Patrzę na tłum na Krymie i przestaję się dziwić, dlaczego to wszystko tak łatwo im przechodzi przez gardło.

Patrzę na tłum na Krymie i przestaję się dziwić, dlaczego to wszystko tak łatwo im przechodzi przez gardło.
Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że to nie ona Krym straci. Po drugie, kiedy wskutek straty Krymu na Ukrainie poleje się krew, sporo można będzie kupić.
Rewolucja lutowa na Ukrainie wciąż tylko rewolucję przypomina, a każdy z jej objawów może okazać się tylko zarodkiem kolejnych wstrząsów.
Wyrażam głębokie zaniepokojenie, że ukraińska rewolucja skupiła się na skutku, a nie przyczynie społecznego gniewu.
To nie jest kolejny tekst o tym, jak nacjonaliści dyskredytują ukraińską rewolucję.
Jeśli chcemy zdobyć wiedzę, której jeszcze nie posiadamy, należy słuchać nie amerykańskich rozmów telefonicznych, tylko ukraińskich publicznych wypowiedzi.
Czy w walce politycznej należy stosować przemoc? Ukraiński ruch obywatelski już jakiś czas temu to pytanie dla siebie rozstrzygnął.
To nacjonaliści ze swoimi hasłami sprawili, że ruch protestu nie zalał całej Ukrainy, w tym też wschodniej i południowej.
Publicyści zawzięcie debatują, czy Ukraińcy obudzili się na Białorusi, w Rosji czy raczej w Korei Północnej.
Największy proeuropejski ruch w historii UE jest ruchem nacjonalistycznym, konserwatywnym oraz religijnym.
Ukraińskie władze sprytnie wyhodowały sobie idealną partię opozycyjną, dzięki której już nie muszą się martwić, co zrobić z Majdanem.
Dlaczego właściwie ci ludzie siedzą w nędznych namiotach, słuchając przemówień niechcianych polityków gadających o niemożliwej integracji europejskiej?