W „Rzeczpospolitej”, gazecie używanej dzisiaj do zarządzania polską prawicą za przyzwoleniem kilku najbogatszych Polaków, co czyni sprawę zarządzania polską prawicą tyleż groteskową, ileż śmiertelnie poważną, Roman Giertych wezwał Donalda Tuska do jak najszybszej rezygnacji z funkcji premiera. Uzasadniając to w następujący sposób: „Donald Tusk popełnił i popełnia całą masę błędów, z walką o jakieś związki partnerskie, które nikogo już nie interesują, na czele. […] Gazeta Wyborcza od lat promującą skręt Polski w lewo, z przeforsowaniem związków partnerskich i liberalnym podejściem do in vitro, namówiła Donalda Tuska, by poszedł tą drogą”.
„Donald Tusk i PO mylnie sądzą, że Polska składa się z lemingów”- kontynuuje Giertych, przeciwstawiając następnie „lemingom” Młodzież Wszechpolską, czyli organizację, którą sam kiedyś nauczył skutecznego PR-u i sam (z drobną pomocą pewnego żoliborskiego inteligenta) wprowadził do mainstreamu polskiej polityki. „Prawda jest taka, że w marszu <<Orzeł może>> szło zaledwie 500 lemingów, a Młodzież Wszechpolska na 11 listopada zgromadziła na ulicach 50 tysięcy Polaków”.
Problem tylko jest taki, że tak jak „żoliborski konserwatysta” Jarosław Kaczyński dał pierwszy człon rakiety nośnej naszemu kosmonaucie i wyniósł go na polityczną orbitę, w kolejne dopalacze wyposażył go Donald Tusk. Giertych to przecież adwokat syna premiera. To także adwokat Sławomira Nowaka w sprawie przeciwko „Wprost”. Znowu tata nic nie wiedział? (Przepraszam za tego „tatę”, ale stosunki pomiędzy Tuskiem i Nowakiem nigdy nie były partnerskie). Giertych to także adwokat Sikorskiego, i to w sprawach o antysemityzm (pomysł, szczerze mówiąc, upiorny), co jednak kładzie się cieniem na wizerunku ministra, który jako może jedyny w tym rządzie robi naprawdę wszystko, żeby nie zmarnować zapadnickiej agendy polskiej polityki zagranicznej z ostatnich 23 lat. Ale nie sądzę, by także Sikorski nawiązał aż tak bliskie stosunki z aż tak rozpoznawalnym człowiekiem bez wiedzy i przyzwolenia, a przynajmniej tolerancji premiera. To zatem Donald Tusk pozwalając Giertychowi zbliżyć się do serca Platformy, od jakiegoś czasu uparcie wkładał w jego ręce sznur, na którym ten chce go dzisiaj powiesić.
Jest jeszcze jeden problem związany z Romanem Giertychem. Jest to problem Kościoła, a nazywa się Opus Dei. Nie chciałem tego problemu poruszać, gdyż ta kościelna struktura pełni czasami funkcję masonów, tyle że w propagandzie antyklerykalnej. Wszyscy, których nie lubimy, należą ponoć do Opus Dei. Wiedząc, przynajmniej czasami, a nie jest to trudne, kto naprawdę do Opus Dei należy, a czyja przynależność do tej organizacji jest tylko „miejską legendą”, nie lubiłem nadużywać argumentów z „Dzieła”. Ale w przypadku Giertycha nie sposób tej sprawy pominąć, bo jego strategia budowania własnej pozycji w życiu publicznym, jego sposób używania do tego celu Kościoła stają się niestety dla formacji Opus Dei reprezentatywne. On sam jest przez swoich braci i siostry z tej organizacji szanowany, a nawet wielbiony. Jako przeszły i być może przyszły mocny człowiek polskiej polityki i polskiego Kościoła. Może brutal, ale po pierwsze, w drogim garniturze, a po drugie, tym lepiej, bo będzie skuteczny.
Narodowo-katolicka prawica z Giertychem na czele i z jego przyjacielem od grilla, Rafałem Ziemkiewiczem jako złotopiórym ministrem propagandy, to może nie jest ekipa chrześcijańska, ale przez część przynajmniej polskiego Kościoła uznana została za katolicką.