Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Amerykanom wszelką łaskę, Niemcom nawet ogarka

Niezależnie od tego, kto rządzi, Amerykanie mogą być spokojni: polskie władze zawsze znajdą sposób, by sprawić przyjemność swoim protektorom zza oceanu.

ObserwujObserwujesz
Prasówka

4

W znakomitej książce Katji Hoyer Kraj za murem – krótkiej historii NRD, o której niedawno pisała Kinga Dunin – zaskakuje opis szacunku Stalina do zniszczonych po wojnie Niemiec. Ironicznie można stwierdzić, że dzisiejsza Polska prowadzi coraz bardziej antystalinowską politykę wobec Berlina.

Świetnym dowodem w tej sprawie są weekendowe konwencje KO i PiS, o których pisze dziś u nas Jakub Majmurek. „Niemcy chcą nam zabrać państwo. Francuzi razem z nimi. Nie wiem dlaczego, ale tak. Biurokracja europejska pali się aż do tego. Amerykanie nie” – mówił Jarosław Kaczyński, nadający ton polskiej polityce zagranicznej mimo wielokrotnie diagnozowanego braku zainteresowania tematem. Kaczyński, podobnie jak choćby Władimir Putin, traktuje politykę międzynarodową jako paliwo wewnętrznych kampanii, a jego poglądy kształtują zdolniejsi, jak choćby dobrze ustosunkowany w USA Adam Bielan.

Czytaj także Herbata Tuska: w weekend Platforma pokazała się od najgorszej strony Jakub Majmurek

Niestety, potwierdzają się jednocześnie słowa dry Agnieszki Łady-Konefrał, która w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówiła niedawno: „odpowiedzi ze strony koalicji rządowej nie ma. Brakuje pozytywnego przekazu politycznego, rząd się wycofał z działań na rzecz budowy relacji polsko-niemieckich i to jest poważny błąd. Nieoficjalnie politycy próbują tę woltę tłumaczyć powiększającym się sceptycyzmem Polaków wobec Niemców albo niechęcią do współpracy z nimi na zasadzie: »Nic od nich nie chcemy«”.

Niektórzy mogliby więc pomyśleć, że powtarzane do znudzenia przyklejanie Donaldowi Tuskowi motta „für Deutschland” przez TVP w czasach pisowskiej propagandy było tylko pobożnym życzeniem albo za mocno siadło premierowi na psychikę. Dlatego Tusk, tradycyjnie już jako polityk będący reakcyjnym odbiciem Kaczyńskiego, bladym, liberalnym rewersem jego populizmu, w wywiadzie dla „The Sunday Times” powiedział, że wypowiedzenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka to pomysł „całkiem rozsądny”.

Chodzi oczywiście o politykę migracyjną i „asertywną” politykę wobec europejskich partnerów, wokół których Tusk zamierza chyba budować swoją opowieść na wybory w 2027 roku. Ale to oczywiście tylko jedna strategiczna noga – drugą jest konsekwentne i podobnie utrudniające zrozumienie różnic między poszczególnymi partiami prawicowymi w polskim parlamencie robienie łaski Amerykanom.

Niezależnie od tego, kto rządzi, Amerykanie mogą być spokojni: polskie władze zawsze znajdą sposób, by sprawić przyjemność swoim protektorom zza oceanu. Nie ma też znaczenia, czy chodzi o skupowanie przestarzałego sprzętu wojskowego za miliardy dolarów, czy o szkolenia Polaków z nowoczesnych narzędzi przez Google, które dla odmiany na ten zbożny cel wyłoży słynne pięć milionów, czy wreszcie o zapowiedziany w poniedziałek pakt z firmą Palantir Petera Thiela.

Można by powiedzieć – pakt z diabłem, gdyby nie to, że według doniesień prasowych sam Thiel gania za antychrystem niczym święty Jerzy za smokiem. Ale to tylko przykrywka – wymieniając kilka kandydatur na największe światowe zło, wśród nich Gretę Thunberg, Thiel chce w niezbyt wyrafinowany sposób odciągnąć uwagę od swojej firmy, która już dziś dostaje miliardy od amerykańskiego rządu za zbieranie i analizę danych pozwalających na rzeź w Gazie, politykę migracyjną w wydaniu Trumpa czy kampanie wyborcze polityków Partii Republikańskiej.

Polskie społeczeństwo regularnie karmione jest informacjami o tym, że Niemiec już nie ma, że padły ostatecznie pod ciężarem swojej polityki migracyjnej, odchodzenia od atomu, wysyłania SMS-ów za pomocą kozicy i prób współpracy z Rosją Putina. Częściowo są to zarzuty słuszne, jednak jak pisał Jakub Majmurek w recenzji Kaputt Wolfganga Münchaua – nie ma powodów, by Polacy się z tego cieszyli.

Bo choć jednocześnie ustami zarówno polityków KO, jak i niepartyjnych publicystów powtarzamy mantrę o polskim wzroście niewidzianym od tysiąca lat, to Polska nie spieszy się do roli liderki, mogącej wraz z Niemcami i dorzuconą przez Kaczyńskiego w weekend do eurokołchozowego pakietu Francją dyktować warunki, proponować rozwiązania, wyznaczać standardy, czy choćby umiejętnie pielęgnować życiodajny europejski sojusz w momencie, gdy Amerykanie szykują się do porzucenia demokracji na, jak szacował na naszych łamach Jason Stanley, jakieś 100 lat.

Czytaj także Gdy władzę przejmie AfD, Niemcy staną się zagrożeniem dla Europy Michał Sutowski rozmawia z Roderichem Kiesewetterem

W ten sposób znajdziemy się między putinowską Rosją a „wywalającą się na głupi ryj” Europą Zachodnią, przekonani, że oddanie wszystkiego pod amerykański parasol zapewni nam spokojny sen. Jedyna rola, jaka w takim układzie pozostaje Polsce, to wieczne przypominanie o własnych ofiarach, defensywna pseudodyplomacja i całkowite zawierzenie kapryśnemu wasalowi, który nawet w kwestii roli Rosji w wywołanej przez nią wojnie zmieniał zdanie jakieś dziesięć razy w ciągu ostatniego tygodnia, ostatnio nazywając „niestosownymi” testy rakiety Buriewiestnik. Ciekawe, czy myślący o dwa kroki do przodu polski rząd ma już pomysły na układanie stosunków z ewentualnym następcą mówiącego coraz dziwniejsze rzeczy, starzejącego się w oczach satrapy.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie