Bogaci mogą znaleźć sposób na odizolowanie się od negatywnych skutków skażonego powietrza, brudnej wody, niszczenia miejsc zielonych itd. Dochód podstawowy mógłby być częściową rekompensatą za dotykające nas wszystkich koszty zanieczyszczenia środowiska. Publikujemy fragment książki Guya Standinga „Dochód podstawowy. Jak możemy sprawić, żeby to się udało”.
Imperatyw ekologiczny
Ludzkość i planeta stoją w obliczu katastrofy ekologicznej, do której przybliża nas zmiana klimatyczna. Już teraz obserwujemy wymieranie gatunków, kurczenie się pokryw lodowych, podnoszenie się poziomu morza, poszerzanie się obszarów pustynnych, ekstremalne przypadki ulew i suszy oraz orkany, cyklony i huragany o niespotykanej dotąd destrukcyjnej sile. Wiele form zanieczyszczenia środowiska związanych z uprzemysłowieniem i urbanizacją naraża na szwank nasze zdrowie i dobrobyt. Poczucie międzypokoleniowej sprawiedliwości i troski o naturalne piękno świata zmusza nas do podjęcia natychmiastowych działań zmierzających do zapobieżenia katastrofie.
Co to ma wspólnego z dochodem podstawowym? Przede wszystkim dochód podstawowy zachęcałby do spędzania większej ilości czasu na służących zachowaniu tych zasobów działaniach „reprodukcyjnych”, takich jak opieka czy wolontariat, zamiast na zużywającej zasoby pracy najemnej. […]
Zanieczyszczenie środowiska to zjawisko regresywne w swojej naturze – bogaci mogą znaleźć sposób na odcięcie się, odizolowanie od negatywnych skutków skażonego powietrza, brudnej wody, niszczenia miejsc zielonych itd. Co więcej, duża część zanieczyszczeń spowodowana jest przez działania i czynności będące udziałem głównie osób zamożniejszych – podróże lotnicze, samochody, klimatyzację i dobra konsumenckie różnego rodzaju (by przywołać tylko kilka oczywistych przykładów). O dochodzie podstawowym można więc myśleć również jako o częściowej rekompensacie za dotykające nas wszystkich koszty zanieczyszczenia środowiska – jest to kwestia sprawiedliwości społecznej.
Możemy też niejako odwrócić tę argumentację i przedstawić dochód podstawowy jako rekompensatę dla tych, których sytuacja pogarsza się ze względu na działania chroniące środowisko. Ułatwiłby on bowiem rządom wprowadzenie podatków od działalności zanieczyszczającej środowisko w sytuacji, gdy te podatki mogą pogorszyć jakość życia jakiejś grupy lub przybrać regresywną formę (choćby przez podniesienie cen dóbr nabywanych przez gospodarstwa domowe o niższych dochodach). Można podać przykład wysokich podatków węglowych, które zniechęcają do używania paliw kopalnych, redukując w ten sposób emisję gazów cieplarnianych i spowalniając zmianę klimatyczną, oraz zmniejszają zanieczyszczenie powietrza.
Wprowadzenie takich podatków byłoby z pewnością łatwiejsze z perspektywy politycznej, gdyby służyły one sfinansowaniu dochodu podstawowego – który z kolei stanowiłby rekompensatę dla osób o niskich dochodach, górników oraz innych grup tracących część dochodu (lub możliwość jego zdobycia) przez wprowadzenie podatku węglowego.
czytaj także
Argumenty na rzecz dochodu podstawowego są szczególnie mocne w kontekście wycofania dotacji do paliw kopalnych. Na całym świecie – tak w krajach biednych, jak i bogatych – rządy od dawna używają tego rodzaju subsydiów jako sposobu redukcji ubóstwa (przez utrzymanie ceny paliw na niskim poziomie). Zachęca to do zwiększonej konsumpcji takich paliw i nieoszczędnego ich używania. Co więcej, dotacje są w tym wypadku regresywne – bogaci zużywają więcej paliw, dlatego więcej zyskują na subsydiach. Jednak rządy okazują się powściągliwe w wycofywaniu subsydiów, a to z obawy przed reakcją wyborców. I rzeczywiście, w niektórych krajach decydujących się na takie kroki doszło do protestów na dużą skalę.
Dochód podstawowy mógłby przełamać ten impas, co pokazuje choćby przykład Iranu. Usunięcie subsydiów do paliw kopalnych spowodowałoby wzrost cen paliwa, jednak wielką kwotę wydawaną ciągle na owe subsydia można by w zamian przeznaczyć na zieloną dywidendę wypłacaną po równo każdemu. Taka rekompensata miałaby charakter progresywny, osoby zużywające więcej paliw kopalnych płaciłyby więcej, zaś dywidenda byłaby warta więcej dla osób o niskich dochodach (w stosunku zarówno do ich wydatków na paliwo, jak i do samego dochodu). Jeśli paliwa kopalne zostałyby dodatkowo opodatkowane w celu pokrycia efektów zewnętrznych (kosztów nieuwzględnionych w cenie rynkowej, takich jak choroby i zgony spowodowane zanieczyszczeniem), kwotę uzbieraną z takich podatków można by wykorzystać do dalszego podnoszenia zielonej dywidendy. Oba te rozwiązania przyczyniłyby się do poprawy sytuacji ekonomicznej obywateli o niskich dochodach, wszyscy zaś skorzystaliby na mniejszym wykorzystaniu paliw kopalnych – dzięki mniejszemu zanieczyszczeniu, lepszemu zdrowiu i lepszej przyszłości całej planety.
Baca-Pogorzelska: Związkowców i ekologicznej młodzieży nie da się pogodzić
czytaj także
Niektórzy zwolennicy tych rozwiązań, jak zajmujący się nauką o klimacie James Hansen, uważają, że 100 proc. przychodów z podatku węglowego powinno być wypłacanych w postaci zielonej dywidendy. Inni sugerują, że firmy zużywające paliwa kopalne w swoim procesie produkcyjnym powinny otrzymywać zwrot części zebranych pieniędzy – przynajmniej przez okres, w którym przechodzą na inne źródła energii. Niezależnie od szczegółowych rozbieżności widzimy tu potencjalne źródło dochodu podstawowego – sposób na zbudowanie dlań finansowej bazy broniący się również z punktu widzenia zasad sprawiedliwości społecznej.
Wszystkie te argumenty pozwalają mówić o dochodzie podstawowym jako o skutecznej broni w walce z degradacją środowiska naturalnego, która byłaby jednocześnie walką o międzypokoleniową sprawiedliwość. Główny argument ekologiczny brzmiałby jednak w ten sposób: dochód podstawowy dostarczyłby wszystkim pewnej skromnej motywacji do podejmowania użytecznych czynności, które pomogłyby reprodukować i wzmacniać życie rodzinne oraz życie społeczności. Pomógłby osobom relatywnie ubogim zaangażować się we wspólnotę, odwoływałby się jednocześnie do tego, co John Berger w swojej książce Pig Earth nazwał „kulturą przetrwania” – przeciwstawną „kulturze postępu”, nastawionej na konsumpcję i akumulację bogactwa […].
Uzasadnienia religijne
Czy istnieje religijne uzasadnienie dla dochodu podstawowego? Ewentualnej argumentacji tego rodzaju nie należy mylić z dążeniem do „ureligijnienia” polityki społecznej. Wszystkie religie przyznają jakąś rolę działalności charytatywnej, jednak zbyt często ich liderzy pozostają po prostu moralistami. Arbitralnie rozróżniają ludzi na tych, którzy „zasługują” i „nie zasługują” na pomoc, kładąc nacisk na ciążący rzekomo na ubogich obowiązek pracy w zamian za dobroczynną pomoc. Na szczęście nie jest to jedyna perspektywa podbudowana religijnie.
Warto pamiętać, że wśród wpływowych przedstawicieli pierwszej fali zwolenników dochodu podstawowego (po I wojnie światowej) byli młodzi kwakrzy […]. Kierowali się oni zasadą, w myśl której każdy człowiek ma równe prawo do zaspokojenia „pierwotnych życiowych potrzeb”.
Zwięzłą chrześcijańską argumentację za dochodem podstawowym przedstawili Malcolm Torry i Torsten Meireis, którzy przyjmują perspektywę luterańską i postrzegają dochód podstawowy jako pozwalający ludziom podążać za swoim „powołaniem”. Z chrześcijańskiej perspektywy każdy wierny powinien bowiem – idąc za nauczaniem Jezusa – dążyć do kształtowania społeczeństwa na wzór tego, co byłoby pożądane w Królestwie Bożym, i tworzyć ten sposób społeczności, które dają wyraz nadziei na nadejście owego Królestwa.
W tym kontekście dochód podstawowy stanowiłby odbicie powszechnej łaski Bożej. Malcolm Torry proponuje analogię do honorowego krwiodawstwa (rozpowszechnionego w Wielkiej Brytanii i wielu innych krajach), w przypadku którego dawca i biorca nie muszą się znać. Darowi nie towarzyszy więc ani oczekiwanie wzajemności, ani osąd co do „wartościowości” drugiej osoby (to znaczy jej „zasługiwania” na dar). Chrześcijański pogląd głosi również, że całe bogactwo jest darem od Boga i powinno być przeznaczone na rzecz wspólnego dobra – nie dla wzbogacenia garstki i wykluczenia większości. Opierając się na obserwacji, że w rzeczywistości dar Boży nie jest używany zgodnie z przeznaczeniem, koncepcja dochodu podstawowego zakładałaby, że szczęśliwi bogacze będą musieli podzielić się swym majątkiem z większością.
W encyklice z roku 2015 papież Franciszek napisał: „Ziemia jest zasadniczo wspólnym dziedzictwem, którego owoce powinny służyć wszystkim”. Podtrzymał też zasadę międzypokoleniowej sprawiedliwości: „Każda wspólnota może wziąć z dóbr ziemi to, czego potrzebuje dla przeżycia, ale ma również obowiązek chronienia jej i zapewnienia, by nadal była ona płodna dla przyszłych pokoleń”.
Chrześcijańska argumentacja na rzecz dochodu podstawowego pozostaje w ostrym kontraście z klasistowską perspektywą wyrażoną wprost w 2013 roku przez Borisa Johnsona, ówczesnego burmistrza Londynu. Użył on metafory potrząsania pudełkiem płatków śniadaniowych, w którym najlepsi przesuwają się ku górze – twierdząc, że osobom o ponadprzeciętnych, genetycznie warunkowanych cechach należy się większy łup ekonomiczny. Chrześcijańska odpowiedź wskazywałaby zapewne, że skoro owe cechy pochodzą od Boga i rozkładają się nierówno, to ci najbardziej nimi pobłogosławieni powinni zostać najwyżej opodatkowani, zaś ci pobłogosławieni najmniej powinni otrzymywać stosowną rekompensatę. (Lewicowi libertarianie twierdzą podobnie, genetyczne uwarunkowania traktując jako zasoby naturalne podlegające redystrybucji).
Gdybyście w chaosie wydarzeń zapomnieli: nadal trwa masowe wymieranie życia na Ziemi
czytaj także
Także inne religie na swój sposób przedstawiają dobroczynność jako sprawiedliwość. W judaizmie słowo cedaka, zwykle oznaczające właśnie charytatywność, odnosi się do religijnego zobowiązania do postępowania w sposób słuszny i sprawiedliwy. Z kolei zakat, jeden z pięciu filarów islamu, wymaga od wiernych budowy społeczeństwa pozbawionego ubóstwa. W Koranie znajdziemy też zobowiązanie do dzielenia się z innymi w sposób bezwarunkowy. Chiński konfucjanizm, buddyzm i taoizm wspierają zaś przekonanie, że każda istota ludzka zasługuje na równy szacunek i opiekę.
Dochodu podstawowego można więc bronić za pomocą pojęć z domeny religii. Przekonania religijne nie powinny być jednak wykorzystywane do motywowania, nagradzania czy penalizowania jednostek, względnie do oddzielania „zasługujących” ubogich od tych „niezasługujących”. Religia stosowana w takim celu z całą pewnością traci swój moralny kompas, na szczęście wielu teologów dostrzega to zagrożenie i skupia się na kwestiach łaski oraz człowieczeństwa.
przeł. Maciej Szlinder, Paweł Kaczmarski i Tomasz Płomiński
**
Guy Standing – brytyjski badacz społeczny, ekonomista, specjalista w zakresie badań nad rozwojem. Jeden ze współzałożycieli Basic Income Earth Network, profesor w School of Oriental and African Studies na Uniwersytecie Londyńskim. Autor licznych publikacji, m.in. Work After Globalization: Building Occupational Citizenship (2009) i Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa (2014, wyd. polskie 2018). Jego książka Dochód podstawowy. Jak możemy sprawić, żeby to się udało ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.