Nie wyrzucałabym pomysłu Donalda Tuska do kosza, ale potraktowała jako wstęp do poważnej debaty o pracy kobiet.
„Babciowe” to najnowsza propozycja wyborcza Donalda Tuska. Pomysł jest prosty – każda kobieta, która zdecyduje się wrócić do pracy po urodzeniu dziecka, po urlopie macierzyńskim czy nawet w jego trakcie, otrzyma 1500 złotych miesięcznie. Celem jest, żeby matki (bo „niech matki decydują”, mówi Tusk) mogły wrócić do pracy wkrótce po urodzeniu dziecka, a nie 2–3 lata później. A żeby mogły wrócić, dostaną kasę na żłobek, nianię czy – jak sugeruje nazwa projektu – na babcię.
Co jest nie tak z tym pomysłem? Wszystko. No dobrze, prawie wszystko. Choć oczywiście Tomasz Lis jest zachwycony.
#Babciowewymiata. Prosty plan dla zwykłych ludzi.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) March 23, 2023
Kobiety, macie tu kasę i radźcie sobie
Po pierwsze, jest to rozwiązanie indywidualistyczne, w duchu PiS – damy wam kasę i sobie radźcie. Nie zainwestujemy tych pieniędzy w sieć bezpłatnych żłobków, które będą służyć kilku pokoleniom, ale przekażemy bezpośrednio do kieszeni – choć przecież kieszenie wyborców, których chcemy do siebie przekonać, są bez dna.
czytaj także
Po drugie, jest diabelnie konserwatywne. Niby Donald Tusk ostatnio skręcił z konserwatywnej koleiny na drogę progresywno-feministyczną (popiera prawo kobiet do wyboru, prawo do aborcji do 12. tygodnia), niby wyszedł z projektem skierowanym do kobiet i mającym kobiety wspierać, ale jednak trochę po dziadersku.
Projekt, który można sparafrazować: „niech matki decydują, a babcie pracują”, idzie całkowicie pod prąd polityce europejskiej promowania równości w opiece i w pracy. „Babciowe” skleja kobiety z całą odpowiedzialnością za pracę reprodukcyjną. To powtórzenie po raz kolejny: drogie panie, odpowiedzialność za dom i dzieci ciąży na was. Jak echo okrzyków tych, co szykują się do linczu po każdym policyjnym doniesieniu o zaniedbanym lub skrzywdzonym dziecku: Gdzie była matka?! Nigdy: Gdzie był ojciec?!
Babcie: nowa grupa zawodowa
Po trzecie, propozycja płacenia babciom za opiekę nad wnukami to propozycja pracy aż do śmierci. Choć Donald Tusk zapewnia, że wieku emerytalnego PO, jeśli dojdzie do władzy, nie podniesie – kobiety traktuje wyjątkowo.
Kobiety w Polsce mają problem z powrotem na rynek pracy, bo urlopy ojcowskie są brane niechętnie, mężczyźni wciąż zaledwie „pomagają” w zadaniach domowych, w tym w wychowaniu dzieci. Do tego dochodzi luka płacowa, kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni, więc dla budżetu domowego lepiej, żeby to one brały urlopy na dzieci, albo w ogóle zrezygnowały z pracy, kiedy w okolicy nie ma dostępnego żłobka.
Fejfer: Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo macierzyństwo różnicuje szanse na rynku pracy
czytaj także
Babcie to grupa społeczna, która i tak jest ofiarą wyzysku, bo oprócz pracy zawodowej większość życia zajmowała się też pracą opiekuńczą. Skoro mają wnuki, zapewne miały też dzieci, mężów, swoje matki, ojców, teściowe i teściów, i im wszystkim dawały uwagę i wymierną liczbę roboczogodzin – oczywiście darmowych. A kiedy babcie chciałyby spokojnie przejść na emeryturę i wreszcie zająć się sobą, okazuje się, że w związku z tym, że poświęcały swój czas na bezpłatną pracę reprodukcyjną i zarabiały mniej teraz mają niskie emerytury, z których trudno się utrzymać. Dlatego też Donald Tusk proponuje im – nie wprost co prawda – żeby sobie dorobiły.
Czy to początek rozmowy o tym, że praca opiekuńcza, praca reprodukcyjna nie może być darmowa?
Propozycje „babciowego” można potraktować jako początek poważnej debaty o bezpłatnej, często niewidzialnej pracy kobiet, która bezpłatna i niewidzialna być nie powinna.
Praca opiekuńcza to praca
Praca opiekuńcza jest pracą totalną, żaden work-life balance nie jest właściwie możliwy. Jest to praca zarówno fizyczna, jak i emocjonalna, w dodatku związana z ogromną odpowiedzialnością za czyjeś życie i zdrowie. Wymaga wyrzeczeń, zepchnięcia własnych potrzeb na dalszy plan, często prowadzi do społecznej izolacji, bo w wolnych chwilach do głosu dochodzi wszechogarniające zmęczenie.
czytaj także
Praca opiekuńcza i reprodukcyjna, czyli opieka nad dzieci i osobami starszymi, gotowanie, zmywanie, sprzątanie, pranie, zakupy, wychowywanie, wspieranie – wykonywana jest w zdecydowanej większości przez kobiety, bo prace bezpłatne czy niskopłatne patriarchat już dawno przypisał kobietom, usprawiedliwiając to bzdurami o „kobiecej naturze”, która daje specjalne predyspozycje do odkurzania, zmywania, prania, gotowania itp.
Praca opiekuńcza jest niewidziana dla fiskusa. Oxfam oblicza, że kobiety na świecie codziennie poświęcają 12,5 miliarda godzin nieodpłatnej pracy i wycenia ją na co najmniej 10,8 biliona dolarów rocznie – generują trzykrotnie więcej niż przemysł technologiczny.
W Polsce kobiety przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat, pięć lat wcześniej niż mężczyźni, nie dlatego, że państwo jest dla nich takie dobre, ale dlatego, że wypełniają lukę opiekuńczą: ktoś musi zastępować nieistniejące żłobki i domy opieki.
„Babciowe” Tuska nieco ten skandal cywilizuje. Pokazuje: opieka to praca. Za pracę należy się płaca. Do tej pory babcie na emeryturach też poświęcały czas wnukom, teraz (być może) będą dostawać za to pieniądze. Choć, nie oszukujmy się, 1500 zł godziwą płacą nie jest.
Dlatego nie wyrzucałabym pomysłu Donalda Tuska do kosza, ale potraktowała jako wstęp do poważnej debaty o pracy kobiet. Jeśli mamy się traktować poważnie, to i do tego projektu podejdźmy na poważnie.