Władimir Putin przy okazji Światowego Forum Holocaustu rozgrywa wiele bitew naraz: o wzmocnienie wewnątrzeuropejskich antagonizmów, o rozognienie wschodnioeuropejskich konfliktów pamięci i o prawo do wpływów w krajach dawnego bloku wschodniego – pisze Kaja Puto.
Władimir Putin dał w ostatnich tygodniach czadu: zarzucił Polsce wywołanie we współpracy z III Rzeszą II wojny światowej, a także namawianie Hitlera do eksterminacji Żydów. Wszystko to z okazji 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz. I ostatecznie to on – a nie prezydent Andrzej Duda – przemówił na rocznicowym Światowym Forum Holocaustu, które odbyło się w Jerozolimie 23 stycznia.
Kiedy czyta się komentarze na ten temat w prawicowej prasie, można odnieść wrażenie, że Putin o niczym innym nie myśli, jak o Polsce. Że boi się jej powstałej z kolan potęgi, że zazdrości Polakom krystalicznych postaw przodków i że Polska znów pada największą ofiarą kremlowskiej polityki zagranicznej.
To twarde interesy geopolityczne stoją za dyplomatycznym ostracyzmem wobec Polski
czytaj także
No nie, niezupełnie. Jeśli chodzi o licytację na cierpienie, polecam zapoznać się z najnowszą historią Ukrainy. Ale i w kontekście rosyjskiej walki o kształt pamięci o II wojnie światowej regularnie dostaje się wszystkim w regionie – a już szczególnie krajom, które w wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow weszły w skład ZSRR. Świadczy o tym zresztą mocne wsparcie dla Polski ze strony Litwy – świetnie tam wiedzą, o co chodzi, a przecież stosunki z Polską mają kiepskie.
Jazda po Polsce – bezczelna, nie przeczę – jest zaledwie jednym z ruchów w Putinowskiej wojnie o historię. Od uznania doniosłej roli ZSRR w zakończeniu II wojny światowej zależy bowiem między innymi globalna pozycja Rosji. Pamięć o zwycięstwie nad Hitlerem oraz zdolności do współpracy z aliantami od dekad bowiem – i to mimo zimnej wojny – przysparza Rosji szacunku zachodnich partnerów, nawet jeśli wymuszanego niekiedy szantażem. Szczególną rolę odgrywa to w stosunkach niemiecko-rosyjskich: kiedy tylko Niemcy tupną nóżką, Putin natychmiast przypomina im, do czego doprowadzili 75 lat temu.
Tymczasem w Europie pamięć o II wojnie światowej wygasa, a Rosję coraz częściej ocenia się z perspektywy ostatnich dwóch, a nie ośmiu dekad. We wrześniu ubiegłego roku, z okazji 80. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, Parlament Europejski uchwalił rezolucję, w której odpowiedzialność za tamte wydarzenia przypisano zarówno Niemcom, jak i ZSRR. A w grudniu Boris Johnson ogłosił, że nie wierzy już w reset stosunków z Rosją, choć wcześniej powoływał się na pamięć o wspólnej walce z faszyzmem.
W tej sytuacji Rosji nie pozostaje nic innego, jak wycisnąć tę cytrynę do końca, póki jeszcze zupełnie nie zgniła. Czyli wymazywać z drugiej wojny okres 1939–1941 i upierać się, że ZSRR był tej wojny wyłącznie ofiarą, a następnie zwycięzcą. Wszystkie chwyty dozwolone, szczególnie że strzał z grubej rury pozwala na rozegranie dodatkowych bitew: o wzmocnienie wewnątrzeuropejskich antagonizmów, o rozognienie wschodnioeuropejskich konfliktów pamięci i o prawo do wpływów w krajach dawnego bloku wschodniego.
Równie ważne jest dla Putina wykorzystanie zamieszania o II wojnę światową na użytek krajowy. Podobnie jak w Polsce, w Rosji na poczuciu dumy narodowej i resentymentów wobec Zachodu można wiele ugrać, co pokazało chociażby powszechne w Rosji poparcie dla zajęcia Krymu. Dlatego Putin w swoim ostatnim orędziu obiecał obywatelom „obronę prawdy o zwycięstwie nad faszyzmem” przez stworzenie w Moskwie największego archiwum dokumentów o II wojnie światowej.
czytaj także
Rosyjska polityka historyczna jest eklektyczna i skomplikowana – trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby zmusić homo sapiens do jednoczesnej afirmacji Imperium Rosyjskiego, ZSRR i współczesnej Rosji – ale duma z „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” to jej nienaruszalny aksjomat. A polityka historyczna to jeden z najpopularniejszych sposobów przykrywania kiepskiej sytuacji gospodarczej (a niekiedy także międzynarodowej).
A jest co przykrywać: w wyniku spowodowanego ukraińską wojną krachu rubla oraz zachodnich sankcji rosyjska klasa średnia – pełna rozbuchanych w ubiegłej dekadzie aspiracji – z roku na rok kurczy się coraz bardziej. Powszechne niezadowolenie wywołało podwyższenie wieku emerytalnego i podwyżka VAT-u.
Na razie wydaje się jednak, że wojenka z Polską nieszczególnie obeszła rosyjskich obywateli: niewiele o niej w mediach społecznościowych i tradycyjnych (zresztą Polska, wbrew wyobrażeniom polskiej prawicy, w ogóle rzadko jest w nich wspominana).
Zagrywka z okazji obchodów wyzwolenia Auschwitz była dla Putina łatwa, bo w ostatnich latach Polska bardzo się starała, by zepsuć sobie stosunki zarówno z Izraelem, jak i Unią Europejską.
Chcieliście polskich obozów koncentracyjnych, no to je macie
czytaj także
A Izrael nie ma ochoty Polski bronić również dlatego, że musi dbać o swoje stosunki z Rosją, chociażby z powodu niepokojącej dla niego obecności Iranu w Syrii czy – w mniejszym stopniu – ogromnej liczby obywateli, którzy oglądają rosyjską telewizję.
Putin sprytnie więc to wszystko rozegrał, ale efekty – jak na razie – są chyba mniejsze od oczekiwanych. Rosjanie wzruszyli ramionami, a UE mimo trudnych relacji z Polską solidarnie stanęła w jej obronie. Trudno też oczekiwać, by kremlowska propaganda jakoś radykalnie wpłynęła na europejską opinię publiczną, która jest raczej świadoma niejednoznacznej roli Rosji w II wojnie światowej, jak również tego, do czego potrafi posunąć się Putin w swojej wojnie informacyjnej – szczególnie że liberalny mainstream od paru lat regularnie zwala na niego winę za wszelkie zło w Europie.
czytaj także
W samej Jerozolimie Putin wygłosił bardzo stonowane przemówienie, w którym Polacy zostali wspomniani tylko raz: jako ofiary nazizmu. Trudno stwierdzić, czy dał sobie spokój, czy to cisza przed burzą, czyli nadchodzącymi obchodami 75-lecia zakończenia II wojny światowej w Moskwie. Jedno jest pewne: jeśli Polska sama nie uprawiałaby rewizjonizmu historycznego, byłaby dla Putina dużo trudniejszą ofiarą.