Gospodarka

Od „żerowania na wojnie” do „windfall tax”

Premier Morawiecki zaskoczył wszystkich opowieścią o tym, że Norwegia pośrednio żeruje na wywołanej przez Putina wojnie i dlatego powinna się podzielić dodatkowo zarobionymi pieniędzmi. A przecież mógł powiedzieć o „windfall tax”. To podatek od nieoczekiwanych zysków lub korzyści. Rząd Margaret Thatcher nałożył ponad 40 lat temu podobną daninę na, uwaga, banki.

Jedną z licznych wad Mateusza Morawieckiego jest niebywała wręcz skłonność do popełniania faux-pas. Zwykle robi to niechcący, z niewinnym uśmiechem na ustach, efekty bywają jednak nieprzyjemne.

Jestem tak stary, że pamiętam awanturę o słowa Morawieckiego w Monachium, gdy opowiadał zaskoczonym słuchaczom o „żydowskich sprawcach” Holocaustu. Teraz, podczas spotkania z młodzieżą, premier naszego kraju stwierdził, że Norwegia żeruje na wojnie w Ukrainie, notując gigantyczne nadwyżkowe zyski z ropy i gazu, które w tym roku mają wynieść 100 mld euro. Morawiecki co prawda asekurował się, zaznaczając, że Norwedzy żerują jedynie pośrednio, poza tym nie z własnej woli, jednak słowa poszły w świat.

Jak przetrwać szantaż Gazpromu

„Żerowanie na wojnie” kojarzy się jednoznacznie źle i rzucanie takich słów w stronę naszych ważnych partnerów handlowych, od których właśnie zamierzamy kupować więcej gazu, by transportować go przez finalizowany Baltic Pipe, jest przynajmniej mało rozsądne. Warto pamiętać, że przecież negocjujemy obecnie kontrakty na dostawy gazu z szelfu norweskiego, gdyż jak na razie mamy zapewniony surowiec jedynie na jakąś połowę przepustowości budowanego gazociągu. Zapewne niejedną osobę decyzyjną w PGNiG słowa Morawieckiego mocno zmroziły.

Nic niezwykłego nawet dla Thatcher

Tradycyjnie „niefortunne” słowa Morawieckiego rozpoczęły znaną nam doskonale polityczną nawalankę zamiast odniesienia się do meritum. Morawieckiemu wytykano więc, że niedługo skłóci nas już ze wszystkimi sojusznikami, a nawet z Antarktydą. Były specjalista od prywatyzacji Janusz Lewandowski radził Morawieckiemu, żeby podzielił się nadmiarowymi zyskami własnej rodziny. Ciekawe więc, czy liberał Lewandowski poparłby podatek majątkowy i wysoki, progresywny podatek dochodowy, bo to najprostsza droga do ściągnięcia z Morawieckich zakumulowanej nadwyżki.

Jak zauważył Tomasz Sawczuk, większość krytycznych komentarzy dotyczyła jednak samego faktu, że premier Polski ośmielił się oskarżać kogoś o czerpanie nadmiarowych zysków. Przecież nie godzi się zaglądać innym do portfela. Poza tym zyski w kapitalizmie nigdy nie są nadmiarowe. Mogą być co najwyżej za małe. „Ogólnie z komentarzy wynika, że w sprawie Norwegii premier Morawiecki przede wszystkim naruszył naczelną normę paleoliberalnej wyobraźni gospodarczej, czyli tabu akumulacji pierwotnej – chce dysponować cudzymi pieniędzmi” – napisał Sawczuk na Twitterze, czym uchwycił istotę tego oburzenia.

Za doprecyzowanie słów premiera zabrała się nowa ministra finansów Magdalena Rzeczkowska. Wyjaśniła, że chodziło o nałożenie windfall tax na podmioty czerpiące nadmiarowe zyski w wyniku wojny w Ukrainie. Z powodu rosyjskiej agresji ceny surowców energetycznych poszybowały pod niebo, w związku z czym firmy sektora energetycznego notują potężne zyski, którymi mogłyby się podzielić. Zgromadzone środki miałyby zostać przeznaczone na wsparcie Ukrainy. I słowa Rzeczkowskiej już takie kontrowersyjne nie są, chociaż wiele znaków na ziemi mówi, że jest to klasyczna egzegeza post factum. Szef coś palnął na spotkaniu z młodzieżą, więc teraz trzeba na cito dorobić do tego filozofię. Nie zmienia to faktu, że filozofia ta wcale nie jest głupia.

Windfall tax to, jak sama nazwa wskazuje, podatek od nieoczekiwanych zysków lub korzyści. Często stosowany jest w Wielkiej Brytanii. W 1981 roku konserwatywny rząd Margaret Thatcher nałożył podobną daninę na banki za to, że, uwaga, korzystały z wysokich stóp procentowych. Tak, tak, panie Dziambor, to wasza ukochana Thatcher coś takiego wprowadzała, co więcej, „z pełną powagą i na trzeźwo”.

Jak widać, niektóre rozwiązania z epoki rządów Żelaznej Damy warto byłoby rozważyć we współczesnej Polsce, chociaż zapewne wzburzyłoby to jej najwierniejszych fanów z Konfederacji i okolic.

W 1997 roku rząd laburzystów nałożył windfall tax na sprywatyzowane przez konserwatystów przedsiębiorstwa państwowe, gdyż zostały one sprzedane zbyt tanio, w wyniku czego nowi właściciele uwłaszczyli się na państwowym. Tu znów można by się doszukać analogii do naszego kraju. W ciągu dwóch lat z tego podatku ściągnięto niecałe 9 mld funtów, licząc po obecnym kursie.

Niezasłużone miliardy na czysto

Temat podatku od nieoczekiwanych korzyści powrócił właśnie w związku z wojną w Ukrainie. W marcowej publikacji Economic and Social Impacts and Policy Implications of the War in Ukraine analitycy OECD zaproponowali wprowadzenie tego typu danin, by sfinansować wsparcie dla poszkodowanych wzrostem cen energii. „Dobrze zaprojektowane i starannie ukierunkowane wsparcie fiskalne mogłoby zmniejszyć negatywne efekty [wzrostu cen surowców – przyp. P.W.]. W niektórych państwach mogłoby to zostać sfinansowane podatkiem od nieoczekiwanych zysków” – czytamy w publikacji OECD.

Zależność od rosyjskiego węgla i gazu zgotowała nam dwie katastrofy: klimatyczną i wojenną

Obecnie temat ten jest również dyskutowany w Wielkiej Brytanii, w której partie opozycyjne domagają się od rządu nałożenia windfall tax na spółki energetyczne. A na Wyspach jest kogo tym opodatkować – mowa o gigantach paliwowych BP i Shellu. Spółki paliwowe czerpią dodatkowe zyski z procesów, które w żaden sposób nie są ich „zasługą”. Już w zeszłym roku czerpały ogromne zyski dzięki wzrostowi cen w wyniku postpandemicznego odbicia gospodarczego, a obecnie w wyniku wojny w Ukrainie. Za pomocą jednorazowego podatku mogłyby się więc podzielić swoim szczęściem z tymi, którzy na wzroście cen energii tracą.

W pierwszym kwartale tego roku zysk BP wzrósł dwukrotnie, do ponad 6 mld dolarów. Zyski Shella nawet się potroiły i wyniosły ponad 9 mld dolarów, co jest najlepszym kwartalnym wynikiem w historii tej firmy. Faktem jest, że część tych zysków została zjedzona przez odpisy, jakie firmy te zanotowały w związku z wycofaniem się z rosyjskiego rynku. Można jednak założyć, że w obecnym kwartale obie spółki znów odnotują rekordowe wyniki. Tym bardziej jeśli Europa wprowadzi embargo na krwawą ropę z Rosji.

Opodatkowanie nadmiarowych zysków spółek paliwowych spotkało się też ze zrozumieniem w samej Norwegii. Według cytowanej przez Euractiv Berit Lindeman z Komitetu Helsińskiego norweskie dochody ze sprzedaży gazu mogą być w tym roku sześć razy wyższe od planowanych, więc jej kraj musi sobie odpowiedzieć na pytanie, na co te miliardy przeznaczyć, i niekoniecznie chodzi o cele zlokalizowane w samej Norwegii. Zresztą Norwegia notowała rekordowe wyniki eksportu ropy i gazu już w zeszłym roku, szczególnie w ostatnim kwartale, gdy ceny błękitnego paliwa rosły jak szalone.

Orlen do opodatkowania

Oczywiście taki podatek powinien też obejmować polskie spółki energetyczne. W zeszłym roku najwyższy w swojej historii zysk netto wysokości 11,2 mld zł zanotował Orlen. W tym roku w pierwszym kwartale wynik EBITDA Orlenu sięgnął niecałych 3 mld zł i również był wyższy od oczekiwań. Co prawda za największą część tego wyniku odpowiadała rekordowa produkcja z OZE, jednak „solidne wyniki dostarczyły również pozostałe segmenty działalności: rafineria, petrochemia, wydobycie i detal” – czytamy w komunikacie spółki.

W pierwszych trzech miesiącach tego roku świetne wyniki notuje także PGNiG. Wynik EBITDA gazowego giganta znad Wisły sięgnął 8 mld zł, a zysk netto 4 mld zł. W tym przypadku za zdecydowaną większość zysków odpowiadała działalność wydobywcza PGNiG, którą spółka prowadzi również w Norwegii. Oczywiście można się spodziewać, że w drugim kwartale wyniki obu spółek będą jeszcze lepsze, gdyż wojna w Ukrainie wpływa na nie de facto dopiero od marca.

Opodatkowanie nieoczekiwanych zysków nie jest więc niczym niezwykłym. Na poważnie jest dyskutowane na Zachodzie i było już wprowadzane nawet przez rządy zadeklarowanych wolnorynkowców. W czasach rządów Thatcher banki musiały oddać część zysków, gdyż zanotowały je wyłącznie dlatego, że Bank Anglii podniósł stopy. Nie miały w tym żadnej zasługi, było to efektem jedynie działania jednej z brytyjskich instytucji publicznych.

Obecne wzrosty cen surowców są efektem zbrodniczych działań jednego z europejskich państw, które postanowiło zaatakować Ukrainę. Shell, BP czy Equinor notują dzięki temu rekordowe wyniki, w czym jednak nie ma żadnych zasług menedżerów wymienionych firm. Nie ma więc powodu, dla którego nie moglibyśmy przynajmniej dyskutować o dodatkowym, wojennym opodatkowaniu ich zysków. To samo się tyczy polskich spółek paliwowych.

Paleoliberalne przesądy, według których nie można rozliczać prywatnych przedsiębiorstw ze sposobu, w jaki doszły do swoich zysków, już dawno nie są na świecie poważane, gdyż są zwyczajnie zbyt prostackie. Co oczywiście nie zmienia faktu, że Mateusz Morawiecki mógłby zacząć panować nad wypowiadanymi słowami.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij