Na wstępie chcę podkreślić, że polemika ta nie jest wymierzona w Aleksandra Kamkowa, a jedynie odpowiada na główne tezy jego tekstu. Sam autor był atakowany przez część komentujących jako apologeta ludobójstwa w Gazie czy izraelskich wpływów w Polsce, co jest oczywistą bzdurą dla osób znających inne jego teksty, w których daje się poznać jako jeden z niewielu polskich publicystów konsekwentnie stających po stronie ofiar, również palestyńskich.
Faktyczny wzrost antysemityzmu a krytyka Izraela
Kamkow ma rację co do tego, że w Polsce wzrasta antysemityzm. Nie można go jednak używać do kneblowania ust krytykom państwa Izrael, a w pierwszej kolejności należy rozpoznać, co jest jego źródłem.
Po pierwsze, antysemityzm to ulubione paliwo prawicy, a ta jest w Polsce coraz silniejsza. Związane z nią środowiska – z Mentzenem i Braunem na czele – wykorzystują ludobójstwo i zbrodnie Izraela jako pretekst do sięgania po stary, dobrze znany w naszym regionie straszak.
Po drugie jednak, masowe protesty przeciwko Izraelowi nie wzięły się z próżni, a są odpowiedzią na dziesiątki tysięcy zabitych w Gazie, na bombardowania Syrii, Libanu, Iranu, Jemenu, na aroganckie wypowiedzi izraelskich i amerykańskich polityków. Ich pierwotną przyczyną nie jest antysemityzm, a międzyludzka solidarność z ofiarami i troska o system prawa międzynarodowego. Niestety, krytyczne wobec Izraela narracje są notorycznie wykorzystywane przez prawicowych antysemitów.
Niechęć do środowisk żydowskich w Polsce nakręca też reakcja liberalnych – często żydowskich – polskich elit na zbrodnie Izraela w Gazie. Trudno nie czuć dysonansu, kiedy osoby od dekad robiące kariery na pouczaniu innych o zagrożeniu ludobójstwem i przypominaniu o współodpowiedzialności za Holokaust nabierają wody w usta, kiedy media społecznościowe zalewają materiały ukazujące mordowanych przez Izrael cywili – i to pomimo formalnego zawieszenia broni. Albo kiedy czołowi politycy, którzy na co dzień mają na ustach hasła o prawie międzynarodowym i człowieczeństwie, odmawiają potępienia masowych zbrodni na Palestyńczykach, a wręcz próbują im zaprzeczyć, umniejszyć bądź je usprawiedliwić.
Za obecną falą antysemityzmu nie stoi lewica czy środowiska propalestyńskie, ale kombinacja prawicowej nagonki, bierności liberalnych elit oraz wykorzystanie Żydów, judaizmu i żydowskiej kultury jako narzędzi do walki politycznej przez międzynarodowych aktorów, którzy próbują nadać terminowi „antysemityzm” nowe znaczenie.
Żydzi sprowadzeni do funkcji retorycznego instrumentu
Tegoroczne obchody Chanuki w polskim sejmie okazały się problematyczne nie dlatego, że żydowskie święto pojawiło się w przestrzeni publicznej, lecz z powodu kontekstu instytucjonalnego i personalnego. Zamiast tradycyjnego przemówienia Naczelnego Rabina Polski mieliśmy wystąpienia dwóch dyplomatów – ambasadorów Izraela oraz USA – oraz przedstawiciela radykalnej, wspierającej prawicę grupy spoza głównego nurtu judaizmu. Wydarzenie to zostało włączone w geopolityczną narrację obcych aktorów kosztem głosu polskiej społeczności żydowskiej, którego zabrakło.
W tekście Kamkowa rola organizacji Chabad-Lubawicz, której przedstawiciel przemawiał na wydarzeniu w sejmie i zapalał chanukowe świecie, nie została w wystarczającym stopniu omówiona. To organizacja chasydzka, będąca częścią haredi, czyli grupy judaistycznych ortodoksów – jednak w przeciwieństwie do większości z nich nie tylko uznaje istnienie państwa Izrael, ale też wierzy w jego mesjanistyczną rolę. Jako taki, Chabad od lat jest narzędziem izraelskiego wpływu w USA i Europie. To nie neutralny reprezentant judaizmu, lecz globalna organizacja religijno-polityczna, która w ostatnich latach aktywnie legitymizowała (zapraszając do swoich siedzib) skrajnie prawicowych polityków izraelskich – jak Jo’aw Gallant, ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości.
W sytuacji, gdy znacznie mniej kontrowersyjne arabskie organizacje pozarządowe (jak Addameer, udzielająca pomocy osadzonym w izraelskich więzieniach) są w USA objęte sankcjami, uznawane za terrorystyczne lub podlegają ostrym restrykcjom, brak refleksji nad statusem i agendą Chabadu wydaje się błędem. Powiązania tej organizacji z ruchami noachickimi, postulującymi m.in. przestrzeganie siedmiu praw Mojżesza przez gojów, czy samo bycie izraelskim narzędziem soft power czynią jej eksponowanie w sejmie jeszcze bardziej problematycznym.
Wydarzenie zostało wyraźnie zawłaszczone przez dyplomację izraelską i amerykańską. Zarówno Jakov Finkelstein, ambasador Izraela, jak i ambasador USA Tom Rose, wykorzystali uroczystość do artykulacji własnych interesów politycznych, które niekoniecznie są zbieżne z polską racją stanu. Finkelstein użył w odniesieniu do Polaków, którzy chcą „zgasić chanukowe świecie” – co może oznaczać zarówno braunistów, jak i środowiska lewicowe, które nie życzą sobie Chanuki w sejmie – sformułowania niosącego ładunek groźby: „Nie igrajcie z ogniem, bo żydowska historia uczy, że światło zawsze zwycięża ciemność”, co współgra z używanymi przez Benjamina Netanjahu hasłami o „dzieciach światła” i „dzieciach ciemności”. Może gdyby nie dziesiątki tysięcy zabitych Palestyńczyków, kilka zbombardowanych przez Izrael państw oraz ataki wywiadu w państwach trzecich na osoby uznane za jego wrogów, to przemówienie brzmiałoby mniej złowrogo.
Z kolei wystąpienie Toma Rose’a, osadzone w narracji o „upadającym Zachodzie” i obronie wartości małych wspólnot, wpisuje się w kontrowersyjną Narodową Strategię Bezpieczeństwa USA, która jasno mówi o rozgrywaniu państw takich jak Polska przeciwko UE. Z dokumentu wynika, że Unia Europejska w swoim obecnym kształcie instytucjonalnym jest całkowicie niekompatybilna z interesem strategicznym Stanów Zjednoczonych, a administracja Donalda Trumpa będzie starała się ją osłabić, rozbijając jej jedność i sprowadzając do roli czysto ekonomicznej. Trudno uznać przemówienie będące amplifikacją tego zamiaru za naturalny element obchodów religijnego święta w polskim parlamencie.
W tym sensie polscy Żydzi zostali sprowadzeni do funkcji retorycznego instrumentu. Ich realne doświadczenie – poczucie zagrożenia, historyczna trauma, potrzeba bezpieczeństwa i uznania – posłużyło jako emocjonalne tło, które miało wzbudzić w odbiorcach współczucie i poczucie moralnego obowiązku. Jednocześnie zabrakło miejsca dla „zwykłych” przedstawicieli polskiej społeczności żydowskiej, którzy mogliby mówić o wspólnej historii, współczesnych wyzwaniach czy codziennym życiu w Polsce. Zamiast tego głos oddano politykom i dyplomatom realizującym agendy swoich państw.
Wystąpienie rabina Schudricha w tradycyjnej roli autorytetu religijnego oraz zastąpienie dyplomatów szeregowymi przedstawicielami polskiej społeczności żydowskiej najpewniej wzbudziłoby znacznie mniej kontrowersji. Sam Schudrich – otwarcie mówiący, że Izrael miał prawo do odwetu, ale nie kosztem ludności cywilnej, jest w Polsce dużo bardziej szanowany i akceptowany, niż powtarzający frazesy o „najbardziej humanitarnej armii świata” Stambler z Chabad-Lubawicz.
Ostatecznie więc problematyczność tegorocznych obchodów Chanuki w sejmie polega przede wszystkim nie na samej celebracji „święta światła”, lecz na symbolicznym przesunięciu akcentów: od religijnego i obywatelskiego święta mniejszości ku platformie soft power dla obcych państw. To przesunięcie nie tylko generuje niechęć i napięcia, ale też szkodzi tym, których obiecuje chronić – polskim Żydom, redukowanym do narzędzia w cudzej narracji politycznej.
Dziedzictwo braunowskiej gaśnicy
Nie wiem, czy Grzegorz Braun przewidział ten skutek swojej gaśnicowej szarży sprzed dwóch lat, ale jestem przekonany, że gdyby nie ona, to dyskusja o Chanuce w sejmie toczyłaby się dziś w zupełnie innej, mniej podgrzanej atmosferze.
Braun uczynił nas zakładnikami swojego gestu: tradycja Chanuki została przerwana, więc wymaga symbolicznego wznowienia. Jest obszarem szczególnego zainteresowania naszych amerykańskich sojuszników, obszarem, w którym marszałek Czarzasty może się łatwo wykazać, robiąc jej miejsce w nowej, radykalniejszej formie.
Skrajna prawica zawłaszczyła sprzeciw wobec tej tradycji. Chanuka i jej obchody stały się więc od razu gestem politycznym, z obszaru zarówno polityki międzynarodowej (obejmującej nie tylko relacje Polska-Izrael, ale też kwestię wpływów rosyjskich i amerykańskich w Polsce), jak i zwykłego polskiego antysemityzmu i foliarstwa. Już w 2024 roku, podczas wydarzeń organizowanych przez Konfereracje w kontrze do obchodzonej Chanuki, padały takie na przykład zdania: „Świadomi Polacy wiedzą, że w Polsce jest podział na koalicję chanukową, covidową i prowojenną, albo naszą, polsko-gaśnicową”, jednoznacznie łączące stosunek do Chanuki z tematem szczepionek i wojną na Ukrainie.
Dezintegracja
Jakiś czas temu pisałem o tym, jak rosyjskie prowokacje wykorzystują ważne tematy – jak aborcja, prawa osób LGBT+ czy właśnie antysemityzm – by pogłębiać społeczną polaryzację w krajach trzecich.
Zaatakowanie Aleksandra Kamkowa, samej Chanuki w Sejmie czy lęków polskich Żydów i włączenie się w ten spór z poczuciem moralnej wyższości i arogancją co prawda pozwoliłoby zebrać lajki zarówno od propalestyńskiej lewicy, jak i antysemickiej, konfederackiej prawicy, ale byłoby też najlepszym prezentem dla naszych wrogów, z Rosją na czele. Zamiast tego chciałbym polecić wam na święta tekst Aleksandra o tej pułapce, a nam wszystkim życzyć, by w przyszłym roku – jeśli Koalicja Obywatelska postanowi ponownie urządzić obchody Chanuki w sejmie – odbyło się to w sposób, który rzeczywiście będzie mieć na względzie polskich Żydów, zamiast oddawać wasalny hołd temu czy innemu niestabilnemu sojusznikowi.






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.