Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Rozejm, ale nie pokój. Co jest nie tak z „zawieszeniem broni” w Gazie?

Dla Palestyńczyków obowiązujące porozumienie jest niczym innym, jak narzuconym przez wrogie im siły aktem kapitulacji. Tymczasem w izraelskich mediach rozpoczęła się kampania przygotowująca tamtejsze społeczeństwo do wznowienia wojny z Hezbollahem.

Kontekst

🔫 Mimo deklarowanej walki z terroryzmem Benjamin Netanjahu przyznał, że Izrael wspiera w Gazie islamistyczne bojówki wrogie Hamasowi. Doprowadziło to do wewnętrznych walk między palestyńskimi ugrupowaniami.

🚫 Wcześniej przez lata Izrael wzmacniał Hamas kosztem Autonomii Palestyńskiej, blokując powstanie państwa palestyńskiego.

🕊️ Zawieszenie broni i plan Donalda Trumpa utrwalają okupację, nie dając Palestyńczykom szansy na samostanowienie. Prawdziwy pokój wymaga uznania ich godności i prawa do samostanowienia.

8

3

Tuż po wejściu w życie porozumienia o zawieszeniu broni między Izraelem i Hamasem w mediach zaczęły pojawiać się doniesienia o brutalnych starciach pomiędzy palestyńskimi formacjami zbrojnymi w Gazie. Zgodnie z informacjami podawanymi przez BBC, w walkach Hamasu przeciwko wrogim mu siłom palestyńskim zginęło ponad dwadzieścia osób.

Apologeci Izraela przedstawiają to jako dowód na podwójne standardy i rzekomy antysemityzm strony propalestyńskiej na całym świecie. Oto Gazańczycy zabijają się wzajemnie – a zachodni „hamasiarze” i kawiorowa lewica ani się nie zająkną. Te same osoby milczą jednak o tym, że obecna sytuacja w dużej mierze wynika z działań samego Izraela.

Trzeba tu wspomnieć Jassera Abu Szababa, przed 2024 rokiem nieznanego szerzej w Gazie beduińskiego przemytnika. W październiku 2023 roku 31-latek przebywał w prowadzonym przez Hamas więzieniu, gdzie odbywał karę za przemyt tytoniu i handel narkotykami. Został uwolniony w niewyjaśnionych okolicznościach – mówi się, że w wyniku izraelskiego bombardowania. Obecnie jest przywódcą Sił Ludowych (Public Forces), islamistycznej bojówki oskarżanej o powiązania z tzw. Państwem Islamskim, zaangażowanej m.in. w okradanie wozów z pomocą humanitarną dla Gazy.

Czytaj także Były izraelski żołnierz walczy o wolną Palestynę. „Należałem do organizacji terrorystycznej” Paweł Jędral rozmawia z Yonatanem Shapirą

Siły Ludowe kontrolują południowo-wschodnie krańce strefy, a sam Abu Szabab przedstawia siebie jako lepszą alternatywę wobec Hamasu. W czerwcu tego roku Benjamin Netanjahu otwarcie przyznał, że Izrael pomaga dostarczać broń ludziom Abu Szababa. „Nie widzę w tym nic złego. To jedynie pomaga ocalić życie naszych żołnierzy” – stwierdził.

Apologeci Izraela ronią krokodyle łzy na wieść o wypuszczeniu z więzień palestyńskich bojowników odpowiedzialnych za śmiertelne w skutkach ataki terrorystyczne. Jednocześnie otwarte wspieranie przez Izrael islamskich fanatyków jest dla nich w pełni uzasadnione, gdy tylko stanowi część strategii izraelskich władz. I to pomimo faktu, że strategia ta po wielokroć odbiła się Izraelowi czkawką.

Izraelski rząd przez lata grał na wzmocnienie pozycji Hamasu w Gazie kosztem legalnych władz Autonomii Palestyńskiej, aby nie dopuścić do tzw. rozwiązania dwupaństwowego. Władze przez dekadę z premedytacją przyzwalały na transfery milionów dolarów (w sumie ponad 1,5 miliarda) z Kataru do kieszeni Hamasu, a nawet zachęcały do ich kontynuowania. Izraelski minister finansów Becalel Smotricz wprost mówił, że „Autonomia Palestyńska to obciążenie, Hamas to atut”.

Skutki tej polityki zobaczyliśmy 7 października 2023 roku. To jednak w niczym nie przeszkadza zwolennikom okupacji, dla których stosowanie przez Izrael zasady „dziel i rządź” jest szczytem politycznego sprytu i nawet otwarte dozbrajanie islamistycznych milicji nie budzi w nich zwątpienia.

Wszystko o was – bez was

Co najmniej od czasów drugiej intifady – a być może od śmierci Icchaka Rabina, zastrzelonego w 1995 roku przez prawicowego radykała – izraelskie elity polityczne tkwią w naiwnym przekonaniu, że kwestia palestyńska jest wyłącznie wewnętrzną sprawą Izraela. W tej optyce żyjący pod okupacją Palestyńczycy nie są stroną sporu, a tym bardziej partnerem do rozmów. Są jedynie przykrym i trochę wstydliwym problemem, którym należy zarządzać dostępnymi na daną chwilę metodami. Jako że nieodłącznym elementem „problemu palestyńskiego” jest podejmowanie przez zniewolonych zbrojnego oporu, Izrael „zmuszony jest” do regularnego stosowania wobec Palestyńczyków przemocy.

Czytaj także Gaza to także nasza sprawa Przemysław Wielgosz

Powtarzające się eskalacje konfliktu pomiędzy Izraelem a wrogimi mu palestyńskimi frakcjami bywają eufemistycznie nazywane „strzyżeniem trawy”. Za każdym razem, gdy Hamas przekraczał akceptowalny dla Izraela próg eskalacji, ten odpowiadał bombardowaniem Strefy Gazy. Gdy izraelski wywiad donosił o umacniającej się konspiracji na Zachodnim Brzegu, armia okupacyjna aresztowała kilka osób i demonstracyjnie niszczyła palestyński dobytek. Społeczność międzynarodowa wyrażała oburzenie bądź nie, do mediów trafiała lakoniczna informacja o kolejnych ofiarach konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Po pewnym czasie wymiana ognia ustawała i wracano do punktu wyjścia, w którym ponad 5 milionów Palestyńczyków żyło albo pod brutalną okupacją wojskową, albo w warunkach narzuconej przez Izrael blokady i despotycznych rządów Hamasu.

7 października 2023 roku był anomalią w tym działającym bez zgrzytu cyklu przemocy. Po raz pierwszy na tak dużą skalę okrucieństwo dotknęło wszak samych Izraelczyków, dla których atak Hamasu pozostaje nieprzepracowaną traumą. Wraz z nim kwestia palestyńska przestała być wewnętrzną sprawą Izraela, będącego wówczas o krok od normalizacji stosunków z m.in. Arabią Saudyjską, uznawaną za przywódczynię ciążącego ku Palestynie świata muzułmańskiego.

Atak Hamasu pokazał, że Izrael nie może bezkarnie odmawiać Palestyńczykom fundamentalnych praw. Postawieni przed wyborem – zdobyć się na choćby i brutalny akt bezradności bądź tkwić w powolnej agonii bez szansy na jakąkolwiek ulgę – prędzej czy później zdecydują się na to pierwsze.

Liberałowie w obronie (nie)ładu międzynarodowego

Zwolennicy obecnej pozycji Izraela na Bliskim Wschodzie, pokroju Konstantego Geberta czy Radosława Sikorskiego, skupiają się na przekonaniu opinii publicznej, że zbrodnie Izraela w Strefie Gazy nie są ludobójstwem. Są może i godne potępienia, a nawet moralnie odrażające, ale jako takie nie noszą znamion tej najpoważniejszej spośród zbrodni przeciwko ludzkości.

Sam Gebert na łamach podcastu Kultury Liberalnej lamentował nad wypuszczeniem z więzień palestyńskich bojowników odpowiedzialnych za śmierć izraelskich cywili – choć w ramach wymiany zwolniono również ludzi mających na rękach krew palestyńską, czyli wszystkich izraelskich żołnierzy pozostających w niewoli Hamasu.

W optyce przedstawicieli tzw. liberalnego syjonizmu warunki obecnego zawieszenia broni są sprawiedliwe. Przyznanie jakichkolwiek praw politycznych Palestyńczykom w ramach rozwiązania konfliktu miałoby rzekomo legitymizować Hamas i stanowić zachętę do kolejnych ataków. Liberalni syjoniści, choć na większość spraw mają poglądy humanitarne i demokratyczne, w tym przypadku gotowi są wziąć prawo do bezpieczeństwa i samostanowienia całego narodu palestyńskiego na zakładnika izraelskich ambicji politycznych. W niczym nie przeszkadza im fakt, że skutki izraelskiej okupacji Palestyny są głównym czynnikiem uniemożliwiającym Izraelczykom życie w bezpieczeństwie.

Co mają czuć sami Palestyńczycy? Izrael nie poniósł jak dotąd żadnych poważniejszych konsekwencji ludobójstwa. Odpowiedzialni za zbrodnie w Gazie pozostają na wolności, wciąż dozbrajani przez Zachód. Przywódcy Izraela otwarcie deklarują, że jednym z ich głównych celów jest niedopuszczenie, by Palestyńczycy kiedykolwiek doczekali się wyswobodzenia.

Czytaj także Žižek: Czynią pustynię, nazywając to pokojem Slavoj Žižek

„Spełnimy naszą obietnicę, że państwo palestyńskie nigdy nie powstanie” – ogłosił z dumą Benjamin Netanjahu w sierpniu tego roku podczas konferencji prasowej na nielegalnym izraelskim osiedlu Ma’ale Adumim. Pretekstem do wizyty premiera w tym miejscu były plany budowy trasy E1, łączącej je z Jerozolimą. Celem jest oddzielenie północnej i południowej części Zachodniego Brzegu. Budowa drogi i przylegającej do niej infrastruktury ma metodą faktów dokonanych uniemożliwić scalenie obu palestyńskich terytoriów w przyszłości i ustanowienie palestyńskiego państwa narodowego na tym terenie.

Warunki graniczne zawieszenia broni w Gazie Izrael przedstawił jeszcze w lipcu, gdy Kneset przytłaczającą większością głosów przyjął uchwałę potępiającą powstanie państwa palestyńskiego w jakimkolwiek miejscu pomiędzy rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym.

„Państwo palestyńskie nigdy nie powstanie. Palestyńczycy muszą wybrać, czy chcą stać się Gazą, czy Dubajem” – grzmiał minister spraw gospodarczych Izraela Nir Barkat, a jego słowa w kontekście powszechnego zniszczenia w Strefie Gazy i fantazji Trumpa o przemienieniu jej w ekskluzywny kurort brzmią jak wyjątkowo ponura groźba. Przeciwko takiemu kursowi państwa próbowali zaprotestować w Knesecie posłowie Ajman Auda (Palestyńczyk z izraelskim obywatelstwem) i Ofer Kasif (izraelski Żyd), którzy podczas wizyty Trumpa wnieśli na salę posiedzeń transparent „Recognize Palestine”. Przekaz nie mógł jednak trafić do prezydenta USA, bo obaj panowie zostali błyskawicznie usunięci z obrad przez ochronę parlamentu.

W wyłaniającym się z powojennych gruzów nowym porządku regionalnym nie ma miejsca nawet na symboliczne uznanie politycznych roszczeń Palestyńczyków. W myśl porozumienia Gaza ani nie zostanie scalona z resztą Autonomii Palestyńskiej w jeden polityczny organizm, ani nie uzyska innej formy międzynarodowej legitymacji. To jedynie scementuje toksyczny układ, w którym rząd Izraela i palestyńscy przywódcy Gazy pozostają ze sobą w śmiertelnym konflikcie.

Dla Palestyńczyków rozejm w obecnym kształcie oznacza brak szans na ustanie okupacji. Strona zachodnia mówi otwarcie: tak, będziecie nadal żyć pod lufami izraelskich karabinów, odcięci od świata systemem murów, drutów kolczastych i checkpointów. Nie będzie wam przysługiwać prawo do przemieszczania się, edukacji czy osobistego rozwoju, ani tym bardziej do samostanowienia. My z kolei pozostawimy wszystkie wasze ziemie pod kontrolą Izraela, który właśnie dokonał na was ludobójstwa i wznieca moralną panikę za każdym razem, gdy ktoś podważy przedstawioną przez niego wersję wydarzeń.

Pokój jest dla silnych. Dla słabych są apartheid i okupacja

Wśród zachwytów nad politycznym geniuszem Donalda Trumpa, przedstawianego jako gołąbek pokoju,, opinii publicznej umyka wciąż katastrofalne położenie mieszkańców Strefy Gazy. Jednak słoniem w pokoju jest nie tyle trudna sytuacja bytowa miejscowych, ile kształt głównych założeń porozumienia o zawieszeniu broni.

Pokojowy plan Trumpa tylko w jednym z dwudziestu punktów w ogóle odnosi się do palestyńskiej państwowości. Punkt 19. mówi o tym, że jeśli Gaza zacznie się odbudowywać, a Autonomii Palestyńskiej uda się przeprowadzić potrzebne reformy, mogą „powstać warunki, aby istniała wiarygodna droga do palestyńskiego samookreślenia i państwowości, którą uznaje się za aspirację narodu palestyńskiego”. Nad wdrożeniem planu pieczę sprawować będzie nie instytucja wybrana przez samych Palestyńczyków, ale zewnętrzna Komisja Pokoju, w której składzie zasiadać będą m.in. Donald Trump i Tony Blair. Ten pierwszy chętnie przedstawia siebie jako stróża globalnego porządku, choć przez całą swoją karierę polityczną udzielał izraelskiej okupacji bezwarunkowego wsparcia. Drugi kojarzony jest przede wszystkim z nielegalną inwazją na Irak, która pochłonęła setki tysięcy ofiar i trwale zdestabilizowała cały region. I choć nie wiemy, czy plan zostanie w całości wdrożony zgodnie z intencjami Trumpa, jego treść obrazuje głęboko uprzedmiotawiający sposób myślenia zachodnich elit o Palestyńczykach.

Czytaj także Mościcki: Wolna Palestyna „od rzeki do morza” to wizja pokoju [rozmowa] Patrycja Wieczorkiewicz

Dla Palestyńczyków obowiązujące porozumienie jest niczym innym, jak narzuconym przez wrogie im siły aktem kapitulacji. Izrael jest dla nich z kolei równie wiarygodnym partnerem, co Rosja z perspektywy narodów Europy Wschodniej. Podobnie jak Moskwa przysięgała dbać o integralność terytorialną Ukrainy, Izrael zobowiązywał się już w przeszłości do uznania państwa palestyńskiego. Palestyńczycy i ich sojusznicy doskonale zdają sobie sprawę, jak niewiele warte były te deklaracje i z niedowierzaniem spoglądają na zarysowany przez Trumpa plan, który on sam przedstawia jako panaceum na wszelkie bolączki regionu.

Tymczasem w izraelskich mediach rozpoczęła się kampania przygotowująca tamtejsze społeczeństwo do wznowienia wojny z Hezbollahem. Również media arabskie z niepokojem spoglądają w kierunku Libanu, na który Izrael dokonał inwazji w zeszłym roku. Ryzyko, że zdesperowany Netanjahu otworzy nowy front bądź znajdzie pretekst do wznowienia operacji ofensywnych w Gazie, pozostaje wysokie. Zwłaszcza że z izraelskiego rządu, wbrew wcześniejszym deklaracjom, nie wystąpili faszystowscy koalicjanci, domagający się zniszczenia Gazy i wygnania jej mieszkańców.

Bez względu na przyszłość rozejmu w Gazie, musimy raz na zawsze porzucić szkodliwą iluzję, że izraelska okupacja Palestyny wcale nie musi mieć terminu ważności. Tylko polityczne rozwiązanie dające podstawowe poczucie godności i bezpieczeństwa obydwu narodom między Rzeką a Morzem jest w stanie stworzyć warunki dla pokoju. W każdym innym wypadku kolejna makabra pozostanie tylko kwestią czasu. Dlatego tak ważne jest, abyśmy nadal mówili o Palestynie – i domagali się dla niej sprawiedliwości.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
8 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
Nutria Ludojad
Nutria Ludojad
2025-10-24 08:11

Akt kapitulacji?
Właśnie tak. To rządzący Gazą Hamas rozpoczął wojnę – którą przegrał.
A nazywanie masakry 7.10 „aktem bezradnosci” trudno skomentować w kulturalny sposób.
Co do „ludobójstwa”, to jakieś dziwne ono jest. Po dwóch latach wojny, w mieście, z wrogiem który zasłania się cywilami i ryje bunkry pod szpitalami – 67 tysięcy zabitych. Z tego około 1/3 to hamasowcy. Ciekawi mnie, jaki procent „zamordowanych dzieci”, ulubionego motywu apologetów miejscowych Arabów, to nastolatki z bronią w ręku?
Gdyby Izrael chciał dokonać ludobójstwa, to ofiar było by nie 67, a 670 tysięcy…

nazzgul257
2025-10-24 09:39
Odpowiedź do  Nutria Ludojad

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to „rządzący Gazą Hamas rozpoczął wojnę, którą przegrał”. Wojna rozpoczęła się dużo wcześniej, bo w latach 1947-48.

A ofiary… 670 tysięcy? Może tyle właśnie Palestyńczyków umrze właśnie na tym zbombardowanym, zagłodzonym kawałku ziemi.

Nutria Ludojad
Nutria Ludojad
2025-10-24 16:15
Odpowiedź do  nazzgul257

Masz rację- wojna zaczęła się w 48′ kiedy zamiast zaakceptować dwa państwa (o co teraz tak zabiegają propalestyńskie ruchy) arabscy sąsiedzi ruszyli na Izrael pod hasłem „potopimy Żydów w morzu”.
Jak wg Ciebie Izrael miał zareagować na 7.10? Wyrażaniem oburzenie? Tak wygląda wojna w mieście. Tak wygląda wojna z wrogiem budującym bunkry pod szpitalami.
Żeby zmusić Japonię do kapitulacji trzeba było zrzucenia atomówek. Japonia przyswoiła lekcję i jest cywilizowanym, pokojowym państwem. Przed Arabami jeszcze długa drogą.

Maciek G
2025-10-24 11:04
Odpowiedź do  Nutria Ludojad

A Ty tak serio, serio?

Mnie sytuacja w Gazie trochę przypomina Powstanie Warszawskie. Też beznadziejne, też bez szans na powodzenie. Bardziej krzyk rozpaczy, niż realna szansa na zmianę czegokolwiek.

Ale sytuacja taka sama… Okupowany kraj, walka zbrojna z okupantem, tysiące ofiar cywilnych, miasto w ruinie… W Warszawie kanały, w Gazie tunele…
U nas „dzieci-harcerze” walczyły i to było chwalebne, a tam jest karygodne?
I jakoś powstańców nikt, może poza Niemcami, nie określał mianem terrorystów…

Ostatnio edytowane 12 godzin temu przez Maciek G
Nutria Ludojad
Nutria Ludojad
2025-10-24 16:05
Odpowiedź do  Maciek G

Ja tak na serio.
Masz czelność porównywać powstańców warszawskich do hamasowskich zwyrodnialców?
Polski ruch oporu nie gwałcił Niemek aż do śmierci. Nie zarzynał niemieckich dzieci.
Powstania Warszawskiego nie rozpoczęła masakra niemieckich cywili – mimo że niemiecka okupacja była nieporównywalnie gorsza od sytuacji w Gazie.
Niepojęte jest zaczadzenie lewicy i „postępowców” sytuacją na Bliskim Wschodzie. Masakry w Syrii, Kongo, Birmie już tak was nie ruszają, co? Bo tutaj mozna oskarżać „zachodni kolonializm”. Bo wierzę że nie chodzi o Żydów – tak jak waszemu funkcjonalnemu sojusznikowi (chwalonego przez Zandberga) Braunowi.

Marcin Sadurski
2025-10-24 16:42
Odpowiedź do  Nutria Ludojad

Niepojęta dla mnie jest bezczelność i prymitywna argumentacja hasbary.

Nutria Ludojad
Nutria Ludojad
2025-10-24 17:04
Odpowiedź do  Marcin Sadurski

Po pierwsze, jako świniożerny i niewierzący goj jestem najwyżej hasbarą-non-profit.
Po drugie gdzie tu bezczelność?
Gaza od ewakuacji z niej Izraelczyków stała się gniazdem terrorystów, którzy poczuli się w końcu tak pewnie, że dokonali ludobójczej (1200 ofiar w 1 dzień – w Gazie w czasie wojny ginęło +/- 90 osób dziennie) agresji na Izrael. A kiedy Izrael zareagował narychmiast odpalono pallywoodzkie victim card – dzieci, kobiety, same gruzy dookoła i rzewne obrazki generowane przez AI (soszjale są ich pełne).
Zapytam ponownie, nie oczekując odpowiedzi – jak Izrael miał zareagować na masakrę?

Marcin Sadurski
2025-10-24 16:40