Ignacy Karpowicz

Znowu możemy palić papierosy

Pisząc o Kalicińskiej w wysokonakładowym medium, chciałem sprawdzić, czy dyskusja o literaturze jest możliwa.

Kiedyś najbardziej lubiłem bawić się w piaskownicy, teraz najbardziej lubię palić papierosy, a wspominam o tym na okoliczność tekstu o Kalicińskiej, którego autorstwa nie zamierzam się wypierać. Ostatnio zabrał głos Jaś Kapela, mój – bez nutki sarkazmu – ulubiony poppoeta i fajnie wykręcony felietonista. A w ogóle to każdy czuje się w obowiązku głos zabrać. Jechałem niedawno na targi książki w Krakowie, jechałem PKP z Warszawy, i to był koszmar; mój pierwszy w życiu koszmar w wagonie restauracyjnym (inne koszmary się dotąd nie przemieszczały pociągiem). Każdy miał mi coś do powiedzenia (pociąg wypełniali literaci, a oni, jak Polska, ochoczo tracą dobre okazje, żeby siedzieć cicho). A to że ładnie, a to że brzydko napisałem – tak mówili. Zanim udało mi się przejść przez wagon Wars (ang. wojny), dojechałem już byłem do smoka wawelskiego, aczkolwiek nic się nie zmieniło, nadal ział ogienkiem z gazu, a przez trzy następne dni ta sama śpiewka: tekst wspaniały, tekst okropny i mizoginistyczny (pozdrawiam niektóre feministki oraz Pawła Dunina-Wąsowicza), oj, oj, no i to gówno! Nie wolno używać słów, które pochodzą z tylnych części człowieka! Wolno używać tylko słów pochodzących z górnych części człowieka.

I to jest chyba miejsce na pierwszą smutną konstatację: możesz pisać kilka lat powieść, nikt nie zauważy, w dzień machniesz notkę – zostanie dostrzeżona. Ta zasada świetnie pokazuje miejsce i rangę literatury w dzisiejszym świecie.

Literatura, żeby dało się o niej mówić, nie powinna przekraczać 6 tys. znaków (oczywiście, moja notka nie była literaturą; cóż, od uproszczeń i tak nie uciekniemy).

Do pewnego stopnia świadomie wszedłem lub weszłem, jak mawiał Wałęsa, ważne że doszłem, w rolę prowokatora. Spodziewałem się, że w piaskownicy znowu będziemy okładać się plastikowymi łopatkami, jakby jaranie szlugów nie było znacznie fajniejsze (żeby to wiedzieć, trzeba skończyć z 10 lat, albo i nie).

Tedy pisząc o Kalicińskiej w wysokonakładowym medium, chciałem sprawdzić, czy dyskusja o literaturze jest możliwa. Piszę to z zachowaniem wszelkich proporcji, to jest: ani mój tekst nie zaliczał się w poczet tekstów głębokich czy przełomowych, ani takie nie okazały się reakcje nań. Ot, miałem łopatkę z plastiku i z niej skorzystałem. Inni też grabki mają i z nich korzystają. Zgodnie z przewidywaniami – dyskusja o literaturze nie jest możliwa, raczej ogranicza się do niszczenia sobie nawzajem babek i zamków z piasku. Trochę to przykre, taki jest jednak świat, słońce wschodzi i zachodzi (oto druga smutna konstatacja).

Jaś Kapela zarzuca mi zasadę nieproporcjonalności. Na notkę blogową reaguję w wysokonakładowej GW. Prawda i nieprawda. Kalicińska dzień czy dwa później dostała ze trzy razy więcej miejsca niż ja (plus gigazdjęcie, a moje malutkie), zatem nie została pokrzywdzona albo też została pokrzywdzona trzy razy obszerniej niż moja osoba. Dlaczego teksty te nie ukazały się równocześnie? Tego nie wiem, choć przypuszczam, że szło o tzw. stworzenie dogodnych warunków do wymiany poglądów. Nawet o literaturze trzeba pisać w atmosferze lekkiej jatki, takie media, taka publicystyka, ucieczką przed tymi regułami jest milczenie, ewentualnie „FA-Art”.

I jeszcze jedna imputacja osobista. Otóż prawdę Jaś rzekł, że Kalicińska sprzedaje się lepiej niż Karpowicz, Karpowicz jednak sprzedaje się na tyle dobrze, że ma na jedzenie i mnóstwo papierosów, co go w wystarczającym stopniu satysfakcjonuje. To nie jest sytuacja symetrycznych zazdrości (ja jej zazdroszczę nakładów i kasy, ona mi nominacji i nagród).

Kapela włożył spory wysiłek (a może żadnego? Może taki posiada po prostu wrodzony dar?) w ominięcie tego, co napisałem, i pisanie o tym, czego nie napisałem. Nie bronię, jak Kapela podejrzewa, literatury wysokiej przed „popularną”. Żeby na coś takiego się zdecydować, musiałbym być w takim stanie jak śp. Mrożek zabierający się do pisania Baltazara. Czyli w stanie złym, dopowiem.

Przesterowując dyskusję w rejony, w których Kapela, polemizując ze mną, znalazł się sam na sam ze sobą (i przypuszczam, że w tym miejscu wcale się nie nudzi), dokonał on uniku przed tym, co naprawdę istotne. Kwestia kluczowa to jakość.

Tutaj Kapela zastosował cwany trik: nie sposób rozstrzygnąć, czy Proust lepszy jest od Pynchona – rzecze. Pełna zgoda, tylko że to demagogia. Proszę podmienić któregokolwiek z przywołanych na np. Katarzynę Michalak? I jak teraz? Też nie sposób rozstrzygnąć czy Proust lepszy jest od AutorKasi (tak pisze sama o sobie)? Naprawdę Kapela wierzy w to, co pisze, czy wyjechał na wakacje?

Jakość istnieje, i w nauce, i w literaturze, i w religii chyba też.

To pomysł cudaczny i nie do obrony, że cała literatura jest aż tak bardzo subiektywna i niewymierna, iż wszyscy sobie równi. Równość występuje w Karcie Praw Podstawowych, nie da się jej jednak rozciągnąć na literaturę.

Druga sprawa, przy której Kapela postanowił się rozminąć z tym, co napisałem, to temat całej tej zabawy w piaskownicy. Moja reakcja na tekst Kalicińskiej nie była reakcją na smutek i mrok świata, ani na świata piękno i dobro, lecz reakcją na Kalicińskiej ocenę kryteriów przyznawania prestiżowych nagród. I tak, zgadzam się z Kapelą, który zgadza się z Kalicińską, która ze mną się nie zgadza, że raczej ponure teksty wyróżnia się nominacjami i nagrodami, wszak nie dlatego, że taka moda, lecz dlatego że te akurat okazują się dużo lepsze. Poza tym nie da się przeprowadzić linii demarkacyjnej, że to wyłącznie o szczęściu, a tamto o nieszczęściu. W powieściach popularnych też smutnawo bywa, Dumbledore na przykład zginął i wielu innych też, nie wspominając tych, którzy chorują i kto wie, co się z nimi w kolejnych tomach stanie.

A zatem jakość. Jak ją zdefiniować? Nie wiem. Każdy czytelnik wyrobił w sobie oceniającą i wartościującą maszynkę. Maszynka ta potrafi wznieść się ponad osobnicze gusty. Na przykład nie przepadam za prozą Mariana Pilota, lecz nie odmówię mu umiejętności. Bo to jest proza wysokiej jakości.

To może w takim razie prawda? Może w dobrej literaturze idzie o prawdę? Takim pytaniem wystawiam tylną część siebie, z której wychodzi Słowo, Którego Nie Wolno Używać, do bicia. Trudno, walcie.

Czym może być prawda w literaturze? (Gdy to napisałem, paw mi podszedł do szczytowych części ciała. Matko, do czego ten Kapela mnie zmusza!)

Że autor usiłuje dogrzebać się na własną rękę do czegoś istotnego, zdając sobie sprawę z połowiczności odpowiedzi? Że unika się gotowych klisz i schematów? Że uczciwe drążenie rzeczywistości nie ma końca ani początku? Nie wiem.

Trzecia konstatacja (sam nie wiem, smutna, czy radosna): podróbki dyskusji o literaturze w wysokonakładowej prasie wybuchają raz na dwa lata. Teraz można odłożyć grabki i spokojnie palić papierosy aż do roku 2015.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ignacy Karpowicz
Ignacy Karpowicz
Pisarz
Polski pisarz, prozaik, tłumacz literacki
Zamknij