Jeśli uznamy, że nie ma znaczenia, kto jest u władzy, bo oni wszyscy są siebie warci, wtedy na pewno będą rządzić ci najgorsi.

Jeśli uznamy, że nie ma znaczenia, kto jest u władzy, bo oni wszyscy są siebie warci, wtedy na pewno będą rządzić ci najgorsi.
Polska raczej nie będzie „drugą Grecją” ani „drugą Wenezuelą”. Gorzej, kiedy nasza gospodarka zaczyna przypominać amerykańską.
Sztuczna inteligencja, która żadną „inteligencją” oczywiście nie jest, może się stać zasłoną dymną dla korporacji i instytucji państwa.
Czy możemy żyć wygodnie, ale tak, by nasz komfort nie był wyrokiem śmierci dla planety?
Istnieją dwa sposoby odcinania ludzi od informacji. Jeden z nich to tradycyjna cenzura; drugi jest mniej oczywisty.
Elity nauczyły się mówić antyelitarnym językiem, by bronić swoich interesów. Ich przekaz jest niebezpiecznie atrakcyjny.
Postęp nie musi oznaczać naporu nowych wynalazków. Dziś stosujemy raczej inne miary.
Trzeba było wynaleźć ideę, że pieszy może chodzić źle – i to właśnie zrobiło lobby przemysłu samochodowego.
Socjolog Hartmut Rosa pisze o „huczeniu świata”, czyli wszystkim tym, co sprawia, że jesteśmy ciągle rozproszeni i podenerwowani: od pracy, przez media społecznościowe, po gwałtowny napływ informacji. Jego zdaniem receptą na te problemy jest „strategia Odyseusza”.
Dzięki postępowi technicznemu możemy spełnić marzenie Marksa – stworzyć społeczeństwo obfitości, w którym nikomu nie brakuje podstawowych dóbr.
Zmiana społeczna jest rzeczą tak skomplikowaną, że trudno jest wskazać jeden rodzaj aktywności i powiedzieć: „O! Właśnie to działa, tak róbcie”.
Technokraci nieustannie podejmują tematy, w których specjalizują się humaniści, ale nie mają żadnej ochoty zapoznania się z tym, co mają oni do powiedzenia.