Progresja podatkowa na lokatach cypryjskich z kwotą 100 tysięcy euro wolną od „podatku”, to lepsze rozwiązanie, niż zabieranie po groszu każdemu, kto zdeponował najskromniejsze nawet oszczędności swego życia w tamtejszych bankach. Lepiej by było gdyby to rozwiązanie wymyślił cypryjski parlament, a nie – tak jak zwykle – narzuciła Bruksela. Ale polityka słabych państw narodowych jest zupełnie bezsilna wobec globalnych nieopodatkowanych i brudnych pieniędzy. Więc ani suwerenna nie jest, ani demokratyczna, czego obrońcy demokracji i suwerenności nie widzą albo ślepotę udają.
Niedemokratyczna władza Brukseli kontra niedemokratyczna władza brudnych pieniędzy uciekających przed opodatkowaniem z Rosji, Ukrainy, Polski, Wielkiej Brytanii…
Znów pożarłem się o to na wizji z Pawłem Lisickim, który przez pół „Loży prasowej” bronił heteroseksualnych rodzin przed homoseksualnym lobby, a przez drugą połowę miliarderów piorących pieniądze na Cyprze przed progresywnym opodatkowaniem. „Przecież uczciwy człowiek może mieć miliard na Cyprze” – powtarzał, ku zadowoleniu wielu swoich widzów i czytelników z polskiej wersji Tea Party, którzy sami grosza przy duszy nie mają, ale solidaryzują się z miliarderami z rajów podatkowych, bo wyprano im mózgi (ci którzy piorą im mózgi więcej już mają z użytkownikami rajów podatkowych wspólnych interesów). „Uczciwy człowiek” mający miliard w lokatach na Cyprze? Fikcyjnie przenoszący na Cypr siedzibę podatkową swojej firmy? Nie jest jednak uczciwy, cokolwiek na ten temat nie powiedziałaby Paweł Lisicki. Okrada w swoim kraju emerytów, pracowników, związkowców. Żaden rząd bez podatków nie utrzyma powszechnego systemu emerytalnego, powszechnego systemu ochrony zdrowia, a nawet nie oskładkuje żadnej umowy o pracę, bo do oskładkowania także musi dokładać z budżetu.
Piotr Duda opierający się na prawicowych oburzonych, „Tygodnik Solidarność” tarzający się przed Rafałem Ziemkiewiczem, żeby udzielił im wywiadu albo opublikował na ich łamach jakiś antyrządowy pamflecik – popełniają błąd podstawowy, za który zapłacą. Nie chodzi mi o to, że mają łykać cały obyczajowy pakiet lewicy (jak moje pytania do Dudy odczytał Tomasz Piątek w swoim felietonie), ale o to, że z tymi sojusznikami, z Ziemkiewiczem, Lisickim, Wiplerem, braćmi Karnowskimi… związkowcy nigdy nie doprowadzą do żadnej „renegocjacji kapitalizmu” (cyt. za Tomasz Piątek, z którego terminem tym razem się zgadzam). Ich sojusznicy, prawicowi oburzeni, żadnej renegocjacji kapitalizmu nie chcą. Oni chcą obalić Kulczyka jedynie po to, aby samemu stać się Kulczykami. Chcą obalić ludzi uciekających przed progresją podatkową, żeby wyrwać im prawo do uciekania przed progresją podatkową dla siebie. Renegocjacji kapitalizmu przez prawicowych oburzonych nie będzie. Mogłaby być przez NSZZ „Solidarność”, gdyby związkowcy rzeczywiście zrozumieli znaczenie socjaldemokracji. Ale nie ma w Polsce politycznej lewicy na tyle silnej i na tyle konsekwentnie socjaldemokratycznej, by się od niej związki zawodowe mogły nauczyć realnej renegocjacji kapitalizmu. Więc się uczą od prawicowych populistów ich cynicznych łgarstw. „Pomóżcie nam drodzy uzwiązkowieni pracownicy obalić dzisiejsze elity, to na waszych grzbietach wjedziemy do pałaców kapitału i władzy, bo to nam, a nie 'postkomuchom’ się te pałace należą”. To jest świadomość „oburzonych prawicy”. Znam ich, widziałem ich marzenia z bliska, zaglądałem do ich mózgów z moim stetoskopem.
Jedyna europejska polityka jest dzisiaj w Unii. Walczmy o Unię – żeby ją uczynić politycznie silniejszą, a społecznie bardziej zrównoważoną – ale nigdy przeciwko niej. Unia nie zawsze jest demokratyczna, ale, na Boga (teraz uwaga skierowana do paru niebliskich mi przedstawicieli „lewicy dumnych peryferiów wrogiej wielkiej europejskiej narracji”), nie można błaznować ze swoją sympatią dla Miloszewicza, Chaveza, a nawet Asada, żeby później, widząc realne starcie siły polityki z siłą pieniędzy, istoty tego starcia aż tak nie rozumieć.
Leszek Miller, kiedy się płaszczy przed Głódziem, budzi mój głęboki smutek. Ale kiedy jako ostatni już dzisiaj polski polityk mówi to samo, co mówił kiedy był premierem i negocjował wejście Polski do UE, że nasz kraj poza najtwardszym jądrem europejskiej integracji nie przetrwa w ogóle, stanie się wyłącznie żerowiskiem „cypryjskich miliarderów” – wtedy jest mi z kolei smutno, że już Polską nie rządzi. Lata 2006-2013 nauczyły mnie, że prawica nie umie rządzić tym krajem, że jej nieumiejętność rządzenia jest tak głęboka, że aż dla tego kraju śmiertelnie niebezpieczna. Gdyby do dziś dnia rządzili Kwaśniewski z Millerem, miękko osłaniani przez Adama Michnika, może ja bym się męczył wciąż marząc o skutecznych rządach prawicy, na których przeszkodzie stoi tylko „postkomuna”. Ale chrzanić męczeństwo mej nieświadomości, gdyż pod dalszymi rządami tamtego triumwiratu (to nie ja obaliłem tamte rządy, obaliły się same) Polska byłaby dzisiaj członkiem strefy euro. Byłaby realnym partnerem dla Francji i Niemiec, gdyż finanse państwa mamy w lepszym stanie niż słabsi członkowie samej strefy euro. Ale bynajmniej nie dzięki naszej „suwerennej polityce kursowej”, gdyż zarówno jak rządził Kaczyński, jak i kiedy rządzi Tusk, kurs złotówki ustalają fundusze hedgingowe bawiące się walutami naszego regionu jak rekin bawi się z płetwonurkiem mającym już jedną nogę odgryzioną.
Zatem bylibyśmy partnerem dla Francji i Niemiec, a nie popychadłem globalizacji udającym, że jesteśmy suwerennym mocarstwem – jak udaje Orban czy udawał Klaus. Gdybym to ja obalił rządy Millera i Kwaśniewskiego, plułbym sobie teraz w brodę. Ale to nie ja je obaliłem, obaliły się same. Ja tylko się przyglądałem. Na początku z satysfakcją, później ostrożnie, a dziś z przerażeniem.