Tak się złożyło, że poszedłem na dyskusję pt. „Sytuacja i polityka ludnościowa Polski”.
Tak się złożyło, że poszedłem na dyskusję pt. „Sytuacja i polityka ludnościowa Polski”. Odbywała się ona w siedzibie Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego w ramach cyklicznych Konwersatoriów „Czwartki u Ekonomistów”, a średnia wieku na sali dobitnie wskazywała, że z sytuacją ludnościową Polski nie jest zbyt różowo. Według pewnych danych jest wręcz katastrofalnie. Otóż ponoć pod względem poziomu dzietności jako kraj znajdujemy się na 209 pozycji. Zważywszy, że podobno na świecie są 194 państwa, jest to zaiste imponujący wynik.
Górecki: Jak witamy nowego Polaka
Oczywiście z punktu widzenia obowiązującego systemu emerytalnego jest to sytuacja dość beznadziejna. Wydaje się, że bez znaczącego podwyższenia wieku emerytalnego, budżet (z którego i tak już jest wypłacana spora część emerytur) czeka zapaść, z której nigdy się nie wygrzebie. Przynajmniej taka jest powszechna diagnoza, z którą nikt za bardzo nie stara się polemizować. A przynajmniej u Ekonomistów nikt się nie starał. Z diagnozy takiej płynie oczywisty wniosek. Trzeba nam więcej dzieci. Skąd je wziąć, nie ma za bardzo pomysłu. Oczywiście można je płodzić, ale za bardzo nikt się do tego nie pali. Mimo namów Tuska. Swoją drogą ciekawe, że do panelu nie została zaproszona żadna kobieta. Ostatecznie, jeśli naszym celem jest rodzenie dzieci, to kobiety mają chyba trochę więcej w tym temacie doświadczeń od mężczyzn. No, ale najwyraźniej ekonomiści uważają inaczej.
Pomysły były różne. Jeden z panelistów zauważył, że niedoceniana jest idea sprowadzania dzieci z zagranicy. A przecież wiadomo, że w krajach mniej rozwiniętych dzietność jest większa, więc może podzielą się swoimi dziećmi. Oczywiście poza problemami logistycznymi, które by się z tym wiązały, są też inne. Np. psychologiczne. Nie wszystkim dzieciom z całego świata musi się u nas podobać. Wręcz przeciwnie. Zważywszy, że 70% Polaków uważa, że mieszkanie w Polsce jest szkodliwe dla zdrowia psychicznego, to raczej nie ma powodu sądzić, że obcokrajowcy mają na ten temat inną opinię. Choć zawsze warto zapytać. Ponoć, kto pyta, nie błądzi. Choć nie wiem, czy ta zasada sprawdza się we wszystkich sytuacjach.
Z tym pomysłem poniekąd łączy się inny. Otóż nietrudno zauważyć, że poza dziećmi, które mogłyby do nas przyjeżdżać, jest też sporo dzieci i młodzieży, która obiera przeciwny kierunek. Już dwa miliony Polaków powiedziały ojczyźnie: pa, pa. Czasem może nawet w bardziej dosadnych słowach. Łatwo więc wpaść na pomysł, żeby może choć część zachęcić do powrotu. Albo przynajmniej sprawić, żeby jeszcze więcej ich nie wyjeżdżało. To znaczy niektórzy mogą. Z tego, co zrozumiałem, chodzi o zatrzymanie głównie tych najzdolniejszych. Teza była chyba taka, że to oni najchętniej wyjeżdżają, bo nie mogą tu realizować swoich ambicji. W sumie mogę się z tym nawet zgodzić. Mimo wielu zdolnych ludzi w Polsce, jeśli się rozejrzymy, zauważamy, że nie ma ich znowuż aż tak bardzo dużo. Więc niewykluczone, że są właśnie za granicą.
Nie padły konkretne pomysły, jak to zrobić, żeby już nie wyjeżdżali. Być może jakimś pomysłem jest pójście drogą ustawy aborcyjnej i kilku innych. Znaczy po prostu zakazać. Przynajmniej tym najzdolniejszym. Odebrać paszporty (i dowody, w końcu jesteśmy w Schengen) wszystkim z ilorazem inteligencji powyżej 111 IQ. Choć nie wiem, czy akurat IQ jest tu najlepszą miarą. Chyba jednak ważniejsza jest inteligencje emocjonalna. Zapewne też można ją jakoś badać, tak żeby było wiadomo, kto może wyjechać, a kto powinien zostać. Oczywiście pewnie należałoby pozwolić na czasowe wyjazdy na urlopy czy stypendia. W końcu obcowanie z innymi kulturami rozwija. Ale może lepiej byłoby te inne kultury sprowadzać do nas? Jak taki zdolny raz wyjedzie, to może już nie chcieć wrócić. Do przemyślenia.
Można oczywiście też próbować stworzyć ambitnym takie warunki, żeby po prostu chcieli tu mieszkać. A to już jednak trudniejsze. Zresztą w świetle expose premiera nie wygląda na to, żeby ktoś o tym poważnie myślał. W końcu ilu ludzi ambicją może być budowanie autostrad? Tym bardziej, że wszystko wskazuje, że jak już się jakąś zbuduje, to czeka nas potem bankructwo? Nie znam też zbyt wielu młodych, zdolnych, którzy marzą o budowaniu bloków energetycznych. Ale być może po prostu obracam się w złym towarzystwie, a chłopaki na AGH sikają w majtki na samą myśl o nowym bloczku energetycznym. Kto ich tam wie. Gaz łupkowy to też raczej zysk i ambicja międzynarodowych korporacji, niż naszych absolwentów wyższych uczelni. Choć pewnie dla kilku znajdzie się miejsce w działach PR. Ale również nie sądzę, żeby akurat sławienie zalet gazu łupkowego im się marzyło.
Zresztą większość inwestycji, o których mówił Tusk, to raczej miejsca pracy dla kopiących rowy, a nie pracowników umysłowych. No, ale Tuska u Ekonomistów nie było, więc może nie wie, że trzeba coś zrobić, żeby młodzi zdolni z Polski nie wyjeżdżali.
Co byłoby jednak dziwne, bo przecież istnieje byt nazywający się Rządowa Rada Ludnościowa, więc ktoś stamtąd mógł mu coś na ten temat powiedzieć. W końcu w 2004 napisali na ten temat spory raport. Niestety nic z niego nie wynikło. Rządowej Rady Ludnościowej jednak to nie zniechęca. Właśnie pisze kolejny raport. Może teraz ktoś przeczyta i wyciągnie wnioski.
Trochę sobie żartuję, ale przecież sprawa jest poważna. Ktoś w końcu musi pracować na nasze emerytury, kiedy my już nie będziemy mogli sami na siebie zarabiać. A jednak myśl, że miałoby być na świecie jeszcze więcej Polaków, jakoś nie napawa mnie optymizmem. Już i tak jest nas dużo. Mam jednak dla rządu małą podpowiedź. Dwuletni płatny urlop wychowawczy jak za PRL-u, a dzietność nam skoczy jak ta lala. Po co nam autostrady, jak nie będzie miał kto po nich jeździć? No chyba że chodzi o tranzyt między Azją a krajami o przyjaźniejszym klimacie społecznym.