Marek prowadzi gospodarstwo rolne, Magda pracuje w dużym mieście, a Wiktoria jest młodą aktywistką. Sprzeciwiając się budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego „Solidarność”, mówią wielogłosem, który buduje spójną opowieść o państwie, przedkładającym mrzonki o prestiżu nad sytych obywateli.
Niezwykle trudno umówić się na rozmowę z panem Markiem. Gdy wreszcie się spotykamy – późnym wieczorem – tłumaczy mi, że przecież to czas sianokosów. „Rolnik na wsi kładzie się bardzo późno, a wstaje o czwartej, to taka nienormowana praca” – wyjaśnia. Marek jest rolnikiem w piątym pokoleniu. O swoim gospodarstwie opowiada ze znawstwem, ale i z czułością, bo jak podkreśla, „ziemię trzeba kochać”.
Tradycja rodzinna miała być kontynuowana – jego syn zdecydował się na szkołę rolniczą i planuje przejąć gospodarstwo. Wspólnie myślą o nowych maszynach i unowocześnieniu budynków. Plony w gospodarstwie zapowiadają się w tym roku całkiem niezłe. To bardzo dobry moment na budowę magazynu, ale nie zdecydują się na tak duże przedsięwzięcie. Odkąd wiedzą, że przez środek ich domu mają przebiegać tory kolejowe prowadzące do Centralnego Portu Komunikacyjnego, zrezygnowali z wszelkich inwestycji. I chociaż nadal nie znają istotnych szczegółów, spodziewają się, że w każdej chwili mogą otrzymać wezwanie do opuszczenia gospodarstwa. Na znalezienie nowego miejsca do zamieszkania zostanie im wtedy 120 dni.
czytaj także
W okolicach Baranowa, Wiskitek i Teresina ma z kolei powstać megalotnisko – sztandarowy element tego samego projektu. To tam spotykam Mariusza. Jego rodzice już od dawna trzymają materiały służące do ocieplenia domu, wahają się jednak, czy warto podejmować taki wysiłek. Gdy dom zostanie przejęty, nikt nie zwróci im poniesionych wydatków. Skoro przyszłość, jest niepewna, każdą decyzję wolą przemyśleć i odłożyć w czasie. Dosadzić więcej kwiatów w ogrodzie? Po co, jeśli może to być ostatni sezon, zanim ogród zostanie zabetonowany?
O ciągłej niepewności mówi też pani Magda z gminy Jaktorów. 14 stycznia, gdy CPK opublikowało na swojej stronie mapy planowanych linii kolejowych, okazało się, że wiele wsi ma zniknąć. Mieszkańcy nie czekali bezczynnie. Na wirtualnym spotkaniu zwołanym już kolejnego dnia, podłączyło się prawie 200 komputerów, przy których siedziały całe rodziny. Ponad „60 proc. mieszkańców naszej gminy to ludzie starsi, niekorzystający z komputera” – opowiada działaczka. „Zorganizowaliśmy więc spotkanie, na którym tłumaczyliśmy, co się wydarzyło. Wydrukowaliśmy też mapę, by każdy mógł podejść i sprawdzić, czy jego dom znajdzie się pod torami. Tak zaczęła się nasza walka”.
Gdy rozmawiamy na kilka dni przed protestem przeciwko budowie CPK, Magda podkreśla jego pokojowy charakter. „Pokażemy, że nie jesteśmy zadymiarzami. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak oni i walczymy o nasze domy”.
Masterplan i megalotnisko, czyli tak się pręży wątłe muskuły państwa
CPK to planowany węzeł przesiadkowy między Warszawą a Łodzią, który ma zintegrować transport lotniczy, kolejowy i drogowy. Wieloletni program inwestycyjny z portem lotniczym o przewrotnej nazwie „Solidarność” opiera się na założeniu stałego wzrostu mobilności, ze szczególnym uwzględnieniem pozycji polskiej firmy LOT – silnie dotowanej przez państwo, by móc wciąż istnieć. Projekt jest kontrowersyjny na wielu polach. Kontrola NIK pokazała, że harmonogram i koszty odbiegają od zakładanych, a całe przedsięwzięcie nie ma uzasadnienia finansowego. Do kosztorysu z pewnością nie wliczono też katastrofalnych kosztów ekologicznych: wraz z budową zniszczone mają zostać siedliska licznych gatunków chronionych i obszary objęte programem Natura 2000.
„Teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu” – tym cytatem z filmu Pingwiny z Madagaskaru rozpoczyna się książka Tomasza Wardaka Piasta i szprychy, analizująca planowaną inwestycję. „Projekt CPK, jest rzeczywiście wyjątkowy w skali światowej – pisze Wardak – ale niestety, nie jest to dla nas powodem do chwały. Przede wszystkim jest to prawdopodobnie jedyny „projekt na świecie o takiej wielkości, realizowany bez uprzedniego przygotowania analiz”. Z jego dociekań wynika również, że podobnie scentralizowane układy nie sprawdziły się w innych miastach. Ale nie tylko on krytykuje zasadność tej inwestycji.
Matyja: Niemal za każdym skokiem rozwojowym stoi jakiś pojedynczy lub grupowy wariat
czytaj także
W całym przedsięwzięciu brakuje analiz, ale także – może przede wszystkim – konsultacji społecznych. Na swojej stronie spółka CPK zapewnia: „Czujemy się odpowiedzialni za to przedsięwzięcie, ale także za jego realizację w sposób zgodny z normami etycznymi i obowiązującym prawem, starając się ograniczyć negatywny wpływ realizowanej inwestycji na środowisko naturalne i społeczności lokalne, w sąsiedztwie których działamy”. Mieszkańcom niezwykle trudno jednak dostrzec tę „dbałość”. Powtarzające się głosy mówią raczej o braku kontaktu i przejrzystości ze strony CPK. Ten punkt widzenia znajduje swoje potwierdzenie w stanowisku Komitetu Przestrzennego Zagospodarowania Kraju Państwowej Akademii Nauk, które krytykuje między innymi brak ogólnokrajowego dokumentu, kodyfikującego społeczną partycypację w decyzjach dotyczących planowania publicznego.
Na wolnym rynku mój dom nie jest na sprzedaż
Gdy pytam o to, co spółka CPK oferuje w zamian, często słyszę – zupełnie nic. Faktem jest, że powstał tzw. Program Dobrowolnych Nabyć, ale jego adresatami są wyłącznie mieszkańcy ograniczonego terenu. Sytuację komplikuje niezbyt satysfakcjonujący (mówiąc eufemistycznie) sposób obliczania wartości nieruchomości. „To, co możemy za ten dom dostać, to grosze – oburza się protestująca mieszkanka. Od kilku lat na naszym terenie są plany budowy kolei dużej prędkości. Możecie sobie wyobrazić, jaka jest wartość rynkowa domu w naszej okolicy” – dodaje z goryczą.
Dodatkową przeszkodą jest dyskutowany obecnie projekt ustawy, nazywany „Ustawą o wywłaszczeniach”, który może znacznie ułatwić inwestorom pozyskiwanie gruntów. Nie przewidziano wsparcia dla tych mieszkańców wciąż spłacających kredyty na budowę domów, które stracą. Minister Marcin Horała, pełnomocnik rządu ds. budowy CPK, w wywiadach nie ukrywa, że „przyjdzie moment, kiedy będzie trzeba dokonać wywłaszczeń”. I choć zapewnia, że odszkodowania będą uczciwe, to w rozmowach z mieszkańcami trudno znaleźć wyrazy zaufania.
Mieszańcy, z którymi rozmawiam, często skupiają się nie tyle na kwotach, ile na pozafinansowej wartości ziemi. Gdy na scenę wychodzi Ewa, zwraca się bezpośrednio do pełnomocnika: „Panie Horała – w sytuacji wolnorynkowej mój dom nie jest na sprzedaż! To jest spełnienie mojego marzenia”. Odpowiadają jej brawa. „Nie stać was na to, by zapłacić rodzicom za codzienny strach przed opuszczeniem swoich domów!” – krzyczy inny aktywista ze sceny. W rozmowie z panem Markiem słyszę natomiast, że „nie widzi się w innym miejscu”, gdyż „starych drzew się nie przesadza”. „Nie ma takich pieniędzy, które by mnie zaspokoiły. Ja kocham tę ziemię!” – dodaje.
Dlaczego marszałek nie jeździł koleją? Rozmowa z Karolem Trammerem
czytaj także
My i oni?
W poniedziałek 27 czerwca mieszkańcy kilkudziesięciu zagrożonych gmin znaleźli się pod siedzibą spółki CPK. To z tego wydarzenia pochodzą cytaty „ze sceny”. Kolejny wspólny protest pozwala przyjrzeć się różnicom i wspólnym celom w walce przeciwko tej megainwestycji.
Czy mamy do czynienia z jednym głosem? Gdy grupy są różnie traktowane, nietrudno je zantagonizować. Niektórzy jednoznacznie sprzeciwiają się wszelkim planom, innym zależy przede wszystkim na tym, by trasy nie prowadziły przez tereny zamieszkane. Łatwo wyczuć też opozycję miejsko-wiejską. „Miastowi, będziecie jeść beton” – cytuje pewnego rolnika portal Onet.pl. „Chłop jest ciemny? Czy my jesteśmy trędowaci, że z nami nie chce się rozmawiać?” – pyta retorycznie jeden z moich rozmówców.
To jednak fałszywa opozycja i protestujący o tym wiedzą. Tym, co łączy wszystkie grupy, jest banalna, fizjologiczna potrzeba jedzenia, którego może znacząco zabraknąć, gdy zaszkodzimy wysokiej klasy ziemiom uprawnym w centrum Polski. „Jak zaglądacie do lodówki, to żebyście wiedzieli, skąd to jest – jak zabetonują, to trzeba będzie przywieźć z zewnątrz!” – z przekonaniem krzyczy jeden z rolniczych aktywistów. „To są dobre ziemie, które trzymają wodę. Od pierwszej klasy do czwartej. Na takiej ziemi rośnie wszystko, nawet najbardziej wymagające!” – wyjaśnia mi inny uczestnik protestu. Perspektywa pogłębienia trwającego już kryzysu żywnościowego to wizja, która mobilizuje do działania.
W poniedziałek na scenie znalazła się też Wiktoria, reprezentująca inicjatywę „Klimat dla Rolnictwa”. Jej wypowiedź wpisała opór wobec CPK w narrację przeciwdziałania katastrofie klimatycznej i przypomniała o znaczeniu żyznych gleb nie tylko jako przestrzeni produkcji żywności, ale i pochłaniania dwutlenku węgla. Przede wszystkim jednak podkreśliła perspektywę sprawiedliwości klimatycznej, która z równą uwagą traktuje zagrożenia klimatyczne, jak i nierówności społeczne. „Świat nie dzieli się na tu oraz tam. Nas również dotkną konsekwencje tej inwestycji i zdajemy sobie z tego sprawę. Musimy działać razem!” – krzyczała. To wiadomość wsparcia, ale i desperacji – „miastowi” coraz dobitniej zauważają, że ekologiczne i żywnościowe koszty podobnych projektów dotyczą także ich.
czytaj także
Gdy jeden z przemawiających wspomniał o miejscu, w którym będzie przebiegać linia kolejowa, został natychmiast poprawiony przez tłum – „Nie będzie! To nie powstanie!”. Na walczących o swoje domy i ziemię czyhają w najbliższych latach liczne zagrożenia: interesy osób zaangażowanych mogą okazać się sprzeczne, a polityczne alianse chwiejne. Różnorodność metod i postaw może okazać się jednak siłą, a nie linią podziału. Jeżeli szukać solidarności z nazwy lotniska, niech znajdzie się tutaj.
*
Materiał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.