Nie sądziłam, że kiedyś to napiszę, ale jednak w takiej sytuacji lepszy byłby popis siły. Żyjemy w dżungli i słabość mało kogo pociąga.
Jeżeli ktoś na lewicy, czy też „nieprawicy”, cieszy się z kłopotów PO, to zachowuje się jak karp, który nie może doczekać się wigilii. I słowo „kłopoty” wydaje się w dzisiejszej sytuacji eufemizmem. Rząd Tuska balansuje na skraju równi pochyłej, a właściwie już się po niej zsuwa. I zapewne pociągnie za sobą całą „nieprawicę”. Trudno nie zgodzić się ze wszystkimi pesymistycznymi prognozami i komentarzami, które ukazały się w DO. A ostrzeżenia przed „orbanizacją” Polski nie są przesadzone. PO się sypie, czego oznaki było widać np. w czasie głosownia w sprawie immunitetu Mariusza Kamińskiego, i nie tylko. Wybory do europarlamentu pokazały słabość lewicy. Kolejne grupy zawodowe spieszą, aby przysiąc panu Bogu to czy tamto. Prawica liczy szeregi od Gowina do Korwina.
Ale co się właściwie stało? Nie mówię o toczących od dawna politykę polską chorobach, ale o obecnym przesileniu.
Po pierwsze – nic specjalnego. Dowiedzieliśmy się, że jakiś polityk nie jest wzorem uczciwości. Oczywiście powinien za to odpowiedzieć, ale jest to zgodne z tym, co powszechnie o politykach się myśli.
Nikogo też chyba nie dziwi, że politykę robi się nie w Sejmie czy w telewizji, a właśnie w czasie mniej formalnych rozmów. A że rozmawiają mężczyźni, to porównują swoje przyrodzenia. Zależność rządu od instytucji finansowych też nie jest tajemnicą, bo w końcu to one rządzą.
Po drugie – też nic specjalnego. Przy dzisiejszych możliwościach technicznych aż dziw, że codziennie nie są ujawniane jakieś nagrania. Poszukiwania autora czy też zleceniodawcy nagrań także jest dość oczywistym działaniem.
Po trzecie, podział władz to stary pomysł na utrzymanie pewnego balansu w demokracji, a czwarta władza, choć jej źródła są inne, też ma w tym układzie swoje miejsce. Jest, jaka jest, uzależniona od rynku, układów, żądna sensacji, o niskich standardach etycznych. „Wprost” od dawna stał się tabloidem. Ale taka czwarta władza, jak cała tutejsza demokracja.
Naturalny jest też konflikt między wolnością słowa i interesami władzy. A każda strona powie, że chodzi jej o interes społeczny i interes państwa.
Jednak to „nic” obnażyło do końca słabość obecnej władzy i Tuska. Najpierw próbował powiedzieć – nic się nie stało, potem, że nie ma nic wspólnego z działaniami prokuratury i że jakoś to będzie, albo może nowe wybory…
Jego czar jednak chyba już na mało kogo działa.
Nie sądziłam, że kiedyś to napiszę, ale jednak w takiej sytuacji lepszy byłby popis siły. Żyjemy w dżungli i słabość mało kogo pociąga. Skoro już ABW wchodzi do redakcji czasopisma, to powinna wyjść z laptopem albo chociaż pendrivem. Jeśli już ryzykuje się taki konflikt, a przecież był on do przewidzenia, to przynajmniej trzeba go wygrać, a nie gubić w popłochu służbowe wyposażenie. Awantura byłaby taka sama, za to kompromitacja mniejsza.
Chociaż pewno byłoby to jedynie doraźne zwycięstwo. Tylko ucieczka do przodu mogłaby w tej chwili pomóc. Jednak znając tutejszych polityków, można z góry powiedzieć, że nadzieje na stworzenie jakiegoś sensownego frontu od konserwatywnych liberałów po liberalną lewicę są płonne. Podobnie jak na poważne nowe otwarcie i wyraźne przeorganizowanie sceny politycznej.
Gdybym była na miejscu Tuska, ustąpiłabym. Stworzyła dużą koalicję z SLD i TR, wystarczyłyby zapewne jedynie drobne koncesje. A następnie powołała nowy koalicyjny rząd np. z Danutą Hübner na czele i bardzo odnowionym i nieoczywistym gabinetem.
Jest to pomysł z dziedziny political fiction i dlatego ja piszę felietony, a Tusk jeszcze rządzi.
Cóż może felietonistka? Tyle co Kasandra.
Przypomnę więc zawołanie rodu Starków z Gry o tron. Nadchodzi zima!
Czytaj także:
Cezary Michalski, Alienacja
Józef Pinior, Groteskowa akcja ABW to dowód rozkładu państwa
Jacek Żakowski: Poza histerią dziennikarską jest też histeria służb
Agata Bielik-Robson, Olimp w ogniu
Edwin Bendyk, Cała władza w ręce prasy
Józef Pinior: Nowy rząd albo orbanizacja
Maciej Gdula, Tuskowi lekko nie będzie
Cezary Michalski, Wunderwaffe Tuska albo jego koniec