W ostatnim tygodniu byliśmy świadkami, jak po obu stronach politycznego sporu wylały rzeki wazeliny. Wielka gala tygodnika „W sieci” dla Prezesa Wolności i skromniejsze 70. urodziny „Wielkiego Ekonoma” obchodzone przez „Gazetę Wyborczą” wyznaczyły nowe standardy tego, jak bardzo na kolanach należy mówić do swoich politycznych idoli.
Okazuje się, że mieliśmy szczęście żyć w czasach najlepszych z ludzi. Pierwsza z tych „pomnikowych postaci” to Jarosław Kaczyński: „laureat pięknego tytułu”, „dowcipny”, „autoironiczny”, sympatyczny, „strumień myśli, informacji, diagnoz, pytań, analiz”, który „poszerzył zakres osobistej wolności”. To „charyzma utkana z potęgi myśli”, człowiek odważny, skłonny do poświęceń. „Wizjoner, niezależny do bólu”, który „mówił rzeczy nie zawsze popularne, nie zawsze najłatwiejsze” i był cierpliwy w chwilach trudnych oraz „z uporem odwoływał się do pewnego zespołu wartości” i „sam sięgał po swoją wolność po wielekroć”, „doświadczał tej wolności”. To „lider, który ma pogląd na wszystko od polityki zagranicznej po edukację”, „bezwarunkowy autorytet”, „gwarant tego, że sprawy idą w dobrym kierunku”, „jednocześnie człowiek bardzo bliski”. „Należy się mu wdzięczność”, bo „dał nam pluralizm”, zwalczył komunę, dał nam „renesans polskiego patriotyzmu, myślenia kategoriami polskiego interesu” i to dzięki niemu „powiększył się margines realnej wolności”, bo „przełamał ileś tam determinizmów, rozbił ileś mitów”, „włączył nas w grę o zmianę świata” i „dał nadzieję na świat, i bardziej skomplikowany, i lepszy” (cytaty za wygłoszoną na gali laudacją Piotra Zaremby).
Obejrzałem galę tygodnika Wsieci i nie mogłem się z Wami nie podzielić najlepszymi fragmentami 🙂 Subiektywny wybór z relacji wręczenia nagrody "Człowiek wolności".
Posted by Jan Śpiewak on Friday, January 27, 2017
Drugi gigant to Leszek Balcerowicz: „Obywatel Rzeczypospolitej Duchów Wolnych” zdyscyplinowany, ideowy, kompetentny, ofiarny, pragmatyczny, „demokrata wolny od patetycznych frazesów”, solidny, rzeczowy, patriota „wolny od szowinizmu i ksenofobii”; „ciekawy świata” umiejący wejść „w dialog bez kompleksu niższości”, twardy i uparty realizator wizji, bystry i precyzyjny obrońca rozumu, „ciepły i serdeczny przyjaciel”, „twórca polskiego cudu”. Człowiek, którego życie jest misją, zadaniem do wykonania, który nie ma w sobie niczego z celebryty, megalomana czy koniunkturalisty i „należy do zaszczytnego zakonu”; konsekwentny, skromny, prawdziwy i uczciwy (cytaty za Adam Michnik, Leszek gorszego sortu)
W tej z ducha bizantyjskiej formie w tym samym momencie znalazły swój opis postacie emblematyczne dla ostatnich 28 lat „wolności”. Dwaj skrajni idealiści. Jeden opętany wizją „wolnego rynku”. Drugi wizją „narodu”. „Aferał” i „Karakan”, „Balcerek” i „Jarkacz”, „Modernizator” i „tradycjonalista”. „Profesor Leszek Balcerowicz” i „Naczelnik Jarosław Kaczyński”. Dwa symboliczne bieguny świata podzielonego na obozy od wieków rządzące Polską – „oszołomów” i „aferałów”. Obaj przekonani o swojej dziejowej misji zbawcy.
Kiedy byłem dzieckiem, Balcerowicz obiecywał modernizację, a ja mu wierzyłem.
Całe moje dorosłe życie wyznaczał polityczny spór tych dwóch fetyszy – „rynku” i „narodu”, będący jak dwie twarze tej samej głowy. Liberalny fetysz modernizacji, gdy się wprowadza go w życie, sprawia, że „wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu”: patriarchalna rodzina, religijne dogmaty, tradycyjne wartości, ale i pewność zatrudnienia. Narodowy, kiedy pozwolić mu działać, ogranicza formy dozwolonej ekspresji: seksualnej, tożsamościowej, religijnej. Zmusza, by kochać bezkrytycznie Ojczyznę i pragnąć oddać za nią życie, w mundurze, z karabinem ręku, Zaprzęga nas bezlitośnie do kieratu, jakim są „odwieczne narodowe obowiązki”.
Kiedy byłem dzieckiem, Balcerowicz obiecywał modernizację, a ja mu wierzyłem. Polska miała opuścić sferę junt wojskowych, przewrotów i dyktatur, by już na wieki dołączyć do stabilnych demokracji. Drogą do tego miał być liberalizm gospodarczy i Unia Europejska. Okazało się jednak, że to właśnie turbokapitalizm cofnął nas do szufladki „dzika Europa Wschodnia”, z jej nacjonalistycznym bajkopisarstwem, niestabilnością polityczną i mocarstwowymi fantazjami karzełków. Dał pole działania ludziom, którzy za dużo czytali Sienkiewicza, a za mało raczyli się Brzozowskim.
I tak się to ciągnie w Polsce od wieków. Bezlitośni „modernizatorzy” sami mimowolnie wywołują agresywną, ultrakonserwatywną reakcję. Mieszko I tworzy Masława, Stanisław August Poniatowski – Konfederatów Barskich, margrabia Wielopolski – powstańców styczniowych, Gomułka – Wyszyńskiego, Balcerowicz – Kaczyńskich. „Leszek znacznie bardziej ufa niżom statystycznym i wskaźnikom wzrostu bądź deficytu niż ludzkim emocjom: nadziejom, rozczarowaniom, frustracjom. A przecież te emocje bywają równie ważne jak tamte wskaźniki.” trafnie zauważa w potoku swojego peanu Michnik. Odgórna modernizacja, która nie dba o ludzkie koszty lubi wybuchnąć w ludzie najgorszą reakcją. Symbolem jej jest dziś Jarosław Kaczyński i jego klika, oklaskująca samozwańczego Namiestnika w Filharmonii. Psychoanaliza uczy, że wszelki naddatek, to ukrycie realnego braku. Nazwa nagrody „w sieci” dużo mówi, co chciałoby ukryć pod tą etykietką to środowisko. Z ultrakonserwatywnego zamordysty Kaczyńskiego taki człowiek wolności, jak z organizacji bankstera Balcerowicza rzeczywiste forum obywatelskie.
Kiedy miałem naście lat, Kaczyński był kwintesencją „oszołoma”.
Kiedy miałem naście lat, Kaczyński był kwintesencją „oszołoma”. Jego próbujący obalić prezydenturę Lecha Wałęsy „Marsz na Belweder” spalił zupełnie na panewce. Jego partia – Porozumienie Centrum w wyborach 1993 r. poległa zupełnie. W następnych wszedł do parlamentu z listy hiperpatriotycznego Ruchu Odbudowy Polski, z którego momentalnie odszedł, samotnie zasiadając w ławach sejmu jako poseł niezrzeszony. Triumfy święciło znienawidzone przez niego środowisko Unii Wolności, a Leszek Balcerowicz był wyrocznią i czołowym autorytetem. Kto się z nim nie zgadzał, był wariatem, niedoukiem i „homo sovieticus”. Dziś to Kaczyński rozdaje karty. I biorąc pod uwagę styl i skuteczność działań opozycji, może robić to aż do śmierci. A pochodzi z rodziny raczej długowiecznej.
Jeśli nie uda się wcisnąć między szprychy tego politycznego perpetuum mobile racjonalnej, oddolnej, prospołecznej, transparentnej i merytorycznej lewicowej narracji, już zawsze będziemy skazani na prace tego liberalno-konserwatywnego aparatu. Na „aferałów” albo „oszołomów”. Na dwie partie, które rządzą Polską od transformacji 1989 r. i które rządziły w niej przez wieki. Na mężczyzn zawieszonych w morzu sługusów, pomagierów i delfinów. Na relację folwarczną na zmianę z sarmackim szaleństwem. Na ludzi bez serca i tych, których serce jest zdecydowanie większe niż rozum.