Właśnie mija 50 lat od ogłoszenia przez Richarda Nixona wojny z narkotykami. Dzisiaj dobrze już wiemy, że jedną z jej głównych intencji była kontrola mniejszości etnicznych w Stanach Zjednoczonych. Wiemy to m.in. z dokumentów czy relacji jego współpracowników – mówi Kasia Malinowska, dyrektorka Global Drug Policy Program w Open Society Foundations.
Derek Chauvin, były policjant z Minneapolis, został oskarżony o zabicie Afroamerykanina George’a Floyda w maju 2020 roku. Podczas zatrzymania Chauvin przyduszał Floyda kolanem, kiedy ten krzyczał, że nie może oddychać. Po śmierci Floyda przez Stany Zjednoczone przeszła kolejna fala protestów przeciwko brutalności policji.
Chauvin został zwolniony z policji dzień po śmiertelnym w skutkach zatrzymaniu, trzy dni później był już aresztowany. Pod koniec kwietnia tego roku ława przysięgłych uznała go za winnego morderstwa. Przysięgłym wystarczyło 10 godzin obrad, żeby podjąć ostateczną decyzję.
Podczas procesu Chauvina jego obrońcy argumentowali, że Floyd nie zmarł od przyduszania, tylko dlatego, że był pod wpływem narkotyków. Teza ta została prędko obalona.
O tym, dlaczego obrona próbowała wykorzystać stereotyp „ciemnoskórego narkomana”, i o tym, co wspólnego z amerykańską wojną z narkotykami mają uprzedzenia rasowe, rozmawiamy z Kasią Malinowską, dyrektorką Global Drug Policy Program w Open Society Foundations.
Chauvin skazany za morderstwo. Czy amerykańska policja przestanie zabijać czarnych?
czytaj także
Dawid Krawczyk, Mateusz Kowalik: Na filmie z zatrzymania George’a Floyda widzimy, jak policjant Derek Chauvin dusi go kolanem. Floyd zmarł niedługo po tym, a Chauvin właśnie został skazany za morderstwo. Co wspólnego z tą sprawą miały substancje psychoaktywne?
Kasia Malinowska: Krótko po śmierci George’a Floyda zostały opublikowane wyniki sekcji jego zwłok. Wynikało z nich, że mężczyzna był pod wpływem substancji psychoaktywnych, co dla wielu osób stało się usprawiedliwieniem brutalnej reakcji policji. Niektórzy próbowali nawet twierdzić, że to substancje psychoaktywne, a nie duszenie były przyczyną śmierci Floyda. Całą historię przedstawiano w taki sposób, żeby wpisywała się w dobrze znaną narrację wojny z narkotykami.
Czyli co dokładnie?
Właśnie mija 50 lat od ogłoszenia przez Richarda Nixona wojny z narkotykami. Dzisiaj dobrze już wiemy, że jedną z jej głównych intencji była kontrola mniejszości etnicznych w Stanach Zjednoczonych. Wiemy to m.in. z dokumentów czy relacji jego współpracowników.
Poziom korzystania z różnych substancji psychoaktywnych nie różni się między obywatelami różnych ras, ale najczęściej ścigane, aresztowane i skazywane są osoby ciemnoskóre. Przeciętny Amerykanin jest przekonany, że substancje psychoaktywne działają inaczej na ludzi różnych ras i klas, a osoby ciemnoskóre stają się po ich użyciu szczególnie niebezpieczne. Taki Amerykanin mocno by się zdziwił, gdyby mu powiedziano, że narkotyki tak samo działają na białych i ciemnoskórych. Żeby zrozumieć, dlaczego obrona użyła tego argumentu we wspomnianym procesie, trzeba zrozumieć, jak silnie zakorzenione jest to przekonanie. George Floyd pasował do tej narracji aż za dobrze: oto postawny, ciemnoskóry facet po narkotykach, a zatem na pewno niebezpieczny, wręcz naładowany jakąś nadludzką siłą.
czytaj także
A zdziwiło cię to, że obrona próbuje takiej argumentacji w 2021 roku, 50 lat po Nixonie?
Ani trochę. Wiadomo było, że policja nie ma opinii publicznej po swojej stronie, więc próbowali wszystkiego.
Czyli wciąż istnieje szansa, że dla amerykańskiego sądu fakt uzależnienia będzie czymś obciążającym?
Jest obciążający dla każdego, bez względu na to, czy to osoba biała, czy ciemnoskóra. Tylko że dla tych drugich to okoliczność obciążająca szczególnie, ze względu na dominującą wizję tego, jak działają narkotyki na przedstawicieli innych ras niż białej.
O uzależnieniu Floyda i swoim własnym opowiadała przed sądem Courtney Ross, biała partnerka zamordowanego Amerykanina. Powiedziała, że w obydwu przypadkach wszystko zaczęło się od przepisania przez lekarza opioidowych leków przeciwbólowych. Czy to, że z takimi samymi problemami borykała się biała Amerykanka, pozwoli osobom kierującym się uprzedzeniami rasowymi spojrzeć inaczej na uzależnionych ciemnoskórych?
Kryzys opioidowy w Stanach Zjednoczonych jest czymś bardzo poważnym. Cały zeszły rok był najgorszy, jeśli chodzi o liczbę osób, które zmarły z przedawkowania [Według Centrum Prewencji i Kontroli Chorób (CDC) w czasie między październikiem 2019 a wrześniem 2020 z powodu przedawkowania zmarło 87 tys. osób – przyp. red.]. Jako że kryzys ten zaczął się w środowiskach osób białych, to reakcje na niego były i są zdecydowanie inne, niż kiedy problemem było zażywanie cracku wśród biednych osób ciemnoskórych. Jest mniej oceniania, więcej współczucia, więcej też mówi się o dostępie do leczenia. To sprawia, że wojna z narkotykami staje się łagodniejsza.
Łagodniejsza dla wszystkich?
No właśnie nie. W przypadku George’a Floyda nie było dyskusji o tym, że człowiek ten miał problem z uzależnieniem i nie miał dostępu do leczenia, współczucia nie było w zasadzie w ogóle.
Jednocześnie Floyd stał się pośmiertnie bardzo ważnym bohaterem protestów, które od lat wychodzą na ulice amerykańskich miast w sprzeciwie wobec brutalności policji.
Za sprawą ruchu Black Lives Matter okrucieństwo policji wobec osób ciemnoskórych stało się jednym z najistotniejszych tematów amerykańskiej polityki. Zarówno prezydent Biden, jak i niektórzy gubernatorzy starają się przeciwdziałać brutalności policji.
czytaj także
Przysięgli uznali byłego policjanta za winnego zabójstwa już po dziesięciu godzinach obrad. Czy można w tym upatrywać nadziei, że sprawiedliwości stało się zadość, a informacja o substancjach psychoaktywnych we krwi ofiary nie przeszkodziła przysięgłym w osądzie?
To, że Chauvin został słusznie osądzony, nie jest wynikiem zmiany myślenia. To efekt tego, że wszyscy widzieli film, na którym dusi on Floyda przez ponad dziewięć minut. Z policyjnego raportu złożonego po zdarzeniu wynikało, że Floyd się stawiał, a że był pod wpływem narkotyków. To w wyniku policyjnej interwencji pojawiły się u niego problemy zdrowotne, w konsekwencji których zmarł. Tamto nagranie pokazuje, jakich manipulacji dopuszcza się policja. Nie mam wątpliwości, że gdyby jedna odważna nastolatka nie nagrała filmu z zajścia w Minneapolis, to sprawa Chauvina potoczyłaby się zupełnie inaczej. Moim zdaniem ta młoda dziewczyna zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla. Całkiem możliwe, że to dzięki niej nastąpią prawdziwe zmiany w zakresie tego, co wolno policji – zmiany, których organizacje pozarządowe domagały się od lat.
Sekcja zwłok wykazała, że we krwi George’a Floyda znajdowało się 11 ng/ml fentanylu. Obiektywnie to duża dawka, ale nie dla osoby uzależnionej, której tolerancja na substancję opiaty jest większa. To nie była ilość, która mogłaby spowodować śmierć. Poza tym, nie tak umiera się z przedawkowania. Taka osoba odpływa, przelewa się przez ręce, a Floyd krzyczał, błagał o litość.
Przez kilka miesięcy amerykańska opinia publiczna żyła historią George’a Floyda. Jednak nie dlatego, że była ona czymś wyjątkowym. Podobnych sytuacji nie brakuje w ostatnich latach. Kiedy spojrzymy w statystyki przestępstw narkotykowych, znajdziemy tam ogromną różnicę między tym, jak często za narkotyki zatrzymywani są ciemnoskórzy Amerykanie, a jak często biali. Jedni i drudzy w podobnych ilościach używają marihuany, ale biali są zatrzymywani za posiadanie cztery razy rzadziej. Dlaczego właściwie tak jest?
Odpowiem na przykładzie: mimo że w mieście Nowy Jork zlikwidowano kary za posiadanie jej określonych ilości, to policja ciągle przeszukuje ludzi – ale tylko w dzielnicach zamieszkanych przez ciemnoskórych. Na Dolnym Manhattanie co krok czuć trawę i nie ma wątpliwości, że ludzie tam palą. Tylko że tam palą głównie biali, więc policja nikogo nie ściga. Natomiast na Bronksie policja nie odpuszcza, bo to narzędzie kontroli osób ciemnoskórych.
Także stopień uzależnień od opioidów jest podobny pośród przedstawicieli wszystkich ras, natomiast z powodu przedawkowania umiera o wiele więcej osób innych kolorów skóry niż biały. Czym to tłumaczyć?
Ponownie, wszystko sprowadza się do tego, jak reaguje policja. Jeśli osoba potrzebująca pomocy dzwoni pod numer alarmowy, to ryzykuje, że oprócz karetki przyjedzie jeszcze policja. A ta, jak już wiemy, inaczej traktuje osoby białe, a inaczej ciemnoskóre. Te drugie ryzykują aresztowanie, co raczej nie dotyczy białych. Biali tłumaczą, że używanie substancji psychoaktywnych jest formą samoleczenia: biedy, bólu, duszy. Trudniej o spojrzenie z takiej perspektywy, kiedy przedawkowanie dotyczy kogoś ciemnoskórego.
Jim Crow 2021, czyli walka z odbieraniem praw wyborczych Amerykanom
czytaj także
Jednak minęło 50 lat od ogłoszenia wojny narkotykowej Nixona. Nie jesteśmy przecież w tym samym punkcie co wtedy. Ile z tej polityki zostało dzisiaj, a co się zmieniło?
Jej najbardziej dramatycznym przykładem jest różnica w karach za posiadanie kokainy w proszku i w formie cracku. To ta sama substancja, ale w dwóch różnych formach. Proszek jest czystszy i używają go bogaci biali, crack to narkotyk ludzi biednych, najczęściej ciemnoskórych. Elementem wojny z narkotykami było wprowadzenie w 1986 roku prawa, które przewidywało taki sam wymiar kary za jedną dawkę cracku co za sto dawek proszku. Z przykrością muszę stwierdzić, że Joe Biden był wielkim orędownikiem tego prawa. W 2010 roku ten stosunek został złagodzony do 18:1. Co nadal jest niesprawiedliwe. Mam nadzieję, że podczas tej kadencji prezydenckiej nierównowaga ta zostanie ostatecznie zniesiona.
Jeśli chodzi o legalizację rynku konopnego, też widać pewne progresywne zmiany. W Kalifornii obowiązuje nawet parytet rasowy w licencjach na sprzedaż marihuany – określona ilość dla białych i niebiałych mieszkańców.
Tak, ale jak się spojrzy głębiej, to okazuje się, że i w tych regulacjach ukrywa się systemowy rasizm. Bo można zarezerwować pewną ilość licencji dla mniejszości etnicznych czy przedstawicieli różnych ras, tylko że oni wciąż muszą mieć pieniądze na ich wykupienie. I tu dla wielu niebiałych zaczynają się schody. Wiele niby progresywnych polityk rodzi dla nich pewne utrudnienia. Najlepsze prawo narkotykowe w mojej opinii wprowadza stan Nowy Jork – jego działanie pokaże, czy rasową sprawiedliwość można wcielić w życie.
Na czym polegają nowojorskie rozwiązania?
Najważniejsze jest automatyczne wykreślenie z policyjnych rejestrów wszystkich osób, które zostały skazane za posiadanie marihuany. W innych stanach trzeba się o to samemu ubiegać, nierzadko też zapłacić komuś za wypełnienie wniosku. W Nowym Jorku ma to zadziałać z automatu.
A czy legalizacja marihuany w kolejnych stanach ma szansę zmienić na stałe to, jak postrzegani będą użytkownicy substancji psychoaktywnych?
Myślę, że zmiana jest tak subtelna, że aż ledwie widoczna. Legalizacja marihuany tworzy nową rzeczywistość, w której narkotyki dzielą się na dobre i złe. Oczywiście marihuana to ten jedyny dobry, a reszta jest tak samo zła, jak była, albo jeszcze gorsza. Metamfetamina, crack, heroina dalej są postrzegane jako coś złego. Wyjątkiem są psychodeliki (np. MDMA, które może być skuteczne w leczeniu depresji), bo są zwykle używane przez osoby w większości białe i zamożne.
czytaj także
Czy w takim razie dekryminalizacja posiadania niewielkich ilości innych substancji psychoaktywnych, nie tylko marihuany, jest w stanie zmienić to, jak Ameryka patrzy na osoby, które ich używają?
Tak, sądzę, że to jest kolejny krok, na który jak na razie zdecydowały się tylko władze Oregonu i stan Waszyngton rozpoczyna temat. Kryminalizacja posiadania oznacza, że rządy przerzucają de facto odpowiedzialność za regulacje substancji psychoaktywnych do świata narkobiznesu. A to powinna być odpowiedzialność władz. Jednocześnie na wspomnianym przykładzie Nowego Jorku widzimy, że sama dekryminalizacja marihuany nie przeszkadza policji ciągle ścigać młodych facetów na Bronksie. W praktyce dekryminalizacja to nie jest takie proste remedium, które natychmiast przynosi efekty.
Jest jakiś inny sposób?
Prokuratorka stanowa w Maryland, Marilyn Mosby, jeszcze przed pandemią obwieściła, że nie będzie nikogo oskarżać w sprawach o posiadanie niewielkich ilości marihuany. Podczas pandemii rozszerzyła to podejście także na inne narkotyki, jako element walki z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Funkcjonariusze policji na początku się stawiali, ale ona pokazała, że można inaczej. W rozmowie ze mną wytłumaczyła, że była to jej odpowiedź na brak perspektyw na dekryminalizację przez stanowe ustawodawstwo. Dlatego jeśli nie można zmienić prawa, ona wprowadziła to na poziomie praktyki. Wygląda na to, że jej się udało.
***
Kasia Malinowska – specjalistka w dziedzinie zdrowia publicznego. Kieruje programem międzynarodowej polityki narkotykowej (Global Drug Policy Program) w Open Society Foundations. Wcześniej zajmowała się polityką wobec HIV/AIDS, współpracując m.in. z Programem Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju. W latach 90. współtworzyła pierwszy w Polsce narodowy program walki z AIDS.