Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Fejsbukowy stos dla czarownicy

Internetowy atak na Magdalenę Okraskę świadczy o tym, że uczestniczący w nim żołnierze wcale nie stosują się do tego, co deklarują.

ObserwujObserwujesz
Fot. Magdalena Okraska, Jacek Dehnel/Facebook.com. Edycja KP.

Przeczytajcie najpierw całą komentowaną historię opisaną przez Jacka Dehnela na jego Facebooku: 

Komentarz Kai Puto

Podsumujmy: człowieka spotkała w pociągu przykra sytuacja, padł ofiarą przemocy, więc ma prawo cierpieć. I owszem, konduktor powinien był zareagować.

Zgadzam się z Galopującym Majorem, że nie innym oceniać grubość cudzej skóry, nawet jeśli opisana przez Jacka Dehnela sytuacja może się wydawać – szczególnie poza ekspresem Warszawa–Berlin – stosunkowo błaha, zważywszy na to, że tysiące podobnych nie mogą liczyć na tak szeroki oddźwięk.

Czytaj takżeJacek Dehnel vs. Magdalena Okraska, czyli o lewicowych inbachGalopujący Major

Potrafię również zrozumieć, że psychologia człowieka popycha nas do tworzenia wyjaśniającej narracji na temat przykrych doświadczeń: kto po śmierci bliskiej osoby nie podważał kompetencji lekarza, nie wygrażał NFZ-owi i nie szukał winy w Tusku lub Kaczyńskim, niech rzuci kamieniem. Czasem jednak lepiej ugryźć się w język, zanim sprzeda się tę narrację publicznie, szczególnie jeśli ma się wielu oddanych followersów, gotowych zabić za jej trafność.

Spotkanie frustrata w pociągu w żaden sposób bowiem nie uzasadnia szerzenia przekonań, że „a to Polska właśnie”, że sytuacja ta mogła się tylko w Polsce wydarzyć i że symbolizuje ona kondycję Polaków. Jest to wniosek wart tyle samo ile prawackie mądrości o imigrantach na podstawie anegdoty szwagra, który mieszka w Berlinie. I tak samo krzywdzący dla Polaków, z których większość jednak nie jest frustratami i łagodniej wyraża sprzeciw w sytuacji, gdy ktoś zapali w przedziale światło bez pytania. A jeśli chodzi o maseczki, którymi Polacy ponoć wyjątkowo złośliwie gardzą: czy to przypadkiem nie w Berlinie odbyła się niedawno największa na świecie antymaseczkowa demonstracja? Kto by się przejmował takimi szczegółami, gdy można ponarzekać na cebulaków. Anty-PiS-owi tylko w to graj.

W przeciwieństwie do Galopującego Majora nie mogę jednak stanąć po stronie Jacka Dehnela. Zobaczyłam, w jaki sposób wykorzystał swój przywilej, czyli wielkość tuby, jaką dysponuje w wypowiedziach publicznych, by wyżyć swoją złość na randoma z pociągu na innych, a do tego online. Komentarz wystosowany przez Magdalenę Okraskę był złośliwy, częściowo trafny (to o kolejkach do lekarza), częściowo niesprawiedliwy („W naszej rodzinie nie latamy na policję, bo ktoś nam powiedział »wypierdalaj«, tylko odpowiadamy »sam wypierdalaj«” – bo: patrz akapit pierwszy).

W żaden sposób jednak publicystka ta nie zasłużyła sobie na butowanie, które zgotował jej Dehnel. Zrobił to, co wielu chłopców robi, kiedy ktoś ich skrytykuje w internecie: poskarżył się swoim followersom, podrzucając linka, pod którym można zaorać lekkomyślnego śmiałka. Ale że zainteresowanie przygodą Dehnela było duże, to i na spalenie czarownicy zebrał się spory tłumek.

I jakże ten tłumek rzekomych pacyfistów, humanistów i wrażliwych lewicowców – pomijając przypadki rzetelnej krytyki – zareagował? Ano pytając, „na czym polega »działalność społeczna« tej panienki”, nazywając ją Karyną z bloku, stwierdzając, że Okraska prezentuje „wulgarność za seksizasłonką”, że śmiała pójść do kościoła, że przyjmują ją tylko „tanie / mężowskie łamy”, komentując jej wygląd i dietę. Do tego spora część zarzutów do niej kierowanych dotyczyła nie jej, tylko jej męża, ale przecież wiadomo – to żadna różnica. Do festiwalu klasizmu, który rozpoczął się jeszcze pod postem o incydencie w pociągu, dołączył seksizm – i tak trują już kolejny dzień.

Najzabawniejsze jest to, że atak na Okraskę świadczy o tym, że uczestniczący w nim żołnierze wcale nie stosują się do tego, co deklarują. Zdenerwowali się, bo Okraska zasugerowała, że na przemoc można odpowiedzieć przemocą – po czym sami się do tej przemocy uciekli.

A co jest najsmutniejsze? To, że w nagonce na publicystkę podważa się i wyśmiewa wartość jej pracy społecznej i dziennikarskiej. A jakkolwiek kontrowersyjna by ona była przy obecnej temperaturze konfliktu politycznego – dla anty-PiS-u nieakceptowalna jest jej wyrozumiałość dla PiS-u i jego elektoratu – jest niesłychanie potrzebna. Okraska potrafi przebijać bańki, mówić rzeczy niewygodne, trudne i ważne, pokazywać świat, którego z wieży z kości słoniowej po prostu nie widać. Nie wyobrażam sobie demokracji, w której nie byłoby na to miejsca.

I czym ostatecznie różni się atak randoma z pociągu na Dehnela od rzucenia Okraski na pożarcie? Tym, że random nie zawołał na pomoc kolegów.

ObserwujObserwujesz

Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl. Dziennikarka, redaktorka i komentatorka spraw międzynarodowych. Specjalizuje się w regionie Europy Wschodniej, Kaukazu Południowego i Niemiec. Pasjonuje się tematyką przemian społecznych, urbanistyki i transportu, w tym szczególnie kolejnictwa. Laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego (2020), nominowana do Grand Press (2019) i Nagrody PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego (2024). Publikuje w mediach polskich, niemieckich i międzynarodowych. Związana z stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Korporacja Ha!art. Absolwentka MISH i filozofii UJ, studiowała także wschodoznawstwo w Berlinie i Tbilisi.

Napisz do mnie
Tagi: