Trudno nie krytykować Niemiec za lata robienia interesów z Kremlem i kunktatorską postawę podczas wojny w Ukrainie. Jednak nieustanne robienie z nich wroga niemal równie groźnego jak Rosja, jak to czyni obecnie PiS, jest nie tylko głupie i bezpodstawne, ale przede wszystkim szkodliwe dla Polski.
Kto jest naszym wrogiem: Rosja czy Niemcy? Oglądając TVP Info lub słuchając wypowiedzi polityków PiS, można dojść do wniosku, że większym zagrożeniem dla naszego kraju są jednak nasi zachodni sąsiedzi. Oczywiście PiS to partia silnie rosyjskosceptyczna – i słusznie – jednak krytyka jej funkcjonariuszy pod adresem Kremla staje się coraz bardziej rytualna, jakby Kaczyński et consortes już się przez te lata wystrzelali z amunicji albo tym zwyczajnie znudzili.
Za to w przypadku krytyki Niemiec politycy PiS oraz – jak by to napisać dyplomatycznie: osoby występujące w TVP Info – są w stanie wykrzesać z siebie coraz to nowe pokłady entuzjazmu. Pisowska prawica ma sporą satysfakcję z wytykania niemieckich błędów i potrafi być w tym naprawdę pomysłowa, angażując w to ogrom energii. Tak jak w polityce krajowej głównym motorem PiS jest nienawiść do PO, tak w polityce międzynarodowej to środowisko jest w coraz większym stopniu napędzane antyniemieckim resentymentem. Z punktu widzenia naszych państwowych interesów – zupełnie kuriozalnym.
Oddajcie nasze szparagi
Przykręcanie kurka z gazem przez Gazprom jest bardzo groźne nie tylko dla Niemiec, ale też Polski. Mimo to czołowi politycy PiS komentują rosyjski szantaż ze słabo ukrywaną schadenfreude. „Niemcy są szantażowane przez Rosjan, Niemcy poniosły ogromną porażkę swojej polityki energetycznej. Warto sobie zdać sprawę, że jedno z najbogatszych państw świata właśnie na naszych oczach dostrzegło swoją gigantyczną klęskę” – stwierdził premier Morawiecki w wywiadzie dla Radia Olsztyn. Bardzo dobitnie, żeby nikt nie miał wątpliwości, jak wielkich rozmiarów jest ta niemiecka porażka.
Niemcy właśnie spadają z płotu, na którym siedziały okrakiem przez kilkadziesiąt lat [rozmowa]
czytaj także
Okazuje się jednak, że nawet po tej druzgocącej klęsce Niemcy są nadal piekielnie groźni. Gdy szef EPP Manfred Weber zaproponował wprowadzenie mechanizmu solidarnego dzielenia się gazem, rządowy aparat medialny uznał to za próbę wymuszenia. „Oburzająca propozycja. UE zmusi kraje członkowskie do dzielenia się gazem z Niemcami?” – pytało TVP Info, nawiązując do tweeta europosła Jacka Saryusza-Wolskiego.
„Niemieckim politykom bardzo zależy na stworzeniu unijnego mechanizmu wzajemnego dzielenia się gazem w obliczu kryzysu; nie po raz pierwszy kraj Niemcy realizują swoje interesy rękami unijnych urzędników” – stwierdziła europosłanka Izabela Kloc w rozmowie z PAP.
Jeśli Niemcom nie uda się odebrać nam gazu podstępem, być może zrobią to siłą. Wszak ogłosili właśnie ogromny program modernizacji Bundeswehry. Chyba nie po to, żeby te leopardy i gepardy nadal rdzewiały w magazynach. „Nie wiem, czy Niemcy zbroją się przeciwko Rosji, czy przeciwko nam, ale się zbroją” – poinformował Jarosław Kaczyński trochę ironicznie, ale trochę jednak nie.
W tej krytyce Berlina PiS wpada momentami już w zupełnie absurdalne tony, w czym prym wiedzie Mateusz Morawiecki, uparcie próbujący dowieść, że jest wystarczająco pisowski, by otrzymać schedę po Kaczyńskim, a przynajmniej utrzymać się na fotelu premiera. Podczas wystąpienia w Kędzierzynie-Koźlu nieoczekiwanie zaczął wypominać Niemcom, że Polacy jeździli tam zbierać szparagi. „Niech sobie sami zbierają szparagi albo niech przyjeżdżają do nas je zbierać” – zaproponował premier naszego kraju.
Ten krótki wybór wypowiedzi polityków PiS jest ledwie wycinkiem antyniemieckiej narracji nieustannie płynącej wszystkimi strumieniami komunikacyjnymi rządzącej partii. Niemców serdecznie nie znoszą nie tylko bliscy współpracownicy Kaczyńskiego, ale też szeregowi działacze PiS i etatowi komentatorzy TVP Info. Wystarczy włączyć na chwilę ten kanał, by napełnić się obficie antyniemieckim przekazem.
czytaj także
Zupełnie niezrównany jest w tym poranny program „Jedziemy” Michała Rachonia, w którym wszystkie niemieckie błędy wałkowane są do znudzenia, codziennie, żeby się w głowach odbiorców zakodowało, za to niemieckie problemy opisywane są z nieukrywaną radością, a czasem także uśmiechem od ucha do ucha. Oczywiście o ile towarzystwo akurat nie zajmuje się Platformą. Gwiazdami tego komicznego festiwalu nienawiści są Marek Jakubiak oraz – a jakże – Marian Kowalski, którzy źle o Niemcach mogą mówić chyba nawet wtedy, gdy śpią lub milczą. Gdyby w niemieckich mediach pojawiła się nawet tylko jedna czwarta takiej nienawiści w stosunku do Polaków, pisowska prawica zawyłaby z oburzenia.
Zabijmy ich śmiechem
Nieustanne ataki werbalne wymierzone w Berlin zaczynają już przypominać masochizm lub przynajmniej celowe działanie na szkodę własnego państwa. To prawda, że Niemcy mają na swoim koncie długą listę fatalnych, a właściwie koszmarnych błędów. Jednak finalnie jedziemy z nimi na jednym unijnym wózku. Jeśli Niemcom zabraknie gazu, to i nam zrobi się zimno. Przecież obecnie importujemy z Niemiec znaczną część gazu, gdyż Baltic Pipe jeszcze nie działa, a w tym roku gaz popłynie nim tylko przez jeden kwartał, i to jeszcze na pół gwizdka. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego w czerwcu sprowadziliśmy z Niemiec 29 proc. importowanego gazu, a w lipcu nawet 31 proc., prawie jedną trzecią. W tym kontekście zupełnie kuriozalnie brzmią kazania europosła Jacka Saryusza-Wolskiego na Twitterze: „Niemcy i UE odmówiły wielokrotnie solidarności z Polską. A teraz Niemcy mają czelność domagać się, w kryzysie, który sami stworzyli, solidarności gazowej i to przymusowej?!”.
DE i UE odmówiły wielokrotnie solidarności z PL
+ niedostarczone de czołgi w zamian za pl dla UA
A teraz DE mają czelność domagać się, w kryzysie który sami stworzyli, solidarności gazowej i to przymusowej !?
Solidarność nie może być wybiórcza, jest całościowa albo jej nie ma pic.twitter.com/JfxDRFLDLd
— Jacek Saryusz-Wolski (@JSaryuszWolski) July 25, 2022
Saryusz-Wolski najwyraźniej nie wie, skąd obecnie czerpiemy gaz – no ale skąd ma to wiedzieć, przecież jest tylko europosłem. A na listy do PE w partii rządzącej występuje selekcja negatywna. Mógł mu też umknąć fakt, że dzięki integracji europejskich rynków mocy sprowadzamy regularnie z Niemiec prąd. W 2020 roku zaimportowaliśmy stamtąd 3,5 TWh mocy (drugi wynik po Szwecji – 3,9 TWh), a wyeksportowaliśmy 0,6 TWh. Nawzajem wspieramy się także przepływami interwencyjnymi w sytuacjach niedoborów energii. W 2020 roku interwencyjnie wyeksportowaliśmy do Niemiec 44 GWh energii elektrycznej, a zaimportowaliśmy 7 GWh. Na tym właśnie polega solidarność energetyczna. Dlaczego nie miałoby to podobnie wyglądać na rynku gazu?
Przecież akurat nam ta solidarność szczególnie się przyda. Owszem, zapełniliśmy nasze magazyny gazu już prawie w 99 proc., jednak sama pojemność tych magazynów jest dosyć licha. Polskie rezerwy gazu wynoszą obecnie 36 TWh, czyli są ledwie o 2 TWh większe niż Czech, które zużywają 2,5 razy mniej gazu i zapełniły swoje magazyny dopiero w trzech czwartych. Węgrzy zapełnili magazyny tylko w połowie, a mają już zgromadzone 34 TWh gazu na zimę – czyli niewiele mniej od nas, chociaż ich roczne zużycie jest dwukrotnie mniejsze. Niemcy swoje magazyny zatłoczyli dopiero w dwóch trzecich pojemności, a już mają pięć razy więcej gazu niż Polska, chociaż zużywają go tylko czterokrotnie więcej.
Podczas spotkania z wyborcami w Kórniku zapytano Jarosława Kaczyńskiego, jak Polska powinna zareagować na „szantaż” Niemiec w sprawie współdzielenia gazu. „Śmiechem” – odparł prezes PiS, który jest ostatnio w dziwnie dobrym humorze. Miejmy nadzieję, że to z nas nie będą się śmiać, gdy to Polska zwróci się o pomoc na przykład do Austrii, która już teraz ma o prawie połowę więcej rezerw gazu niż my.
Niemiecki katar to polska grypa
Ta radość z niemieckich problemów jest tym bardziej niezrozumiała, że kryzys w Niemczech niemal na pewno doprowadzi do poważnych perturbacji gospodarczych w Polsce i w całym naszym regionie. Spadek aktywności niemieckiej gospodarki doprowadzi do spadku zamówień zarówno w niemieckich firmach działających w Polsce, jak i polskich podwykonawców i dostawców. Polski przemysł jest w ogromnym stopniu zależny od niemieckiej koniunktury. Według danych NBP Niemcy są absolutnie największym inwestorem zagranicznym w Polsce, wyprzedzając drugą Francję niemal dwukrotnie. W 2019 roku stan zobowiązań z tytułu niemieckich inwestycji w Polsce wyniósł 173 mld zł, francuskich 92 mld zł, natomiast amerykańskich 89 mld.
Również polski eksport jest podwieszony pod wymianę handlową z Niemcami, która, wbrew nieprzyjaznej postawie polityków, rozwija się doskonale. W zeszłym roku nasz handel z Niemcami osiągnął wartość 146 mld euro i urósł w ciągu roku o 19 proc. Niemcy są od lat najważniejszym partnerem handlowym Polski. Wymiana handlowa Niemiec z Rosją wyniosła 60 mld euro, czyli prawie dwa razy mniej niż z nami.
Oczywiście korzyści z tej wymiany są obustronne. „Polska wypełnia lukę powstałą w wyniku wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Kraj ten jest naszym piątym najważniejszym rynkiem zagranicznym po Chinach, Holandii, USA i Francji, a tym samym od dawna stanowi kamień węgielny niemieckiego handlu zagranicznego” – stwierdził Oliver Hermes z Komisji Wschodniej Niemieckiego Biznesu.
Gdyby jednak potraktować nasz region jako całość, wtedy najważniejszym partnerem handlowym Niemiec staje się Europa Środkowo-Wschodnia, wyprzedzając nawet Chiny. Od dobrej sytuacji gospodarczej Niemiec zależy więc koniunktura w całym regionie i tym bardziej należy się raczej martwić faktem, że za Odrą wielkimi krokami nadciąga kryzys. Najnowszy odczyt wskaźnika nastrojów przedsiębiorstw w Niemczech spadł do poziomu z pandemicznego czerwca 2020 roku.
Trudno nie krytykować Niemiec za robienie biznesów z Kremlem – z budową obu gazociągów Nord Stream na czele – i kunktatorską postawę podczas wojny w Ukrainie. Jednak nieustanne robienie z nich wroga niemal na równi z Rosją jest nie tylko głupie i nie ma pokrycia w faktach, ale jest przede wszystkim szkodliwe. I przeciwskuteczne – trudno kogokolwiek przekonać do swoich racji, nieustannie dowodząc mu, że jest wcieleniem wszystkiego, co najgorsze.
Ostolski: Rosję Putina wyhodowało szacowne centrum zachodnioeuropejskiej polityki
czytaj także
Jedziemy z Niemcami na jednym wózku, nawet jeśli komuś się to bardzo nie podoba. Zarówno Berlinowi, jak i Warszawie powinno zależeć na solidarności energetycznej, która już w tej obecnej szczątkowej formie pokazuje olbrzymi potencjał. Jeśli kryzys gospodarczy nawiedzi Niemcy oraz całą Europę, uderzy on również w Polskę i nie mamy żadnych gwarancji, że przejdziemy go „suchą stopą”, jak poprzedni kryzys strefy euro. Tylko Unia Europejska jako całość jest w stanie wypracować mechanizmy skutecznie chroniące wszystkie gospodarki przed ewentualną katastrofą. A bez współpracy Polski i Niemiec takich mechanizmów wypracować się nie uda.