonywać sąd, że sprawą SIN powinien się zająć sąd w Irlandii. Abstrahując więc od meritum procesu, podkreślę, że istotna jest tu też kwestia jurysdykcji. Użytkownicy i użytkowniczki z Polski mogą dochodzić swoich praw wobec globalnych platform we własnym kraju. Nie oznacza to jednocześnie, że zachęcamy teraz wszystkich do wnoszenia takich pozwów – nasza sprawa pokazuje też przecież, jak to skomplikowana i czasochłonna droga. Bardziej zależy nam na tym, żeby proces i wyrok przyczyniły się do zmiany praktyk firm i przez to doprowadziły do ograniczenia zjawiska prywatnej cenzury. W ten sposób możemy bardziej systemowo pomóc znacznie większej grupie osób korzystających z mediów społecznościowych.
Hosanna Spotify! Objawił się mesjasz polskiej branży muzycznej
czytaj także
To znaczy?
Chcemy przede wszystkim, żeby platformy społecznościowe miały obowiązek uzasadniania swoich decyzji i umożliwiały użytkownikom realne kwestionowanie ich – stworzyły odpowiednie procedury odwoławcze. Naszym sojusznikiem w tym zakresie jest też wspomniane nowe prawo – DSA, które zaczęło obowiązywać największe platformy w sierpniu 2023 roku i które wprost wprowadza ww. wymogi. Jednym z długofalowych celów sprawy SIN było również wywalczenie tego rodzaju zmian prawnych, dlatego wykorzystywaliśmy ją w naszych działaniach rzeczniczych już w trakcie prac nad DSA. Dzięki niej decydenci w Brukseli mogli zobaczyć realne szkody wynikające z arbitralnego podejmowania decyzji moderacyjnych. Zrozumieć, że nie mówimy tu tylko o utracie przez użytkownika zdjęć kotków czy z wakacji na Facebooku, ale niekiedy również o pozbawieniu organizacji społecznej możliwości skutecznego działania w interesie publicznym.
Wierzę, że nasza sprawa, nawet jeszcze przed wyrokiem, mogła się przyczynić w jakimś stopniu do tego, że dostrzeżono problem prywatnej cenzury i jakoś na niego odpowiedziano w DSA. Przy czym nie sądziliśmy, że nowe prawo uda się wprowadzić szybciej, niż zakończyć sprawę SIN w pierwszej instancji (kiedy ją zaczynaliśmy, nie było nawet jeszcze projektu DSA). Tak czy inaczej, wyrok ws. SIN stawia w pewnym sensie „kropkę nad i” w całym w tym procesie. Teraz jest jasne, że platformy nie tylko muszą stosować tzw. standardy sprawiedliwej procedury, podejmując decyzje moderacje, ale mogą też faktycznie zostać pociągnięte do odpowiedzialności za nie. Mam nadzieję, że nowe prawo oraz wyrok w naszej sprawie docelowo przyczynią się do zwiększenia jakości moderacji na platformach społecznościowych i doprowadzą do tego, że ostatecznie będzie mniej błędnych decyzji o nadmiarowym blokowaniu treści. A jednocześnie z mediów społecznościowych będzie znikać to, co rzeczywiście powinno – czyli różne rodzaje bezprawnych treści, na które dotychczas platformy nie zawsze wystarczająco skutecznie i szybko reagowały.
Co jeszcze zmienia Akt usług cyfrowych?
Nowe prawo przewiduje jeszcze, że użytkownicy mogą zakwestionować decyzje platform nie tylko w ramach wewnętrznych procedur odwoławczych, ale też „na zewnątrz”, przed niezależnymi instytucjami. Mogą być to właśnie sądy, ale też zupełnie nowe organy, które mogą powstać na gruncie DSA, czyli tzw. pozasądowe organy rozstrzygania sporów.
Wprawdzie ich decyzje nie będą formalnie wprost wiążące dla platform, co może osłabić ich skuteczność (choć jednocześnie DSA wprowadza pewne „zachęty” dla największych platform, żeby respektowały ich postanowienia). Wielką zaletą tego mechanizmu jest jednak to, że pozasądowe organy mają działać znacznie szybciej niż sądy (powinny co do zasady wydawać swoje decyzje w ciągu 90 dni) i być dużo tańsze z punktu widzenia użytkowników. Mogą też znacząco odciążyć i tak mocno dziś obciążone sądy, do których dzięki temu może wpływać mniej takich spraw. W mojej ocenie nie ma jednak niestety gwarancji, że takie organy w Polsce w ogóle powstaną bez odpowiedniego wsparcia państwa. Dlatego ważne wydaje mi się, aby polski rząd zaproponował takie formy wsparcia, oczywiście przy jednoczesnym zagwarantowaniu pełnej niezależności politycznej i biznesowej tych ciał. Będziemy o to zabiegać w toku trwających właśnie prac nad przepisami wdrażającymi niektóre aspekty DSA w Polsce.
czytaj także
Dodam jeszcze tylko, że powyższe zewnętrzne ścieżki odwoławcze dotyczą przede wszystkim sytuacji, w której użytkownik czy użytkowniczka nie zgadzają się merytorycznie z decyzją platformy – uważają, że opublikowana przez nich treść powinna być na danej platformie dopuszczalna. Natomiast w sytuacji, w której platforma nie dopełni wspominanych wyżej obowiązków proceduralnych – nie uzasadni wystarczająco decyzji o blokadzie albo nie zapewni użytkownikowi odpowiedniej możliwości odwołania się (a dostajemy już pewne sygnały, że nie wszystkie platformy dostatecznie wywiązują się z nowych wymogów), może to oznaczać bezpośrednie naruszenie DSA, na które w takiej sytuacji można się też poskarżyć do koordynatora ds. usług cyfrowych. Jest to nowa krajowa instytucja, która jest jednym z organów mających egzekwować prawidłowe stosowanie DSA. W Polsce nie została jeszcze powołana, ale powinna zacząć działać w ciągu kilku najbliższych miesięcy, gdy zostaną przyjęte wspomniane przepisy wdrażające DSA, nad którymi obecnie pracuje rząd.
Otwierają się więc różne nowe możliwości kwestionowania prywatnej cenzury dla użytkowniczek i użytkowników, a my w Panoptykonie będziemy się starać wpłynąć na to, żeby faktycznie były one skuteczne i wzmocniły pozycję osób korzystających z mediów społecznościowych wobec big tech.
**
Dorota Głowacka – specjalistka ds. rzecznictwa i litygacji w fundacji Panoptykon. Specjalizuje się w precedensowych sprawach sądowych i rzecznictwie dotyczącym regulacji platform internetowych. Interesuje się swobodą wypowiedzi i ochrony prywatności w sieci. Przez kilka lat prowadziła Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Absolwentka prawa na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie ukończyła również studia doktoranckie.